Dusze ponad wątpliwościami,
męstwo nieugięte,
Nagrodzi, -
Wrócą
bardziej niż były,
I zawsze wznoszące się.
~Ralph Waldo Emerson, Give All to Love
Wczoraj byłem świadkiem aktu dobroci wobec bezdomnej osoby siedzącej na podpałce na skrzyżowaniu w środku niczego.
Z jednego z pobliskich budynków przemysłowych pracownik przyniósł papierowy talerz pokryty folią kobiecie kołyszącej się z boku na bok na jaskrawożółtej podpałce. Zobaczyłem w lusterku bocznym jej szczerbaty uśmiech, gdy przyjmowała talerz, a potem pojechałem dalej, wzruszony prawie do łez.
Dziś uściskałam trubadura Jessego przed sklepem Trader Joe's w Goleta. Był na swoim zwykłym miejscu przed sklepem, ale, jak powiedział, będzie musiał odejść, bo jeden z ochroniarzy właśnie kazał mu się przesunąć.
"To jest to, za czym tęsknię najbardziej", mruknął w uścisku, a ja poczułam, jak moje serce jednocześnie kurczy się z litości i rozszerza z czymś przeciwnym.
Łzy i piękno w jednym oddechu. Jakże to podobne do Życia.
*****
Bezdomny włóczęga jest zarówno archetypem, jak i rzeczywistością. Przez lata nie zwracałem uwagi na jedno i drugie, przynajmniej do niedawna.
Jest coś niezwykle żałobnego w tych ludziach, którzy skończyli na ulicy. Dorastając na wschód od San Francisco, na spokojnych przedmieściach Lafayette, stykałem się tylko z ludźmi żyjącymi w podobnie komfortowych warunkach. O bezdomnych wiedziałam tylko tyle, że gromadzą się nad jeziorem Merritt w Oakland i w całym centrum San Francisco.
Kiedy moja matka od czasu do czasu wiozła nas przez most Bay Bridge do miasta na zakupy i obiad w kultowym City of Paris, nieuchronnie napotykaliśmy krzątających się bezdomnych, ściskających butelki w papierowych torbach.
Matka mocniej ściskała moją dłoń i spieszyła się, stukając obcasami o chodnik. Nie jestem pewna, czy rzeczywiście mówiła: "Nie zwracaj na nich uwagi", ale przekaz pozostał.
Nie winię jej. Była opiekuńcza. Ta ochronna postawa towarzyszyła mi przez całe życie.
Nie zatrzymuj się, nie rozmawiaj, udawaj, że ich tam nie ma. Współczuj im, ale nie dawaj im pieniędzy, bo wydadzą je na wódę.
*****
Gdzieś w mojej starszej dorosłości, ta zamknięta pętla mentalna zaczęła się rozwiewać. Mój ugruntowany strach przed ludźmi ulicy osłabł. Nie żebym był głupi w tej kwestii; nie naraziłbym się na niebezpieczeństwo. Ale ten automatyczny chwyt ostrożności i niechęci nie ogarnia mnie już w chwili, gdy widzę żebraka. Jestem w stanie spojrzeć na tę osobę jak na jednostkę, a nie jak na ogólne źródło potencjalnego zagrożenia.
Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje nastawienie się zmieniło. To, co zauważyłem, dotyczyło prawie wyłącznie trubadura Jessego.
Od lat żebrał, z gitarą w ręku, przed sklepem Trader Joe's w Goleta. Zwykle szybko przechodziłem obok niego, nie nawiązując kontaktu wzrokowego.
Aż pewnego razu spojrzałem na niego, przywitałem się i poczułem słoneczny blask jego uśmiechu.
Tuż przed rozpoczęciem blokady pandemii, byłem w punkcie rozmowy i wrzucenia trochę monet do jego futerału na gitarę. Wtedy uderzył Covid, a on wyjechał na wschód, by być z rodziną.
Kiedy w końcu wrócił kilka miesięcy temu, byłem zaskoczony radością, jaką poczułem na jego widok.
Od niepokoju i dyskomfortu do radości. Jeśli to nie jest cud, to nie wiem, co nim jest.
*****
Talerz gorącego jedzenia w chłodny dzień, podany bez widocznych motywów, ale z życzliwością.
Długi uścisk przed zatłoczonym sklepem spożywczym w podmiejskim centrum handlowym.
Wszystko, czego jestem naprawdę pewien, to to, że wszyscy w tych obrazach są tak samo kochani przez Boga. I że dawanie i otrzymywanie są ze sobą nierozerwalnie splecione.
Kto może powiedzieć, kto z nas otrzymuje najwięcej? Który z nas jest najbardziej potrzebujący?
Czuję, jak kamienne rogi mojego serca stopniowo się wyszczerbiają. Jeden szczerbaty uśmiech, jeden uścisk na raz.
To, co pozostało, jest czyste jak złoto i świeci tak jasno jak Bóg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz