wtorek, 11 maja 2021

OCH TA NASZA BEZNADZIEJA

 


Celem nas wszystkich jest duchowy wzrost, wszyscy jesteśmy na Ziemi z tej jednej okazji, a to, co się obecnie tu dzieje, to taki nasz duchowy międzynarodowy festyn. Bo czymże jest ta nasza duchowość, czy tylko leżeniem na pachnącej łące i ruszaniem palcem w bucie? Nie… to także trudy naszego dnia, duże wyzwania i umiejętność radzenia sobie z tym wszystkim, co nas otacza, w każdej sytuacji życia.

A co ja tu najwięcej obserwuję – złamane serca… bo tracimy więcej, niż zyskujemy, czujemy się bez środków do życia, bez przyszłości… nęka nas dziwna choroba i ciężko znaleźć na nią lekarstwo… i to ona okazuje się być powodem tego zła i za wszelką cenę ludzie chcą jej uniknąć… notabene wpadają w jeszcze gorsze sidła. Ale my nie patrzmy na tych podżegaczy strachu, zła… ani na tych hura, bura… to jest czas, kiedy także nie możemy się unicestwiać, bo chcemy pokazać, jacy to my jesteśmy strasznie odważni. Strach w pewnym stopniu jest potrzebny, coś musi nami wstrząsnąć do głębi, musimy uderzyć w to dno, aby podnieść swój poziom świadomości, przenieść tą granicę wyżej. Otrząsnąć się z tego pierwszego szoku, aby na nowo się podnieść z kolan i wzrosnąć. I nie możemy rzucać się w otchłań ciemnego odmętu, kiedy widzimy, że nie damy mu rady, wówczas lepiej się cofnąć, niż udawać bohatera… trzeba znać własne siły i umieć i tą stronę życia odpowiednio zrównoważyć… bo jeśli będziemy martwi, to cóż po nas?

Duchowe przebudzenie to prawdziwe doświadczenie, które przytrafia się prawdziwym i silnym ludziom. Nawet Jezus uciekał z Jerozolimy… takie też miewał czasy, wiedział - nie była to dla niego pora… nie zapominajmy, mamy swojego przewodnika i jego musimy uruchomić, nie jesteśmy w głębi siebie sami… i jesteśmy uczniami samych siebie… jesteśmy podwójnym płomieniem, który razem zjednoczony wszystko potrafi… toteż nie wyrywaj się przed szereg, kiedy twój płomień zostaje jeszcze w tyle za tobą.

Dziś nie będę pisać o odwapnianiu szyszynki, etc, tylko jak się skupić na swojej duchowej ścieżce. Nie pozwólmy sobie po chwilowym przebudzeniu ponownie zasnąć, jak to Jezus mówił – „nie zasypiajcie, nadchodzi ta chwila…”, a kiedy przyszła i tak spali… kiedy się poderwali do akcji, wyciągnęli miecze… i tu Jezus ich zatrzymał… nie pozwolił na takie akcje.

Przebudzenie to nie stan nagłego oświecenia, wyjście ponad wszystko, to uświadomienie sobie samego siebie… to też nie chwila, kiedy człowiek czuje się błogi i szczęśliwy… bez cierpienia i żadnych przykrych przeżyć. Nadal odczuwamy 2 stany: dobry i zły, ciągle nas coś irytuje. To są normalne ludzkie emocje i człowiek je potrzebuje do swojego normalnego życia. I co ważne, i nie można o tym zapominać, człowiek przebudzony przechodzi przez wielkie depresje, ponieważ przebudzenie zabiera nas w wielką podróż zniszczenia… samego siebie! Potrzeba czasu, aby nauczyć się poruszać w tym nowym miejscu, a nawet przychodzi nam długo raczkować. To mogą być całe lata depresji, to jest dezinformujący i niszczący proces… poczytajcie książki E. Tolle… pisałam wiele lat swoje własne doświadczenia, wyszła mi z tego „Księga Hioba”… a te chwile wzlotu to dopiero przebłyski tego, co ma nadejść. Nasza podróż dopiero się zaczyna i wymaga potężnej cierpliwości. Jeśli jej nie wykształcimy, to ten nasz nowy stan może być ulotny.

Musimy znać ten punkt, który nas utwierdzi, zakotwiczy, to taki nasz punkt „0”, wprzódy wszystko upada i nie ma na to silnych… a później zaczyna rozszerzać się, to zwykły proces fizyki, a czym się rządzi nasz duch? Matematyką i fizyką. Przechodzimy punkt „0” i nasz umysł zaczyna inaczej myśleć… i obecnie czekamy na ten punkt „0”, jeśli ktoś to zauważa…

i jeszcze potrzeba trochę czasu, aby w tym nowym stanie nauczyć się chodzić od nowa… i żaden jasnowidz… i żaden polityk nam tu nie pomoże, nie ustawi dla nas tego punktu „0”… to nasze umysły muszą zacząć inaczej myśleć… niezależnie od tego, czy się ktoś ze mną zgadza, czy nie.

A obecnie ciągle mamy jeszcze podróż zniszczenia, co prawda już nam przybywa nieco dnia, ale noc ciągle długa i nie wszyscy są przebudzeni, w dodatku w takim stopniu, aby ponownie nie zasnąć. Inni może nawet już są przebudzeni, ale zbyt niecierpliwi, lecą z drągiem za pociągiem… chcą zawrócić przetakiem wodospad Niagarę… i co z tego wynika? Osobiste dramaty. Ludzie chcą szybko i bezboleśnie, nie chce im się popracować nad sobą. Nie mogą wzlecieć ponad własne lęki, przeciwstawić się swojemu fałszywemu ja, znaczy jesteś jeszcze w stanie snu, twoje ego ma ciągle kontrolę nad tobą… a jeszcze i ta filozofia drugiej strony, za wszelką cenę unikania kłopotu… w takiej chwili nie możemy być tylko posłusznym narzędziem… nawet AA. Michał tnie mieczem do szpiku kości, aby dotrzeć do prawdziwej natury i wskazać najboleśniejsze Prawdy, które musimy uwolnić, aby nasza Jaźń stała się jeszcze potężniejsza. Musimy dotrzeć do siebie, niezależnie jakie to trudne. Inaczej nie połączysz swoich płomieni.

Od ostatnich Świąt Wielkanocnych widzę w moim ciele potężne zmiany energetyczne i ciągle obserwuje, jak pogłębia się ta subtelność energii… i też to czyni powoli, abym nie zachłysnęła się świeżym jej tchem. Czasami jeszcze mocniej szarpnie, jak to przeżyłam 3 dni temu, ale to nie jest już ta wibracja sprzed 6 tygodni. Czuje się jak nowo narodzona, obserwuje nowe obrazy, jakie się pojawiają w moim wnętrzu. Są niezwykle wyraźne, aż rozdzierają moje wnętrze, dużo jest symboli. W moim wewnętrznym postrzeganiu wystąpiły duże zmiany, wyraźnie coś się dzieje w moim umyśle… nie wiem już, który z kolei raz? Rozbiera mnie warstwami jak cebulę. Wnika tam ogromna fala światła, ale musimy jeszcze dobrze zrozumieć ten nasz wewnętrzny umysł… i nie łatwo przelać to na papier… to wszystko jest procesem i wymaga trochę czasu.

Vancouver
9 May 2021

WIESŁAWA

 

https://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_och_ta_nasza_beznadzieja.html 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz