sobota, 23 lutego 2019

Tachiony cząstki duszy z poziomu który nazywamy Źródłem - Bogiem

https://external.fktw1-1.fna.fbcdn.net/safe_image.php?d=AQB4Ap1E6zlg0D-D&w=540&h=282&url=https%3A%2F%2Fic.pics.livejournal.com%2Faryusslav%2F77711779%2F93658%2F93658_original.jpg&cfs=1&upscale=1&fallback=news_d_placeholder_publisher&_nc_hash=AQCUH9qs-d__9NMm

Materialistyczny establishment naukowy i medyczny nie przyzna się oficjalnie do istnienia świata duchowego czy życia po śmierci, nawet wobec niezbitych dowodów.
Powodem oczywiście jest pieniądz. Tak, podobnie jak cały ten świat, nauka również nie uniknęła korupcji, i jest polem do zbijania biznesu. Badań w tematyce o której piszę, po prostu z uprzedzenia i braku korzyści finansowych nikt nie chce ani wspierać, ani finansować, ani promować. O przypadkach kiedy to prawdziwi nieskorumpowani naukowcy stwierdzili że mają dowody na to, że każdy człowiek ma nieśmiertelną duszę czy jak kto woli ducha, który jest właściwym umysłem i świadomością - napisały głównie portale i portale niszowe nie związane z biznesem naukowym. Będę używał tu zamiennie pojęcia duch/dusza, choć w/g mnie to dwa oddzielne byty. W/g mnie Dusza, to coś co oddziela nas od złych i nieetycznych rzeczy i nie wszyscy ją posiadają. Natomiast DUCH to nasza świadomość, nasze "JA" przypisane lub sprzęgnięte z naszym fizycznym ciałem dzięki unikatowemu kodowi.
Redaktorzy "renomowanych" naukowych czasopism nie opublikują artykułów dotyczących ducha czy duszy z prostego powodu:
Ośmieszenie poprzez materialistyczny establishment naukowy i biznesowy, a przecież redaktorom zależy na ich pracy i źródle dochodu. - tymczasem jest to prawda.
Niektórzy naukowcy którzy szczerze poszukiwali prawdy, a nie uprawiali nauki jedynie dla biznesu, już przeprowadzili stosowne doświadczenia i obserwacje, i zdobyli niezbite dowody na istnienie duchowej świadomości i życia po śmierci. To co jest w podręcznikach, encyklopediach, czasopismach naukowych, to co wykłada się na uczelniach to tylko ta część nauki, która przeszła przez cenzurę establishmentu, czyli została dopuszczona do wiadomości publicznej. Musicie wiedzieć, że nauka posunęła się dalej, tylko media tego nie rozpropagowały, a wy ufacie mediom i stereotypowi a nie szukacie samodzielnie prawdy.
Choć fakt odkrycia energii duszy/ducha był największym sukcesem niemieckiej myśli naukowo-technicznej narodowych socjalistów w latach 30-stych ubiegłego wieku, wiedza ta jest nadal największą tajemnicą w historii naszej cywilizacji. A mając na uwadze jakie siły przejęły tą wiedzę to jest to bardzo prawdopodobne, że zostanie wykorzystana ona do niecnych celów i przeciwko ludzkości. Po II wojnie światowej, syjonistyczna, post-aliancka koalicja i jej dowódcy wojskowi byli oszołomieni ogromem wiedzy, odkryć i tajemnic III Rzeszy na powyższe tematy. Był tylko jeden problem, ludzie w cywilu mieli większe uprawnienia niż wojskowi, ludzie Ci znali doskonale cały sztab niemieckich naukowców zwanych też okultystami :) (pojęcie ukute dla ciemnych mas ludzkich opętanych różnego rodzaju dogmatycznymi religiami) i traktowali ich jak swoich mistrzów, przejmując po wygranej wojnie część ich wiedzy naukowej i osiągnięć na tym polu.
Kluczem do tej dziedziny nauki są właśnie Tachiony bez-masowe cząstki poruszające się z prędkością wiele większą niż prędkość światła, najbardziej niezwykłe cząsteczki elementarne, w/g obowiązującej nauki, hipotetyczne cząstki, o ile w ogóle istnieją :) Czy tachiony w ogóle istnieją? Na dzień dzisiejszy obowiązująca dogmatyczna nauka nie potrafi odpowiedzieć lub raczej nie chce.
Całokształt zdrowia, harmonia i leczenie ciała, emocji, duszy i poziomów duchowych są zależne od źródła energii, które jest niezbędne dla naszego istnienia. Dlatego leczenie na którymkolwiek poziomie zależy od połączenia z energią pierwotną, która jest źródłem istnienia. Zaczynając od utrzymywania i odmłodzenia ciała aż po najgłębszy poziom leczenia holistycznego, wszystko to zależy od naszej zdolności połączenia ze źródłem energetycznym. Ta tachionowa, tajemnicza, magiczna siła (energia) ducha/duszy ożywiająca materię i dająca jej życie i zdrowie zwana była różnie przez ludy zamieszkujące ziemię: Ra; Mana; Prana; Chi (czi), Vril, czy żydowska manna z nieba :)
Tachiony to hipotetyczne cząstki poruszające się z prędkością o wiele większą od prędkości światła.
Jak pamiętamy z lekcji fizyki jest niewiarygodnie olbrzymia, bo aż 300 tys. km/s w próżni. Jest więc oczywiste, że tachiony znacznie różnią się od „zwykłych” cząstek. Tachion nie jest frekwencją ani polem elektromagnetycznym. Na poziomie, na którym istnieje – wyższym niż prędkość światła – nie istnieją frekwencje, wibracje ani rotacje. Tachion nie leczy, lecz zaopatruje ciało w niezbędną energię potrzebną do tego, aby organizm sobie sam pomógł.
Stosowanie energii tachionowej ma jedną ogromną przewagę, ponieważ redukuje do zera możliwość niepożądanych rezultatów. Dlatego możemy stwierdzić, że stosowanie energii tachionowej jest czymś zupełnie innym i nie może być porównywane z żadną formą medycyny energetycznej. Energia tachionowa zawiera w sobie wszelki potencjał do tego, aby mogła stworzyć w jakiejkolwiek indywidualizowanej formie życia doskonałe energetyczne kontinuum. Wszystko, co jest obecne w ludzkim ciele, istnieje w doskonałym kształcie (formie), nie trzeba tylko tego zakłócać i pozwolić na swobodny przepływ tych energii. Doskonały przykład znajdziemy w królestwie zwierząt i roślin. Wiemy, że zwierzęta i rośliny, których świat nie był w żaden sposób naruszony przez ludzi, prowadzą zdrowe życie. Na przykład długość życia ssaków sięga aż siedmiokrotnej długości okresu ich dorastania. U ludzi oznaczałoby to 140 lat w pełni zdrowego życia. Z czterdziestu tysięcy chronicznych i degeneracyjnych chorób, jakie zna ludzka medycyna, było u dziko żyjących zwierząt rozpoznanych tylko kilka. Powodem jest brak u dzikich zwierząt zdolności do blokowania swojego energetycznego kontinuum i wytwarzania w ten sposób niedostatku i choroby. Przyroda jest ewidentnie niemalże doskonała i właśnie takie same są właściwości energii tachionowej.
Nie prawdą jest to, że obecna nauka nie ma wyjaśnienia na niektóre zjawiska zachodzące wokół nas a na ludzi którzy doświadczają tych zjawisk patrzy się podejrzliwie :) Dotyczy to np. tzw. proroczych snów. Takie sny zdarzają się bardzo rzadko, nazywa się je realistycznymi snami proroczymi, lub deja-vu (z francuskiego: już widziane). A jest to nic innego jak dostęp naszej świadomości (ducha albo jak kto woli duszy) do informacji z przyszłości przy pomocy właśnie tachionów cząstek, których szybkość poruszania jest o wiele większa niż szybkość światła i wyprzedzają one czas w którym żyjemy (podróż w czasie). Przy tym należy tu zaznaczyć, że nasz mózg to nie ŚWIADOMOŚĆ i nie należ tego mylić.
Szukałem w nauce odpowiedzi, w jaki sposób mózg mógł mieć dostęp do informacji z przyszłości.
Dowiedziałem się, że przeczy to teorii względności Alberta Einsteina, gdyż zakłada ona, że
nie jest możliwe przesyłanie informacji z prędkością większą, niż prędkość światła w próżni - c, oraz że z tego wynika niemożliwość przesyłania informacji do przeszłości (i ich odbioru z przyszłości).
Dowiedziałem się o hipotetycznych cząstkach nad-świetlnych, które mogłyby poruszać się szybciej niż c i jednocześnie nie mieć możliwości zwolnić do poziomu c, ani niższych prędkości.
Cząstki te nazwano tachionami. Jednak ich istnienie jest tylko hipotetyczne, poza tym nie wyjaśniało to, w jaki sposób mózg mógłby je odbierać, i co mogło by je generować.
Wszak ze snu jasno wynika, że to co ma się zdarzyć - już jest gdzieś zapisane, albo tak jak myślał Einstein - czas jest tylko upartym złudzeniem; zapewne miał na myśli że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość - istnieją jednocześnie, choć nasza świadomość nie ma dostępu do przyszłości, przeszłość jedynie pamiętamy - stąd tak a nie inaczej odbieramy rzeczywistość, jako nieodwracalny uplyw czasu. Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy aby na pewno cała nasza świadomość, osobowość, pamięć - mieści się w mózgu i że jest on elektrochemicznym komputerem, a nasze myśli to impulsy chemiczne i elektryczne między neuronami w mózgu (synapsy).

Szybko zdałem sobie sprawę, jakże naiwna jest taka teoria świadomości :)

Mimo, że jest ona domeną świata akademickiego i naukowego, i wciąż jest wykładana na uczelniach, niczego tak naprawdę nie wyjaśnia. Owszem, takie zjawiska zachodzą w mózgu, zostało to zbadane i potwierdzone. Jednak w żadnym przypadku nie może być to nasze "JA" - NASZA ŚWIADOMOŚĆ.
Gdyby tak było - nie różnili byśmy się niczym specjalnym od komputerów. Silny impuls elektromagnetyczny - broń elektromagnetyczna, która niszczy wszelkie urządzenia elektroniczne, albo wysoko naładowane cząstki wiatru słonecznego - wręcz wykasowało by to nam pamięć z mózgu (jeśli przyjąć że myśli to impulsy elektryczne). Tymczasem nic takiego nie ma miejsca. Naszej pamięci nie narusza też potężne pole magnetyczne, w czasie obrazowania mózgu za pomocą jądrowego rezonansu magnetycznego. Impuls elektromagnetyczny zniszczy komputery, wykasuje pamięć, zniszczy urządzenia elektryczne i elektroniczne.
Nie naruszy jednak naszej pamięci, nie zaburzy naszej osobowości, nie zmieni naszych myśli.
A przecież mózg nie jest ekranowany, czaszka nie jest klatką Faradaya, większa część widma
elektromagnetycznego (prócz podczerwieni, światła widzialnego, UV) - wnika w głąb, lub przenika przez nasze głowy na wylot. A pomyślcie o ludziach, którzy są narażeni na bardzo silne pola elektromagnetyczne, o operatorach wojskowych urządzeń radiolokacyjnych, narażonych na mikrofale o potężnej mocy, które by zniszczyły wszelkie urządzenia elektroniczne umieszczone w ich wiązce.
Choroba mikrofalowa, która po latach jest tego konsekwencją - nie oznacza jednak utraty osobowości, czy jakiegokolwiek zaniku pamięci.

W książce "Umysł przewidujący przyszłość" Davida Loye, na początku rozdziału "Holograficzny umysł" - czytamy:

"Karl Lashley był jednym z najbardziej wytrwałych i skrupulatnych neuropsychologów przełomu lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Zdecydowany odkryć, czym jest pamięć i gdzie należy ją lokalizować, przez blisko trzydzieści lat badał mózgi szczurów. Jego eksperymenty polegały na wycinaniu określonego obszaru mózgu, a następnie, kiedy tylko zwierzę dochodziło do zdrowia, testowaniu utraconej pamięci. Ale chociaż usuwał aż do osiemdziesięciu procent całkowitej objętości mózgu, odkrywał, że pamięć szczurów nadal działa bez zarzutu. Analizując wyniki swoich badań, nie krył rozczarowania faktem, że nie istnieje żadne oczywiste miejsce w którym można by zlokalizować pamięć i żaden "engram", który by ją przechowywał. Doszedł więc do wniosku, że proces uczenia się, w jakim wszyscy uczestniczymy, jest z logicznego punktu widzenia... niemożliwy.
W jednej z notatek zaproponował również coś, co miało nieco podbudować jego pracę, ale co w tamtych czasach wydawało się poglądem dość żałosnym. Engram - jak nieśmiało zasugerował Lashley - istniał, ale w jakiś zupełnie niezrozumiały sposób rozprzestrzeniony był w obszarze całego mózgu. Ponadto, aby rozjaśnić nieco tę mglistą ideę, dodał, że pamięć powstaje dzięki bliżej nieokreślonym "falom interferencji".

Natomiast w książce "Poza granicami wyobraźni" Viktora Farkasa, w rozdziale "Cudowna istota człowiek: myślenie bez mózgu", - opisane są udokumentowane medycznie przykłady normalnych, żyjących ludzi, u których w wyniku wodogłowia stwierdzono większościowy lub nawet całkowity brak mózgu. Wniosek jest taki, że naukowcy, którzy powołują się na teorię, jakoby to w mózgu miała być pamięć i osobowość - nie mają pojęcia, jak bardzo się mylą.

A może wiedzą, ale nie mają lepszego wyjaśnienia albo co gorsze nie chcą powiedzieć.

A co powiecie na doświadczenia w czasie śmierci klinicznej, doświadczenia pacjentów, których
przywrócono do życia, mimo braku oddechu, tętna, i z płaskim wykresem EEG! Płaski EEG oznacza tylko jedno. Mózg nie funkcjonuje - a więc zgodnie z ustaleniami naukowymi, zmysły nie mogą być aktywne, a człowiek nie może niczego widzieć, słyszeć, czuć, ani tym bardziej zapamiętać. Tymczasem w rzeczywistości jest inaczej. Ludzie ci, po udanej reanimacji, byli w stanie zapamiętać i podać szczegóły operacji, których w żaden sposób nie mogli wymyślić, zgadnąć - jak również to co się z nimi działo wówczas, gdy przyrządy nie rejestrowały żadnej aktywności mózgu! I takich przypadków na świecie było i jest wiele! Zainteresowanym polecam film "The Day I Died" - Dzień w którym umarłem. Jest na YouTube z lektorem PL.
Profesor Stuart Hameroff jest anestezjologiem i bada relacje pacjentów, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Wspólnie z angielskim fizykiem, Rogerem Penrose - opracowali kwantową teorię świadomości Orch-OR. Argumentacja sceptyków, jakoby zjawiska kwantowe nie mogły zachodzić w wysokich temperaturach, a więc w tworach takich jak mózg - jest błędna. Przykładem jest kwantowe zjawisko tunelowe, które ma zastosowanie w elektronice.



Fizyka kwantowa... Czuję że to właściwa droga! Nawet Albert Einstein nie mógł tego rozwikłać...

W świecie kwantów dzieją się dziwne rzeczy...
Np. dwie splątane ze sobą cząstki, fotony czy elektrony - mogą się znajdować dowolnie daleko od siebie, a ich polaryzacja będzie przeciwna. Mimo, że stan pojedynczej, dowolnej cząstki jest całkowicie nieokreślony, po dokonaniu pomiaru polaryzacji dowolnej z tych cząstek - stan drugiej automatycznie
ustali się jako przeciwny. Choćby te cząstki były w różnych galaktykach.
Einstein nazwał to "upiornym oddziaływaniem na odległość" ponieważ przeczyło jego teorii,
że informacja nie może poruszać się szybciej niż światło. Tymczasem w tym przypadku dzieje się to NATYCHMIASTOWO, bez jakiegokolwiek opóźnienia.
Foton czy elektron może przejść jednocześnie przez dwie szczeliny i interferować sam ze sobą.
Nazywa się to superpozycją. Gdy jednak będziemy chcieli zaobserwować, którędy przechodzi ta cząstka - okaże się że wybierze zupełnie losowo jedną szczelinę, przez którą przejdzie, i tylko detektor umieszczony przy tej szczelinie zarejestruje przejście.
Elektron lub foton nie obserwowany - zjawia się jako fala interferencyjna, jednak obserwowany - jako cząstka. Nazywa się to dualizmem korpuskularno-falowym. Funkcję falową, będącą rozwiązaniem równania Schrödingera, należy rozumieć jako obszar, który opisuje rozkład prawdopodobieństwa wystąpienia cząstki w danym miejscu.
Niels Bohr, duński fizyk, stworzył "Interpretację kopenhaską mechaniki kwantowej", w której funkcja falowa, opisująca rozkład prawdopodobieństwa wystąpienia cząstki - gdy zostanie dokonany pomia-zredukuje się do tego jedynego stanu, który jest wynikiem pomiaru.

Kot Schrödingera

Erwin Schrödinger, aby pokazać jak teoria kwantowa przeczy zdrowemu rozsądkowi, opracował myślowy eksperyment z udziałem kota.
Kot jest zamknięty w pudełku, w którym umieszczono szczelny, np szklany pojemnik z trucizną, np lotną cieczą. Do pudełka włożono próbkę materiału promieniotwórczego, emitującą średnio jedną cząstkę na godzinę, a także detektor promieniowania, mający na celu zarejestrować tę cząstkę.
Detektor jest połączony z mechanizmem, który w chwili zarejestrowania cząstki, rozbija pojemnik i uwalnia truciznę.
Po włożeniu kota i próbki i zamknięciu pudełka, oraz odczekaniu godziny - mamy 50% prawdopodobieństwo, że kot jest żywy i takie samo 50% że jest martwy. Tak mówi zdrowy rozsądek. Jeśli nastąpi radioaktywny rozpad i detektor go zarejestruje, to zostanie uruchomiony mechanizm, który uwolni truciznę z pojemnika, i wtedy kot zginie. Jeśli rozpad nie nastąpi, kot nadal będzie żywy. Rozpad promieniotwórczy jest zjawiskiem kwantowym, można więc określić tylko prawdopodobieństwo zajścia rozpadu, a tym samym prawdopodobieństwo zatrucia kota.
Z interpretacji kopenhaskiej wynika jednak coś innego – Zanim otworzymy pudełko czyli dokonamy sprawdzenia zawartości pudełka,- kot jest jednocześnie i żywy i martwy. Znajduje się on w dziwnym stanie (superpozycji) wszystkich możliwych rozwiązań. Dopiero otworzenie pudełka i sprawdzenie jego zawartości redukuje układ do jednego stanu – kot wyskoczy żywy z pudełka, albo pozostaje w nim martwy.
Einstein upierał się przeciwko takiej redukcji i przypadkowości w świecie zjawisk kwantowych, przewidywanych przez interpretację kopenhaską, pisząc w liście do Bohra słynne zdanie:

"Dobry Bóg nie gra ze światem w kości!"

.....i miał rację!

Kwantowa teoria wielu światów

W 1957r. amerykański fizyk, Hugh Everett III, obronił pracę doktorską, w której zaproponował zupełnie nowe podejście do problemu interpretacji mechaniki kwantowej. Zaproponował, by wszystkie możliwe stany kwantowe (możliwe wyniki pomiarów) funkcji falowej potraktować jako prawdziwe i rzeczywiste.
Założył, że w chwili obserwacji (pomiaru) zdarzenia kwantowego, będącego wcześniej w superpozycji - wszechświat rozczepia się na tyle kopii, ile jest możliwych rozwiązań funkcji falowej.
Założył że dzieje się tak w przypadku każdego zdarzenia kwantowego, że redukcja funkcji falowej jest tylko pozorna, i jest związana z ustaleniem się kwantowego stanu w linii czasowej, że wszystko co tylko jest możliwe, ma miejsce w którejś odnodze multiwszechświata.
Everett swoją teorię nazwał "Wieloświatową interpretacją mechaniki kwantowej". Swój pomysł poparł podstawą matematyczną, w której nie udało sie znaleźć błędu.
Multiwszechświat jawi się jako rozgałęziające się drzewo o nieskończenie wielu gałęziach, cały czas rozgałęziających się i postępujących wraz z tym, co my nazywamy upływem czasu. Drzewo to może istnieć jako całość, naraz, jednocześnie, a iluzja uplywu czasu jest domeną naszej ograniczonej świadomości, odbierającą tylko jedną wąską ścieżkę łańcucha zdarzeń, spośród nieskończenie wielu możliwych.
Kot Schrödingera jest w połowie przyszłych linii czasowych (od momentu otworzenia pudełka, obserwacji) żywy, a w drugiej połowie martwy, i to jakiego go zaobserwujemy, zależy od tego, jaki wynik był przypisany linii czasowej, w której znajduje się nasza świadomość.
Kotów Schrödingera było wiele, bo nasze kopie w równoległych wszechświatach, również wykonały ten eksperyment.
Oczywiście tylko myślowo, bez udziału prawdziwego kota :)

Paradoks dziadka też nie istnieje.

Faktem jest że ta teoria nie jest kompletna, jako teoria wszystkiego, opisująca wszystkie zjawiska w przyrodzie, nie uwzglednia się w niej bowiem grawitacji, Jednak sama idea istnienia wielu wszechświatów równoległych jest intrygująca, w naturalny sposób wyjaśnia wiele zjawisk, i mam kilka argumentów na rzecz jej prawdziwości.

Komputer kwantowy.

David Deutsch, fizyk z Uniwersytetu w Oksford, opracował w latach '80 kompletną teorię działania komputera kwantowego. Już dziś zbudowano pierwsze kwantowe bramki logiczne, przetwarzające pojedyncze qubity (bity kwantowe), których obliczenia potwierdzają teorię. Niesamowitą szybkość i jednoczesność obliczeń, da się sensownie wyjaśnić, tylko w oparciu o teorię wielu światów, w których wiele bliźniaczych kopii komputera, jednocześnie wykonuje wiele rożnych prób obliczeń tego samego zadania, i na koniec, zbiorczy wynik jest do odczytu na każdej z nich.

Doświadczenie Younga.

Na początku XIX wieku, Thomas Young, angielski fizyk - wykonał doświadczenie, które potwierdziło falową naturę światła. Doświadczenie to polegało na przepuszczeniu światła świecy przez małą dziurkę wyciętą w nieprzeźroczystym materiale, za którym znajdował się kolejny materiał, tym razem z dwiema małymi dziurkami położonymi blisko siebie. Następnie znajdował się ekran, na który rzutowane było światło po przejściu przez oba materiały z dziurkami. Young zamiast dwóch świetlnych punktów (na co wskazywała by logika) ujrzał właśnie wzór interferencyjny. Jednak 100 lat później, Einstein wyjaśnił zjawisko fotoelektryczne, i od tego czasu wiemy że światło składa się z fotonów. Co zostało potwierdzone doświadczalnie przez Arthura Holly Comptona w 1923r.

Naukowcy wykonali zmodyfikowaną wersję doświadczenia Younga, w której źródło światła emitowało pojedyncze fotony, tak że np. co ułamek sekundy, wychodził tylko jeden foton
Pojedyncze fotony były przepuszczane przez podwójną szczelinę, za którą umieszczono materiał światłoczuły. Po kilku godzinach wynik eksperymentu był już znany. Na światłoczułym materiale pojawiło się nic innego, jak znany już wzór interferencyjny. Z czym w takim razie interferuje pojedynczy foton?
W mechanice kwantowej ten efekt jest wyjaśniony jako nakładanie się funkcji falowej, która opisuje stan fotonu. Ale funkcja falowa jest przecież tylko rozkładem prawdopodobieństwa znalezienia cząstki, i według interpretacji kopenhaskiej nie istnieje jako coś realnego, z czym mógłby interferować pojedynczy foton. Przecież zgodnie z założeniami szkoły kopenhaskiej, funkcja falowa ma nieustannie ulegać redukcji do jednego konkretnego stanu kwantowego. Rzeczywiście, tak to wygląda z poziomu obserwatora, który ma dostęp i obserwuje wynik z jednego tylko wszechświata równoległego (ściślej, z jednej równoległej linii czasowej). Nie oznacza to jednak, że tak właśnie jest w szerzej pojętej rzeczywistości.
Dopiero po zastosowaniu kwantowej teorii wielu światów, znajdujemy wyjaśnienie tej zmodyfikowanej do pojedynczych fotonów wersji doświadczenia Younga. Pojedynczy foton interferuje z całą resztą funkcji falowej, którą stanowią niewidzialne w naszym wszechświecie fotony, znajdujące się w równoległych wszechświatach, których równoległa obecność i trasy - zgodnie z teorią Everetta - determinują trasę jaką przemieszcza się foton w naszej linii czasowej, w taki sposób, by zgodnie z rozkładem prawdopodobieństwa przewidzianym przez funkcję falową, chwilowe położenie i pęd pojedynczego fotonu nie były identyczne w dwóch różnych wszechświatach równoległych. W ten sposób właśnie powstaje znany już wszystkim wzór interferencyjny.

Czytaj dalej:  https://aryusslav.livejournal.com/24937.html?fbclid=IwAR09faMZ_ecYXU3-XNztHVKkOTLhzPfjYpQoFblB0G8xrha6VKpEcbX8Be8

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz