– W tej chwili nie jest jeszcze dla was jasne – powiedział pewnego razu G. – że
ludzie żyjący na Ziemi mogą znajdować się na bardzo różnych poziomach, choć
na pozór wyglądają dokładnie tak samo.
I tak jak istnieją różne poziomy ludzi, tak samo istnieją różne poziomy sztuki.
Tylko że w obecnym czasie nie zdajecie sobie sprawy z tego, że pomiędzy tymi poziomami istnieje o wiele większa różnica, niż moglibyście przypuszczać.
Stawiacie na jednym poziomie o wiele za blisko siebie rzeczy zupełnie różne, i myślicie że różne poziomy są dla was dostępne.
Ja nie nazywam sztuką tego wszystkiego, co wy nazywacie sztuką, a co jest tylko mechanicznym odtwarzaniem, imitacją natury albo naśladowaniem innych
ludzi, czy też po prostu fantazją lub sileniem się na bycie oryginalnym.
Rzeczywista sztuka jest czymś całkiem odmiennym.
Pośród dzieł sztuki, szczególnie dzieł sztuki pradawnej, spotykacie wiele rzeczy, których nie możecie wytłumaczyć, a które zawierają coś, czego nie czujecie we współczesnych dziełach sztuki.
Ale ponieważ nie zdajecie sobie sprawy, na czym polega ta odmienność, bardzo szybko o niej zapominacie i ponownie bierzecie wszystko za jeden rodzaj sztuki.
A jednak istnieje olbrzymia różnica pomiędzy sztuką, o której wy mówicie, a sztuką, o której ja mówię.
W waszej sztuce wszystko jest subiektywne: każde postrzeżenie przez artystę tego czy innego doznania, formy, za pomocą których próbuje on wyrazić swoje doznanie, i postrzeganie tych form przez innych ludzi.
W tym samym zjawisku jeden artysta może odczuwać jedną rzecz, a inny artysta
zupełnie coś innego.
Ten sam zachód słońca może wzbudzić w jednym artyście uczucie radości, w drugim zaś smutku.
Dwóch artystów może usiłować wyrazić dokładnie te same postrzeżenia za pomocą zupełnie odmiennych metod, w zupełnie odmiennych formach; albo też całkowicie różne postrzeżenia w tych samych formach – zgodnie z tym, jak ich nauczono lub na przekór temu.
I widzowie, słuchacze czy też czytelnicy będą postrzegać nie to, co artysta chciał przekazać lub czuł, ale to, co formy, w których wyraża on swoje doznania, wywołają w ich uczuciach dzięki skojarzeniom.
Wszystko jest subiektywne i wszystko jest przypadkowe, to znaczy oparte na przypadkowych skojarzeniach: wrażenie artysty i jego “kreacja” – położył nacisk na słowo “kreacja" – oraz postrzeżenia widzów, słuchaczy czy też czytelników.
W rzeczywistej sztuce nie ma nic przypadkowego.
To jest matematyka.
Wszystko tam może zostać obliczone, wszystko już wcześniej może być znane.
Artysta wie i rozumie, co chce przekazać, i jego dzieło nie może wywoływać jednego wrażenia w jednym człowieku, a innego w drugim – przy założeniu, że obaj są na tym samym poziomie:
Będzie ono zawsze, i to z matematyczną pewnością, wywoływać jedno i to samo wrażenie.
Jednocześnie to samo dzieło sztuki będzie wywoływać różne wrażenia w ludziach na różnych poziomach.
Ludzie na niższym poziomie nigdy nie otrzymają od niego tego, co otrzymają ludzie znajdujący się na wyższym poziomie.
To jest rzeczywista, obiektywna sztuka.
Wyobraź sobie jakąś pracę naukową – książkę o astronomii czy chemii.
Jest niemożliwe; żeby jedna osoba rozumiała ją na jeden sposób, a druga na inny. Każdy, kto jest dostatecznie przygotowany i kto potrafi przeczytać tę książkę, rozumie, o co w niej chodzi, i to dokładnie w ten sam sposób jak autor.
Obiektywne dzieło sztuki to właśnie taka książka, tyle że wpływa ono na emocjonalną, a nie tylko intelektualną stronę człowieka.
– Czy dzieła sztuki obiektywnej istnieje w dzisiejszych czasach? – zapytałem.
– Oczywiście, że istnieją – odpowiedział G.
– Takim dziełem sztuki jest wielki Sfinks w Egipcie, a także niektóre znane z historii dzieła architektoniczne, niektóre posagi bogów i wiele innych rzeczy.
Istnieją figury bogów i różnych mitologicznych postaci, które można czytać tak jak książki, tylko że nie za pomocą intelektu, a przez emocje – zakładając, że te emocje są dostatecznie rozwinięte.
Podczas naszych podróży po Azji Środkowej, na pustyni u stóp Hindukuszu, znaleźliśmy dziwny posąg, który najpierw wzięliśmy za jakieś pradawne bóstwo albo diabła.
W pierwszej chwili odnieśliśmy wrażenie, że był to po prostu jakiś unikat.
Ale z czasem zaczęliśmy czuć, że postać ta zawiera w sobie wiele rzeczy: cały, duży i złożony system kosmologiczny; i powoli, krok po kroku, zaczęliśmy rozszyfrowywać ten system.
Był on zawarty w ciele tej postaci, w jej nogach, rękach, głowie, oczach, uszach; wszędzie.
W całej figurze nie było niczego, co przypadkowe, wszystko miało znaczenie. Stopniowo pojęliśmy cel ludzi, którzy zbudowali ten posąg.
Zaczęliśmy czuć ich myśli, ich uczucia.
Niektórzy spośród nas myśleli, że widzą ich twarze, słyszą ich głosy.
W każdym razie uchwyciliśmy znaczenie tego, co chcieli nam oni przez tysiące lat przekazać – i to nie tylko samo znaczenie, ale i związane z nim uczucia i emocje.
To była doprawdy sztuka !
Bardzo zainteresowało mnie, co G. powiedział na temat sztuki.
Jego zasada podziału sztuki na subiektywną i obiektywną bardzo dużo mi mówiła. Nie rozumiałem jeszcze wszystkiego, co było zawarte w tych słowach.
Zawsze wyczuwałem w sztuce podziały i gradacje, których nie byłem w stanie
zdefiniować ani sformułować, i których też nikt inny nie sformułował.
Jednakże wiedziałem, że te podziały i gradacje istnieją.
Wszystkie dyskusje na temat sztuki, nie uznające tych podziałów i gradacji, wydawały mi się tylko pustymi i bezużytecznymi sporami o słowa.
W tym, co powiedział G., w jego wskazywaniu na różne poziomy, których nie widzimy i nie rozumiemy, odczuwałem zbliżenie się do tych właśnie gradacji, których ja sam nie umiałem zdefiniować.
Podsumowując: wiele rzeczy, które mówił G., dziwiło mnie.
Były tam idee, których nie mogłem zaakceptować i które wydawały mi się fantastyczne i bezpodstawne.
Inne rzeczy, przeciwnie, w dziwny sposób zbiegały się z tym, co sam myślałem i do czego sam dawno temu doszedłem.
Najbardziej interesowało mnie powiązanie tego wszystkiego, co powiedział.
Już wtedy czułem, że jego idee nie były od siebie pooddzielane – tak jak to bywa ze wszystkimi filozoficznymi i naukowymi ideami – ale że tworzyły jedną całość, z której na razie potrafiłem uchwycić tylko niektóre fragmenty.
Myślałem o tym, jadąc nocnym pociągiem z Moskwy do Petersburga.
Zadawałem sobie pytanie, czy rzeczywiście znalazłem to, czego szukałem.
Czy było możliwe, że G. faktycznie znał to, co należało wiedzieć, by móc przejść od słów lub idei do czynów, do “faktów"?
Nie byłem jeszcze niczego pewien ani nie byłem w stanie niczego precyzyjnie sformułować.
Ale miałem poczucie pewnej zmiany, i byłem przekonany, że teraz wszystko potoczy się inaczej.
Piotr Demianowicz Uspieński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz