Rozwój to nieustanne przekraczanie siebie w celu zdobycia szerszej perspektywy serca i umysłu. Kiedy uda się osiągnąć kolejną metę, natychmiast rozpoczynasz drogę w kierunku następnej granicy, kolejnej prawdy, która nigdy nie jest prawdą ostateczną. Nieustannie poszerzasz się. Wzrastasz.
Wydawało mi się, że zagadnienie miłości bezwarunkowej mam z grubsza ogarnięte, poukładane, zintegrowane. Nie w sercu, bo ono tego nie wymaga, a w umyśle. Okazało się, jednak, że energia nie ustaje w ruchu, zatem nie ma czegoś takiego, jak stan skończony, wiedza ostateczna.
Wszechświat jest fraktalny i wszystko co w nim istnieje tę faktalność odbija. Także Dusza, także człowiek, świat przyrody w swojej cykliczności. Kiedy dochodzisz do pewnej granicy, robi się "klik" i przeskakujesz na nowy, głębszy poziom, by zacząć kolejną wędrówkę przez doświadczenie ku zrozumieniu nowych prawd.
Po raz kolejny przyszło mi integrować w sobie zagadnienie bezwarunkowej miłości. Biedziłam się nad połączeniem jej z byciem TU. Wydawało mi się, że muszę wszystkich kochać i z tym „muszę”, czułam się czasami źle. W imię powinności kochania, rezygnowałam z siebie. Nie o to tu chyba chodzi... Doszlam do takiego momentu, w którym myślałm: nie ogarniam. Kocham, ale mam prawo niezgodzić się na wszystko jak idzie. Szczególnie na to, że ktoś robi mi krzywdę. To nienaturalne jest i wbrew ludzkiej emocjonalności ZAWSZE czuć się dobrze.
Dusza mówi: nigdy nie rezygnuj z siebie. Wnioskowałam więc, że mam prawo bronić własnego pola, mam prawo niedopuszczać do siebie lub wykluczać osoby, sytuacje, które mi szkodzą. Mam prawo na niezgodę. Mam prawo wreszcie widzieć różnice, gdy one istnieją. Mam prawo być smutną. Bóg dał mi po coś takie emocje. Sztuka to być obserwatorem wobec tego wszystkiego, czyli w istocie serca i umysłu pozostawać w ciszy. Mogę widzieć różnicę, ale nie muszę jej wartościować. Do oceny sytuacji czy człowieka także mam prawo. Nie mam na myśli oczywiście szkodzenia komuś, a ocenę faktów w duchu miłości, szacunku i pokory, jednak nie takiej, która polega na rezygnowaniu czy poświęcaniu siebie.
"Miłość bezwarunkowa, to jest akceptacja i zrozumienie dla różnych dróg, którymi podążamy. To jest także wielka miłość do Ziemi i poczucie własnej mocy. To jest kochanie świata takim, jakim on jest, akceptacja jego dualnej natury, "dobrej i złej" strony. Jednak godzenie się na złe traktowanie czy nieustanne działanie przeciw sobie to już nasz wybór. Mamy moc do zmiany, kształtujemy się podczas zmian, nabieramy odpowiedzialności za siebie i odwagi do życia jakie chcemy prowadzić. W tym objawia się nasza miłość bezwarunkowa do samych siebie. Kochając siebie nie będziemy się męczyć w imię "nie naszych" wartości. Miłość bezwarunkowa to raczej niepotępianie świata i istot. To prawdziwa akceptacja, a nie uwielbianie i wychwalanie innych za to, że czynią coś, co nie jest miłe naszemu sercu."/B.C.
W odpowiedzi na pytane o miłość bezwarunkową Dusza odpowiedziała cytatem z Ralpha Demolki: "Jestem zły, ale to dobrze. Nigdy nie będę dobry, ale to nic złego. Chcę zawsze być TYLKO SOBĄ.” I to bycie sobą jest najważniejsze. Bycie sobą, to podążanie drogą serca, drogą Duszy, a tam miłość i akceptacja są (właśnie!) BEZWARUNKOWE. I to się przejawi w nas. Nawet wtedy, gdy targają nami niewygodne emocje.
Zatem donoszę uprzejmie, że biorę grę taką, jaka ona jest. A Ralph ma złote serce. Kto oglądał, ten wie.
Kluczem na ten czas okazała się akceptacja. Dusza powiedziała: ujrzyj i doceń doskonałość sytuacji, w której jesteś. Gdy odnajdziesz w sobie wewnętrzną ciszę, nauczysz się w niej być i chronić, odkryjesz prostą prawdę: wszystko jest dobrze tak, jak jest. Jeśli jednak ktoś ci nie odpowiada, jeśli ktoś robi ci krzywdę masz prawo, a nawet obowiązek wobec siebie odcinać takie osoby czy sytuacje. Masz prawo decydować o swojej przestrzeni, bo ona jest twoja. Niczyja więcej.
W sposób świadomy decydujmy o tym, co chcemy wpuścic do swojego pola, odróżniając sercem co jest lekcją, a co zwykłym aktem agresji.
w-przestrzeni-serca.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz