O zapoczątkowaniu życia na Ziemi przez przybyszów z
odległych galaktyk napisano już całe tomy, tylko gdy o takim
scenariuszu mówią autorzy pokroju von Danikena, zwykle dzielimy to przez
trzy. Gdy jednak za ową teorią opowiadają się poważni naukowcy (w tym
Nobliści), sceptycy tracą argumenty.
Foto: Onet
Naukowcy twierdzą, że klucz tkwi w naszym kodzie
genetycznym. Teoria ta mówi, że dowodem na "kosmiczne" pochodzenie ludzi
jest nic innego, jak łańcuch DNA.
Argument
jest prosty - skoro wciąż nie wiadomo, jaką funkcję pełni jego spora
część (pozornie jest wręcz bezużyteczna), to może tak naprawdę przyczyna
takiego, a nie innego wyglądu łańcucha jest bardziej tajemnicza niż nam
się wydaje. Część naukowców twierdzi, że pełni on rolę regulatora
całego życia na Ziemi. DNA zostało nam bowiem niejako "wszczepione"
przez cywilizację pozaziemską.
Rosyjski biolog Piotr Garjajew uważa, że DNA to
idealne narzędzie w ręku obcych - generator postrzegania i instrument
wirtualnej rzeczywistości. To obcy wciąż ustalają więc zasady na naszej
planecie, nie tylko regulując życie, ale też chroniąc nas przed pełną
świadomością źródła
naszego pochodzenia. Być może DNA jest też nośnikiem kodów, których nie
potrafimy (i zapewne nigdy nie będziemy umieli) odczytać. Również
Zecharia Sitchin, jeden z twórców paleoastronautyki i autor "Kronik
Ziemi" uważa, że DNA to genetyczna zabawka w rękach Obcych.
W książce "Życie: pochodzenie i natura" dr Francis
Crick, laureat Nagrody Nobla i jeden z odkrywców struktury molekularnej
DNA twierdzi, że zaawansowana cywilizacja musiała "przetransportować" na
Ziemię DNA jako "ziarna życia", bądź życie dostało się na naszą planetę
przez znajdujące się w kosmosie zarodniki bakterii, np. za
pośrednictwem meteorytu (tzw. teoria panspermii).
Podobnie uważa sir Fred Hoyle, brytyjski matematyk,
kosmolog i astronom, który pisał w "Nature": "Prawdopodobieństwo
powstania życia z nieożywionej materii jest w zasadzie znikome (1 na
1040000). Liczba, która mu odpowiada jest wystarczająco duża, aby
pochować całą teorię ewolucji. Nie było żadnego samorództwa
(abiogenezy), ani na tej Ziemi, ani na żadnej innej planecie. A jeśli
nie powstaliśmy jako wynik przypadku, to musieliśmy być produktem
jakiejś wyższej inteligencji". Samoistne powstanie życia przez
przypadkowe połączenie się aminokwasów w unikalne łańcuchy tworzące
proteiny jest więc według niego niemożliwe.
Część naukowców idzie jeszcze dalej i przypuszcza,
że DNA nosi w sobie także informację o naszych "przodkach". Jest wręcz
zbiorem pamięci wszystkich gatunków, które przyczyniły się do rozwoju
homo sapiens i generuje naszą świadomość jak niezwykle wyrafinowane
implanty.
Istnieją też teorie, że nasze DNA zostało celowo
zepsute przez istoty pozaziemskie, już długo po tym, jak zaczęło się
nasze życie na Ziemi. W książce "Deewolucja człowieka" Michael A. Cremo
zakłada, że ludzkość istniała na Ziemi już 100 milionów lat temu.
Oczywiście twierdzenie to całkowicie przeczy teorii Darwina, Cremo
zadaje więc pytanie: "Jeśli nie pochodzimy od małp, to skąd się
wzięliśmy?". I szybko odpowiada: "Nie ewoluowaliśmy z materii, my
deewoluowaliśmy, w formę człowieczą z czysto duchowej".
Czy DNA jest więc programem obcych? Czy to jest
prawdziwy Matrix? Może zadaniem DNA jest działać jak wirus komputerowy,
który sprawia, że ludzkość jest tylko zdalnie sterowanym żyjątkiem bez
wolnej woli, a wszechświat wokół nas jest sztucznie wykreowaną
rzeczywistością? Zakodowane przez obcych DNA, nie tylko nie pozwala nam
zobaczyć sztuczności świata wokół nas, ale też nie pozwala nam się
"obudzić" - odzyskać pełnej świadomości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz