Nasza indywidualna duchowa
ścieżka jest długa i wiele na niej przeszkód i prób... a my
ludzie musimy opanować te wszystkie trudności. Nie ma w
życiu ścieżki, tylko tej jednej, pełnej radości, dobrobytu i
miłości. Jeśli ktoś wam mówi, że jest na takowej, nie ma w
nim szczerości w jego sercu, po prostu was oszukuje. I
produkuje w was tylko beznadzieje.
Czym bardziej doświadczona dusza i chce osiągnąć swój
duchowy cel, dostaje od życia ciężkie programy... i ma
szansę wykazania siebie, nie tylko w miłości i szczęściu (to
najłatwiejszy program), ale i w tych scenach z jego
opluwania, poniewierki i złego fatum... zwykle duchowi
nauczyciele nie mówią o 7 latach próby, a raczej szkolą jak
zdobyć szczęście, miłość i bogactwo, w dodatku w jeden
weekend. Lecz bardziej ambitne dusze mają te próby nawet
przedłużone, a te słabsze mogą mieć skrócone, ponieważ mogą
sobie zrobić krzywdę... ale w obu wypadkach muszą osiągnąć
swój poziom, otworzyć wyższe ośrodki, aby w ten program
mogli wejść od nowa... tylko nie zawsze ta energia u
niższych dusz wyniesie ich na oczekiwaną pozycję... przed
nimi dalsze wcielenia i próby.
Ale musimy też wiedzieć: nie wolno robić nic na siłę, to
musi być stopniowe otwieranie siebie, takie organiczne, nie
za pomocą skalpela, cudownych specyfików itd., które
przyśpieszają człowieka duchowe dojrzewanie... bo będą mieć
taką samą wartość jak pomidory ze szklarni... więcej z nich
chorób niż zdrowia. I taka będzie i w was, ta siła duchowa,
która nie wyniesie was zbyt wysoko. Nasze duchowe ośrodki to
taki płód w łonie matki i musi dojrzewać i rodzić się
naturalnie... bo to mocno wyrafinowane ziarno! Ale kiedy
uszkodzimy to ziarno, będziemy mieć bubla... i tak jest nam
to pokazane, ile płodów rodzi się z uszkodzeniami... a nawet
martwych! Nic nie dzieje się bez powodu... to wszystko
sprawiają „niedojrzałe pomidory”. I musimy już wiedzieć, kto
za tym stoi, aby uszkodzić te nasze płody!
Takie wymuszanie na sobie czegoś, przedwczesne otwarcia pól
energetycznych, mogą skończyć się chorobą umysłową, a nawet
samobójstwem. Taki człowiek nie jest gotowy podjąć wyzwań,
jakie na niego czekają... to tak jakby kupił dyplom z
Wyższej Uczelni i nie ma pojęcia, czego tam uczono, i nie
miał żadnych praktyk... a tu musi zrobić doskonały projekt,
np. zbudować most między dwoma kontynentami.
I zanim ruszymy do tej duchowej szkoły musimy uporać się z
własnymi myślami, nie mogą nami rządzić. I powiedzą ci
mędrcy:
- Wymień swoich wrogów, a ja powiem ci: kim jesteś!
I nie ważne, kto to będzie: sąsiad, szwagier, teściowa,
matka, syn, córka, nauczyciel w szkole, czy szef w pracy...
i może to być Budda, czy sam Jezus (z którymi ludzie tak
nieustannie walczą), a może nawet cały naród... wszyscy ci
twoi nieprzyjaciele żyją cały czas w twoim umyśle i
codziennie cię baderują, a to ich prześladowanie odbiera
tobie zdrowie i życie. Bo ty przecież jesteś doskonały,
tylko te „kaktusy” wiecznie cię ranią. Był taki zwyczaj u
Majów, Azteków... ranili swoje ciało kaktusami i nieśli na
nich własną krew bogom do świątyni... to ma swoją głęboką
duchową wymowę! W chrześcijaństwie to jest biczowanie samego
siebie. Bo przecie nie ma większej klątwy na człowieka, jaką
każdego dnia narzuca na siebie, walcząc w swoim umyśle, ze
swoimi wrogami. Toteż nie rzadko kiedy człowiek nie rozprawi
się w porę z tymi myślami, jego własna dusza mu pomaga,
zsyła mu taki kaktus w formie choroby. I zawsze go
przechytrzy, pomimo opieki najlepszych lekarzy. I kto
mieszka w takim człowieku, ten spowoduje jego cierpienia,
ale to tylko nasze umysłowe przyćmienie... walka ze swoimi
cieniami (Tu się kłania Germańska Medycyna).
Musimy wiedzieć, jako człowiek, wszyscy nosimy w sobie tą
samą esencję, która mieszka w każdym z nas, jesteśmy
nosicielami tego samego nasionka... i albo wyhodujemy z
niego wielkie drzewo, niczym gorczyca... albo zdławimy je w
zarodku i nie wyrośnie z niego nic, albo taki karłowaty i
gorzki piołun, który będzie wiecznie rozlewał w nas swoją
gorzką nalewkę.
A każdy z nas ma w sobie esencję Chrystusa (Krestos,
Kriszna, Kristos) i kiedy przebudzi się w nas Jego Esencja,
z tego samego nasionka, poczujemy w swoich ustach słodką
ambrozję.
Imię:
-„Krestos „zostało zaczerpnięte ze słowiańskiego, czyli
pogańskiego języka.
-„Kriszna” ze starohinduskiego.
-„Kristos” ze starogreckiego.
Ogólnie biorąc ma to samo znaczenie! I jak widać jest stare
niczym sam człowiek.
Krestos, Kriszna, Kristos to określenie nadane neoficie,
który był na okresie próbnym, jako kandydat do stopnia
Hierofanta. Kiedy przeszedł wszystkie próby, cierpienia i w
ostatniej fazie, zdał swoje testy (Karma Hioba, legenda ze
Starożytnej Atlantydy), został wtajemniczony i
namaszczony... stał się Hierofantem (Chrystusem).
Hierofant zna już święte tajemnice i tajemne zasady. W
starożytnej Grecji, Hierofant, to był tytuł głównego kapłana
misteriów eleuzyjskich. Ten tytuł sprawowali tak mężczyźni,
jak i kobiety/święte kapłanki/strażniczki ognia. Oboje mogli
mieć tą wiedzę i tą rangę. W czasach nowożytnych kobiety z
tą wiedzą palono na stosach... a tą rangę przyjął „papież”,
jako główny przewodnik po duchowej wiedzy i mądrości.
Wyjaśniałam już jakiś czas temu:
- co to znaczy „Król Pucharów”...
ale wygląda na to, że ten świat nowożytny, zapomniał o tym
starym porządku i tej doniosłej randze, o tej prawdziwej
duchowej Hierarchii. O tej prawdziwej wiedzy, wewnętrznej
mądrości, zepchnięto to wszystko na czarnoksiężników z 4
wymiaru. O nich też pisałam... i o ich niecnych czynach. I
mamy świat, jaki mamy, ponieważ ludziom brakuje wiedzy i
wewnętrznej mądrości... gonią przez życie za darami mamony,
czyli szeleszczącymi kolorowymi papierkami, w których
dostają swoją porcję trucizny.
Odwieczna mądrość odnosi się do Praw Kosmosu, które działają
na ewolucyjnej osi czasu... ale nasze życie trzeba
postrzegać jako energię i te mądrości zostaną przez nas
przyjęte błyskawicznie, jak tylko przekręcicie w swoim zamku
właściwy klucz. Intuicja szybko to wychwyci i prześle wam
odpowiedni pakiet informacji... ale trzeba umieć ten klucz
włożyć w zamek i przekręcić go w odpowiednią stronę. I ten
sposób buduje się w nas nowa struktura świadomości, i jakiś
wewnętrzny odkurzacz wyczyści wszystkie brudy na tym
poziomie... i możecie ten odkurzacz nazwać, jak chcecie, np.
fizyka kwantowa, pole torsyjne, morfogeniczne... itd.
Dla nas wszystkich są otwarte te drzwi, podczepienie nas do
odpowiedniego poziomu pola morfogenicznego (tego Obłoku
Chrystusowego)... który tylko pragnie, aby ten próg przejść
i zakotwiczyć się na tym poziomie.
I nie ważne, jakiej jesteś narodowości, koloru skóry... to
nasza właściwa myśl, nasze odpowiednie postępowanie (te
dobre cnoty), przyniosą nam zrozumienie życia i wprowadzą na
właściwą ścieżkę... i popłyniemy z tych płytkich wód, w
których możemy zaledwie brodzić (i najczęściej bredzić coś
od rzeczy), na głębiny, w których pływają już wieloryby. A
gdzie ty pływasz, z jakich źródeł korzystasz, co potrafisz?
Musisz przejść jeszcze wiele testów i to jest twoja
najcięższa praca/szkoła, więcej niż doktorat, profesura, a
ilu tych potężnych doktorów z prawdziwych szkół jest dziś na
świecie... którym możesz powierzyć siebie tak bez końca...
którzy naprawdę posiadają w sobie prawdziwą wiedzę i
wewnętrzną mądrość? Oto jest pytanie... który cię wyleczy, a
który wpędzi do grobu?!
W tym przypadku, aby dał ci nowe życie, musi to być
Prawdziwy Hierofant z 16 poziomu, prestiżowa duchowa
kasta... do wysokozaawansowanych duchowych programów
kosmicznej wiedzy. I nie wystarczy naczytać się tylko multum
książek w uniwersyteckich bibliotekach, trzeba jeszcze tą
wiedzę przerobić na własnej skórze i zobaczyć jak to pracuje
w naszych polach energetycznych!
Inne Imię Hierofanta, też bardzo wymowne:
– Daduchos, czyli „Niosący Pochodnię”. Szukający swojej
zagubionej córki... też z pochodnią.
Vancouver
19 Feb. 2023
WIESŁAWA
https://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_hierofant.html |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz