Zakupy w 90% ogarnięte , farsz mięsny gotowy, do wtorku mam luz, a we wtorek zaczynam pracę. W tym roku nie mam multum zamówień, mam trochę , tak w sam raz. Dzisiaj razem z miliardami pomocników zrobiłam swoje ćwiczenia i wiele innych czynności i teraz czas na ciepłą kąpiel i relaks dla ciała i duszy.
Wczoraj przed snem kolejny klocek
wskoczył na swoje miejsce. Kolejny, oczywisty klocek, który widziałam
już wcześniej, wiedziałam, że jest, a mimo to nie było go w moim życiu. A
raczej był, tylko ja go co chwilę przekładałam dopasowując do własnej
sytuacji i wygody. Tym klockiem była zgoda na prowadzenie. Zaufanie do
prowadzenia, do przepływu. Jak mówiłam- niby wiedziałam, a jednak wciąż
szukałam i drążyłam. To nie jest złe, broń boże, tylko może trochę
pomieszać szlaki. Wciąż wymyślałam kolejne projekty do realizacji, misje
do spełnienia, rzeczy do zrobienia. Jeśli nawet przez chwilę dałam się
prowadzić to już zaraz potem zapominałam o tym zaufaniu i nadganiałam
sama ile się da. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. A wczoraj przed snem (
to jest chyba najlepszy czas na takie orzeźwiające myśli) po prostu
zdałam sobie z tego sprawę. I prostota tego ,jak zwykle, uderzyła mnie
prosto w czoło. Znowu to ja sama nie pozwalam sobie zaufać do końca. To
ja chcę mieć choćby szczątkową kontrolę, a zazwyczaj totalną, nad tym co
się dzieje. Czy to źle? Pewnie nie. Pewnie dla większości ludzi to tak
właśnie powinno być... Ale do mnie wczoraj przyszło coś, co pokazało
mi... nie pokazało... dało tę świadomość, że wcale tak być nie musi. I
nie tylko da mi to ulgę, bo tak będzie łatwiej, da mi to też większą
możliwość poznania. Poznania siebie i życia. Kiedy przez całe życie idę
próbując wszystko kontrolować , a potem zmieniam to, przekształcam w
zaufanie do tego życia - uczę się siebie na nowo. I kiedy przestaję
kontrolować to życie to ono mi podaje cudowne zdarzenia i ludzi, i mam
szansę bardziej je zgłębić. Bo kontrolując pozbawiam się części swojego
życia. Wiele rzeczy nie zrobię, na wiele się nie zgodzę i wiele na sobie
będę wymuszać. Dając szansę zaufaniu też mogę wielu rzeczy nie zrobić (
w końcu to jedno życie), ale za to już na więcej się zgodzę i nie mam
potrzeby nic wymuszać. Ponieważ ufam nie tylko życiu, ale i sobie. W
moim przypadku pierw musiałam zaufać sobie , żeby dojść do wniosku, że
życiu też mogę zaufać. Podejrzewam, że tak jest w większości przypadków,
ale nie wiem tego. A kiedy już ufamy sobie i życiu nie ma niczego co
musielibyśmy na sobie wymuszać. Na sobie czy na innych , nie ma takiej
potrzeby. Znika gdzieś chęć bycia lepszym, pierwszym. Właściwie pojawia
się chęć , żeby wszyscy inni byli byli pierwsi. Skoro im na tym zależy
to czemu nie? U takiego kogoś jak ja jest to dziwne odkrycie. Kiedyś (
nie tak dawno) opis mojej osoby to były słowa : ambitna, kontrolująca,
konfliktowa, żywiołowa, wesoła, a teraz połowa mojego " opisu" zniknęła ,
albo jest w trakcie znikania. Nie sądziłam, że jest to możliwe ,
naprawdę. I choć te części mnie ulegają destrukcji bądź przekształceniu
to nie czuję ich braku. Zamiast nich pojawia się ten spokój. Zamiast
chęci kontroli- spokój, zamiast pragnienia dojścia do samego nieba i
wyżej- spokój, zamiast ciągłego dążenia do konfliktu- spokój. Wiadomo,
że nic nie dzieje się od razu, ale jak już pisałam wcześniej- każdy
kolejny stopień mojej świadomości jest nagradzany kolejną dawką spokoju i
nie chciałabym tego przyspieszać. Już nie. Już doceniam te stopnie , te
perspektywy i te lustra, które wyskakują co jakiś czas. W jakimś ułamku
rozumiem, że to jest konieczne i już po sobie wiem jak bardzo mi to
pomaga. Nie wyobrażam sobie, że miałabym to wszystko, co do tej pory
przerobiłam przerobić w miesiąc czy dwa. Czy nawet pół roku szczerze
mówiąc. Nie dałabym rady- to raz. A dwa- nie wyciągnęłabym z tego tyle
ile mam :). Więc znowu - dziękuję.
Ja też i jako autor blogu tej starej kartki kalendarza czasu,
Cały czas uczę się jak życie przestać kontrolować i innych.
Składam kwiaty zaufania bez kontroli i jakiegoś rewanżu....
autor blogu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz