Ostatnimi czasy rośnie zainteresowanie duchowością, a przynajmniej
aspektem naszych duchowych możliwości kreacji. Coraz więcej osób
przekonuje się, że na poziom naszego życia, zadowolenia, zdrowia i stan
konta wpływa coś tak niewidzialnego jak świadomość i zdaje się być ona
nawet ważniejsza, niż rzeczy, do których dotąd przykładaliśmy większą
uwagę. Nie do końca jeszcze potrafimy oswoić się z myślą, że jednak to
nie okoliczności zewnętrzne a stan świadomości, winduje nas na zupełnie
inny poziom rzeczywistości. Nie wierzymy zbyt mocno w moc świadomości
dlatego, że nie rozumiemy, jak przejawia się jej moc urzeczywistniania
pragnień. Najczęściej sprowadzamy jej funkcję do dyktafonu, na który
wgramy listę życzeń, żeby ją potem odtwarzać. Tymczasem wiele wskazuje
na to, że świadomość to coś więcej niż zestaw naszych zachcianek.
Ustawienia systemowe Hellingera pokazują nam np. że nasz brak szacunku
wobec źródła, przez które przyszliśmy na tę planetę, czyli wobec
rodziców, a nawet innych przodków, może działać bardzo niekorzystnie na
nasze zarobki, albo na stan zdrowia. Techniki uzdrawiania relacji jak
np. hooponopono, czy nasze słowiańskie nauki o karmie rodu też pokazują
nam, że struktura naszego życia utkana jest z czegoś niewidocznego i nie
tak oczywistego jak np. wykształcenie albo pieniądze. Jej wpływ na
wszelkie procesy naszego życia wydaje się być jednak tak ogromny, że aż
wielu uznaje go za nierealny. Czy istnieją dowody na to, że duchowe
starania przyniosą nam namacalne korzyści? Z tego, co można wyczytać w
wielu starożytnych tekstach – jak najbardziej.
W epoce poprzedzającej naszą, to jest ponad pięć tysięcy lat temu i
wcześniej, ludzie znali metody, które dawały szansę na połączenie ze
źródłem ich pomyślności. W minionych wiekach, jak np. w historii
opisanej w Mahabharacie skuteczne były tzw. jagje, czyli ofiary. Nie
polegały one na ofiarowywaniu ludzi czy zwierząt, jak to dzisiaj sobie
wyobrażamy. Tego typu okrutne zachowanie i myślenie jest
charakterystyczne dla naszej żelaznej epoki, tzw. kali jugi. Tamte jagje
polegały na tym, że król gromadził ogromne ilości złota, aby go stopić w
ogniu i prosić o transformację tego działania ku pomyślności – tu
proszę o uwagę – wszystkich mieszkańców planety. Nie tylko ludzi i nie
wybrańców jednego państwa, ale wszystkich. To jest siła dobroci –
życzenie pomyślności wszystkim bez wyjątku i przeobrażenie nawet ton
złota, które i tak nie ma wartości, po to, by każdy czuł się szczęśliwy.
Paradoksem takiego działania było ogromne bogactwo, które było udziałem
każdej istoty. Dzisiaj nie są od nas wymagane tak kosztowne imprezy, bo
nie złotem wszyscy dysponujemy. W ofiarach chodzi zawsze o dobrowolne
zrzeczenie się czegoś, na czym nam najbardziej zależy.
W epoce zwanej kali jugi rzeczą absolutnie najcenniejszą, której
będziemy bronić do krwi ostatniej jest nasza racja. Stąd nazwa naszego
wieku zwanego epoką kłótni i hipokryzji. Jak się głębiej zastanowić, to
każda kłótnia wynika z tego, że nie dostrzegamy w sobie czegoś, co
zarzucamy drugiej stronie. Racja, poglądy, myśli i opinie nie są nami,
więc strzelanie do innych, którzy akurat teraz mają inne zdanie, jest
stratą czasu. Gdybyśmy mieli dobre intencje, to nawet różnorodne punkty
widzenia nie doprowadziłyby nas do kłótni, a co najwyżej do przyjaznej
wymiany poglądów. Osoby spełnione i pewne swoich wartości nie potrzebują
udowadniać innym swoich racji. Jeśli będą zapytane o zdanie to je
wyrażą, ale nie zmieszają rozmówcy z błotem. Tymczasem internet, który
jest najlepszym probierzem rzeczywistości, pokazuje nam bardzo wyraźnie,
jak wielką satysfakcję czerpiemy dzisiaj nie z życia, ale umniejszania i
ośmieszania innych, co bynajmniej nie jest dobrą strategią na
odniesienie duchowego sukcesu, o którym tak bardzo marzymy. Dzisiaj chcę
się podzielić z tobą historią, zaczerpniętą z najstarszego eposu świata
czyli z Mahabharaty, który opowiada o historii naszej planety sprzed
ponad 5 tysięcy lat.
W królestwie króla Judisztiry, którego siła ducha pozwalała dobrze
zarządzać całą planetą (tak tak, kiedyś podlegaliśmy nie rządom PIS -u,
ale rządom bardzo prawego władcy) istniał zwyczaj dbania o interesy
każdej żywej istoty. Taki styl opiekowania się a nie wyzyskiwania
poddanych wynikał z nastroju siły dobroci, łączącej każdego z każdym a
nie, tak jak siła pasji, szukającej tylko własnego zysku. W celu
osiągnięcia jak najlepszego stanu pomyślności król czuł się w obowiązku
utrzymywania czystej świadomości. Pomocne w tym było wykonywanie
rytuałów, które przynoszą dobry los wszystkim bez wyjątku, ponieważ król
zdawał sobie sprawę, że nie każdy wie, jak to się robi. No więc on
robił to za wszystkich swoich poddanych. Tu między innymi ujawniona jest
moc intencji. W dawnych czasach król był szanowany i z całego serca
kochany dlatego, że swojej mocy nie wykorzystywał w celach nepotycznych,
dla obstawienia stanowisk przez swoich krewnych, tylko w celu służenia
absolutnie wszystkim podlegającym jego ochronie istotom. Władcy tamtych
czasów tak bardzo zdawali sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na nich
ciąży, że aż wahali się przyjmować tak wysoko honorowaną pozycję.
Zupełnie odwrotnie niż dzisiaj. Każdy pretendujący dzisiaj do tronu
liczy na zyski, zupełnie pomijając swoje kwalifikacje i umiejętności
niesienia pomocy. Kiedyś rządzący wiedzieli, że władza znaczy służenie
innym i przede wszystkim zapewnienie ogółowi jak najlepszych warunków
rozwoju. W Mahabharacie znajdziemy opis kilku rytuałów, między innymi
radżasuja jagji (po polsku oznacza to „królewska ofiara”), która
polegała na robieniu ofiary ogniowej o niespotykanym zasięgu. Nad
poprawnością przebiegu ceremonii sprawowało pieczę wielu kapłanów,
którzy sprawdzali, czy czynności wykonywane są zgodnie z…nie , nie z
planem. Nie z takim jak myślisz. Dzisiaj koordynatorzy imprez sprawdzają
czy wszystko idzie punkt po punkcie, co ma się zgadzać w czasie i mniej
więcej w zewnętrznej formie, ale wtedy kapłani sprawdzali nie tylko
poprawność techniczną danego zabiegu, ale też, i to przede wszystkim,
wewnętrzną intencję króla i królowej. Para królewska była inicjatorem
rytuału kierującego ku pomyślności, więc to jej intencje musiały być
absolutnie nieskazitelne.
Dalej: http://kwantowyzapis.pl/2017/09/28/zloty-wiek-jestesmy-niego-gotowi/?fbclid=IwAR07KDx3xrmOqcOPksovTwecjbhRE2OXdXnPe6SJ0zKjyQzkex7CNFLC0jA
A ja właśnie przyszłam na tą przepiękną Planetę tylko z jednym pragnieniem,,żeby wszyscy ludzie na świecie się kochali,aby nie było głodu wojen i chorób,aby wszyscy żyli w zgodzie, radości, miłości i dostatku.
OdpowiedzUsuńNiczego bardziej nie pragnę,tylko by to się wypełniło.