Celem nas wszystkich jest
duchowy wzrost, wszyscy jesteśmy na Ziemi z tej jednej
okazji, a to, co się obecnie tu dzieje, to taki nasz duchowy
międzynarodowy festyn. Bo czymże jest ta nasza duchowość,
czy tylko leżeniem na pachnącej łące i ruszaniem palcem w
bucie? Nie… to także trudy naszego dnia, duże wyzwania i
umiejętność radzenia sobie z tym wszystkim, co nas otacza, w
każdej sytuacji życia.
A co ja tu najwięcej obserwuję – złamane serca… bo tracimy
więcej, niż zyskujemy, czujemy się bez środków do życia, bez
przyszłości… nęka nas dziwna choroba i ciężko znaleźć na nią
lekarstwo… i to ona okazuje się być powodem tego zła i za
wszelką cenę ludzie chcą jej uniknąć… notabene wpadają w
jeszcze gorsze sidła. Ale my nie patrzmy na tych podżegaczy
strachu, zła… ani na tych hura, bura… to jest czas, kiedy
także nie możemy się unicestwiać, bo chcemy pokazać, jacy to
my jesteśmy strasznie odważni. Strach w pewnym stopniu jest
potrzebny, coś musi nami wstrząsnąć do głębi, musimy uderzyć
w to dno, aby podnieść swój poziom świadomości, przenieść tą
granicę wyżej. Otrząsnąć się z tego pierwszego szoku, aby na
nowo się podnieść z kolan i wzrosnąć. I nie możemy rzucać
się w otchłań ciemnego odmętu, kiedy widzimy, że nie damy mu
rady, wówczas lepiej się cofnąć, niż udawać bohatera… trzeba
znać własne siły i umieć i tą stronę życia odpowiednio
zrównoważyć… bo jeśli będziemy martwi, to cóż po nas?
Duchowe przebudzenie to prawdziwe doświadczenie, które
przytrafia się prawdziwym i silnym ludziom. Nawet Jezus
uciekał z Jerozolimy… takie też miewał czasy, wiedział - nie
była to dla niego pora… nie zapominajmy, mamy swojego
przewodnika i jego musimy uruchomić, nie jesteśmy w głębi
siebie sami… i jesteśmy uczniami samych siebie… jesteśmy
podwójnym płomieniem, który razem zjednoczony wszystko
potrafi… toteż nie wyrywaj się przed szereg, kiedy twój
płomień zostaje jeszcze w tyle za tobą.
Dziś nie będę pisać o odwapnianiu szyszynki, etc, tylko jak
się skupić na swojej duchowej ścieżce. Nie pozwólmy sobie po
chwilowym przebudzeniu ponownie zasnąć, jak to Jezus mówił –
„nie zasypiajcie, nadchodzi ta chwila…”, a kiedy przyszła i
tak spali… kiedy się poderwali do akcji, wyciągnęli miecze…
i tu Jezus ich zatrzymał… nie pozwolił na takie akcje.
Przebudzenie to nie stan nagłego oświecenia, wyjście ponad
wszystko, to uświadomienie sobie samego siebie… to też nie
chwila, kiedy człowiek czuje się błogi i szczęśliwy… bez
cierpienia i żadnych przykrych przeżyć. Nadal odczuwamy 2
stany: dobry i zły, ciągle nas coś irytuje. To są normalne
ludzkie emocje i człowiek je potrzebuje do swojego
normalnego życia. I co ważne, i nie można o tym zapominać,
człowiek przebudzony przechodzi przez wielkie depresje,
ponieważ przebudzenie zabiera nas w wielką podróż
zniszczenia… samego siebie! Potrzeba czasu, aby nauczyć się
poruszać w tym nowym miejscu, a nawet przychodzi nam długo
raczkować. To mogą być całe lata depresji, to jest
dezinformujący i niszczący proces… poczytajcie książki E.
Tolle… pisałam wiele lat swoje własne doświadczenia, wyszła
mi z tego „Księga Hioba”… a te chwile wzlotu to dopiero
przebłyski tego, co ma nadejść. Nasza podróż dopiero się
zaczyna i wymaga potężnej cierpliwości. Jeśli jej nie
wykształcimy, to ten nasz nowy stan może być ulotny.
Musimy znać ten punkt, który nas utwierdzi, zakotwiczy, to
taki nasz punkt „0”, wprzódy wszystko upada i nie ma na to
silnych… a później zaczyna rozszerzać się, to zwykły proces
fizyki, a czym się rządzi nasz duch? Matematyką i fizyką.
Przechodzimy punkt „0” i nasz umysł zaczyna inaczej myśleć…
i obecnie czekamy na ten punkt „0”, jeśli ktoś to zauważa…
i jeszcze potrzeba trochę czasu, aby w tym nowym stanie
nauczyć się chodzić od nowa… i żaden jasnowidz… i żaden
polityk nam tu nie pomoże, nie ustawi dla nas tego punktu
„0”… to nasze umysły muszą zacząć inaczej myśleć…
niezależnie od tego, czy się ktoś ze mną zgadza, czy nie.
A obecnie ciągle mamy jeszcze podróż zniszczenia, co prawda
już nam przybywa nieco dnia, ale noc ciągle długa i nie
wszyscy są przebudzeni, w dodatku w takim stopniu, aby
ponownie nie zasnąć. Inni może nawet już są przebudzeni, ale
zbyt niecierpliwi, lecą z drągiem za pociągiem… chcą
zawrócić przetakiem wodospad Niagarę… i co z tego wynika?
Osobiste dramaty. Ludzie chcą szybko i bezboleśnie, nie chce
im się popracować nad sobą. Nie mogą wzlecieć ponad własne
lęki, przeciwstawić się swojemu fałszywemu ja, znaczy jesteś
jeszcze w stanie snu, twoje ego ma ciągle kontrolę nad tobą…
a jeszcze i ta filozofia drugiej strony, za wszelką cenę
unikania kłopotu… w takiej chwili nie możemy być tylko
posłusznym narzędziem… nawet AA. Michał tnie mieczem do
szpiku kości, aby dotrzeć do prawdziwej natury i wskazać
najboleśniejsze Prawdy, które musimy uwolnić, aby nasza Jaźń
stała się jeszcze potężniejsza. Musimy dotrzeć do siebie,
niezależnie jakie to trudne. Inaczej nie połączysz swoich
płomieni.
Od ostatnich Świąt Wielkanocnych widzę w moim ciele potężne
zmiany energetyczne i ciągle obserwuje, jak pogłębia się ta
subtelność energii… i też to czyni powoli, abym nie
zachłysnęła się świeżym jej tchem. Czasami jeszcze mocniej
szarpnie, jak to przeżyłam 3 dni temu, ale to nie jest już
ta wibracja sprzed 6 tygodni. Czuje się jak nowo narodzona,
obserwuje nowe obrazy, jakie się pojawiają w moim wnętrzu.
Są niezwykle wyraźne, aż rozdzierają moje wnętrze, dużo jest
symboli. W moim wewnętrznym postrzeganiu wystąpiły duże
zmiany, wyraźnie coś się dzieje w moim umyśle… nie wiem już,
który z kolei raz? Rozbiera mnie warstwami jak cebulę. Wnika
tam ogromna fala światła, ale musimy jeszcze dobrze
zrozumieć ten nasz wewnętrzny umysł… i nie łatwo przelać to
na papier… to wszystko jest procesem i wymaga trochę czasu.
Vancouver
9 May 2021
WIESŁAWA
https://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_och_ta_nasza_beznadzieja.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz