Od kilku dni czuję to swoje
kołysanie, czyli specyficzne zawroty głowy, jakby się statek
huśtał na wodzie. Nasz pojazd życia gdzieś wyraźnie płynie…
a do nas docierają różne, czasami bardzo sprzeczne
informacje.
Kiedy ktoś cię informuje, że coś się dzieje za kulisami,
jeszcze jest ukryte w mroku, znaczy przedstawia ci pewną
wersję rzeczywistości i skoro nie chcesz zbadać tego mroku,
znaczy twoja struktura duchowa jeszcze nie wybiera
nadciągającej Prawdy… a kiedy ona się powoli rozdziera jak
gęsta mgła i zaczynają być widoczne prześwity, znaczy,
jesteśmy coraz bliżej nowej rzeczywistości, jakiejś drogi.
Nie ma jednej drogi, jest ich tysiące… i tyleż samo
rzeczywistości, niczym fragmentów puzzli, które musisz
ułożyć w jeden obraz. I nie zdziwcie się, wiele z nich już
przerabialiśmy w przeszłości… a dziś te informacje czerpiemy
ze zbiorowej biblioteki, łączą nam te puzzle… musisz tylko
zapisać się do niej i uzyskać swoje świetliste kody. Nie
jesteśmy tu sami, ale mamy też swoich strażników, którzy
strzegą nieproszonym gościom dostępu do naszej biblioteki. I
nie musimy przyłączać się do tłumów… ale musimy wyrobić w
sobie moc skupienia, dostroić się do swojego przewodnika.
Tak prowadzą przewodnicy, znajdą do nas dostęp i potrzebną
informację.
Zastanów się, dlaczego Wszechświat łączy się z tą, a nie
inną osobą… i dlaczego z naszego życia wylatuje znienacka,
ta czy inna osoba? Czy to tylko przypadek? A ja mówię,
Wszechświat nie robi pomyłek, my tylko tego wszystkiego nie
możemy ogarnąć własnym rozumem.
Nowo spotkana osoba ma w sobie coś, co ty potrzebujesz, ma
klucz do twoich drzwi, do twojej biblioteki, informacji i w
ten sposób popycha cię do przodu, ten system gwiazd, w
którym jesteście zakotwiczeni oboje, robi to przez własną
energię, jednoczy nas, otwiera na coś nowego, pcha w
kierunku Prawdy. Ale ten sam system zamyka także nasze stare
furtki, blokuje drogi niepotrzebnym energiom... nasze klucze
z jakiegoś powodu już wspólnie nie otwierają tych samych
drzwi. Czyli działa system bezpieczeństwa... i nie wywarzaj
ich na siłę, bo się mocno poturbujesz.
Ostatniej nocy miałam dziwny sen, ten taki mój
wielowymiarowy, nie z tego świata. Byłam w gronie swoich
starych przyjaciół… mojej chrześnicy i jej matki,
wybierałyśmy się w „dziwną” podróż, jeszcze dziwniejszym
„pociągiem”… to jest najlepsze określenie na ten wynalazek,
którego nigdy w moim życiu nie widziałam, nawet przerósł
moje sny i wizje. Mogłam ten wynalazek płynący po ziemi
opisać z drobnymi szczegółami, wyglądał jak prastary zabytek
techniczny sprzed tysiącleci. Odbyłyśmy w nim cudowną i
radosną podróż, gdzieś…?… na wysoką górę, ale to było
miejsce w Kanadzie. Sporo nas ta podróż kosztowała, lecz
łatwo zdobyłyśmy pieniądze. Góra i cała droga jaką droga,
jaką przemierzałyśmy była ubrana w bujną zieloną roślinność…
i nawet nie wiem, kiedy ponownie się znalazłam na dole… i
ktoś mi już ponownie proponował następną podróż… tym razem w
inny sposób (nie pamiętam), ale w jednej chwili znalazłam
się w Australii… a ja patrzę a tam leży śnieg, cała
Australia jest nim pokryta… i tam spotkałam koleżankę Anie z
Chicago… pływała w tym śniegu, a ja nadziwić się nie mogłam,
jak jej nie zimno…? Wzięłam w obie dłonie ten śnieg, wydawał
mi się jakiś inny… nie był zimny, delikatny jak puch, nie
przypominał śniegu… i ta mocno bijąca z niego biel.
Ponownie znalazłam się przy drodze, po której jechał pociąg,
już go tam nie było, tylko droga - jego tor przypominał mi
suchy potok. Ktoś do mnie zawołał - rozpal na tej drodze
ogień – niech płonie i podał mi jakiś mężczyzna, jakby znicz
olimpijski… dotknęłam nim tej drogi i te suche kamienie w
jednej chwili ogarnął wielki ogień… lecz drugi mężczyzna
krzyknął na mnie niezadowolony – co ty robisz? Chcesz cały
świat zapalić? Przestraszyłam się… i jednym dechem zgasiłam
ten płomień, jak zapałkę… potok zgasł… ale niestety, ten
ogień był szybszy i w jednej chwili wybuch jak bomba atomowa
nad tą górą. Ogień wyrwał się spod kontroli, ale płonął
niczego nie niszcząc.
Śnieg i ogień, splecione razem – co to znaczy? Mistyczna
alchemia – transformacja… i ta dziwna starożytna machina,
nie z naszych czasów, nie wiadomo skąd się pojawiła i wiozła
nas w nieznane…
A moja intuicja mi mówi…
będziemy docierać do wszystkich, pomożemy wam, ale i wy
musicie się na nas otworzyć, nie chcemy was popychać na siłę
w żadnym kierunku. To obietnica Boga – Wolna Wola.
My wasi Przewodnicy, Aniołowie ślemy wam światło i miłość, a
wy nie zmarnujcie tego potencjału.
Vancouver
12 May 2021
WIESŁAWA
https://www.vismaya-maitreya.pl/miecz_prawdy_nasza_podroz.html |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz