Jeszcze
nigdy w całej historii obserwacji astronomicznych na powierzchni Słońca
ciemne plamy, świadczące o jego aktywności, nie pojawiały się tak
rzadko. Czysta jak łza powierzchnia gwiazdy może oznaczać nadchodzące
zmiany klimatyczne.
Najbliższa
nam gwiazda, bez której na Ziemi nie byłoby życia, w ostatnim czasie
jeszcze bardziej się uspokoiła, ponieważ wkroczyła właśnie w okres
minimum swojej aktywności, który charakteryzuje się niewielką ilością
ciemnych plam na jej powierzchni.
Systematycznie rośnie liczba dni bez ani jednej plamy. W 2018 roku takich dni było 221 dni, co stanowiło 61 procent dni w całym roku. Jednak w tym roku było ich jeszcze więcej. Odnotowano już 262 dni, co stanowi 76 procent wszystkich dni. Ostatnia plama znikła 25 dni temu.
Oznacza to, że za niecały tydzień, a dokładniej w poniedziałek (16.12), padnie historyczny rekord. Jest on już przesądzony, ponieważ nie dość, że plam wciąż nie ma, to jeszcze dane z sondy SDO, która stale monitoruje Słońce, wskazują, że szybko się one nie pojawią. Dotychczasowy rekord odnotowano w 2008 roku, gdy dni bez ani jednej plamy było 268, co stanowiło 73 procent wszystkich dni.
Słońce najspokojniejsze od 200 lat
Naukowcy z NASA ogłosili właśnie, że tak niewielkiej ilości plam i tak długiego okresu bez ich występowania w cyklu rocznym nie notowano jeszcze w całej Erze Kosmicznej, a więc od lat 50. ubiegłego wieku. W szerszym zakresie czasowym Słońce tak spokojne nie było od 200 lat.
Słońce ma około 11-letni cykl aktywności, a to oznacza, że średnio co 5-6 lat mamy maksimum i minimum jego aktywności. Najmniejszą aktywnością nasza dzienna gwiazda wykazywała się w 2008 roku. Jednak prognozy na maksimum aktywności wskazywały na wzmożone rozbłyski na Słońcu, a więc aktywność co najmniej dorównującą tej sprzed 11 lat.
Tak się jednak nie stało, bo okazało się ono równie rekordowo spokojnym, co minimum. Liczba plam zmierzona w kwietniu 2014 roku, najbardziej aktywnym miesiącu 24. cyklu słonecznego, sięgnęła zaledwie 82, a to oznacza, że była najniższą od 8 cykli, a dokładniej od najbardziej aktywnego miesiąca 16. cyklu, gdy w kwietniu 1928 roku odnotowano 78 plam.
Z kolei według danych dr Davida Hathaway'a z Marshall Space Flight Center, tak niewielkiej ilości plam podczas całego cyklu nie obserwowano od 5. lub 6. cyklu, które miały miejsce w 1805 i 1816 roku. Ten okres nazwano Minimum Daltona.
Co dalej z aktywnością Słońca?
Obecnie jesteśmy już po wyjątkowo mizernym szczycie aktywności słonecznej i zbliżamy się do następnego minimum aktywności, które według najnowszych prognoz NASA ma nastąpić między końcówką bieżącego roku a pierwszą połową 2020 roku. Naukowcy prognozują, że będzie ono równie słabe lub jeszcze słabsze niż to minione.
Po 2020 roku aktywność słoneczna znów zacznie rosnąć, ponieważ wkroczymy w kolejny, już 25. cykl. Ze wstępnych prognoz, zaprezentowanych przez NASA, wynika, że szczyt aktywności przypadnie na lata 2023-2026 z apogeum w lipcu 2025 roku (plus minus 8 miesięcy). Eksperci spodziewają się, że liczba plam słonecznych wyniesie około 115. Będzie tym samym oscylować poniżej normy wieloletniej, która waha się od 140 do 220.
Jeśli porównamy prognozowaną liczbę plam z tą odnotowaną w szczycie aktywności 24. cyklu, to okazuje się, że będzie ich nieznacznie więcej, dokładnie o ponad 30. Są to oczywiście jeszcze wstępne prognozy, ale jak zaznaczają naukowcy, są przesłanki do tego by sądzić, że przyszły cykl będzie delikatnie aktywniejszy od obecnego.
Jeśli tak się stanie, to cykl 24. będzie można okrzyknąć tym najbardziej nieaktywnym od dwóch stuleci. Jeśli jednak prognozy się nie sprawdzą, i w rzeczywistości liczba plam w następującym po nim cyklu 25. będzie jeszcze mniejsza, to nowe minimum będzie jeszcze przed nami.
Będzie nowa epoka lodowa?
Ciągły spadek aktywności słonecznej rozpoczął się od 19. cyklu, a dokładniej od marca 1958 roku, który zapisał się jako najbardziej aktywny miesiąc od połowy osiemnastego wieku, kiedy rozpoczęto obserwacje plam słonecznych. Według naukowców najprawdopodobniej jeszcze jeden mało aktywny cykl, a później nastąpi odbicie i aktywność słoneczna z cyklu na cykl będzie rosnąć.
Jednak są tacy naukowcy, choć jest ich ledwie garstka, którzy sądzą, że aktywność słoneczna będzie się zmniejszać nawet do końca tego wieku, a to oznacza, że wchodzimy w nową epokę lodową, która zakończy okres ocieplania się klimatu.
Należy do nich profesor matematyki Walentyna Żarkowa z Uniwersytetu Northumbria w Anglii, która twierdzi, że zgodnie z jej obliczeniami między 2020 a 2055 rokiem czeka nas małe zlodowacenie, podobne do tego, z którym Europejczycy zmagali się od szesnastego wieku przez kolejne 400 lat.
Mowa jest o tzw. Małej Epoce Lodowej, która była ostatnim chłodnym okresem holocenu i jednocześnie najgłębszym z wszystkich pozostałych. Podczas jej panowania były okresy bardzo zimne, jak i cieplejsze, podobne do dzisiejszych. W najbardziej srogie zimy Bałtyk w znacznej mierze pokrywał się lodem, podobnie jak Tamiza w Londynie.
Według prof. Żarkowej pole magnetyczne Słońca ma kolosalny wpływ na ocieplenia i ochłodzenia klimatu na naszej planecie. Wyniki modelu opracowanego przez nią idealnie pokryły się z tzw. minimami słonecznymi, a więc okresami, gdy słabnące pole magnetyczne i niewielka ilość plam na powierzchni Słońca powiązane były z zaburzeniami cyklów atmosferycznych, w tym także ochłodzeniem Prądu Zatokowego w północnym Atlantyku, a co za tym idzie, ze spadkami średniej temperatury powietrza.
Czy naukowi outsiderzy, którzy wskazują Słońce jako źródło zmian klimatycznych, a nie emisję gazów cieplarnianych przez człowieka, mają rację? Czy ich prognoza zbliżającego się ochłodzenia klimatu okaże się trafna? Tradycyjnie czas to zweryfikuje. Póki co zdecydowana większość badaczy jest zdania, że nawet jeśli Słońce ma wpływ na klimat, to coraz szybszy wzrost stężenia dwutlenku węgla, a co za tym idzie, wzrost temperatury, skompensuje jej spadek.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.
Systematycznie rośnie liczba dni bez ani jednej plamy. W 2018 roku takich dni było 221 dni, co stanowiło 61 procent dni w całym roku. Jednak w tym roku było ich jeszcze więcej. Odnotowano już 262 dni, co stanowi 76 procent wszystkich dni. Ostatnia plama znikła 25 dni temu.
Oznacza to, że za niecały tydzień, a dokładniej w poniedziałek (16.12), padnie historyczny rekord. Jest on już przesądzony, ponieważ nie dość, że plam wciąż nie ma, to jeszcze dane z sondy SDO, która stale monitoruje Słońce, wskazują, że szybko się one nie pojawią. Dotychczasowy rekord odnotowano w 2008 roku, gdy dni bez ani jednej plamy było 268, co stanowiło 73 procent wszystkich dni.
Słońce najspokojniejsze od 200 lat
Naukowcy z NASA ogłosili właśnie, że tak niewielkiej ilości plam i tak długiego okresu bez ich występowania w cyklu rocznym nie notowano jeszcze w całej Erze Kosmicznej, a więc od lat 50. ubiegłego wieku. W szerszym zakresie czasowym Słońce tak spokojne nie było od 200 lat.
Słońce ma około 11-letni cykl aktywności, a to oznacza, że średnio co 5-6 lat mamy maksimum i minimum jego aktywności. Najmniejszą aktywnością nasza dzienna gwiazda wykazywała się w 2008 roku. Jednak prognozy na maksimum aktywności wskazywały na wzmożone rozbłyski na Słońcu, a więc aktywność co najmniej dorównującą tej sprzed 11 lat.
Tak się jednak nie stało, bo okazało się ono równie rekordowo spokojnym, co minimum. Liczba plam zmierzona w kwietniu 2014 roku, najbardziej aktywnym miesiącu 24. cyklu słonecznego, sięgnęła zaledwie 82, a to oznacza, że była najniższą od 8 cykli, a dokładniej od najbardziej aktywnego miesiąca 16. cyklu, gdy w kwietniu 1928 roku odnotowano 78 plam.
Z kolei według danych dr Davida Hathaway'a z Marshall Space Flight Center, tak niewielkiej ilości plam podczas całego cyklu nie obserwowano od 5. lub 6. cyklu, które miały miejsce w 1805 i 1816 roku. Ten okres nazwano Minimum Daltona.
Co dalej z aktywnością Słońca?
Obecnie jesteśmy już po wyjątkowo mizernym szczycie aktywności słonecznej i zbliżamy się do następnego minimum aktywności, które według najnowszych prognoz NASA ma nastąpić między końcówką bieżącego roku a pierwszą połową 2020 roku. Naukowcy prognozują, że będzie ono równie słabe lub jeszcze słabsze niż to minione.
Po 2020 roku aktywność słoneczna znów zacznie rosnąć, ponieważ wkroczymy w kolejny, już 25. cykl. Ze wstępnych prognoz, zaprezentowanych przez NASA, wynika, że szczyt aktywności przypadnie na lata 2023-2026 z apogeum w lipcu 2025 roku (plus minus 8 miesięcy). Eksperci spodziewają się, że liczba plam słonecznych wyniesie około 115. Będzie tym samym oscylować poniżej normy wieloletniej, która waha się od 140 do 220.
Jeśli porównamy prognozowaną liczbę plam z tą odnotowaną w szczycie aktywności 24. cyklu, to okazuje się, że będzie ich nieznacznie więcej, dokładnie o ponad 30. Są to oczywiście jeszcze wstępne prognozy, ale jak zaznaczają naukowcy, są przesłanki do tego by sądzić, że przyszły cykl będzie delikatnie aktywniejszy od obecnego.
Jeśli tak się stanie, to cykl 24. będzie można okrzyknąć tym najbardziej nieaktywnym od dwóch stuleci. Jeśli jednak prognozy się nie sprawdzą, i w rzeczywistości liczba plam w następującym po nim cyklu 25. będzie jeszcze mniejsza, to nowe minimum będzie jeszcze przed nami.
Będzie nowa epoka lodowa?
Ciągły spadek aktywności słonecznej rozpoczął się od 19. cyklu, a dokładniej od marca 1958 roku, który zapisał się jako najbardziej aktywny miesiąc od połowy osiemnastego wieku, kiedy rozpoczęto obserwacje plam słonecznych. Według naukowców najprawdopodobniej jeszcze jeden mało aktywny cykl, a później nastąpi odbicie i aktywność słoneczna z cyklu na cykl będzie rosnąć.
Jednak są tacy naukowcy, choć jest ich ledwie garstka, którzy sądzą, że aktywność słoneczna będzie się zmniejszać nawet do końca tego wieku, a to oznacza, że wchodzimy w nową epokę lodową, która zakończy okres ocieplania się klimatu.
Należy do nich profesor matematyki Walentyna Żarkowa z Uniwersytetu Northumbria w Anglii, która twierdzi, że zgodnie z jej obliczeniami między 2020 a 2055 rokiem czeka nas małe zlodowacenie, podobne do tego, z którym Europejczycy zmagali się od szesnastego wieku przez kolejne 400 lat.
Mowa jest o tzw. Małej Epoce Lodowej, która była ostatnim chłodnym okresem holocenu i jednocześnie najgłębszym z wszystkich pozostałych. Podczas jej panowania były okresy bardzo zimne, jak i cieplejsze, podobne do dzisiejszych. W najbardziej srogie zimy Bałtyk w znacznej mierze pokrywał się lodem, podobnie jak Tamiza w Londynie.
Według prof. Żarkowej pole magnetyczne Słońca ma kolosalny wpływ na ocieplenia i ochłodzenia klimatu na naszej planecie. Wyniki modelu opracowanego przez nią idealnie pokryły się z tzw. minimami słonecznymi, a więc okresami, gdy słabnące pole magnetyczne i niewielka ilość plam na powierzchni Słońca powiązane były z zaburzeniami cyklów atmosferycznych, w tym także ochłodzeniem Prądu Zatokowego w północnym Atlantyku, a co za tym idzie, ze spadkami średniej temperatury powietrza.
Czy naukowi outsiderzy, którzy wskazują Słońce jako źródło zmian klimatycznych, a nie emisję gazów cieplarnianych przez człowieka, mają rację? Czy ich prognoza zbliżającego się ochłodzenia klimatu okaże się trafna? Tradycyjnie czas to zweryfikuje. Póki co zdecydowana większość badaczy jest zdania, że nawet jeśli Słońce ma wpływ na klimat, to coraz szybszy wzrost stężenia dwutlenku węgla, a co za tym idzie, wzrost temperatury, skompensuje jej spadek.
Źródło: TwojaPogoda.pl / NASA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz