„Módlmy się za Kościół, aby przestał być obłudny w słowach i w czynach” – powiedział ksiądz wikary, chociaż dr psychologii, podczas mszy św. dla dzieci o godz. 10.30 w kościele im. Św. Tomasza na Ursynowie w Warszawie, kilkanaście lat temu. Ksiądz ten odprawiając mszę dla dzieci w wieku do kilkunastu lat, zamiast kazania rozmawiał z nimi zadając niewinne proste pytania, na które zapytani odpowiadając, dawali przysłowiowe „prztyczki w nos” rodzicom i dorosłym.
Było to pouczające, ale i humorystyczne.
Proboszcz parafii zwykle był obecny tylko w czasie zbierania na tacę, w
tym dniu uczestniczył od początku mszy do samego końca. Brak co
niedzielnej rozmowy z dziećmi tego dnia, zwrócił uwagę, że jego obecność
była egzekwowaniem zakazu takich mądrych wychowawczych rozmów z
dziećmi, wychowujących także dorosłych.
Pod koniec mszy ksiądz wikary, dr
psychologii nie wytrzymał i na błogosławieństwo WALNĄŁ jak z ARMATY, to
co na wstępie. Część dewocyjna wiernych miała przerażenie w oczach,
część uśmiechała się pod nosem, a większość nie zwróciła na to uwagi i
„spała” dalej zajęta swoimi myślami.
Polecamy poniższy dobrze udokumentowany
tekst Stanisława Krasowskiego o relacjach władz Polski z Watykanem od
roku 1000, ale głównie w okresie ostatniej wojny i tuż po. Tekst jest
przeznaczony przede wszystkim dla ludzi, którzy mają odwagę myśleć
samodzielnie lub tych, którzy na taką odwagę chcą się zdobyć, bo nie
chcą żyć w GRZECHU zakłamania, ponieważ „PRAWDA JEST JAK GORZKIE WINO, PSUJE SMAK, ALE POPRAWIA TRAWIENIE”!!!
Redakcja KIP
WATYKAN A POLSKA – Stanisław Krasowski (e-book)
LEGENDY — FAKTY — CYFRY
„Da mihi animas — caetera tolle” — „Daj mi duszę — nie żądam więcej”.
To zdanie jest (lub było) bardzo
często cytowane przez przedstawicieli Kościoła katolickiego, biskupów i
księży niższych stopni, jako dowód, że zainteresowania Kościoła
obejmują zakres wyłącznie duchowy, a działalność jego ma na celu jedynie
zbawienie duszy ludzkiej.
W związku z tym kler katolicki
uporczywie twierdził, iż wszelka działalność Kościoła jest wolna od
akcentów politycznych. Biskup, prefekt szkolny czy zwykły proboszcz
wiejski, słowem każdy przedstawiciel kleru chciał być — a w Polsce
często jest — uważany za jednostkę, która stoi „poza i ponad partiami politycznymi”.
Czy kler jest apolityczny?
Starannie kultywowana legenda o
apolityczności kleru zapuściła w naszym kraju głębokie korzenie,
zwłaszcza w kołach inteligencji pracującej i drobnomieszczaństwa. Nie są
jednak wolne od częściowych sugestii również masy robotnicze i
chłopskie, mimo iż zaostrzona w walce klasowej czujność dawno już
wskazała im różnicę między księdzem-kapłanem, księdzem-nauczycielem
prawd wiary, a księdzem-dusigroszem, księdzem-hreczkosiejem,
księdzem-politykierem wreszcie.
Niemniej przywiązanie do wiary i form kultu, a także szacunek dla sukni duchowej ułatwiały drogę starannie propagowanej legendzie o apolityczności kleru. Oświadczania biskupów, a tym bardziej samego papieża, były traktowane jako autorytatywnie obiektywne. Głos Stolicy Apostolskiej, głos papieża był dla przeciętnego wierzącego Polaka głosem obiektywnym. Glos ten był poparty dogmatem o nieomylności papieża w sprawach wiary, a przyznać trzeba, że Polacy są mocni w wierze, ale słabi w teologii i granica miedzy głosem ex cathedra a zwykłym przemówieniem polityka w białej sutannie była dla nich raczej nieuchwytna.
Niemniej przywiązanie do wiary i form kultu, a także szacunek dla sukni duchowej ułatwiały drogę starannie propagowanej legendzie o apolityczności kleru. Oświadczania biskupów, a tym bardziej samego papieża, były traktowane jako autorytatywnie obiektywne. Głos Stolicy Apostolskiej, głos papieża był dla przeciętnego wierzącego Polaka głosem obiektywnym. Glos ten był poparty dogmatem o nieomylności papieża w sprawach wiary, a przyznać trzeba, że Polacy są mocni w wierze, ale słabi w teologii i granica miedzy głosem ex cathedra a zwykłym przemówieniem polityka w białej sutannie była dla nich raczej nieuchwytna.
Tym bardziej, że dotychczas Stolica
Apostolska starannie podkreśla formalną apolityczność Kościoła:
świadczyć mają o tym słowa Leona XIII, który w jednej ze swoich encyklik
mówi: „Jest zuchwałym nadużywaniem religii wciąganie
Kościoła do walk partyjnych i posługiwanie się jego powagą dla
łatwiejszego pokonania przeciwnika”1).
Obecnie sam Pius XII łamie tę zasadę, odrzuca wszelkie pozory. Kościół katolicki przechodzi do jawnej działalności politycznej. Legenda o apolityczności Watykanu okazuje się tym, czym była zawsze: tylko legendą, odrzucana dziś pod naciskiem wydarzeń.
W czasie wojny Watykan podtrzymywał
jeszcze legendę o apolityczności, chociaż nie mógł ukryć swoich sympatii
do faszyzmu. Po wojnie papież, odrzucając pozory, wciąga Kościół do
bezpośrednich rozgrywek politycznych.
1) Cytuję za listem pasterskim J. E. Ks. Kardynał Hlonda „O chrześciiańskie zasady życia państwowego”.
Pius XII przekreśla zalecenia Leona XII!
Pozwolę sobie zacytować tutaj glos
angielskiego czasopisma „Economist”, pisma, które trudno jest
podejrzewać o sympatie dla demokracji ludowych. W artykule pt. „Czy nowa
wojna religijna?” z sierpnia 1946 roku czytamy:
„Ostatni rok wyróżnia się
nagłym i bardzo silnym rozszerzeniem strefy politycznej aktywności
katolików. Wszędzie, gdzie istnieje opozycja w stosunku do lewicy
Kościół katolicki stał się opoką nowego konserwatyzmu. Przed referendum
we Francji w maju 1946 r. większość biskupów nie pozostawiała swoim
wiernym żadnych wątpliwości co do tego, że katolicki wyborca winien
podtrzymywać MRP w jego zamiarze obalenia projektu konstytucji. W
Holandii biskupi doradzali katolikom głosowanie na partię katolicką.
Biskupi Sycylii ostrzegali wyborców katolickich, że głosowanie na. rzecz
partii opierających się na walce klas będzie grzechem. W przeddzień
czerwcowych wyborów w Italii i Francji sam papież podkreślił, że między
lewicą i Kościołem istnieją zasadnicze różnice.
Wszyscy mamy jeszcze w
pamięci niedawny udział papieża i kleru watykańskiego w wyborach
włoskich. Udział tak wyraźny, że nie pozostawiający nawet cienia
wątpliwości co do politycznego charakteru tej akcji. W wyborach włoskich
Watykan używał wszystkich chwytów stosowanych zwykle przez reakcyjne
partie polityczne w kampanii wyborczej. W akcji tej uderzało jednak
przede wszystkim nadużywanie w niespotykanej dotychczas skali instytucji
kultu religijnego dla celów walki wyborczej. Ambona, konfesjonał,
klauzura klasztorna, nabożeństwa wreszcie, wszystko rzucono na szalę
walki politycznej.
W ten sposób papież Pius XII
przekreślał słowa papieża Leona XIII: „Wciąganie Kościoła do walk
partyjnych jest zuchwałym nadużyciem religii4”.
Papież Pius XII wypełniał zobowiązanie
przyjęte w sierpniu 1917 r. w Liście do Trumana. W liście tym
przyłączając się oficjalnie do obozu imperialistycznej polityki
amerykańskiej powiedział: „Nikt więcej od nas nie będzie żywić nadziei w
powodzenie i szczęśliwe osiągnięcie celu, dla którego stawiamy do
dyspozycji nasze zasoby i poważnie prosimy Boga o pomoc”.
Antypolski list papieża z marca 1948 r.
jest tylko konsekwencją raz obranej linii politycznej, linii, która ma
głębsze i bardziej materialne podłoże.
Ziemskie interesy hierarchii watykańskiej
Tak jak przeciętny Polak niewiele wie o
politycznej działalności Watykanu, tak również nie zdaje sobie oprawy z
tego, ze biskup rzymski nie zawsze modli i pisze listy pasterskie, że
zajmuje się on również działalnością bardzo „z tego świata”,
działalnością, którą w naszym wieku przywykliśmy nazywać działalnością
ekonomiczną, pełną brzęku złota i szelestu kuponów akcyjnych.
Ujawniona niedawno afera prałata Cippico tylko w niewielkim stopniu uchyliła rąbek ekonomicznej działalności Kurii rzymskiej.
Watykan starannie przemilczał tę stronę
swojej działalności, nie składa z niej nikomu sprawozdań. Trudno jednak
ukryć operacje finansowe na wielką skalę, trudno ukryć związki z
międzynarodowym kapitałem i tę współzależność finansową, która każe dziś
Watykanowi „moralnie” popierać działalność polityków amerykańskich.
Trzeba, żeby polski czytelnik znał
jednak i tę dziedzinę działalności monsignorów watykańskich, dopomoże mu
to w ocenie stosunku Watykanu do Polski Ludowej. Te suche cyfry i nazwy
wielkich trustów warto uważnie przeczytać i zapamiętać.
Watykan jest poważnie zainteresowany w
„Banco di Roma”, którego kapitał według danych z 1947 roku wynosił około
20 miliardów lirów (40 milionów dolarów). Ciekawym szczegółem jest
okoliczność, iż od wielu lat członkami zarządu „Banco di Roma” są
członkowie rodziny Pacelli, krewni obecnego papieża.
Dalej z poważniejszych banków, w których
kapitale uczestniczy Watykan, trzeba wymienić „Banco Veneziaaio”,
„Instituto centrale di credito di Roma” oraz „Instituto Italiano di
Credito Fondiario”. Administratorem tego banku jest baron Bepnardino
Nogara, który jednocześnie pełni obowiązki administratora płynnego
funduszu Watykanu.
Ponadto Watykan lokuje swoje
oszczędności w innych mniejszych bankach, w kasach oszczędności, jak
„Banco cattolico del Veneto”, „Banco san Geminiano e san Prospero” i
innych. Kapitały Watykanu w tych instytucjach wynoszą 60% ogólnej sumy
oszczędności publicznych całych Włoch.
Watykańskie banki i koncerny przemysłowe
Za granicą całkowicie w rękach Watykanu
jest „Banque franco-italienne pour l’Amerique du Sud” – francusko-włoski
bank dla Ameryki Południowej z kapitałem 50 milionów franków. Duże
udziały Watykan posiada we francuskim ‚banku „Galicienne Monant”,
ponadto 1/3 akcji banku WORMS należy do Watykanu. W Portugalii Watykan
kontroluje „Bank Ultramarino”, a w Stanach Zjednoczonych duże ilości
watykańskiego złota leżą w skrytkach „Federal Reserve Bank”.
Wielkokapitalistyczna
działalność Watykanu nie ogranicza się jednak do lokowania kapitałów w
bankach. Również przemysł stanowi poważny obiekt zainteresowania Kurii
rzymskiej. Na terenie Włoch udział Watykanu w fabrykach przemysłu
zbrojeniowego wynosi 25%, w odlewniach stali 40 %, w przemyśle
włókienniczym 35%, przemyśle elektryfikacyjnym 50%, chemicznym 60%.
Ogółem Watykan kontroluje we Włoszech 30 towarzystw akcyjnych o nominalnym kapitale 30 miliardów Itrów (60 milionów dolarów).
Z najważniejszych należy tu wyliczyć (by nie być gołosłownym):
„Instituto Romano di Beni Stabili di
Roma”, „Societa Generale Immobiliare Per Imprese di Publica Utilita
Agricoltura di Roma” — Prezes Marcantonio Pacelli, bratanek obecnego
papieża.
„Assicurazioni Generali di Trieste”.
„Snia Viscosa” — poważny koncern fabryk sztucznego jedwabiu. — Dyrektor inż. Nogara, administrator Watykanu.
„Societa Elettrica Fratelli Mozalini”, „Societa Adriatica di Elettricita” — dyrektor znów ten sam baron Nogara itd.
We Francji 70% kapitału koncernu
włókienniczego „Societe Textile du Nord” znajduje się w rakach
Watykanu, ponadto Watykan posiada udziały w truście naftowym „Compagnie
Francaise des Pétroles. W Argentynie do Watykanu należy wielka firma
żeglugowa ..Michanovic”, w Boliwii kopalnie cyny, w Brazylii plantacje
kauczuku, młyny, oczyszczalnie bawełny, udziały w przedsiębiorstwach
włókienniczych.
W Szwajcarii Watykan poprzez zakon
jezuitów kontroluje duże międzynarodowe przedsiębiorstwa
elektro-energetyczne podlegające przedsiębiorstwu „Elektrobank”.
W U.S.A. Watykan jest
udziałowcem koncernów Morgana, koncernu naftowego Sinclair Oil Company
oraz koncernu miedzi ..Anaconda Cooper”.
Oprócz tych udziałów w babkach i
przemyśle, poważne sumy, bo w samych tylko Włoszech obliczane na 600
milionów dolarów, Watykan ulokował w nieruchomościach. Watykan jest
właścicielem całych dzielnic w Rzymie, Mediolanie, Wenecji itd. Są to
jedynie kapitały finansowe. Sumy te nie obejmują bezcennych wartości w
dziełach sztuki i skarbach kościelnych. Do tego można tylko dodać, że
zgodnie z artykułem 1518 Kodeksu Prawa Kanonicznego „papież jest
najwyższym zarządcą wszystkich dóbr kościelnych”.
Przychylny stosunek Watykanu do Polski jest fałszywą legendą
Tak się przedstawia ekonomiczna baza
Watykanu. Wyjaśnia ona wiele. Tego, że imperialistyczny kapitalizm
amerykański chce odbudować agresywną potęgę niemiecką, nie trzeba już
dziś udowadniać. To jest jasne. Watykan związany tak silnymi
węzłami materialnymi ze światem kapitalistycznym spełnia tylko
wyznaczone mu zadanie. Podtrzymuje Niemców na duchu.
Nasze współżycie z Watykanem trwa już blisko tysiąc lat i karty naszej historii notują niejeden fakt pełen goryczy.
Nie ulega wątpliwości, że kler katolicki
w Polsce posiada duży wkład w budowę zrębów naszej państwowości,
struktury społecznej i gospodarczej naszego kraju. Przez długi okres
naszej historii kler katolicki miał w tych dziedzinach przemożny wpływ.
Historia jednak wykazuje, iż wpływ ten nie zawsze był pozytywny,
niejednokrotnie przynosił nieobliczalne i nie dające się odrobić szkody.
Uzależniony od papieży kler polski zmuszano do działania w interesach
polityki Rzymu wbrew oczywistym interesom narodu.
Polityka papieża na przestrzeni
całej naszej historii, a w szczególności w okresie naszych nieszczęść
narodowych — w okresie rozbiorów, a później — prób odzyskania
niepodległości, udowodniła nam, że sprawa niepodległości i suwerenności
Polski jest dla Watykanu rzeczą zupełnie obojętną. Polityka Watykanu w
czasie ostatniej wojny światowej i po niej tezę tę tylko potwierdziła.
Legendę, która twierdzi, że
działalność kleru katolickiego była tylko i wyłącznie korzystna dla
Polski, należy w imię prawdy odrzucić. Odrzuciła ją już dawno zresztą
historia, a utrzymuje się ona jedynie dzięki niczym nie krępowanej
propagandzie prasy i literatury klerykalnej, która pozostając na
usługach Watykanu nie cofa się przed przemilczeniem lub nawet
wypaczeniem faktów historycznych.
Dlatego też, aby stało się zadość
prawdzie, aby różni polujący na order „Bene Merentibus” 1) czy
szambelanię papieską, bardziej watykańscy niż polscy zawodowcy od
„stawiania prawdy na głowie”, nie tumanili bezkarnie narodu, trzeba te
fakty ujawnić, trzeba o nich głośno i wyraźnie mówić. Nie należy prawdy
chować pod korcem. Światło dzienne nie szkodzi prawdzie.
1) Order „Dobrze zasłużonym”.
POLSKA ZAWSZE WIERNA…
Stosunki Polski z Watykanem trwają już blisko tysiąc lat.
Na przełomie dziesiątego wieku stosunki
polityczne w Europie środkowej układały się w ten sposób, że szczepy
słowiańskie zajmujące obszary na wschód od Łaby (dzisiejszej Elby) były
narażone na ekspansję Germanów, którzy dążyli do zdobycia tych terenów.
Jednym z argumentów, którym operował swat germański, był argument
wyznaniowy. Świat germański przyjął już wtedy chrześcijaństwo. Szczepy
słowiańskie, tkwiące jeszcze w ustroju rodowym, nie znały religii
chrześcijańskiej, wierzenia ich oparte były na oddawaniu czci
personifikowanym w ten lub inny sposób siłom przyrody.
Ten fakt wykorzystywali Niemcy.
Pod pozorem walki z pogaństwem Niemcy systematycznie podbijali
poszczególne szczepy słowiańskie germanizując zdobywane ziemie. Młody
jeszcze podówczas i związany ściśle z germańską organizacją państwową
Kościół rzymski akcji tej udzielał całkowitego poparcia.
W świecie słowiańskim wybijały się
wówczas na czoło silniejszą organizacją szczepy Czechów i Polan.
Bardziej wysunięci na zachód Czesi wcześniej zetknęli się z bezpośrednim
niebezpieczeństwem zalewu germańskiego i wcześniej przyjęli
chrześcijaństwo, ratując się w ten sposób przed podbojem i
wynarodowieniem. Gdy to samo niebezpieczeństwo zaczęło bezpośrednio
zagrażać Polanom, wówczas książę Polan, Mieszko, przyjmuje w roku 966
chrześcijaństwo z rąk bratnich Czechów. Wydarzenie to osłabia na jakiś
czas ataki niemczyzny.
Dopiero jednak syn Mieszka, Bolesław,
zwany Chrobrym. dążąc do zabezpieczenia bytu państwa i całkowitego
uniezależnienia się od Niemców, organizuje kler katolicki przez
utworzenie podległej bezpośrednio Rzymowi metropolii gnieźnieńskiej wraz
z biskupstwami: krakowskim, wrocławskim i kołobrzeskim.
Kościół ówczesny nie był
instytucją samoistną. W myśl pojęć ówczesnych prawa zwierzchnicze nad
Kościołem przysługiwały cesarzom Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu
Niemieckiego. W roku 1000 w Gnieźnie, u grobu św. Wojciecha. ówczesny
cesarz niemiecki Otto III, zawierając przymierzu z Bolesławem Chrobrym,
przez utworzenie metropolii gnieźnieńskiej i wyzwolenie Kościoła
polskiego spod zależności Niemiec, przelewa na Bolesława Chrobrego swoją
władzę zwierzchnią nad Kościołem.
Chrobry dość samowładnie rządził
Kościołem polskim. W jego twardych rękach kler katolicki stanowił
właściwie jedną z gałęzi administracji państwowej. Pierwszy organizator
państwa polskiego, doceniając w pełni misję cywilizacyjną ówczesnego
kleru i zakonu benedyktynów, nie szczędził Kościołowi pomocy materialnej
przez nadawanie mu dóbr i zdobywanych w licznych wojnach niewolników. W
ten sposób Bolesław Chrobry stwarzał mimo woli podwaliny pod przyszłą
gospodarczą potęgę kleru katolickiego w Polsce, potęgę, która pozwoliła
mu nie tylko wyzwolić się spod władzy państwowej, ale i osiągnąć
przewagę wykorzystywaną niejednokrotnie na szkodę interesów narodowych.
Fałszerze historii
W ślad za Bolesławem Chrobrym
poszli następni królowie i możnowładcy. W ten sposób kler skupiał w
swoich rękach coraz większe bogactwa. Biskup czy opat klasztoru stawał
się wielkim posiadaczem ziemskim, stawał się panem włościan
„przywiązanych do ziemi” i dzięki swojej przewadze gospodarczej
uzależniał od siebie również i wolnych kmieci.
Kler katolicki dobrze rozumiał, iż
istotną przewagę daje mu siła ekonomiczna. Toteż dążył do powiększenia
swych dóbr. W bardzo krótkim czasie kler nie tylko przestał płacić
daniny na rzecz księcia, ale wprowadził własne podatki, które nakładał
na rycerzy i możnowładców w postaci dziesięciny płaconej na rzecz
kościoła miejscowego, świętopietrza, płaconego na rzecz papieża i opłat
za posługi religijne. Te podatki wzmacniały zasoby materialne kleru. Z
drugiej strony kler napotykał na opór rycerstwa i możnowładztwa, które
nie chciało wyzbywać się części swoich dochodów na rzecz i tak już
bogatych biskupów i klasztorów.
Pierwszym starciem pomiędzy
władzą państwową a klerem, o którym to starciu posiadamy dość dokładne
dane historyczne, odbyło się pomiędzy Bolesławem Śmiałym a biskupem
krakowskim.
Histeria ta jest bardzo popularna. Jej
katolicka wersja oparta o zapiski historyczne księdza Wincentego
Kadłubka, wersja popularyzowana do niedawna przez szkolne podręczniki
historii, brzmi jak następuje:
Bolesław Śmiały, dzielny
wojownik i zwycięzca w wielu bitwach, ale władca popędliwy, pijak i
rozpustnik, prowadził przez swój niemoralny tryb życia oraz ucisk panów i
duchowieństwa państwo do zguby. Świątobliwy Stanisław Szczepanowski,
biskup krakowski, długo i wytrwale nawoływał króla do porzucenia
bezbożnego trybu życia. Rozwścieczony morałami bogobojnego biskupa, król
wpadł któregoś dnia do kościoła i, nie licząc się z niczym, zarąbał
przy ołtarzu odprawiającego nabożeństwo biskupa. Następstwem tego faktu
był cud. Z czterech stron świata zleciały się orły, które złożyły razem
posiekane członki Stanisława. Członki te w cudowny sposób się zrosły.
Poruszony cudem lud rozpoczął się burzyć przeciw królowi, a ten
przerażony swoim czynem zbiegł z kraju szukając spokoju sumienia w
pokucie klasztornej. — Tak brzmi legenda rozszerzana usilnie przez kler.
Prawda historyczna brzmi inaczej:
Po śmierci Bolesława Chrobrego państwo
polskie osłabione walkami wewnętrznymi popadło znów w zależność od
cesarstwa niemieckiego. Bolesław Śmiały, idąc w ślady swego wielkiego
pradziada, dążył do uporządkowania stosunków wewnętrznych, zwalczając
separatyzmy dzielnicowe i anarchię możnowładczych rodów. Korzystając z
walki, jaka w tym czasie wybuchła między papieżem Grzegorzem VII i
cesarzem Henrykiem IV, wyzwolił się spod władzy cesarskiej i w dniu 24
grudnia 1076 r. koronował się w Gnieźnie na króla polskiego.
Gdy jednak w kilka lat później
cesarz niemiecki odzyskał przewagę nad papieżem, Niemcy podburzyli
możnowładców polskich przeciwko Bolesławowi, dążąc do osadzenia na
tronie polskim uległego im Władysława Hermana, młodszego brata
Bolesława. Na czele spisku możnowładców stanął biskup Stanisław ze
Szczepanowa.
Bolesław Śmiały wykrył spisek,
pozwał biskupa przed swój trybunał i skazał go na karę śmierci przez
poćwiartowanie. Wyrok został wykonany nie przy ołtarzu na Skałce, ale na
miejscu zbierania się wieców sądowych na pagórku wawelskim obok
kościoła św. Michała. Mimo to spiskowcy, popierani przez Niemców,
wywołali powstanie. Pokonany Bolesław uszedł do swego sprzymierzeńca,
króla węgierskiego, a na tronie polskim zasiadł Władysław Herman, który
panowanie swoje rozpoczął od złożenia hołdu cesarzowi niemieckiemu i
obsadzenia czołowych stanowisk w kościele przez biskupów Niemców. Taka
jest prawda historyczna.
Historia zatargu Bolesława z
biskupem Stanisławem jest ciekawa jeszcze z innego względu. Jest ona
świadectwem fałszowania historii Polski przez kler katolicki dla jego
celów. Kolportowaną przez klerykalnych historyków wersję o świątobliwym
biskupie spisuje Wincenty Kadłubek w 120 lat później (1205 r.). On
opisuje cuda, jego kronika staje się podstawą procesu kanonizacyjnego
Stanisława..
Cel był jasny. Kadłubek pisał swą
kronikę w okresie, kiedy kler sięgał po władzę. Dowodem prawdy
historycznej jest jednak dużo wcześniejsza, prawie że współczesna
wypadkom, kronika Galla (1113 r.), która wyraźnie przedstawia
Stanisława Szczepanowskiego jako biskupa możnowładcę stojącego na czele
spisku politycznego.
Kler chce władzy nad Polską
Jaskrawy przykład działalności
kleru na szkodę państwa spotykamy już w historii panowania Bolesława
Krzywoustego. Król ten w swojej walce o odzyskanie i utrzymanie przy
Polsce Pomorza Zachodniego nie uzyskał pomocy duchowieństwa polskiego.
Król wyrwał z rąk niemieckich siłą oręża Białogród, Kołobrzeg, Wolin i
Szczecin. Biskupi polscy nie zajęli się jednak utrwaleniem tego
zwycięstwa, woląc zajeżdżać zbrojnie dwory innych możnowładców. Skutek
był ten, że akcję religijną na Pomorzu podjęli Niemcy. Otto, biskup
Bambergu, wysyła tam księży niemieckich. Za związkami religijnymi poszły
związki polityczne. Wielki wysiłek całego narodu został zmarnowany
wskutek sobkostwa kleru katolickiego.
Historia polskiego średniowiecza jest w
dużym stopniu wypełniona walkami, które toczył kler katolicki o zdobycie
przemożnego wpływu na bieg i rozwój życia społecznego i państwowego.
Od czasu Bolesława Krzywoustego wraz ze
wzrostem wpływów kleru rosną jego apetyty. Okres rozbicia dzielnicowego i
walk wewnętrznych sprzyja umacnianiu się kleru na raz zdobytych
pozycjach, a umiejętne stosowanie intryg z możnowładcami przeciwko
książętom i z książętami przeciwko możnowładcom pozwala sięgać po nowe
przywileje ekonomiczne i polityczne.
Klątwa – narzędziem walki politycznej
W
walce tej kler katolicki, oparty o międzynarodową potęgę papieża,
chętnie wyzyskuje religijność Polaków. Straszenie ogniem piekielnym i
karą wiecznego potępienia staje się podstawową metodą działalności
kleru. Klątwa kościelna staje się narzędziem walki politycznej. Nie ma
bodaj księcia polskiego z rodu Piastów, którego by me dotknęła klątwa i
ekskomunika. Klątwą obłożono Władysława II, Mieszka III zwanego Starym,
Władysława Laskonogiego, księcia śląskiego, Bolesława Łysego, nie
uniknął klątwy biskupiej pełen religijnego ducha, fundator i dobrodziej
klasztorów, Henryk Brodaty, książę wrocławski.
Bo też klątwy kościelnej nie rzucano
wtedy ze względów religijnych. Polska w tym okresie nie zna walk
religijnych, jest jednolita wyznaniowe. Mniej lub bardziej świadomie,
mniej lub bardziej naiwnie, wszyscy Polacy wyznają chrześcijaństwo
według przepisów Kościoła rzymskiego.
Klątwy rzucane przez papieża,
czy biskupów są zawsze związane z żądaniem przez Kościół przywilejów
ekonomicznych i politycznych. Najczęstszą przyczyną jest, uchylacie się
od płacenia dziesięciny na rzecz Kościoła lub też dążenie książąt do
obciążenia dóbr kościelnych na równi z innymi majątkami kosztami
utrzymania administracji państwowej.
Klątwę ściągali na siebie nie tylko książęta, lecz nawet całe miasta. Już
w roku 1335 papież Benedykt XII wyklął miasta: Wrocław. Głogów,
Cieszyn, Gliwice i Koźle z powodu niepłacenia świętopietrza. Również za
niepłacenie świętopietrza wyklęte były ziemie: pomorska i chełmińska.
Klątwa spadla nawet na biskupów uchylających się od opłacania podatków
papieskich. Biskupi z kolei nie szczędzili klątw wiernym zalegającym z
opłatą dziesięciny należnej Kościołowi.
Duchowieństwo ówczesne charakteryzuje przede wszystkim chciwość materialna.
Pomagały w tym zakony. Niewątpliwie zakony tego typu co benedyktyni lub
cystersi miały poważny udział w pracy cywilizacyjnej i kulturalnej, nie
można zresztą tego udziału odmówić i reszcie duchowieństwa. Ale obok
tych zasług, na całą działalność kleru katolickiego świeckiego i
zakonnego w okresie Piastów ponury cień rzuca chciwość materialna i
uporczywe dążenie do podporządkowania sobie życia politycznego.
Nieco później wypowiedział to Mikołaj Rej tymi słowy: „Iż gdy wydam dziesięcinę, bym był najgorszy nie zginę, a damli dobrą kolędę, że z nogami w niebie będę…”
W wyniku tych walk sytuacja kleru katolickiego w Polsce przy końcu epoki piastowskiej ulega zasadniczym zmianom. Kler
uniezależnia się od władzy państwowej, organizuje się na nowych
podstawach, opiera się na własnym prawie kanonicznym, sięga nawet dalej,
podporządkowuje bowiem swemu sądownictwu nie tylko duchownych, nie
tylko ludność osiadłą w dobrach kościelnych, ale i cale społeczeństwo.
Rosną jego żądania, wzmaga się zależność od papieży rzymskich.
W 1318 r. Władysław Łokietek zostaje
zmuszony przez papieża do wprowadzenia w Polsce inkwizycji przeciw
heretykom i do podwyższenia świętopietrza. Odtąd Polska miała płacić
papieżowi po jednym denarze od głowy. W 1363 r. papież Urban V żąda od
króla Kazimierza ukarania kupców i mieszczan krakowskich za niepłacenie
podatków kościelnych.
Hierarchia kościelna – przeciw jedności państw słowiańskich, przeciw interesom Polski
Za czasów Jagiełły kler
katolicki opanowuje rządy państwa, w związku z czym wzmagają się wpływy
Watykanu na sprawy polskie. Skutki tego nie dają długo na siebie czekać.
W roku 1433 biskup i kanclerz Oleśnicki uzyskuje przywilej, który
uprawnia sądy kościelne do wyrokowania nie tylko w sprawach wiary, lecz
również i w sprawach dziesięcin dóbr kościelnych, wreszcie w sprawach
ekscesów przeciwko duchowieństwu. Co więcej, do egzekucji tych wyroków
przywilej zobowiązuje urzędników państwowych, a starosta, który by
zaniedbał odebrania wyklętemu jego majątku i przekazania go Kościołowi,
sam podlegał klątwie.
W ten sposób kler coraz bardziej podporządkowywał sobie organa władzy państwowej.
Ten przemożny wpływ kleru na sprawy polityczne przyniósł już wkrótce nieobliczalne szkody i w polityce zagranicznej.
Po zwycięstwie nad zakonem
krzyżackim w ówczesnym układzie stosunków powstała możliwość
urzeczywistnienia jedności dwóch państw słowiańskich: Czech i Polski. W
roku 1437 umiera Zygmunt Luksemburczyk, po tron czeski sięga popierany
przez Watykan Albrecht Habsburg. Czesi obawiając się germanizacji,
zwracają się o pomoc do bratniego narodu polskiego i ofiarowywują swój
tron synowi Jagiełły, Kazimierzowi.
„Kiedy jednak — jak mówi Bobrzyński —
cały naród do myśli tej się zapalił, jedna hierarchia kościelna stanęła
żelaznym murem przeciw wszelkiej łączności z Czechami, a na czele jej
Oleśnicki. Przychylenie się ku sprawie czeskiej byłoby zwycięstwem
stronnictwa husytów w Polsce, a podkopaniem stanowiska hierarchii i jej
rządów dotychczasowych, których za żadną cenę z rąk nie chciała
wypuścić” 1).
Sprzeciwiał się zresztą temu
Watykan, który wolał zgermanizowanie Czech za cenę utrzymania tam swoich
wpływów niż niepodległość Czech husyckich.
Dzięki oporowi Watykanu i episkopatu
polskiego upadła wielka idea jedności słowiańskiej, idea stworzenia
potęgi zdolnej na stałe przeciwstawić się naporowi germańskiemu.
W ślad za tym idzie druga
klęska. W obronie przed nawałą turecką mobilizuje się ówczesna Europa.
Król polski i węgierski, Władysław III, na czele polsko-węgierskich
wojsk wstrzymuje postęp Turków i zawiera w 1433 r. korzystny pokój.
Watykan jednakże zmusza go do złamania pokoju. Obiecuje pomoc całego
świata, a kiedy nieprzygotowany do walki król zwleka, legat papieski
Cesarini imieniem Namiestnika Bożego zwalnia go od przysięgi. Król zrywa
pokój, obiecana pomoc Watykanu nie nadchodzi i wyprawa kończy się
klęską pod Warną. Ginie tam Władysław, a wraz z nim kwiat młodzieży
polskiej i węgierskiej. W konsekwencji upada druga możliwość wzmocnienia
sił Polski.
Nie po raz pierwszy, ale i nie ostatni Polska jest pionkiem na szachownicy politycznej Watykanu.
1) M. Bobrzyński. Dzieje Polski w zarysie. Wydanie czwarte. T. I. Str. 235
Dano nam nazwę Polonia semper fidelis —
Polska zawsze wierna i powoływano się na to, ilekroć dla celów Watykanu
potrzebna była nasza krew na polach bitew, ale nie liczono się nigdy z
naszymi potrzebami i naszymi interesami.
Opierając się o podległy mu kler polski,
kler, który, jak już mówiliśmy, potęgę swoją zawdzięczał silnej bazie
ekonomicznej i związkom z warstwą szlachecką (od 1505 roku tylko
szlachcic mógł zostać biskupem lub prałatem 1), Watykan wtrącał się w
nasze sprawy wewnętrzne, zmuszał nas do wyczerpujących walk, wciągał nas
w koalicje, w których, jak pod Warną, obiecywał pomoc, a potem
pozostawiał nas własnemu losowi.
Kazimierz Jagiellończyk miał
jeszcze tyle siły, żeby stanąć do walki z papieżem. Kiedy papież Paweł
II. popierając zakon krzyżacki, rzucił klątwę na wspomagany przez Polskę
związek miast pruskich i króla polskiego, Kazimierz Jagiellończyk po
prostu zabronił wstępu do państwa legatowi papieskiemu Hieronimowi.
Wygrał również Kazimierz walkę z Watykanem o obsadę stolic biskupich w Polsce.
Biskupi ówcześni zasiadali w radzie
królewskiej i król stał na stanowisku, że swoich doradców on mianować
powinien, „ażeby człowiek niechętny lub zdrajca wdarłszy się na stolicę
biskupią krajowi nie szkodził”. Doszło do zatargu, gdy po długich
rokowaniach nie można, było ułożyć stosunków na drodze prawnej, W roku
1460 król wskazuje kapitule krakowskiej kandydata w osobie Jana
Gruszczyńskiego, papież jednak mianuje na to stanowisko Siemieńskiego.
Król każe aresztować Siemieńskiego, a na klątwę papieską odpowiada
mandatem, w którym grozi karą śmierci każdemu, kto odważy się popierać
kandydata papieskiego. Przed taką groźbą cofa się kler polski, cofa się i
papież. Odtąd królowie polscy wywierają stanowczy wpływ na nominacje
biskupów.
1) M. Bobrzyński. Dzieje Polski w zarysie. Wydanie czwarte. T II, Str. 34
Jednakże potęga ekonomiczna kleru i możnowładztwa dość szybko likwiduje resztki siły państwowej.
W walce z postępowymi prądami
zwycięża kler katolicki przy pomocy niedawno sprowadzonego do Polski
zakonu jezuitów. Nad Polską zapada żelazna kurtyna wpływów Watykanu.
Duchowieństwo, węzłami krwi i majątku związane ze szlachtą, opanowuje
szkolnictwo, odcina nasz kraj od rozwoju nauk przyrodniczych na
zachodzie Europy. Chłopi i mieszczaństwo zupełnie pozbawione są oświaty,
a nad szlachtą zawisł cień jezuickiego podręcznika: Alvara.
Watykan coraz częściej wtrąca
się w sprawy wewnętrzne, nie cofając się nawet przed wywoływaniem wojen
domowych. Przykładem tego jest interwencja nuncjusza papieskiego
Annibala di Capua, który, popierając z polecenia Watykanu kandydaturę
Maksymiliana Habsburga na tron polski, doprowadził przekupstwem do
podwójnej elekcji i wojny domowej 1). Dopiero zwycięstwo Jana Zamoyskiego pod Byczyną położyło kres watykańskiej próbie osadzenia Niemca na tronie polskim.
Watykan przeciwko walce narodowo — wyzwoleńczej Polski 1791 – 1863 r.
Jak już wspominałem, w Watykanie mawiano
o nas: „Polska zawsze wierna”. Że był to tylko dźwięk bez treści, że
było to tylko pochlebstwo, obliczone na wyzyskanie przez Rzym narodu
naszego do swoich międzynarodowych celów, o tym. świadczy postawa
Watykanu w okresie naszych nieszczęść narodowych.
Rozbiór Polski dokonany przez
silniejszych sąsiadów spotyka się omal niezwłocznie z aprobatą Watykanu.
Już w rok po pierwszym rozbiorze papież uznaje urzędowo traktat
rozbiorowy.
Watykan ma na oku tylko swoje interesy, toteż chętnie uznaje suwerenną władze króla pruskiego i cara rosyjskiego nad Polską.
1) Czesław Nanke Z dziejów polityki Kurii Rzymskiej wobec Polski. Lwów, 1921.
Już 15 grudnia 1795 roku, a więc
zaledwie po upływie kilku tygodni od ostatniego rozbioru, papież Pius
VI wydaje specjalne breve do arcybiskupa gnieźnieńskiego, w którym to
breve nakazuje wpajać w lud „obowiązek
wierności, posłuszeństwa i miłości panom i królowi”, i to „tym silniej,
chętniej i gorliwiej w tym czasie, w którym ich do tego pociąga
wdzięczność sama. jaką wypłacać są obowiązani za pełne ludzkości i
słuszności króla swojego (Fryderyka Wilhelma II) chęci…” 1)
Pius VI kazał Polakom dziękować królowi pruskiemu za rozdarcie ich własnej ojczyzny!
Gdy w 1831 roku Polska w walce o
wolność chwyta za broń przeciw carskiej przemocy, papież Grzegorz XVI
wydaje 9 czerwca 1832 roku encyklikę, w której potępia powstanie
stwierdzając, iż wywołali je „niektórzy twórcy
kłamstwa i chytrości, którzy w tych czasach nieszczęśliwych pod
płaszczykiem religii podnieśli głowę przeciwko prawowitej władzy
monarchy”. W końcu wezwał biskupów do wiernej służby dla cara.
Ci, którzy walczyli o wolność, byli dla
Watykanu zawsze „twórcami kłamstwa i chytrości”, albowiem dla papieża
prawowitą władzą była zawsze władza panów i monarchów!
Stanowisko papieża Grzegorza XVI
wywołało wówczas zgorszenie i oburzenie Polaków. Oburzenie to
najdosadniej wyraziło się w okrzyku Słowackiego; „Polsko — twa zguba w Rzymie!”
Również i w okresie powstania
styczniowego Rzym występuje przeciwko walce Polaków o wolność. Pod
naciskiem Watykanu arcybiskup poznański ks. Przyłuski wydaje list
przeciwko księżom składającym przysięgę tajnemu komitetowi. Większość
jednak patriotycznego duchowieństwa odmówiła posłuszeństwa biskupom i
stanęła po stronie Rządu Narodowego. Z ich szeregów wyszły takie
postacie, jak ks. Brzóska i ks. Mackiewicz, przed których pamięcią,
każdy Polak ze czcią chyli głowę, tak jak chyli ją przed postacią, ks.
Ściegiennego, bojownika o wolność z okresu poprzedzającego Wiosnę Ludów.
1) M. Bobrzyński: Ibidem, T. III, str. 8
Następna próba walki o wolność, rok 1905, też jest naznaczona interwencją papieża.
3 grudnia 1905 roku ukazuje się
encyklika papieska gromiąca tych wszystkich, którzy odważą się podnieść
rękę aa prawa ustanowione przez świętą osobę pomazańca bożego, cara
Wszechrosji.
Cytuję tu tylko kilka faktów. W
encyklikach papieskich i rocznikach Acta Apostolicae Sedis można ich
znaleźć więcej i może nawet jaskrawsze.
Fakty te jednakże stwierdzają wyraźnie stosunek Watykanu do Polski na przestrzeni stuleci.
Ostatnia wojna była dla narodu polskiego jeszcze jednym dowodem tego, że Watykan nie jest naszym przyjacielem.
WATYKAN — POLSKA — WOJNA
Pamiętamy wszyscy falę oburzenia
na politykę Watykanu, jaka ogarnęła naród polski w czasie wojny.
Milczenie papieża wobec ogromu zbrodni hitlerowskich, nominacje Niemców
na miejsca aresztowanych biskupów polskich wykazały wyraźnie nieżyczliwy
stosunek obecnego papieża do Polski.
Po wojnie zakrojona na wielką
skalę propaganda z ambony, w prasie katolickiej i masowo kolportowanych
broszurach, starała, się zatrzeć oburzenie narodu, starała się
usprawiedliwić postępowanie papieża bądź nieświadomością tego, co się
działo, bądź rozdmuchaniem skąpych i nieobowiązujących wystąpień.
Te wysiłki urzędowych i nieurzędowych
obrońców Watykanu, działających zresztą na rozkaz Watykanu, który, jak
wiadomo, umie używać sankcji zawartych w kodeksie prawa kanonicznego,
trwają nadal. Dla ludzi, których hasłem może być: „Niech zginie Polska, byle trwał Watykan”, racja stanu i interes Polski i Polaków ma mniejsze znaczenie niż order zasługi otrzymany z rak papieża.
Nieporozumienie czy świadoma polityka
List Piusa XII z l marca 1948
roku adresowany do biskupów niemieckich, list wzywający otwarcie do
rewizji naszych granic, list, który pomijając milczeniem polską krzywdę,
wzywa do naprawienia krzywdy rzekomo wyrządzonej Niemcom, zaskoczył
nawet najgorliwszych obrońców Watykanu.
Początkowo twierdzono, że list
jest falsyfikatem. Gdy jednak ogłoszenie pełnego tekstu listu rozwiało
wszelkie wątpliwości, nastąpiło długie i kłopotliwe milczenie.
Rosnąca jednak lawina protestów,
spontaniczne oburzenie całego narodu zmusiło wreszcie zakłopotanych do
zabrania głosu. Gra była przegrana.
I wtedy zwrócono się do argumentu używanego już nieraz w czasie wojny: „Papież jest źle poinformowany, papież nie wiedział — pomylił się”. Ale jednocześnie sięgnięto do obronnych argumentów. „Papież kocha Polskę, dał przecież tyle dowodów tego w czasie wojny”.
Szpalty pism klerykalnych zapełniły się
specjalnie dobieranymi urywkami przemówień papieża, urywkami, które
miały wykazać wielkie zasługi, jakie Pius XII położył dla Polski. Ton
tych artykułów stara się nieomal przekonać, wmówić w czytelnika, że
„Polska w ogóle istnieje tylko dzięki papieżowi”.
Kuria rzymska potępiła te wysiłki katolickich publicystów, wyjaśniając, iż papież wiedział, co czyni, gdy brał w obronę Niemców.
Trzeba więc zająć się bliżej stosunkiem papieża do Polski właśnie w czasie wojny. Trzeba przedstawić faktyczny stan rzeczy.
Czy papież milczał w czasie wojny?
Zawodowi obrońcy Watykanu krzyczą wielkim głosem: „Ależ nie, papież
pisał noty protestacyjne do rządu hitlerowskiego”.
Słusznie. Papież istotnie zabierał głos.
Skąpe to co prawda wypowiedzi i niewiele ich było. Niemniej jednak
były. Toteż zacytujemy je również i omówimy. Zestawimy je jednak z tym,
co papież mówi do Niemców, bo to zestawienie ujawnia w pełni to, co
propaganda prowatykańska stara się zatrzeć: prawdziwy stosunek Watykanu
do Polski.
Zacznijmy od rzeczy najważniejszej. Czy Watykan uznał zabór ziem polskich przez hitlerowców, czy nie?
Czy Watykan uznał zabór ziem polskich przez Niemcy?
Pisma klerykalne twierdzą, że nie. W
braku innych dowodów chętnie przedrukowują noty dyplomatyczne
watykańskiego Sekretariatu Stanu do hitlerowskiego Ministerstwa Spraw
Zagranicznych. Ale właśnie w tych dokumentach możemy znaleźć
potwierdzenie faktycznego uznawania przez Watykan zaboru ziem polskich
przez. Niemcy. Weźmy dla przykładu notę Nr 1063/43 datowaną z
Watykanu dnia 2 marca 1943 roku. W nocie tej kardynał Maglione wylicza
wszelkie ograniczenia kultu, represje w stosunku do duchowieństwa,
domagając się w tych sprawach tylko… wyjaśnień.
Charakterystyczne jest jednak, ze tereny zagrabione przez Niemcy nazywa kardynał nie po prostu „ziemiami polskimi”,
ale zgodnie z hitlerowską terminologią — Warthegau, bądź też ziemiami
„ogłoszonymi jako przyłączone do Rzeszy”. Żeby nie być gołosłownym,
zacytuję jeden urywek: „W dzielnicach ogłoszonych jako
przyłączone do Rzeszy Niemieckiej i zjednoczonych z okręgami Prus
Wschodnich, Gdańska, Prus Zachodnich i Górnego Śląska, położenie jest…” itd. Z tych słów wynika jasno, że Poznańskie, Pomorze i Górny Śląsk Watykan traktował jako zjednoczone z Rzeszą Niemiecką.
Ta nota nie jest dowodem
przychylnego stosunku Watykanu do Polski. Przeciwnie, stanowi dowód, że
Watykan bronił tylko swoich interesów, z lekkim zaś sercem traktował
zabór Pomorza, Poznańskiego i Śląska przez hitlerowców.
Warschau-Deutschland” i „Breslau — Germania”
Kardynał Sekretarz Stanu pisał zresztą
ostrożnie. Mniej ostrożni byli urzędnicy Kurii rzymskiej. Listy i
dokumenty wysłane z kancelarii papieskiej do Warszawy w okresie okupacji
nosiły wyraźny napis: Warschau — Deutschland, mimo że przed wojną były
przez te samą Kurie adresowane po łacinie: Polonia — Varsovia.
Charakterystyczne jest również, że Kuria
rzymska, która w okresie wojny tak łatwo zmieniła adres Warszawy
umieszczając ją w Niemczech, do dziś dnia (cztery lata po wojnie) nie
może zmienić adresu Gdańska i Wrocławia. Wciąż jeszcze przychodzą z
Sekretariatu Stanu listy adresowane: Danzig — Germania i Breslau — Germania. Dla Kurii rzymskiej te miasta wciąż jeszcze są niemieckie.
Drobna to rzecz, ale charakterystyczna,
zwłaszcza że właśnie Watykan lubi się chwalić wyrafinowaniem swojej
dyplomacji. Nie tylko każde słowo, każdy ton jakoby wymaga studiów. Do
słów Watykanu trzeba dodać czyny Kurii rzymskiej. Niemcy aresztowali
biskupa chełmińskiego, Polaka, a diecezja chełmińska zostaje włączona do
Rzeszy. Watykan mianuje natychmiast Niemca Spletta — współpracownika i
przyjaciela hitlerowców — nie licząc się z tym, że w ten sposób sam
zrywa konkordat zawarty z rządem polskim.
W diecezji gnieźnieńskiej
również zostaje mianowany administratorem Niemiec ks. dr Paech, a po nim
franciszkanin niemiecki Breitinger, mimo ze w stolicy watykańskiej
przebywa wówczas prawowity rządca tej diecezji, prymas Polski, kardynał
August Hlond.
Watykan był bardzo dobrze poinformowany o tych zmianach i nie zaprzecza temu, że je zatwierdzał.
Papież wiedział również o
aresztach księży i o wywożeniu księży, a nawet biskupów do obozów
koncentracyjnych. Więcej. Watykan wiedział o tym, że hitlerowcy
zamordowali staruszka biskupa Nowowiejskiego. Dowiadujemy się o tym z
not i listów papieskiego Sekretariatu Stanu do hitlerowskiego
Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
W tych listach Watykan jednak nie gromi
hitlerowców, nie domaga się zmiany stosunków, nie potępia mordów, prosi
jedynie o wyjaśnienia, a jeśli posuwa się do groźby, to czyni to w
bardzo delikatnej formie.
W oświadczeniu Sekretariatu Stanu z dnia 8 października 1942 r. Watykan grozi hitlerowcom następującymi słowy:
„Jeśli… sytuacja miałaby się
jeszcze bardziej pogorszyć, Stolica Apostolska z obowiązku swego
powołania byłaby zmuszona opuścić powściągliwe stanowisko, jakie
dotychczas zajmowała”.
To jest najostrzejsze wystąpienie Watykanu przeciw hitlerowcom w czasie wojny.
Ale cóż, sytuacja pogorszyła się.
Hitleryzm po 1942 roku zaostrzył terror. Powstały nowe krematoria i
vernichtungslagry, po ulicach grzmiały salwy publicznych egzekucji. Do
hitlerowskich obozów śmierci wędrowały nowe tłumy obywateli polskich,
mnożyły areszty i morderstwa księży katolickich, ginie bestialsko
zamordowany przez oprawców hitlerowskich biskup Kozal. Watykan, nadał milczy. Papież nie wypełnia nawet swojej delikatnej groźby i nie porzuca „powściągliwego stanowiska, jakie dotychczas zajmował”.
Nie ma, mowy oczywiście o klątwie. Hitlerowców się nie wyklina.
„Lojalny hołd…” – hitlerowców dla Polski!
Idźmy dalej. Obrońcy papieża powołują
się na słowa żalu i współczucia, jakie wypowiadał pod adresem Polski
papież Pius XII. Najczęściej przytacza się takie zdanie:
„W oczach Boga, w oczach Jego
Wikariusza, w oczach wszystkich ludzi uczciwych pozostają wam inne
bogactwa; bogactwa, których się nie chowa w żelaznych skrzyniach lub
kasach, lecz w sercach i duszach. Pozostaje wam przede wszystkim blask
dzielności żołnierskiej, która nawet waszych przeciwników napełnia
podziwem i przed którą oni lojalnie złożyli hołd…”
„Blask dzielności żołnierskiej”.
Znamy, znamy! Tym blaskiem dzielności żołnierskiej czarował nas
Napoleon, gdy rękami naszych żołnierzy trzeba było zdobyć Somosierrę,
czarował nas Churchill, gdy trzeba było naszych lotników i marynarzy do
obrony Londynu, gdy naszą krwią trzeba było zlewać stoki Monte-Casino.
Ale niezrozumiałe są dla Polaka, który szczęśliwie przeżył okupację hitlerowską, słowa papieża, twierdzące, ze hitlerowcy „lojalnie złożyli hołd”
naszej dzielności. W czym papież widział szlachetność Niemców? Gdzie
były te hołdy hitleryzmu dla naszej dzielności, które każe nam podziwiać
Stolica Apostolska? Egzekucje publiczne, deportacje? Majdanek,
Treblinka, Oświęcim?
My tu, w kraju, widzieliśmy krzywdę i
zezwierzęcenie, widzieliśmy rabunek i szarganie wszelkich świętości.
Przeciwnik zmuszaj nas do tego, abyśmy w nim widzieli bestię
apokaliptyczną, a nie lojalnego i rycerskiego wroga.
Kogo żałuje Watykan dziś?
W swoim „Orędziu do ludności katolickiej Ziem Odzyskanych”,
ogłoszonym pod naciskiem opinii publicznej dopiero w czerwcu 1948 r.
(„Tygodnik Warszawski” Nr 25/134 z dnia 20 czerwca 1948 r.) prymas
Polski kardynał Hlond „dla otuchy” przytacza również wyjątki z
powojennych listów papieża do biskupów polskich.
W jednym z nich (z 21 czerwca 1941 roku) papież, wyliczając cierpienia naszego narodu, stwierdza:
„To wszystko sprawiło nam
ból nad wyraz dotkliwy. Ból ten był tym sroższy, że nie mieliśmy prawie
żadnej możliwości nieść wam pociechę i ulgę, którą w owych straszliwych
chwilach tak bardzo pragnęliśmy wam służyć”.
W drugim liście do biskupów polskich z dn. 17. I. 1946 r. papież mówi (cytuję za orędziem prymasa):
„Ze wschodnich ziem Polski
płyną ku zachodnim kresom tłumy ludzi dotkniętych nieraz ciężkim losem,
bolejących nad opuszczonym mieniem, zasługujących na to, by im rodacy w
nieoczekiwanym położeniu okazali szybką i współczującą pomoc. Czynem i
słowem sprawcie to, Ukochany Synu Nasz (prymas Polski) i Czcigodni
Bracia biskupi), aby im ani z waszej strony, ani od kapłanów i wiernych
nie brakło pomocy przewidującego i czynnego miłosierdzia. Roztoczcie nad
nimi wszelką opiekę duchową, aby słowa pociechy, wiary i nadziei
chrześcijańskiej krzepiły ich i umacniały”.
Krótko mówiąc, papież wzywa
rodaków, wzywa Polaków, aby pomogli tym, którzy osiedlali się na
Ziemiach Odzyskanych. Myśmy pomogli naszym osadnikom i bez zachęty
papieża.
Dnia 17 stycznia 1946 roku
papież pisał do Niemców zupełnie innym tonem. W liście pasterskim do
episkopatu niemieckiego z dnia 17 stycznia 194G czytamy:
,,Wszystko to są cierpienia
spowodowane bezlitosną wojną. Wojna ta szalała zarówno na wschodzie jak i
na zachodzie Europy, w Afryce i w Azji, ale specjalnie boleśnie
dotknęły nas wasze cierpienia, albowiem miedzy wami spędziliśmy tyle lat
owocnej pracy. Dla was wszystkich, a głównie dla tych, którzy zostali
wypędzeni ze swoich domów i gospodarstw wiejskich i teraz muszą tułać
się, błagamy Boga o zmiłowanie w naszych modlitwach”.
Nad tymi słowami trzeba się zastanowić.
Kto w tej wojnie był napastnikiem, a kto ofiarą Z tych słów wynika jedno: „Owszem,
żal mi Polaków, Francuzów i Rosjan, ale was. Niemców, specjalnie mi
żal, bo wyrzucono was z ojczyzny, bo biedni musicie się tułać”.
Deportowanej, wyrzucanej
brutalnie w ciągu dwudziestu czterech godzin, obrabowywanej ludności z
Poznańskiego i Pomorza polskiego kazał papież cieszyć się z tego. że
zostały jej „bogactwa, których się nie chowa w żelaznych skrzyniach lub stalowych kasach”. Kazał nam podziwiać lojalność hitlerowców. Dla Niemców, którym pozwoliliśmy zabrać ze sobą „bogactwa, które chowa się w pancernych kasach”, papież stara się o powrót na nasze ziemie.
To zestawienie mówi samo za siebie.
Gdy bomby niemieckie spadały na
Warszawę, Watykan milczał. Ale gdy samoloty angielskie i amerykańskie
odważyły się bombardować Mediolan i Rzym, papież zabrał głos: „W godzinę szczególnego rozgoryczenia” — nazywa atak bombowy na Rzym — „smutnym widowiskiem rzezi i dymiących ruin, walką przeciwko bezbronnej i niewinnej ludności”.
Siedlce, Warszawa, Piotrków, Lublin w 1939 roku — to nie było smutne widowisko, wtedy papież nazywał to „wynikiem rozwoju wypadków”. Gdy
samoloty niemieckie bombardowały Belgrad, gdy płonął Mińsk, gdy w gruzy
walił się Smoleńsk, Watykan milczał, ale w lipcu 1944 r. papież wysyła
list do arcybiskupa Berlina, hr. Konrada Preysinga, w którym wyraża swój
podziw dla ludności Berlina z powodu dzielnego zachowania się w czasie
angielskich ataków lotniczych. Preysing podał berlińskim
katolikom do wiadomości pismo papieża w ramach listu pasterskiego ku
pokrzepieniu serc hitlerowskich. Papież mówi: w czasie wojny ,,nie mieliśmy prawie żadnej możliwości”.
A oto znamienny dla polityki Watykanu fakt który zdarzył się po wojnie.
Czy duchownemu wolno być szpiegiem?
Dnia 29 grudnia 1948 roku
węgierskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło komunikat
zawiadamiający o aresztowaniu przez władze bezpieczeństwa prymasa Węgier
arcybiskupa Esztergom, kardynała Józefa .Mindszentyego pod zarzutem
zdrady głównej, zamachu na bezpieczeństwo republiki, szpiegostwa i
nielegalnego handlu walutami.
Dnia ósmego lutego 1949 roku, po
trzydniowej rozprawie. Trybunał Ludowy w Budapeszcie wydał wyrok w
sprawie Mindszentyego i towarzyszy.
Pierwszy oskarżony Józef Mindszenty został uznany winnym:
zbrodni kierowania
organizacją, zmierzającą do obalenia ustroju demokratycznego i
republiki, zbrodni zdrady głównej i szpiegostwa, zbrodni niezgłoszenia
władzom, spekulowania, wysyłania za granicę i nielegalnej sprzedaży
walut obcych —skazany na karę łączna dożywotniego więzienia, dziesięciu
lat pozbawienia praw obywatelskich i konfiskaty całego majątku.
W odpowiedzi na to Kuria rzymska
rzuca klątwy i gromy potępienia na tych, którzy ośmielili się wydać
wyrok na osobę duchowną. Oficjalny organ Watykanu „Osservatore Romano”
stwierdza, że prawo kanoniczne nie pozwala, na to, aby duchowny był
karany przez władze świecką.
Dziwne. Nic nie słyszał nikt o
klątwie na Hitlera, na Himmlera i innych katów. Ten przepis kanoniczny
nie był używany w stosunku do hitlerowców znęcających się nad klerem,
nad biskupami: Gorałem, Nowowiejskim i Kozalem. Klątwę wywołał dopiero
fakt skazania wspólnika faszystów i szpiega.
Osobliwe „Miłosierdzie” i charakterystyczna „ostrożność”
W czasie wojny „nie było możliwości”,
po wojnie usłyszał świat prośbę papieża o ułaskawienie gubernatora
Franka. Nie klątwa — prośba o ułaskawienie. Świat usłyszał również
prośbę o ułaskawienie Greisera.
Obrońcy Watykanu tłumaczą to
obowiązkiem papieża. Z urzędu jest powołany do miłosierdzia, Czy ofiary
hitleryzmu nie miały prawa do takiego samego miłosierdzia.
Jeden z urzędowych obrońców papieża dr
Stefan Zuzelski, w masowo kolportowanej broszurze tak tłumaczy milczenie
i łagodność papieża w stosunku do hitleryzmu:
„Chociaż Kościół doznał tak ciężkich
ran od błądzących, chociaż był tak zachęcany do użycia słów potępienia
dla ludzi, chociaż miał tak mocne ku temu prawo i słuszne powody, Pius
XII nikogo z ludzi nie potępił. Karcił błędy z dziwną, choć stanowczą,
ostrożnością, by nie .dotknąć ludzi l) (hitlerowców — przyp. mój).
Czy można „dziwną i stanowczą ostrożnością” wyjaśnić postępowanie papieża?
Nie wyjaśni nam jej również miłosierdzie.
1) Dr Stefan Zuzelski: Stolica Apostolska a świat powojenny. Włocławek 1945. Str. 15
Jest inne zdanie papieża, które
wyraźniej stawia sprawę. Które tłumaczy i „stanowczą ostrożność” z
czasów wojny, i dzisiejsze interwencje w obronie grabieżców.
W przemówieniu z dnia 24. XII 1942 roku, gdy Hitler stał u szczytu potęgi, papież tak mówi:
„Tocząca, się wojna światowa
i wszystko, co się z nią wiąże, jest następstwem, uprzednich dalszych i
bliższych przyczyn, jest wynikiem rozwoju wypadków wraz z ich
materialnymi, prawnymi i moralnymi skutkami. Dla wielu ludzi,
ujmujących, życie zbyt powierzchownie, wojna ta jest zwykłym, choć może
nieoczekiwanym wydarzeniem historycznym. Kto jednak głębiej sięgnął
wzrokiem ducha w dziedzinę stosunków społecznych, przeczuwał ją i
pragnął jej, bo przecież współczesne stosunki poza maską
konwencjonalnych form kryły w sobie całą nieszczęsną słabość i rozpasaną
żądzę zysku i władzy” 1).
Słowa te były powiedziane w grudniu 1942
r., gdy Hitler stał u szczytu potęgi. Słowa te jasno tłumaczą milczenie
Watykanu wobec zbrodni niemieckich. Papież tymi słowy przygotowywał
świat do uznania, „hitlerowskiego ładu” w Europie i na świecie.
Watykan nie walczył z
hitleryzmem. Bo hitleryzm, choć groził zniweczeniem chrześcijaństwa,
niósł ze sobą nadzieję zahamowania postępu, zdławienia ruchów
wolnościowych, złamania socjalizmu.
To była istotna przyczyna, dla której
Watykan nie podejmował zdecydowanej walki z faszyzmem hitlerowskim i nie
przeszkadzał mu w rozbudowie systemu organizacyjnego strefy wpływów,
ograniczając się jedynie do obrony swoich kościelnych, interesów. Ten
wgląd wyjaśnia, również milczenie Watykanu wobec popełniania przez
hitlerowców zbrodni „wołających o pomstę do nieba”.
1) Dr St. Zuzelski: Stolica Apostolska a świat powojenny. Włocławek. 1945 r. Str. 12
Ta sama przyczyna, która
skłaniała kapitalistów międzynarodowych do paktów w Monachium, ich
sprzymierzeńca i finansowego wspólnika, Watykan, sprowadziła na drogę „dziwnej i stanowczej ostrożności”.
Dlatego papież „przeczuwał wojnę i pragnął jej”…
Obrońcy papieża powołają się może na
encyklikę „Mit brennender Sorge”, powołają się na szereg innych
wypowiedzi. Nikt nie przeczy, że Watykan bronił swoich interesów wobec
hitleryzmu, który nie liczył się z klerem ani nie dotrzymywał
konkordatów, tak jak nie dotrzymywał żadnych umów. Znamy wszyscy te
spory, ale Watykan starannie przemilcza szereg faktów i wypowiedzi
swoich dostojników, które brzmią tym dziwniej, właśnie w zestawieniu z
nonszalancką postawą hitlerowców nie wobec kleru, a wobec Kościoła.
Watykan lubi mówić o swojej rzekomej
walce z faszyzmem, starannie jednak ukrywa odwrotną stronę medalu.
Polski czytelnik powinien poznać te fakty, bo w nich częściowo należy
szukać przyczyn zarówno tego, że papież „nie miał możliwości”
stanowczego potępienia hitleryzmu jak i dzisiejszego stosunku do spraw
niemieckich; przyczyn wreszcie tej różnicy, jaką papież robi między
katolikami polskiej i niemieckiej narodowości.
PAPIEŻ — HITLER — TRUMAN
Jest faktem niewątpliwym, że w lutym
1931 roku, na dwa lata przed dojściem Hitlera do władzy biskupi
niemieccy z kardynałem Faulhaberem na czele stwierdzili, iż hitleryzm
odrzuca zasadnicze punkty nauki katolickiej i „według oświadczeń jego wodzów ma on zamiar zastąpić wiarę chrześcijańską przez nowy system idei”. W tym oświadczeniu wyraźnie dźwięczy groźne dla wierzącego katolika słowo: HEREZJA. Uważano to oświadczenie za sprzeciw zasadniczy.
Toteż tym większe zdziwienie wywołuje postawa Watykanu i episkopatu niemieckiego po dojściu Hitlera do władzy.
Pomijam już takie drobne ułatwienia i
koncesje katolickie, jak postawa Brüninga czy von Papena. czy też
wreszcie rozwiązanie się w dniu 15 lipca 1933 r. Centrum Katolickiego na
wyraźne żądanie Watykanu.
„Radosne uznanie” dla… celów Hitlera!
Oto w parę zaledwie miesięcy po
dojściu hitleryzmu do władzy konferencja biskupów niemieckich w Fuldzie
pod przewodnictwem tegoż kardynała Faulhabera, dnia 3 czerwca 1933 r. (w
dniu Zesłania Ducha Św.) wydaje list pasterski, w którym między innymi
tak mówi:
„Tak samo cele, jakie sobie
stawia narodowo-socjalistyczna. władza rządowa — wyzwolenia naszego
narodu — zasługują na radosne uznanie katolików… Po latach… sromotnych
ograniczeń naszych praw narodowych potrzeba, aby nasz naród odzyskał
wolność i zaszczytne miejsce i jeśli nowy ustrój dołoży wysiłku ze swej
strony — nic tylko do zerwania łańcuchów, którymi nas krępowano, ale
nadto do rozwinięcia sił naturalnych naszego narodu… to nie ma w tym nic
niezgodnego z zasadami myśli katolickiej”.
Herezja, z 1931 roku zyskuje najwyższa aprobatę w roku 1933.
Przytoczone wyżej oświadczenie nie jest odosobnionym faktem. W lipcu 1933 r. biskup Warmii Maksymilian Keller wolał:
„Teraz
wyciosuje się nową Rzeszę, kształtuje się gospodarstwo narodowe, nowe
Niemcy mają być wzniesione na podstawach stanowo-zawodowych, a my — czyż
mamy zwlekać i ociągać się? Bądźmy aktywni. Ojciec święty żąda od nas
rozszerzenia. i urzeczywistnienia zasad katolickich. Ojczyzna czeka na
nas”.
Z tych słów wynika jasno, że biskup
warmiński widział w hitleryzmie urzeczywistnienie zasad katolickich. To
wyjaśnia jego powojenne wystąpienia, które w życzliwym klimacie
amerykańskiej strefy okupacyjnej nawoływały do zwrotu biednym Niemcom
naszych ziem zachodnich. Trzeba tu dodać, że tenże ‚biskup
Keller po wojnie został przez papieża wyznaczony na opiekuna
wysiedlonych Niemców. W swoich wystąpieniach publicznych i listach
biskup Keller nazywał stale nasze Ziemie Odzyskane: „Ziemie okupowane przez Polskę”.
Idźmy dalej. Arcybiskup Groeber dnia 10 października 1933 r. oświadcza: „Bez zastrzeżeń popieram nowy rząd”.
W trzy lata później w przemówieniu z
dnia 22 marca 1936 r. biskup Monasteru von Gallen przemawia już dobrze
znanym jeżykiem. Oto fragment jego przemówienia:
„Führer, któremu Opatrzność
powierzyła kierownictwo naszej polityki i odpowiedzialność za losy
naszej ojczyzny niemieckiej, powziął odważny zamiar zerwania kajdan,
jakie wrogie potęgi nałożyły naszemu narodowi. Skończył on z niegodnym
położeniem, które zmuszało nasz bezbronny naród do chylenia się przed
światem najeżonym bronią.
Składam podziękowanie
wodzowi naszego narodu za wszystko, co zrobił dla prawa, dla wolności i
chwały narodu niemieckiego… Führer chce usłyszeć glos narodu? Niech
usłyszy, niech. wie, że my, katolicy niemieccy, niewzruszenie stoimy
przy naszym narodzie i przy naszej ojczyźnie, że jesteśmy z nim w jego
wysiłkach o chwałę i bezpieczeństwo Niemiec” 1).
Tych słów nie przekreślą późniejsze kazania biskupa Gallena, gromiące gestapo za… wysiedlanie jezuitów niemieckich.
Jeszcze jeden, choć drobny na pozór
fakt. W sierpniu 1933 roku biskup Fryburga wydaje zarządzenie,
nakazujące dopuszczać do nabożeństw w kościołach katolickich sztandary i
odznaki hitlerowskie. Zarządzenie brzmi dosłownie:
„Dajemy wskazówkę
duchowieństwu, aby na przyszłość nie robiono żadnych trudności tym,
którzy przynoszą takie odznaki na służbę bożą albo na procesje
kościelne”.
Na marginesie tylko chcę
przypomnieć, ze w Polsce zdarzały się konflikty w związku z udziałem
sztandarów politycznych w pogrzebach i nabożeństwach. Biskupi i księża
polscy zasłaniali się przepisem prawa kanonicznego, zabraniającego
jakoby udziału odznak politycznych w obrzędach religijnych. W stosunku
do swastyki hitlerowskiej, jak widzimy, przepis ten nie obowiązywał.
Watykan też nie pozostał w tyle za
episkopatem niemieckim. 20 lipca 1933 roku zostaje zawarty konkordat
między Rzeszą hitlerowską a Watykanem. Ten niezwykły pośpiech i szybkie
przeprowadzenie negocjacji wywołało w swoim czasie zdziwienie nawet
wśród katolików.
Watykan aprobuje hitleryzm
Czym tłumaczyć tę postawę episkopatu
niemieckiego i Watykanu wobec hitleryzmu? Nie można tu powoływać się na
to, ze biskupi niemieccy kierowali się naturalnym uczuciem patriotyzmu.
Patriotyzm niemiecki w żadnym wypadku nie tłumaczy aprobaty Watykanu.
Wiemy przecież, ile kłopotów spra-
1) Andrzej Kar.: Czy z Rzymem? Warszawa 1944. Wydawnictwo zespołu
wiał Watykanowi hitleryzm już po
zawarciu konkordatu. Hitler, jak przedtem Mussolini, prędko przestał się
liczyć z papieżem i klerem, katolickim. Wiele upomnień słownych
wypowiedziano pod adresem rasizmu. Upomnienia nie skutkowały. Hitler
ignorował je.
Z tym większą siłą nasuwa się
pytanie: czemu Kościół, wiedząc, ze będzie zbierał burzę, z uporem siał
wiatr? Czemu przez usta swych biskupów popierał praktycznie hitleryzm,
potępiając jego filozofię? Czemu oddawał na usługi przygotowywanej przez
hitleryzm rzezi swoją ważką propagandę ?
Bo wypowiedzi biskupów i dziwnie
ostrożna postawa Watykanu pozwalała mniej odpowiedzialnemu niższemu
duchowieństwu na najdalej idącą swobodę prohitlerowskiej propagandy.
Można by tuzinami cytować wypowiedzi poszczególnych księży; przytoczę
tylko kilka, świadczących o tym. w jakim kierunku pchał Watykan swoich
podwładnych.
Ks. Schachleiter, opat zakonu benedyktynów, wyraźnie pouczał wiernych Niemców, iż „Adolf Hitler jest wspaniałym darem Wszechmogącego dla narodu niemieckiego”. Inny ksiądz katolicki w przemówieniu na zebraniu publicznym tak zachęcał swoje owieczki: „Od dawna stwierdzam, że Führer… jest obrońcą prawdziwej wiary… Nasz Führer stanie się wybawcą nie tylko naszej ojczyzny, ale też i wybawcą całego świata”.
A ksiądz protonotariusz Moerzinger (Austriak) tak pisał do
hitlerowskiego komisarza plebiscytowego w Austrii już po ogłoszeniu
encykliki ..Mit brennender Sorge”:
„Odtąd moja misja, która
napełnia mnie radością, będzie polegała na budzeniu wśród czytelników
entuzjazmu dla wspaniałej i wielkiej Rzeszy Niemieckiej i na wpajaniu
coraz większego zaufania do Führera…, który jest pełen łaski bożej…”
W roku 1938 nawet ślepiec polityczny, nie tylko ksiądz protonotariusz,
widział wyraźnie, do czego dąży Hitler i co przygotowuje.
Czym więc tłumaczyć to wszystko?
Odpowiedź jest jasna. Watykan zdawał sobie dokładnie sprawę z tego, kim
jest Hitler i czego się można po nim spodziewać, a jeśli go wspierał,
jeśli przemilczał nawet zniewagi, to dlatego, że traktował go jako
sprzymierzeńca w walce z postępem, w walce z ruchami wolnościowymi,
demokratycznymi.
Tygodniki katolickie powołują się na
encyklikę „Mit brennender Sorge”, potępiającą hitleryzm. Jaka była
praktyczna wartość tego potępienia, wyjaśni nam stosunek Watykanu do
hitleryzmu na terytorium Austrii.
W roku 1934 chadecja austriacka w
niesłychanie krwawy i barbarzyński sposób zdławiła wybuch powstania
socjalistycznego. Robotnik austriacki doskonale wiedział, do czego dąży
faszyzm; próbkę tego, co go czeka, miał już w Niemczech. Postanowił więc
ratować zagrożoną wolność i wziąć władzę w swoje ręce.
Źle przygotowane jednak przez austriacką
socjaldemokrację powstanie, mimo bohaterskiej obrony pozostawionych
samym sobie robotników, uległo przemocy artylerii Feya.
Po zwycięstwie chadecja austriacka
dostała zawrotu głowy. Klerykalna prasa austriacka dowodziła na prawo i
na lewo, że da sobie sama radę bez pomocy hitleryzmu. „Umiemy już bić sami robotników, marksizm się kończy, niepotrzebny nam jest hitleryzm”. Pisała tak zresztą nie tylko austriacka prasa.
W marcu 1934 roku ks. Jan Roztworowski pisał w jezuickim „Przeglądzie Powszechnym” 1):
„Nie dziwimy się, że
socjalizm się zżyma, bo on dobrze czuje, że dopisują się ostatnie karty
jego dziejów i że zwycięstwo wiedeńskie jest dla niego potężną porażką, i
to poniesioną w samym sercu Europy- Ale powinien ten kończący się
marksizm zrozumieć, że to, czym on groził społeczeństwu, mogło
przynajmniej z równą słusznością zwrócić się przeciw niemu. Kto mieczem
wojuje, od miecza ginie, i kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”.
1) Ks. Jan Rostworowski: Sprawozdanie z
ruchu religijnego „Przegląd Powszechny” Nr 603 Marzec 1934. Str. 503.
(lub 508 – dop. ab.)
Co dalej?
Nie mamy tu nic innego do zrobienia,
tylko udzielić głosu głównemu w owej chwili wyrazicielowi myśli nowej
katolickiej Austrii. Pod datą, 18 lutego, już po stłumieniu „czerwonej rewolty”, tak pisze poważny organ rządowy „Der Christliche Standesstaat”, tygodnik poświęcony chrześcijańskiej przebudowie kraju:
„A teraz, gdy nieprzyjaciel z lewicy
pobity został w ciężkim boju, właściwy nasz wróg stoi na prawicy… Co 13
lutego pokazało się możliwe przeciw zbitym, i dobrze uzbrojonym.,
oszańcowanym w swych blokhauzach masom, robotniczym, to tym bardziej
będzie możliwe przeciw bandzie brunatnych warchołów, których nie stać na
inny czyn, jak rzucanie bomb kartonowych i krecią robotę tendencyjnego
kłamstwa”.
W tych słowach zawiera się przede
wszystkim fałszywa ocena sytuacji. Jak widać, jezuici nie umieją
przewidywać. Życie wykazało, iż gdyby nie ten „kończący się marksizm”,
to „brunatne warchoły” zamknęłyby prawdopodobnie raz na. zawsze
wszystkim ojcom Rostworowskim zdolność jakichkolwiek przewidywań.
Socjalistyczna Armia Czerwona zniszczyła hitleryzm, a marksizm, wbrew
proroctwom jezuickim, po dawnemu kroczy w pierwszym szeregu postępu i
zdobywa coraz więcej zwolenników.
Nic to jest jednak istotne. Pomyłki są rzeczą ludzką, a jezuici są też ludźmi.
Głos kardynała Innitzera
Ciekawe jest to, że po takich dumnych
wypowiedziach mimo doświadczeń z konkordatem niemieckim, mimo encykliki
„Mit brennender Sorge”, już 18 marca 1938 roku, a więc tuż po wkroczeniu
hitlerowców, biskupi Austrii wydają uroczyste oświadczenie, w którym
czytamy:
„Z głębi przekonania i z
naszej własnej woli my, biskupi prowincji kościelnych Austrii,
oświadczamy a okazji wielkich wydarzeń historycznych: Z radością
stwierdzamy, że ruch narodowo-socjalistyczny dokonał już i stale
dokonuje rzeczy doniosłych dla Rzeszy i dla narodu niemieckiego… Biskupi
na przyszłość będą popierali narodowych socjalistów i będą pouczali
wiernych w tym duchu”.
Świat był zdumiony. Nie wierzono.
Przypuszczano, że list był wymuszony terrorem gestapo. Wątpliwości
rozwiał najwyższy dostojnik Kościoła austriackiego, kardynał Innitzer,
który 31 marca dodatkowo wyjaśnił:
„Uroczyste oświadczenie
biskupów… było złożone samorzutnie… naszą postawę wobec plebiscytu 1)
trzeba uważać za oświadczenie zasadnicze i za wyznanie wiary pochodzącej
jedynie z głosu krwi niemieckiej”.
Nic nam nic wiadomo o tym, żeby kardynał
Innitzer był ukarany za postępowanie sprzeczne z encykliką papieską,
przeciwnie, do dziś jeszcze stoi na czele episkopatu austriackiego.
Encyklika więc była upomnieniem, a nie
potępieniem hitleryzmu. Była tylko próbą dogadania się z hitleryzmem,
który nie bardzo liczył się z autorytetem papieża.
Myślę, że tych faktów charakteryzujących
praktyczne stosunki między Watykanem a faszyzmem w okresie dochodzenia
faszyzmu do władzy i w okresie przygotowania przezeń paneuropejskiej
„nocy długich noży” wystarczy. Świadomie pomijam tutaj wszystkie fakty
współpracy Watykanu z faszyzmem hiszpańskim i portugalskim. Nie chcę się
zbytnio rozwodzić, i tam jednak można by znaleźć dużo ciekawych cytat
pochodzących z dokumentów oficjalnych.
„Gotowość wojenna i żołnierska postawa…”
Dowodem na to, że Watykan godził się z
faszyzmem hitlerowskim nic tylko przed wojną, ale i w czasie wojny, są
jeszcze listy pasterskie biskupów niemieckich z okresu wojennego.
26 czerwca 1941 roku zebrani w Fuldzie biskupi Niemiec wydają list pasterski z następującym apelem:
1) Chodzi o plebiscyt przeprowadzony w r. 1938 przez hitlerowców po zajęciu Austrii.
„W najtrudniejszej chwili
dla ojczyzny, która musi na rozległych frontach prowadzić wojnę w
rozmiarach, jakich dotychczas nie znano, upominamy do wiernego pełnienia
swych powinności, do mężnego wytrwania, ofiarnych prac i walk w służbie
naszego narodu. Przesyłamy pozdrowienia wdzięcznej miłości i czułe
błogosławieństwo żołnierzom naszym… Konieczności wojenne wymagają od nas
ofiar, myśmy je z miłości dla narodu jak najchętniej złożyli. Nasi
kapłani, którzy znajdują się w polu jako sanitariusze, nasi liczni
studenci teologii i nowicjusze zakonni, którzy z bronią w ręku służą
ojczyźnie, nie ustępują nikomu w gotowości wojennej lub żołnierskiej
postawie”.
Znów trzeba powiedzieć:
Myśmy
widzieli żołnierską postawę i wojenną gotowość tych studentów teologii i
nowicjuszów zakonnych. Cała Polska wielkim głosem krzyczy o tej „dumie biskupów niemieckich”.
Ruiny Warszawy, łzy wdów i sierot są w dużym stopniu wynikiem tego, że
biskupi niemieccy pchali katolików niemieckich pod komendę faszyzmu i
udzielali mu swego błogosławieństwa.
Powie jednak ktoś: „To można wytłumaczyć uczuciem narodowym”.
Ten glos otwartej aprobaty dla obozów
koncentracyjnych i komór śmierci nie doczekał się jednak nawet zwykłego
upomnienia ze strony Watykanu. Kto milczy, ten potwierdza.
Dziś niektóre koła kleru katolickiego,
broniąc stosunku papieża do Niemców, usiłują jednocześnie bronić postawy
katolików niemieckich w czasie wojny. Nic od rzeczy więc będzie
przypomnieć glos polskich księży i katolików świeckich z czasów wojny i
okupacji. Ci ludzie mieli ostrość widzenia ludzi skazanych na śmierć,
byli w kraju i walczyli w kraju, dlatego ich wypowiedz jest ważkim
argumentem. Oto jak stawiała stosunek Kościoła do hitleryzmu katolicka
organizacja podziemna Front. Odrodzenia Polski”:
„Potem nastąpił okres w którym
czad doktryny totalistycznej, wizja materialnej potęgi uderzyła do głowy
katolikom niemieckim. Milcząco zgodzili się na wszystkie wymogi tej
doktryny, wszystkie konsekwencje tej wizji. Obowiązani kierować się
prawem miłości bliźniego i obawą grzechu większą niż śmierć, milczeli
przyzwalająco, gdy okrucieństwa niemieckie w Polsce napełniły echem
grozy cały świat. Milczeli bezprotestacyjnie, gdy wielki posąg Serca
Jezusowego wleczono uwiązany za ciężarówką przez ulice Poznania i
wyrzucono na śmietnik. Milczeli, gdy własne ich władze, gdy ich
współrodacy zamykali polskie kościoły i masowo mordowali polskich
księży. Wyznając wiarę, która każdej jednostce przyznaje prawo do życia,
milczeli. gdy rzesze polskie wysiedlano z domów, wypędzano nocą na
mróz, bez prawa zabrania czegokolwiek. Milczeli, gdy owe rzesze
wygnańców zamykano w barakach bez pożywienia i opału. Milczeli, gdy
matki polskie kąpały nowonarodzone dzieci w czarnym płynie zwanym kawą, a
stanowiącym jedyne ciepłe pożywienie współtowarzyszy. Milczeli wobec
masowych zbrodni dokonywanych w Wawrze i Aninie, w Palmirach, w Ogrodzie
Sejmowym. Milczeli, gdy rozstrzeliwano chorych nerwowo w Owińsku i
Chełmie. Bierność, zawrót głowy, czy po prostu lęk przed partią, pod
której władzę wpadły Niemcy, zamykały im nadal usta?… Mniejsza o
przyczyny. Fakt, że milczeli. Milczeli, gdy po wsiach i miastach
polskich odbywały się obławy na ludzi. Milczeli, gdy dziewczęta polskie
wleczono na sromotę do domów publicznych. Milczeli, gdy dzieciom polskim
odciągano krew dla transfuzji. Katolicy, obowiązani bać się więcej Boga
niż ludzi, milczeli, milczeli… Powiedzą może w przyszłości, że nie
wiedzieli?… Nie wiedzieli o transportach dzieci łódzkich w wieku 6—12
lat, odebranych rodzicom, wywiezionych do Rzeszy i tam zagłodzonych?!…
Nie wiedzieli o „gwiazdce” sprawionej przez władze niemieckie więźniom w
Oświęcimiu, gdy na Boże Narodzenie 1940 r. pod rzęsiście oświetloną
choinką ułożono kręgiem 40 trupów?… Nie wiedzieli’!?… O, mówmy szczerze:
Nie chcieli wiedzieć, zasłaniali sobie uszy, aby móc milczeć!” 1)
1) „Sprawiedliwie”. Wydawnictwo Frontu Odrodzenia Polski z czasów okupacji
Ten głos ludzi ginących purpuraci watykańscy chcieliby dziś zatrzeć w pamięci narodu.
Hitleryzm, bowiem wojnę przegrał.
Tan, kto „sięgając wzrokiem ducha w
dziedzinę stosunków społecznych, pragnął tej wojny” i czekał na nowy,
hitlerowski ład w Europie, zawiódł się w swoich rachubach. Narody Europy
w śmiertelnym, ostatecznym zrywie obaliły system obozów niszczenia i
panowania „rasy panów”. Pierwszy skuteczny cios padł na dalekiej ziemi
rosyjskiej w Stalingradzie. Odtąd armia kraju socjalizmu szła jak burza
naprzód, gromiąc bez wytchnienia zbirów hitlerowskich.
Szli z nimi ręka w rękę Polacy,
Francuzi. Jugosławianie, czesi, Rumuni, Węgrzy, Bułgarzy. Szedł szary
żołnierz angielski i amerykański. Wszystkich ich łączyła jedna wspólna
więź: umiłowanie wolności.
Wszyscy pamiętamy entuzjazm, jaki opanował wtedy Europę. Padła, zmora, która dusiła cały świat. Lecz wtedy zamiast Te deum usłyszeliśmy z wyżyn Watykanu głos coraz energiczniejszy: „Nie krzywdźcie Niemców — oni tacy biedni. Niewinni”.
Watykan a Imperializm Wall Street
Ten glos zbiegł się z postawą niektórych
państw. Sytuacja międzynarodowa. po wojnie ułożyła się w ten sposób, że
powstały dwa bloki, dwa przeciwne sobie ugrupowania. Z jednej strony —
ugrupowanie krajów demokratycznych, które w drugiej wojnie światowej
widziały drogę do wyzwolenia narodowego, do zniszczenia faszyzmu i
wszelkich możliwości nowej agresji, z drugiej zaś strony państwa, które w
wojnie światowej widziały możność zniszczenia swych konkurentów na
rynkach światowych, a co za tym idzie — wzmocnienia swych
imperialistycznych pozycji. Do tych ugrupowań należą przede wszystkim
państwa anglosaskie, gdzie ustrój kapitalistyczno-imperialistyczny ulega
dużej koncentracji i wskutek tego wzrastają jego tendencje
imperialistyczne zmierzające do ujarzmienia i podporządkowania sobie
innych narodów.
Na czoło tych państw wysunęły się
niewątpliwie Stany Zjednoczone Ameryki Półn.. Stany Zjednoczone
przewodzą blokowi kapitalistycznemu, szukając wszelkich możliwych
sposobów przeprowadzenia swych planów imperialistycznych. Polityka
prowadzona przez Stany Zjednoczone operuje bardzo bogatym arsenałem
środków.
Środki te dałyby się zgrupować w 3
kategorie: pierwsza obejmuje dziedzinę wojskowo-strategiczną, druga
dotyczy ekspansji ekonomicznej, trzecia — to dziedzina walki
ideologicznej. Wyraża się to m. in. w przygotowaniu baz, w opanowaniu
obszarów, które mogłyby być podstawą dla imperializmu amerykańskiego w
dziedzinie ekspansji ekonomicznej, w usiłowaniach gospodarczego
podporządkowania sobie innych państw — w sławnym planie Marshalla.
Wreszcie w dziedzinie ideologicznej są
to z jednej strony próby opanowania państw demokracji ludowej, z drugiej
zaś — szukanie wszelkich możliwych sprzymierzeńców dla zwalczania ZSRR i
wzrostu jego autorytetu. To wszystko zmusza Stany Zjednoczone do
szukania sprzymierzeńców tam, gdzie ich można znaleźć. Do rydwanu
polityki amerykańskiej przyłączają się ugrupowania, reakcyjne wszelkiego
typu, przyłączył się do niego również Watykan.
Watykan, który, jak widzieliśmy,
zawsze stawał po stronie „panów i książąt”, przechodzi od razu do obozu
imperializmu amerykańskiego i zaczyna zaskarbiać sobie jego łaski.
Już w 1946 roku ilość kardynałów
amerykańskich wzrasta do czterech. Coraz większa ilość Amerykanów
występuje w charakterze przedstawicieli dyplomatycznych Watykanu,
wreszcie następuje zawarcie formalnej ugody.
W odpowiedzi na pismo Trumana z 6
sierpnia 1947 r., wręczone papieżowi przez specjalnego wysłannika Myrona
Taylora w którym prezydent amerykański wzywa papieża do współpracy,
papież przyjmuje współprace USA.
I mimo że w 1947 r. jasne już było
oblicze polityki USA, mimo ze lała się już w Grecji krew bojowników
wolności, mordowanych pod kierunkiem Amerykanów i amerykańską bronią,
mimo (a może dlatego) że Ameryka szła wyraźnie w kierunku realizacji
niewykonanego planu Hitlera, biorąc na siebie rolę podżegacza wojennego,
papież skwapliwie przyjmuje ofertę Trumana, oddając do jego dyspozycji
„wszystkie zasoby Kościoła”.
Zażenowany nieco wrażeniem, jakie
wywołało tak szybkie oddanie się papieża w niewolę amerykańską,
oficjalny organ Watykanu „Osservatore Romano” w artykule z 2 września
1947 roku pisze na ten temat:
„To nie Watykan przybliżył się do pewnego mocarstwa, lecz owo mocarstwo zgłosiło akces do polityki Watykanu”.
Dość ryzykowne zdanie. Można by z
niego wnosić, że to Watykan straszy świat bomba atomową, że Ameryka
jedynie wykonuje polecenia Watykanu. Można by wnosić, że to
Watykan każe Ameryce wysyłać oficerów i broń do Grecji, w Niemczech
nakazuje z resztek hitlerowców tworzyć oddziały wojskowe, w Stanach
Zjednoczonych zaś utrzymywać niewolę Murzynów.
Tak jednak nie jest. To raczej Watykan wykonuje polecenia USA.
Widać to było w czasie wyborów
francuskich i włoskich. Widać było w chwili, gdy w Ameryce uchwalono
ustawy antystrajkowe. Dla uspokojenia rozgoryczonych robotników
amerykańskich dnia 20 grudnia 1947 roku ogłasza Pius XII encyklikę, w
której tak mówi:
„Tych, którzy żyją w
bogactwie, Chrystus nauczy szczodrości wobec biednych, nieszczęśliwym
zaś zapewni swoim przykładem dzięki swojej pomocy dobra niebieskie,
które są dobrem najwyższym i których nikt nas nie może pozbawić”.
List papieża z l marca 1948 roku jest dalszym wypełnieniom zamówień amerykańskich.
Silne, agresywne Niemcy — to
nadzieja na osłabienie demokracji ludowej, tu nadzieja na zahamowanie
postępu wolności, to nadzieja zahamowania nastrojów rewolucyjnych i
antyimperialistycznych milionów prostych ludzi.
Dlatego trzeba apelować do świata, aby
naprawił krzywda wyrządzoną Niemcom przez odebranie im polskich ziem. Bo
mimo mglistych i wstydliwych artykułów prasy katolickiej, mimo
przemilczenia listu papieża w orędziu prymasa Polski do ludności Ziem
Odzyskanych, nikt w Polsce nie może inaczej rozumieć słów papieża: „Czy
było jednak rzeczą dozwoloną wypędzić w formie odwetu z domu i ojczyzny
12 milionów ludzi., Czy jest to może nierealne, jeżeli My życzymy sobie i
wyrażamy nadzieję, że wszyscy zainteresowani mogliby spokojnie
rozpatrzyć to, co zostało dokonane, i cofnąć w tej mierze, w jakiej da
się to jeszcze cofnąć?”
Łacińskie przysłowie powiada: „Verba
volant, scripta manent” (słowa ulatują, pismo pozostaje). Słów tych
istotnie nigdy żadna siła z pamięci polskiej wymazać nie zdoła…
WATYKAN A POLSKA W OKRESIE POWOJENNYM
Lekceważenie interesów Polski przez Watykan w okresie wojny nabrało po wojnie cech jawnej wrogości.
Polityka Watykanu wyraźnie
zaczyna szkodzić żywotnym interesom Polski. Znalazło to wyraz w całym
szeregu wystąpień papieża przeciwko naszym osiągnięciom na zachodzie.
Wspomniany już list pasterski do biskupów niemieckich żądał wyraźnie
zmiany naszej granicy zachodniej na korzyść Niemiec.
Późniejsze próby tłumaczenia tego
stanowiska nieświadomością papieża, próby zamazania sprawy wyjaśnieniem,
iż papież miał jakieś inne intencje, były wywołane spontanicznym
wybuchem oburzenia całego narodu. Robotnik i chłop, profesor
uniwersytetu i patriotyczny ksiądz katolicki wyrażając publicznie
oburzenie narodu dotkniętego w swoich żywotnych interesach, zmusili
zawodowych obrońców Watykanu do milczenia, a sam Watykan do szukania
wykrętnych tłumaczeń.
Świadomie antypolska polityka
Dyskusja publiczna prowadzona w 1948
roku zajęła się jednym listem papieża. Niesłusznie. Papież Pius XII dał
wyraz swemu stanowisku nie tylko pierwszego marca 1948 roku.
Przytaczałem już wyżej list
papieża do biskupów niemieckich z l stycznia 1946 r., w którym papież
wyraża swój żal, że miniona wojna najbardziej pokrzywdziła Niemców.
W wigilię Bożego Narodzenia, 24. XII. 1947 r., papież wygłasza przemówienie radiowe, w którym znajdują się takie oto słowa:
„Któż może ocenić, jak wielkie
szkody przynosi ludzkości sprawa wysiedleńców, których tragiczne
położenie mogą uregulować ci, co mają ich losy w swoich rękach”
(Amerykanie?).
l marca 1948 roku ukazuje się
list papieża do biskupów niemieckich. List ten wyraźnie nawołuje do
zwrotu Niemcom naszych Ziem. Zachodnich, grożąc nawet „wyrokiem historii” za to, że „skrzywdziliśmy” hitlerowców. Oto słowa papieża:
„Na szczególne uwzględnienie
będą zawsze zasługiwali uchodźcy ze wschodu, którzy przymusowo i bez
odszkodowania wysiedleni zostali ze swojej ojczyzny na wschodzie i
przesiedleni na niemieckie obszary strefowe.
Gdy mówimy o nich, to
interesuje nas przy tym nie tylko prawna, gospodarcza i polityczna
strona tego bezprzykładnego w historii Europy postępowania. Tę stronę
osądzi historia. Obawiamy się, że wyrok jej będzie surowy. Wiemy
oczywiście, co wydarzyło się w czasie wojny na rozległych obszarach od
Wisły do Wołgi. Czy było jednak rzeczą dozwoloną wypędzać w formie
odwetu z domu i ojczyzny 12 milionów ludzi? Czyż ofiary tego odwetu nie
są w swej przytłaczającej większości ludźmi, którzy nie brali udziału w
wyżej wspomnianych wydarzeniach i przestępstwach, którzy nie mieli na
nie wpływu? I czy postępowanie to było politycznie i gospodarczo
uzasadnione, jeżeli pomyśli się o koniecznościach życiowych ludu
niemieckiego, a szerzej ponadto o zapewnieniu dobrobytu całej Europie?
Czy jest to może nierealne, jeżeli My życzymy sobie i wyrażamy nadzieję,
że wszyscy zainteresowani mogliby spokojnie rozpatrzeć to, co zostało
dokonane i cofnąć w tej mierze, w jakiej da się to jeszcze cofnąć?”.
Wszystko jest w tym liście: niewinni
hitlerowcy i „konieczności życiowe ludu niemieckiego” (hitlerowski
„lebensraum”). Nic dziwnego, że spadkobiercy hitleryzmu odradzającego
się pod czułą opieką amerykańskiego Departamentu Stanu aż zachłystują
się z radości, że znaleźli w papieżu tak mocnego sprzymierzeńca.
Listy i przemówienia papieża są
kolportowane z triumfem przez niemieckie partie reakcyjne i niedobitki
hitleryzmu, a w łonie reakcyjnej prasy niemieckiej z anglosaskich stref
okupacyjnych słychać wyraźnie odwieczne hasło krzyżackie: „Doch! Wir werden gegen Polen reiten” (A jednak wyruszymy przeciwko Polsce).
Niemiecka gazeta „Kasseler Zeitung” z dnia 4 czerwca 1948 r. pisze: „5.000
uchodźców niemieckich przesłało za pośrednictwem Kurii Arcybiskupiej w
Kolonii list dziękczynny pod adresem papieża za popieranie przez niego
żądań w sprawie zwrotu niemieckich ziem wschodnich, z których oni nigdy
nie zrezygnują”.
Wezwanie papieża zostało należycie
zrozumiane przez Niemców- Świadczy o tym fakt organizowania przez kler
niemiecki uchodźców w celach walki z Polską w myśl wskazówek listu
papieskiego.
„Westfalen Post” z dnia 5 sierpnia 1948
roku pisze wyraźnie: „Przy współpracy arcybiskupa Kolonii kardynała
Fringsa i papieskiego pełnomocnika do spraw uchodźców biskupa dr
Dirichsa, powstała na. platformie ogólnoniemieckiej Katolicka Rada
Uchodźców”.
W Polsce nawet Episkopat
przestraszył się takich skutków listu papieża. Ogłoszono list pasterski,
w którym tłumaczono, że papież nie chciał występować przeciwko polskim
Ziemiom Zachodnim, że został źle zrozumiany itp. Słowem chciano sprawę
zatuszować, chciano uniknąć oburzenia wiernych. Ale w żadnym liście
pasterskim nie wspomniano nic o wiadomości, którą z tryumfem ogłosiły
gazety niemieckie. Oto co pisał 17 lipca. 1948 roku „Neuer Westfalischer Kurier”:
„Rozgłośnia Watykańska podała 16 lipca 1948 roku w audycji radiowej w języku niemieckim, że w „przeciwieństwie
do jakichkolwiek innych informacji (a więc i informacji biskupów
polskich — przyp. aut.) lub insynuacji w kraju lub za granicą, zwracamy
uwagę na fakt, że papież Pius XII nigdy ani jednym słowem nie wyraził
poparcia granicy na Odrze i Nysie”.
Ale
takich wiadomości nie ogłasza się z ambon w Polsce. Takie wiadomości
Episkopat ukrywa przed wierzącymi Polakami. Są one bowiem kłopotliwe i
przykre. Na cóż się to jednak zda, jeśli papież wcale nie chce ukrywać
swoich sympatii dla szowinistów niemieckich.
Dnia 17 lipca 1949 r. papież wygłasza w
języku niemieckim demonstracyjne przemówienie do „ukochanych synów i
córek Berlina, okręgu berlińskiego i Pomorza”.
W przemówieniu tym papież wyraża swój
żal, iż „miasto wasze musiało przeżyć w minionych latach czasy
apokaliptycznej wprost zgrozy”. (Nic nowego; w 1944 r. ten sam papież
wyrażał podziw dla „bohaterskich berlińczyków dzielnie wytrzymujących
.bombardowanie angielskich samolotów”).
I tym razem papież wraca do sprawy naszych ziem. zachodnich, wspominając biednych uchodźców niemieckich następującymi słowy:
„Selbstlose Priester, die in
diesen Jahren umsäglicher Not treu zu ihren Gläubigen standen zu den
einheimischein und zu den zuwandernden Heimatsvertriebenen”.
(Pełni samozaparcia kapłani,
którzy w owych latach niewypowiedzialnej nędzy stali niezłomnie u boku
swych wiernych zarówno miejscowych jak i tych, którzy przywędrowali
wygnani z kraju ojczystego).
Papież mówił po niemiecku, aby
podkreślić swoją miłość do Niemców (nawiasem mówiąc: czy ktoś słyszał o
papieżu mówiącym do Polaków po polsku?). Papież tak ukochał język
niemiecki, że nawet do Szwajcarów mówi po niemiecku. „0sservatore
Romano” z dnia 5-6 sierpnia 1949 r. (Nr 206) pod tytułem „Il
Radiomeesagio al Congresso di Lucerna” podaje pełny tekst przemówienia
papieża. Przemówienie to wygłoszone również w języku niemieckim zaczyna
się od słów: „Geliebte Söchne und Töchter der katholischen Schweiz!”
(Ukochani synowie i córki katolickiej Szwajcarii). W tym samym numerze
znajduje się nowe przemówienie papieża do Niemców znowuż po niemiecku,
znowuż ze słowami zachęty.
Te wszystkie fakty wskazują, iż
antypolskie stanowisko papieża nie polega na nieporozumieniu, że jest to
świadoma polityka, która przez poparcie odwiecznie wrogiego Polsce
krzyżactwa jest skierowana przeciwko naszym najżywotniejszym interesom
narodowym.
Świadczy o tym wreszcie ostatni
bezpośredni atak papieża na Polskę. Papież rozgłasza fakty nieprawdziwe.
Fałszywość tych wiadomości może sprawdzić w Polsce nawet każde dziecko.
Jeszcze jedno kłamstwo
Z okazji 10 rocznicy wybuchu wojny papież ogłosił pismo do biskupów polskich, w którym stwierdza, że:
- l) Kościół katolicki w Polsce nie korzysta z wolności;
2) nauka religii w szkołach została zakazana;
3) w szpitalach odmawia się chorym pociechy religijnej
4) na wielkie trudności napotyka wykonywanie praktyk religijnych;
5) stowarzyszenia katolickie w Polsce zostały zamknięte i tym podobne „fakty”.
Na każdy z tych zarzutów można odpowiedzieć krótko: nieprawda.
Mogą tak odpowiedzieć uczniowie, którzy
chodzą na lekcja religii, może tak odpowiedzieć każdy wierzący, gdy w
niedzielę swobodnie udaje się do kościoła na nabożeństwo, do spowiedzi,
do komunii.
Nieprawdę pisze papież — mówią w Polsce
chorzy, których odwiedzają kapelani szpitalni, którzy codziennie na
terenie szpitala widzą zakonnice. Nieprawda, nieprawda, nieprawda!
Ale w jakim celu pisze papież
nieprawdę o życiu Polski? Cel jest jasny: chodzi o rozbijanie jedności
narodu polskiego. Jest to jeszcze jedna próba siania zamętu, zahamowania
odbudowy kraju. Próbowali rozbić jedność narodu imperialiści
anglo-amerykańscy, próbuje to robić związany z tym obozem Watykan.
Wszystkie te próby popierania Niemców i
podniecania rewizjonizmu niemieckiego, próby ataków na jedność narodu
polskiego — nie są jakąś urojoną pomyłką, nieporozumieniem. To jest
system.
Jest to skutek i konsekwencja
polityki Watykanu związanej siecią najbardziej rzeczywistych interesów z
wielkokapitalistycznym imperializmem amerykańskim.
Jest to skutek i konsekwencja
walki Watykanu z wszelkimi ruchami wolnościowymi i postępowymi.
Reakcyjny zawsze Watykan bronił kiedyś książąt feudalnych, dziś broni
stanu posiadania właścicieli papierów akcyjnych, trustów i koncernów,
broni własnych pakietów akcyjnych. Dlatego w czasie drugiej wojny
światowej Watykan przymykał oczy na zwierzęce zbrodnie hitleryzmu.
Dziś Watykan, powtarzając dyktando
amerykańskiego Departamentu Stanu, broni niedobitków hitleryzmu, staje
we wspólnym froncie podżegaczy do nowej rzezi, licząc na to, że w ten
sposób zahamuje walkę milionów ludzi pracy o wolność, o prawo ludzkie,
walkę z wyzyskiem człowieka przez człowieka.
Dla tych samych względów Watykan milczy
dziś o zbrodniach popełnianych przez imperializm amerykański w Chinach i
Grecji, dlatego zgadza się na oddanie Włoch w niewolę amerykańską,
dlategoczo nie chce widzieć nędzy milionów Włochów, Hiszpanów,
Francuzów, dlatego nie chce nic słyszeć o krzywdzie Murzynów
amerykańskich, nawet wtedy, jeśli to są wyznawcy Chrystusa.
Bo tak mu każe jego polityka. Bo tak każe polityka międzynarodowego kapitału.
Jest to wreszcie konsekwencja stałego lekceważenia interesów Polski. Polska jest katolicka. Polska jest „zawsze wierna”, a
więc można żądać od niej wszelkich ofiar, można ją traktować jak
liczman w grze politycznej, można o niej nawet pisać nieprawdę.
Watykan
liczy na to, ze zawsze znajdzie się w Polsce dość księży i zakonników,
którzy podejmą obronę papieża, nawet wbrew oczywistym faktom, którzy
wykonując watykańskie rozkazy, zapomną o swoim narodzie. W ostatecznym
wypadku podchwyci się argument walki z religią.
Duszpasterze czy faszystowscy politycy w sutannach?
Watykan niewiele omylił się w swoich
rachubach. Istotnie, część kleru katolickiego ustosunkowała się wrogo do
nowej polskiej rzeczywistości. Część kleru rzymsko-katolickiego idąc za
wskazówkami Watykanu stanęła po strome byłych ziemian i kapitalistów,
występując przeciwko reformom społecznym przeprowadzanym w Polsce przez
klasę pracującą, która w wyniku zwycięskiej wojny z hitleryzmem
wyzwoliła się z uścisku kapitalistyczno-obszarniczej mniejszości i,
objąwszy władzę w państwie, przystąpiła do intensywnej odbudowy
potwornie zniszczonego kraju.
Znalazły się wśród kleru katolickiego
nawet jednostki, które posunęły swoją nienawiść do demokratycznego
ustroju państwa polskiego do tego stopnia, iż wzięły udział z bronią w
ręku w walce band leśnych, które przy pomocy skrytobójczych mordów
usiłowały obalić władzę klasy pracującej.
Udział części kleru
rzymsko-katolickiego w działalności nielegalnego podziemia potwierdzają
nie tylko procesy wytaczane księżom w wypadkach jaskrawego napięcia złej
woli. Potwierdza ten udział również fakt, że kilkudziesięciu księży
katolickich skorzystało z dobrodziejstwa amnestii i ujawniło swoją
przynależność do różnych WIN-ów, NSZ-ów itp. bojówek. Ujawnienie się
tych księży i powrót ich do normalnej pracy duszpasterskiej był nie
tylko czynem pozytywnym, ale świadczył również o tym, że księża ci
zostali wprowadzeni w błąd pseudopatriotycznymi hasłami organizacji
podziemnych, a zrozumiawszy ten błąd odważnie zerwali z działalnością
polityczną.
Niestety znalazła się w Polsce pewna
ilość księży katolickich, która nie ujawniając swoich związków z
reakcyjnym podziemiem zmieniła jedynie metodę, działalność swoją z lasu
przeniosła na ambonę i do konfesjonałów, do szkoły i zakrystii, a
niektórzy nawet pozostali nadal mniej lub więcej skrytymi wspólnikami
zwyrodniałych tymczasem do reszty band.
Ta cześć kleru nie chce do dziś dnia
porzucić wrogiej dla demokracji działalności i aby ułatwić ją sobie,
używa dla osiągnięcia swoich politycznych celów instytucji kultu
religijnego. Księża tego typu liczą na to, iż przywiązanie Polaków do
religii rzymsko-katolickiej pozwoli im przeprowadzić dyktowane przez
Anglosasów posunięcia polityczne, a przede wszystkim osłabić tempo
odbudowy kraju, poderwać zaufanie do władzy klasy pracującej i w
konsekwencji wytworzyć warunki, które by umożliwiły powrót do władzy
klas posiadających. Dla łatwiejszego zdobycia zaufania obywateli państwa
polskiego szerzą oni pogłoski o rzekomym prześladowaniu religii w
Polsce. Intencje tych pogłosek są jasne.
Kres tym pogłoskom położyło jasne,
wyraźnie sformułowane oświadczenie Rządu Polskiego opublikowane w prasie
w dniu 20 marca 1949 r.
Niemniej wydaje mi się słuszne
przeprowadzenie pewnej konfrontacji faktów, obrazujących rzeczywisty
stan rzeczy w Polsce na odcinku stosunków Kościoła i Państwa.
Zacznijmy od stosunku Rządu do Kościoła katolickiego w Polsce.
Nikt w Polsce nie prześladuje religii
Już 20 listopada 1946 roku ówczesny
prezydent Krajowej Rady Narodowej, a obecny Prezydent Rzeczypospolitej
Bolesław Bierut w wywiadzie udzielonym Ksaweremu Pruszyńskiemu
oświadczył: „Nie jesteśmy zainteresowani w zamykaniu
kościołów, ale przeciwnie, jesteśmy zainteresowani w otwieraniu
kościołów polskich na odzyskanym piastowskim Zachodzie. Rząd daje
pieniądze na odbudowę zrujnowanych kościołów. (porównaj! dane o ilości
odbudowanych kościołów z książki marszałka M. Kozakiewicza „O tolerancji
i swobodzie sumienia” – książka jest na stronie do ściągnięcia – dop.
abangel) Mogę mnożyć przykłady naszej dobrej woli. Rzecz jasna jednak,
że jeśli mimo to ze strony duchowieństwa nieufność nie będzie malała,
jeśli będzie ono dalej prowadziło politykę wyczekiwania, czy też
udzielało pomocy naszym wrogom, to możemy dojść wreszcie do wniosku, że
dla porozumienia czynników postępu z Kościołem nie ma jeszcze w Polsce
niestety odpowiednich warunków”.
W rok później premier Rzeczypospolitej
Józef Cyrankiewicz w oficjalnym ekspose złożonym na plenum Sejmu 28
listopada 1947 r. wyraźnie sprecyzował stosunek Państwa do Kościoła w
słowach: „Stojąc twardo na gruncie wolności wierzeń
religijnych i wolności sumienia, będziemy nadal, tak jak dotychczas, z
całym uszanowaniem odnosić się do uczuć i uświęconych tradycją zwyczajów
wierzących katolików i do ich potrzeb religijnych, podobnie jak do
wyznawców innych religii, będziemy nadal respektowali w granicach
obowiązujących ustaw prawa Kościoła katolickiego, gwarantując mu pełną
swobodę kultu religijnego i otaczając go należytą opieką. Lecz
równocześnie wychodząc z tych samych założeń nie dopuścimy do wygrywania
uczuć religijnych dla zgoła innych celów politycznych, które z wiarą
katolicką nic nie mają wspólnego”.
W oświadczeniu z dnia 14 marca 19’49
złożonym przez ministra administracji publicznej Władysława Wolskiego na
ręce biskupa Zygmunta Choromańskiego Rząd ponownie precyzuje swoje
pozytywne stanowisko w stosunku do religii. W punkcie czwartym tego
oświadczenia czytamy: ..Rząd stwierdza z całą stanowczością,
że nie zamierza uszczuplać swobód religijnych. Kler korzysta w Polsce z
różnych uprawnień w znacznie większym zakresie niż w krajach
zachodnio-europejskich Wszelkie wersje o likwidacji nauki religii w
szkole są bezpodstawne. Zachowując naukę religii Rząd będzie jednak
twardo przestrzegał ogólnej zasady konstytucyjnej, że „wolności wyznania
nie wolno używać w sposób przeciwny ustawom” — i nie będzie tolerował
nadużywania religii przez niektórych katechetów dla siania niepokoju w
umysłach młodzieży i podburzania przeciw władzy państwowej”.
W ośmiu punktach oświadczenia Rząd
bardzo wyraźnie i bardzo konkretnie określa swój stosunek do Kościoła w
takim samym duchu jak przytoczony powyżej ustęp.
Wreszcie Prezydent Rzeczypospolitej i
Przewodniczący KC PZPR dnia 20 kwietnia 1949 r., na posiedzeniu plenum
KC Partii stwierdził:
„Poszanowanie uczuć religijnych i kultu
religijnego jest naszą niezłomną zasadą, której ściśle będziemy
przestrzegać, lecz stosunek do hierarchii kościelnej zależeć będzie też
od jej postawy wobec państwa”.
Wymienione powyżej oświadczenia były
składane w przeciągu trzech lat. W każdym oświadczeniu stwierdza się, że
Rząd nie zamierza uszczuplać swobody religii, a tym bardziej prowadzić
walki z religią, ale nie pozwoli na nadużywanie religii dla celów
politycznych.
Podobne stanowisko zajmuje Rząd Polski w
oświadczeniu swoim z dnia 26. VII. br., które zawiera odpowiedź na
uchwalę Watykanu, grożącą ekskomuniką członkom partii komunistycznych i
robotniczych.
„Patriotyczne i lojalne wobec państwa
duchowieństwo korzystać będzie przy wykonywaniu swych obowiązków
duszpasterskich z pełnej opieki prawnej i przyjaznego stosunku władz
państwowych.
Władze państwowe strzec będą
poszanowania uczuć religijnych wierzących i swobody wykonywania praktyk
religijnych, nie dopuszczając w tym zakresie do żadnej dyskryminacji”.
Oświadczenia Rządu Polskiego nie
tylko mają moc obowiązującą, ale mają również pełne pokrycie w praktyce
życia codziennego. Kościoły są otwarte, nabożeństwa odprawia się,
procesje, pielgrzymki itp. odbywają się swobodnie.
W Polsce wychodzi szereg tygodników i
miesięczników katolickich wydawanych przez kurie biskupie, zakony i
organizacje katolickie. (znów porównaj z w.w. książką M. Kozakiewicza! –
dop. ab.) Kler katolicki w Polsce ma pełną swobodę nauczania religii
nie tylko z ambon, ale również i za pośrednictwem drukowanego słowa.
W Polsce nie tylko nic zamyka
się kościołów, ale odbudowuje się zniszczone wskutek działań wojennych
kościoły. W odbudowie zniszczonych kościołów pomaga Państwo. Wystarczy
spojrzeć na kościoły odradzającej się ze zniszczenia Warszawy. Wiele
kościołów odbudowano już całkowicie, wiele już jest pod dachem. Fundusze
na odbudowę tych kościołów są zbierane przez społeczeństwo katolickie,
przez wierzących. Pieniędzy tych jednak nie starczyłoby na tak szybką
odbudowę. Na odbudowę kościołów idą pieniądze z budżetu państwowego.
Pieniądze daje Ministerstwo Odbudowy, Ministerstwo Kultury i Sztuki.
Rząd Polski nie objął dotąd
reformą rolną majątków ziemskich Kościoła, Ziemia kościelna jest nadal
uprawiana przez księży lub zakonników. Księża ci czerpią z niej dochody i
korzyści. A nie są to małe majątki. Ziemie kościelne obejmuje rozległe
dobra o powierzchni około 180.000 ha. W tej sumie majątków powyżej 100
hektarów jest 385. Są miedzy nimi naprawdę duże majątki, na przykład 2
majątki biskupstwa w Przemyślu mają łączną powierzchnię około 1.400 ha.
Oprócz tych wielkich majątków każda prawie parafia posiada gospodarstwo rolne, z którego korzysta miejscowy proboszcz.
Swobodną działalność w Polsce
prowadzą zakony. W Polsce są dziesiątki zakonów męskich i żeńskich,
zakony te posiadają około 600 klasztorów i domów. Niektóre z tych
zakonów są bardzo bogate. Na przykład taki zakon karmelitów jest
właścicielem majątku Paczółkowice, pow. Chrzanów. Majątek ten posiada
860 hektarów ziemi.
Zakony prowadzą własne szkoły. Posiadają własne zakłady rzemieślnicze i inne przedsiębiorstwa dochodowe.
W Polsce istnieją szkoły i zakłady
wychowawcze, internaty, sierocińce prowadzone przez zakony i organizacje
katolickie. Średnich zakładów naukowych (liceów) katolickich jest w
Polsce 44.. Wychowawcami w tych zakładach są księża i zakonnice.
W szkołach państwowych dzieci,
wierzących katolików uczą się religii. Nauczający księża tzw. prefekci
otrzymują od Państwa. pensje. Niestety, wielu z tych prefektów zamiast
uczyć religii, wykorzystuje lekcje dla buntowania młodzieży przeciwko
Państwu, dla prowadzenia propagandy politycznej. Gdy takich
prefektów nadzór szkolny usuwa, reakcyjny kler krzyczy, że ze szkól
usuwa, się naukę religii. Ze szkól nie usuwa się religii, usuwa się
takich nauczycieli religii, którzy za państwowe pieniądze prowadzą
propagandę antypaństwową. Na ich miejsce przyjdą inni, którzy będą młodzież uczyć religii, .i nie reakcyjnej polityki.
W Polsce istnieje i działa wiele
organizacji klerykalnych. Kler posiada różne organizacje, jak:
Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży, Sodalicje Mariańskie, Koła Żywego
Różańca, Krucjaty Eucharystyczne i wiele innych. Rząd zezwala, na
tworzenie organizacji religijnych, ale wymaga, aby organizacje te nie
zajmowały się polityką. Należy jeszcze raz stwierdzić, że w Polsce
istnieje rzeczywista swoboda wyznań religijnych, swoboda kultu
religijnego.
To są fakty z życia codziennego, fakty
publiczne i powszechnie znane. Można byłoby wymienić ich więcej. Podałem
najcelniejsze traktując je jedynie jako rzeczową ilustrację do
oświadczeń Rządu.
A teraz odwróćmy kartę. Zanalizujmy stanowisko rozpolitykowanej części kleru katolickiego.
Księża „działacze” podziemia
Wspomniałem już o udziale części
kleru katolickiego w walce, jaką. toczyły bandy zorganizowane przez
wywiad obcych mocarstw z władzą ludową w Polsce. Sąd Rzeczypospolitej
był zmuszony wydawać niejednokrotnie bardzo surowe wyroki na księży,
którzy brali bezpośredni udział w morderstwach dokonywanych przez te
bandy.
Np. w listopadzie 1947 r. został ujęty z
bronią w ręku po walca z oddziałem wojsk bezpieczeństwa ks. Bolesław
Stefański, przywódca i organizator bandy działającej na terenie woj.
warszawskiego. Banda, którą dowodził ksiądz Stefańaki, dokonała napadu
na urząd gminny w Markach pod Warszawą, obrabowała kilka spółdzielni
oraz dokonała szeregu napadów bandyckich. Ksiądz Stefański został
skazany na 15 lat więzienia.
Za przynależność do WIN-u i do
bandy terrorystycznej oraz za prowadzenie wywiadu na rzecz jednego z
obcych mocarstw. Aresztowany został również w 1947 r. ks. Czajkowski.
Sąd Rzeczypospolitej skazał go na karę śmierci, którą prezydent aktem
łaski zmienił na 15 lat więzienia.
W 1948 roku aresztowany został w
woj. warszawskim ks. Kazimierz Fertak, który przez kilka lat udzielał
systematycznej pomocy bandzie działającej na terenie swojej parafii.
Ksiądz Fertak dla podtrzymania na duchu bandytów organizował dla nich
nabożeństwa i spowiedź, poświęcał broń, przy pomocy której dokonywali
oni grabieży i mordów.
Również w 1948 roku w woj. łódzkim
aresztowani zostali księża: Ortowski i Łosoś. Książa ci popierali
krwawego bandytę „Murata”, a chcąc rozbić organizację „Służba Polsce”,
wydali bandzie Murata rozkaz zamordowania komendanta miejscowego tej
organizacji, nauczyciela Praszczyka.
Tych kilka przykładów (a można by ich
znacznie więcej przytoczyć), wskazuje na to, że nie wszyscy księża
skorzystali z amnestii i zerwali z terrorystyczną działalnością band.
Wielkie bandy leśne zostały rozbite
jeszcze przed wyborami 1947 roku. Dzięki amnestii nastąpiło również duże
osłabienie działalności band. Wielu ludzi obałamuconych propagandą
podziemia zerwało z tą działalnością. Reakcja jednak, mimo rozbicia
band, nie zrezygnowała z tej formy wałki. Nadal tam, gdzie to jest
możliwe, stosowany jest krwawy terror wobec działaczy demokratycznych.
Nadal bandy rabują mienie państwowe. Nic zrezygnowała z tej formy walki i
reakcyjna cześć kleru katolickiego. Są księża, którzy współpracują z
bandami.
Wreszcie zdarza się, że księża
sami są dowódcami band. Świadczy o tym np. sprawa księdza Władysława
Gurgacza, jezuity, który 2 lipca 1949 roku, dowodząc osobiście bandą,
dokonał w biały dzień na ulicach Krakowa napadu rabunkowego na woźnych
Banku Spółdzielczego. Zorganizowany natychmiast pościg doprowadził już
po godzinie do ujęcia bandytów. Przy aresztowanym ks. Gurgaczu
znaleziono pistolet, stulę, brewiarz i oleje święte. Wszystko to
świętokradzko tkwiło w jednej kieszeni księdza-bandyty.
Popieranie band leśnych nie jest jedyną
formą działalności reakcyjnej części kleru, ale jest najpotworniejszą
formą jego antypaństwowej i przestępczej działalności. Dla najbardziej
wierzącego katolika ksiądz taki przestaje być księdzem, a staje się
zwykłym bandytą, który powinien być ścigany i jest przez władze ścigany
tak jak zwykły morderca.
Wiadomo, że Rząd gwarantuje klerowi
swobodę działania i propagandy religijnej. W kościołach wygłaszane są w
czasie nabożeństw kazania. Wierzący katolicy przychodzą na te kazania,
aby usłyszeć tam wypowiedzi religijne księdza. Wykorzystując zaufanie
wiercących, część kleru katolickiego zamienia kazania religijne na
przemówienia polityczne. Z kościoła robi teren wiecu politycznego, a z
ambony — trybunę swojej reakcyjnej działalności.
Nagminnie znane są wypadki
używania ambony dla przemówień politycznych. W okresie reformy rolnej
byli księża, którzy wzywali chłopów do niebrania ziemi, która była
własnością dziedziców i zdaniem tych księży powinna była dalej pozostać
ich własnością. Posuwano się do straszenia krwią, do straszenia mordem,
aby tylko obronić obszarników wiejskich.
Powtórzyły się te fakty w okresie
rozdawania aktów własności na nadane w czasie reformy rolnej działki.
Powtarzają się dziś w postaci agitowania przeciwko spółdzielniom
produkcyjnym na wsi. Czegóż się tam w tych agitacjach nie mówi, jakich
kłamstw i oszczerstw się nie rzuca. Straszy się piekłem, straszy się
krwią, straszy się nędzą, opowiada się bzdury wyssane z palca, byle
tylko osiągnąć cel polityczny. W ostatnich czasach mówi się wiele o
rzekomej walce z religią wbrew oczywistym wyżej przytoczonym faktom.
Jako jeden z dowodów rzekomej walki z religią przytacza się pojedyncze fakty usunięcia tego czy innego prefekta szkolnego. Niestety,
przemilcza się celowo przyczyny tego usunięcia. Za lekcje religii Rząd
płaci prefektom pieniądze. I nikt nie znajdzie na całym świecie takiego
Rządu, który by płacił pieniądze za walkę z ustrojem państwa, za
podburzanie młodzieży do walki z własną Ojczyzną. Jest wielu
prefektów, którzy lekcje religii zamieniają na lekcje nienawiści do
demokracji. Jasne jest, że takich prefektów Rząd będzie usuwał ze
szkoły. Przyjdą na ich miejsce inni. Przyjdą na ich miejsce nauczyciele
religii. Jasne jest, że nikt nie „będzie tolerował w szkole takich
prefektów, którzy zamiast uczyć, znęcają się nad dziećmi. Nikt nie
będzie tolerował takiego prefekta jak ksiądz Wojciech Dąbkowski, który
korzystając ze swego stanowiska zdeprawował kilka małoletnich dziewcząt.
Nie księdza się w takim, wypadku usuwa lub sądzi. Usuwa się i sądzi
przestępcę. Usunięcie złego prefekta nie jest usunięciem religii. Tak
jak usunięcie przez biskupa złego księdza z parafii nie jest likwidacją
parafii. Trzeba dużego napięcia złej woli, trzeba świadomego zakłamania,
by takie fakty przedstawiać jako walkę z religią.
Organizacje klerykalne – placówkami reakcyjnej roboty
Mówiłem wyżej o istnieniu i działaniu na
terenie Polski katolickich organizacji przykościelnych. Prawdą jest, że
tę i ową organizację rozwiązano lub zawieszono jej działanie. I znowuż
każdy taki fakt przedstawia się jako rzekomą walkę z religią. I znowuż,
utartą metodą polityków klerykalnych, przemilcza się przyczyny takiego
kroku władz państwowych. Niestety trzeba stwierdzić, że organizacje te
bardzo często pouczone przez księdza, nie poczuwają się do obowiązku
stosowania się do istniejących w państwie przepisów prawnych o
stowarzyszeniach, zgromadzeniach itp. Żadne państwo nie ścierpi samowoli
młodzików ani nawet starszych, którzy będą postępować wbrew prawu i
przeciwko prawu. Jest nawet gorzej — zostały stwierdzone z całą
sumiennością fakty, iż organizacje te często są tylko parawanem dla
wręcz zbrodniczej działalności. Nieraz za cichą zgodą księdza są
zalążkiem organizacji bandyckiej. Tak było w Wałbrzychu, gdy na terenie
kółka ministrantów zorganizowała się banda wyrostków, która usiłowała
rozbrajać strażników fabrycznych i zorganizowała na szczęście nieudany
napad na kasjera wiozącego pieniądze na wypłatę dla robotników, a
wreszcie ograbiła kilku chłopów. Tak było w Nowotarskiem, gdzie
członkowie kilku oddziałów Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży za
wiedzą dwóch księży zorganizowali bandę rabunkową. Tak lub podobnie było
w wielu innych wypadkach. Cóż powiedzieć o kapłanie, który zamiast
odwodzić młodzież od grzechu i zbrodni, popycha ją do niej lub milcząco
toleruje? Cóż powiedzieć o organizacji, która zamiast
podnieść poziom moralny młodzieży, deprawuje ją? I co powiedzieć o takim
kierowniku organizacji katolickiej, który, aby ukryć charakter zebrania
politycznego, nadaje mu nazwę rekolekcji ?
Jest jeszcze inna forma działalności
politycznej części kleru katolickiego. Tą formą jest głośna lub szeptana
ukradkiem propaganda strachu i niepewności. Propaganda mająca bardzo
wyraźny cel: dezorganizację życia, zniechęcenie do pracy, zahamowanie
odbudowy kraju i podniesienia stopy życiowej ludzi pracy. Mieliśmy
do czynienia z taką propagandą w roku ubiegłym, gdy w sierpniu wielu
księży rozpowiadało o końcu świata, o jakimś tajemniczym huraganie,
który miał zniszczyć życie w Polsce. Wielu ludzi w Polsce wciąż jeszcze
bezkrytycznie wierzy księdzu, toteż znaleźli się naiwni, którzy
uwierzyli. Przepowiadano trzydniową ciemność, więc
ludzie stali w kolejkach po świece i naftę, po inne produkty. Politycy w
sutannach byli zadowoleni, że tu i ówdzie chwilowo zabrakło soli czy
świec. A „Głos Ameryki” mógł obwieszczać wiadomości z
pewnego „źródła” o straszliwym braku soli w Polsce. Mieliśmy do
czynienia z przepowiednią pewnego franciszkanina o tym, iż 11 lutego
1949 roku wybuchnie wojna.
Dla dodania autorytetu tej
przepowiedni nie wahano się wciągnąć w mechanikę tego krótkonogiego
kłamstwa nazwiska zmarłego prymasa Polski. Dla politycznego osiągnięcia
celu każde kłamstwo jest dobre. Klasycznym przykładem
nadużywania zaufania wiernych jest sprawa księdza Niebrzydowskiego. Ten
wicegwardian klasztoru w Niepokalanowie też straszył wojną i wszelkimi
nieszczęściami, ale zaczął działać na szerszą skalę. Zorganizował sobie
pracę. Ulotki siejące panikę powielał na powielaczu „Rycerza
Niepokalanej”. Do pracy zaprzągł 19 Bogu ducha winnych, a podległych mu
braciszków zakonnych. Kazał im wysyłać te ulotki do. swoich rodzin i
znajomych z poleceniem przepisania i puszczenia dalej. Ksiądz
Niebrzydowski śmiało sobie poczynał. Wiedział, że w Polsce nie
tak już wielu ludzi uwierzy w przepowiednie franciszkanina, toteż
panikarską przepowiednię włożył w usta Matki Boskiej, nie wahając się
zaprzęgnąć w ten sposób w służbę propagandy politycznej największych dla
wierzącego katolika świętości.
Tak oto wygląda karta, stosunku pewnej części kleru do państwa ludowego.
Powie ktoś jednak: „A
przecież były w Polsce wypadki profanacji przedmiotów kultu, były
wypadki zniszczenia krzyża lub uszkodzenia figury przydrożnej”.
To prawda, były takie wypadki. Były takie pojedyncze wypadki. Czasami
to były nawet prowokacje ze strony nadgorliwców klerykalnych. Ale milczą księża o tym, że każdy taki wypadek pociągnął za sobą karę według obowiązujących ustaw.
Rząd jest bezstronnym strażnikiem prawa. Rząd Polski karze każde
naruszenie prawa. Ukaranie, surowe ukaranie, takich wybryków jest
potwierdzeniem oświadczeń rządowych gwarantujących nie tylko swobodę,
ale i ochronę kultu religijnego.
Co robi hierarchia kościelna
Niestety, nie potrafię przytoczyć
podobnych wypadków ze strony episkopatu, jako wewnętrznej władzy
nadrzędnej kleru polskiego. Nie potrafię, i bodaj nikt nie potrafi,
przytoczyć przykładu ukarania karą kościelną księdza nadużywającego
instytucji kultu religijnego dla celów politycznych lub wręcz
kryminalnych. Słyszeliśmy dużo listów pasterskich. Były tam
słowa wskazujące na to, że episkopatowi nie podoba się zbytnie tempo
odbudowy kraju, współzawodnictwo pracy mające na celu odbudowę zniszczeń
wojennych i podniesienie stopy życiowej ludzi pracy, było tam wiele
innych mniej lub więcej zawoalowanych wyrazów niechęci. Nie
słyszeliśmy w Polsce głosu potępienia dla tych, którzy popierają bandy,
dla tych, którzy instytucje kultu religijnego czynią parawanem swoich
gierek politycznych, którzy nadużywają przywileju sukni kapłańskiej.
Jest w Polsce biskup, który na swojej
pieczęci kazał wyryć łacińskie hasło: „Soli Deo” — hasło to ma oznaczać,
że biskup chce służyć tylko Bogu. Wierzymy, że Jego Ekscelencja
chce służyć tylko Bogu, ale nasuwa się pytanie, czy wiedząc o tym, że
podlegli mu księża stawiają nie tylko Bogu świeczkę, ale i ogarki
diabłom „Muratów”, szatanom szpiegów, nie myślał nigdy ksiądz biskup o
tym, że jego milczenie przyczynia się, i to w bardzo poważnym stopniu,
do stawiania tych świec kościelnym szatanom zbrodni,
Tak oto przedstawia się porównanie słów i
czynów Państwa i Kościoła. Nieuprzedzony obserwator łatwo zauważy jeden
wniosek, który nasuwają powyższe rozważania. A wniosek jest taki:
Państwu nie jest potrzebna walka z religią, dla Państwa nie istnieje
podział na wierzących i niewierzących.
Sprawa wiary jest sprawą
prywatną każdego obywatela. Sprawą Państwa jest stosunek obywatela do
życia państwowego, do żywotnych interesów społeczności tworzącej
Państwo, do problemów, których rozwiązanie stanowi o rozwoju, o
dobrobycie ludności Państwa. O tych sprawach ma decydować w
Polsce klasa ludzi pracy, robotnicy, chłopi, inteligenci pracujący,
których wyrazicielem jest Rząd Polski Socjalistycznej.
Komu potrzebna jest „walka z religią”
Komu więc może być potrzebna w
Polsce walka z religią lub pozory tej walki? Potrzebna jest ona tym,
którzy, chcą wierzenia religijne, związki tradycyjne i związki uczuciowe
pewnej części obywateli Państwa wykorzystać dla celów politycznych
innego mocarstwa. Mocarstwa, które przygotowuje nową wojnę dla
rozszerzenia swoich rynków zbytu, dla poddania narodów całego świata
eksploatacji swoich kapitalistów. Niestety, fakt związku Kurii rzymskiej
z tym mocarstwem nie da się ukryć. Watykan nie chce go ukrywać,
publicznie oddając do dyspozycji podżegaczy wojennych „wszystkie swoje
zasoby”. I trudno wykluczyć wniosek, że Watykan wywiera w tym kierunku
nacisk na kler polski.
Trzeba tu jednak stwierdzić fakt, że
polityka Watykanu nie może być i nie jest w najpoważniejszych
organizacyjnych, dokumentach Kościoła katolickiego równana z jego
funkcją religijną. Katolicy doskonale wiedzą, że papież jest
namiestnikiem Chrystusa, ale tylko i jedynie w rzeczach wiary. Zdanie
papieża. w sprawach polityki, w sprawach „tego świata” nikogo z
katolików nie wiąże w sumieniu i żaden z katolików nie ma religijnego
obowiązku słuchać papieża w sprawach, w których on się może mylić.
Historia Polski zna wypadki,
kiedy decyzje papieży były dla Polski krzywdzące. Okres wojen z zalewem
krzyżackim dostarcza wielu przykładów, bardzo podobnych, do
dzisiejszych. Papieże ówcześni również brali w obronę niemieckich
krzyżaków, tak jak dziś Pius XII bierze w obronę niedobitki
hitlerowskich Niemiec. Papieże ówcześni posuwali się dalej — nakazywali
Polakom oddanie tej czy innej części kraju krzyżackim zaborcom.
Naród polski jednak się temu
przeciwstawił. Historia Polski tego okresu zna również mądrych i
odważnych prymasów, którzy mieli odwagę iść z Narodem przeciwko
politycznym koncepcjom Watykanu, którzy potrafili na synodach i soborach
odważnie bronić polskiej polityki przeciwko polityce Watykanu. Czy byli
mniej religijni od dzisiejszego kleru katolickiego? Nie sądzę.
Historia Polski zna wielu księży, zna
wielu wybitnych Polaków, którzy rozróżniali w Watykanie jego rolę
religijną i świecką polityczną. Adam Mickiewicz (który swoje utwory
rozpoczynał inwokacją do Matki Bożej), nie był złym katolikiem, ale
będąc wierzącym miał jednocześnie prawo do wypowiedzenia w oczy
papieżowi jego błędów politycznych, miał odwagę wytknąć mu jego związki z
caratem i zaborczym prusactwem. Tego wierzącego katolika nie zaślepił i
nie przeraził blask dworu watykańskiego i bogaty splendor sali tronowej
papieża. Biała suknia papieża nie zasłoniła mu interesów Polskiego
Państwa i cierpień polskiego ludu.
Takich przykładów i takich katolików znajduje się więcej na kartach, naszej historii.
Toteż ta cześć kleru
katolickiego w Polsce, która dziś chce prowadzić wrogą Państwu Polskiemu
działalność polityczną, nie może się zasłaniać samym nakazem
watykańskim. Nakazom politycznym Watykanu można się przeciwstawiać.
Przeciwstawiali się tym nakazom ci biskupi i te setki księży, którzy
zginęli za Polskę w hitlerowskich obozach zniszczenia. Mają oni
prawo do czci narodu i mają tę cześć. Dowodem tego jest fakt, że
Rzeczpospolita Polska zawiesiła na piersi biskupa Korszyńskiego i innych
więźniów obozu hitlerowskiego w Dachau order Odrodzenia Polski na znak,
że ich cierpienie było częścią cierpień całego narodu, a ich walka była
cząstką walki całego narodu.
Niech więc ta część kleru
katolickiego w Polsce, która prowadzi walkę polityczną z własnym
Państwem, nie zasłania się obowiązkiem posłuszeństwa. Inne
przyczyny i inne związki każą im prowadzić działalność, którą tak
chętnie podchwytują niektóre rozgłośnie zagraniczne. Imię przyczyny i
inne związki każą im poprzez działalność polityczną, poprzez nadużywanie
sukni kapłańskiej wysługiwać się obcym interesom.
Są oczywiście w Polsce księża,
dla których order „Bene Merentibus” — „dobrze zasłużonym” otrzymany z
Watykanu więcej znaczy niż interes i potrzeby własnego narodu. Ale ci
księża są tylko w małym stopniu obywatelami naszego Państwa. Ich
polskość jest formalna — oni są bardziej watykańscy niż polscy. Jest taka wąska grupka ludzi gotowych zawsze wisieć u każdej klamki, każdego monsignora z Watykanu.
Jest również wśród kleru katolickiego w
Polsce grupa ludzi klasowo związana z kapitalistami i obszarnikami.
Jasne jest, że działalność polityczna tych ludzi steruje w kierunku
obrony interesów bogaczy. Logiczna konsekwencja każe im stawać po
stronie tych, którzy dzisiaj są ostatnią nadzieją klas wyzyskiwaczy.
Można zrozumieć, dlaczego tęsknią oni do wojny, bo tylko w masowym
morderstwie ludów widzą nadzieję na. powrót do utraconych bogactw,
przywilejów i władzy.
Mówiąc o politycznej działalności kleru,
świadomie używam cały czas wyrażenia: cześć kleru katolickiego — tak
bowiem jest w istocie. Nie cały kler katolicki w Polsce jest
rozpolitykowany. Nie cały kler katolicki w Polsce prowadzi antyludową
działalność polityczną. Znam wielu księży w Polsce, którzy sumiennie
wypełniają swoje obowiązki kapłańskie, są nauczycielami religii, walczą o
podniesienie poziomu moralności swoich parafii. Jest tych księży więcej
niż by się na pozór zdawało.
Patriotyczni księża przeciw politykierom w sutannach
Publicznie jest znany fakt
odwagi cywilnej, którą wykazali księża jednego z dekanatów, gdy na
konferencji w Bieczu, wyraźnie i głośno opowiedzieli się po strome
narodu, a przeciwko watykańskim sugestiom politycznym dotyczącym rewizji
naszych granic zachodnich. Takich jak oni było w Polsce
więcej. Nie wszyscy mieli odwagę głośnego wystąpienia w obawie sankcji
biskupich. Bo znamy niestety w Polsce fakty, że obok pełnego aprobaty
milczenia episkopatu dla politycznych wybryków księży spadają kary
kościelne na tych, którzy występuje po stronie narodu, po stronie
demokracji.
Jest w Polsce wielu księży, którzy z
radością obserwują postępy odbudowy kraju, zgadzają się całkowicie z
ustrojem, który tę odbudowę umożliwia i przyspiesza i ze smutkiem patrzą
na tę część swoich konfratrów, która swoją działalnością polityczną
utrudnia normalizację stosunków Państwa i Kościoła. Tych księży nic
widać często, gdyż nie wykrzykują oni z ambon frazesów politycznych, nie
błogosławią broni morderców, nie judzą i nie straszą po kątach
propagandą okropności i kłamstw. Ci księża po prostu pracują.
Tych księży widzi naród, wiedzą o
nich wierzący robotnicy i wierzący chłopi i mają dla nich pełny
szacunek. Wiedzą, że to są polscy, a nie amerykańscy czy watykańscy
księża. Wiedzą, że ta część kleru rzymsko-katolickiego jest z narodem,
jest z ludem i jest gotowa wraz z nim budować lepszą, nową przyszłość.
Ta część kleru katolickiego w Polsce
dąży do normalizacji stosunków Kościoła i Państwa i miejmy nadzieje, ze
oni będą przede wszystkim tymi, którzy podejmą głos dobrej woli Rządu
Rzeczypospolitej i do normalizacji tych stosunków doprowadzą, gdyż zdają
sobie dobrze sprawę z tego, że w ten sposób ani nie zerwą więzi
religijnej łączącej ich z Rzymem, ani nie naruszą dogmatów. Przeciwnie, w
unormowaniu stosunków widzą oni większe pole dla rzeczywistej pracy
religijnej, a jednocześnie możliwość przyczynienia się do budowy
prawdziwie wolnego, żyjącego w dobrobycie i stałym wzroście poziomu
oświaty i kultury Państwa Polskiego. Ci księża, a w ślad za nimi i
wielkie masy wierzących katolików w Polsce, nie obawiają się
normalizacji stosunków między Kościołem a Państwem, tak jak nie obawiają
się tej normalizacji marksiści polscy.
Ci księża i świeccy katolicy polscy
wiedzą bowiem dobrze, iż tak jak już nieraz w historii bywało, ze zmianą
papieża może się zmienić polityka Watykanu. Nie zmieni się
rzeczywistość polska, budowana i wzmacniana codziennie rękami robotnika i
chłopa polskiego, tworzona wysiłkiem najlepszych synów narodu i
kierowana przez ludzi, którzy wyrośli z mas ludu polskiego, żyją życiem
tych mas i związani są nierozerwalnym węzłem z ludźmi pracy, z ludźmi
twórczego wysiłku całego świata. Politykę Rządu Polski Socjalistycznej
warunkują nie te czy inne chwilowe układy sił klik, marionetkowych
władców — politykę tę warunkują interesy mas pracujących.
W tym układzie Polska nie jest samotna,
Polska jest związana węzłami szczerej, niekłamanej, nieprzypadkowej
przyjaźni z potężnym blokiem państw demokracji ludowej. Więcej — Polska
jest związana z setkami milionów ludzi pracy wszystkich państw, również i
tych, w których jaszcze trwa ucisk kapitalistyczny, w których bliscy
nam ludzie pracy walczą dopiero o swoje wyzwolenie..
Tej rzeczywistości nie zmieni żadna
przemoc i zaćma wojna, a tym bardziej nie może wpłynąć na jej zmianę
politykierstwo, krótkowzroczne politykierstwo grupki ludzi. Tak jak
ciche sympatie Piusa XII nie mogły zapobiec klęsce hitleryzmu, tak i
dziś krótkowzroczna polityka pewnej części kleru nie będzie w stanie
zapobiec rozwojowi Polski Ludowej.
Tę prostą prawdę rozumie coraz więcej
księży katolickich w Polsce. Pięknym wyrazem tego była wizyta, u
Prezydenta R.P Bolesława Bieruta 40 księży polskich, przedstawicieli
duchowieństwa na Zjazd Zjednoczeniowy Bojowników o Wolność i Demokracje.
W pięknych słowach wypowiedział to witający Prezydenta RP w imieniu delegacji ksiądz prałat Grimm:
„Dzisiaj zastanawialiśmy się
i przekonaliśmy się, że dobro Najjaśniejszej Rzeczypospolitej to jest
najwyższe prawo i temu prawu chcemy służyć, a po Kongresie zadamy kłam
słowom, że Polacy potrafią tylko dla Ojczyzny umierać. My chcemy pokazać
i da Bóg, pokażemy, że Polacy nie tylko potrafią umierać, ale że ci,
którzy zostali, potrafią żyć i pracować dla Ojczyzny.
Praca nasza, praca
kapłańska, jest trudna, zwłaszcza teraz, kiedy czujemy w sercu jakieś
rozterki. Nasza hierarchia poczyniła pewne kroki, a my, doły,
przychodzimy dzisiaj i prosimy Ciebie, Najdostojniejszy Obywatelu
Prezydencie, byś dopomógł nam, byśmy mogli z sercem wesołym pracować, bo
wtedy praca nasza będzie podwójna. Będzie to praca dla Ludowej
Niepodległej Polski, którą kochamy całym sercem”.
Do tego zdania przyłączyli się i inni księża. Ksiądz Pasternak oświadczył:
„W dniu Kongresu Bojowników o Wolność i
Demokrację zorientowaliśmy swoją postawą społeczeństwo, że jest nas
spora grupa, która śmiało i z podniesionym czołem manifestuje uczucia
polskości”.
Uzupełnił to ksiądz Polak słowami: „Wiem,
że Episkopat jest powołany do tego, żeby regulować sprawy miedzy
Kościołem a Państwem, sądziłem jednak, że również szary proboszcz
powinien się wypowiedzieć”.
Ksiądz Iwanicki imieniem księży z
Ziem Zachodnich oświadczał: Muszę zakomunikować z radością, że życie
polskie buduje się i rozbudowuje na coraz szerszych podstawach. Miedzy
tym, co było na Ziemiach Zachodnich przed kilku laty, a tym, co się
dzieje dzisiaj — jest ogromna różnica. Pola zostały zaorane, ugory
poznikały, odbudował się przemysł, powstają nowe fabryki, a także
odbudowują się i budują kościoły. W pierwszym roku parafianie pytali:
proszę księdza, czy my tu zostaniemy? Dziś, chwała Bogu, ta niepewność
minęła”.
W szczerych, otwartych wypowiedziach
innych księży przebiła wspólna wszystkim troska o jedność narodu, o
usunięcie tych trudności i przeszkód, które usiłują przeszkodzić
odbudowie i szczęściu wspólnej Ojczyzny.
W odpowiedzi na wystąpienia księży
Prezydent Rzeczypospolitej omówił przeszkody i trudności wskazując
jednocześnie drogę, po której idzie Polaka.
„Chciałbym podziękować wszystkim obecnym
tutaj kapłanom. ze podzielili się ze mną i obywatelem Premierem swoimi
kłopotami, mówili nam o trudnościach swoich, których niewątpliwie jest
wiele i o których na pewno nie zawsze wiemy. Bodziemy starali się
przychodzić z pomocą duchownym tam, gdzie będą odczuwali potrzebę tej
pomocy.
Co jednak jest przyczyną tych
rozdrażnień i trudności, które w terenie bardzo często stwarzają
nastroje wzajemnej nieufności między przedstawicielami władzy i
przedstawicielami duchowieństwa? Sądzę, że przyczyną jest to. że
istotnie tylko część duchowieństwa stanęła na stanowisku, że to, co w
Polsce od chwili wyzwolenia się odbywa, ze ten poważny przewrót
społeczny, który Polska przeżywa, jest zgodny z interesami olbrzymiej
większości naszego narodu. Rząd stoi na stanowisku, że trzeba służyć
interesom tych, którzy Polskę dźwigają, interesom ludu pracującego. Na
tym polega cała polityka Rządu. Widzimy to w zarządzeniach, które mają
na celu rozszerzyć możliwości wzrostu kulturalnego i stopniowego wzrostu
dobrobytu materialnego tych właśnie przeważających. w naszym narodzie
ludzi pracy.
Ja sądzę, że taki demokratyczny, ludowy
kierunek polityki Rządu odpowiada duchowi czasu, odpowiada
sprawiedliwości społecznej i wydaje mi się. że odpowiada taksę idei
sprawiedliwości, która leżała u podstaw chrześcijaństwa. To było 2.000
lat temu, a przecież świat nic stoi w miejscu. Teraz przeżywamy nową
epokę, która zmienia stosunki społeczne w tym duchu, ze lud pracujący
bierze swoje sprawy w swoje ręce, buduje własny byt i własną przyszłość.
Sądzę, że to jest dobre, że to jest zgodne także z uczuciami wielu
księży demokratów, było zgodne zresztą z uczuciami najświatlejszych
postaci wśród duchowieństwa. w historii, tak jak i z uczuciami
największych patriotów, którzy walczyli o prawa ludu. Dzisiaj te rzeczy
realizujemy. To jest oczywiście wielki przewrót społeczny, który budzi
sprzeciwy i opory.
Niemniej rozwój społeczny świata idzie w
tym kierunku i wszyscy ludzie postępowi muszą iść tymi nowymi drogami,
które zapewniają lepszy rozwój człowieka, szybszy wzrost kultury”.
Było to pierwsze oficjalne spotkanie
Najwyższego Dostojnika Państwa z księżmi katolickimi, którzy pracując
wśród ludu zrozumieli potrzebę współpracy z Rządem, którzy walczyli
razem z narodem z najazdem hitlerowskim, a teraz chcą razem z narodem
budować jaśniejszą przyszłość.
Świadczy to o tym, że żadna wroga czy
niechętna Polsce Ludowej działalność polityczna nie jest w stanie rozbić
jedności narodu, nie jest w stanie zahamować rozmachu i siły klasy
pracującej, która, wyzwolona z ucisku i niewoli, rozpoczęła, budowę
gmachu nowej Polski.
Polska Ludowa w oparciu o te siły będzie rosła i umacniała się.
SPIS TREŚCI Str.
Legendy — fakty — cyfry 3
Polska zawsze wierna… 10
Watykan — Polska — wojna 22
Papież — Hitler — Truman 33
Watykan a Polaka w okresie powojennym 46
Książka i Wiedza • Warszawa
Książka i Wiedza • Warszawa
Printed in Poland, Październik 1949 r.
Wydanie trzecie
M-54936
Tłoczono 50.500egzemplariy
Zakłady graficzne „Książka i Wiedza” w Krakowie
Obj. 4,5 ark.. Papier druk. sat. kl. V 60 g.
Żam. Nr 137 oddano do skład. 10. X. 49. Druk ukończono w listopadzie 49 r.
_____________________________________________________
skanowanie i korekta (ciężkie skanowanie
i ciężka korekta jak cholera, bo książka stara i wyblakła….) –
abangel666, luty 2004 r.s
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz