Mamy ciekawy czas, ewolucja
ludzkości nabrała innych rozmiarów niż kiedykolwiek w
historii. My ludzie, których dotykają mocno te zmiany
szukamy tajemnic o tym procesie… szukamy w przeszłości,
teraźniejszości i wybiegamy we Wszechświat. Przechodzimy
przez niewidzialne ściany do nauk wtajemniczonych
pochodzących z boskich wymiarów, ale trzeba tu zdać sobie
sprawę, że nie każdy może przejść granicę tych wymiarów, a
wiele tych przekazów, które się dzisiaj pojawiają na świecie
jest kompletną bzdurą mocno odchodzącą od rzeczywistości.
Od samego początku, kiedy w moim życiu pojawiły się sny z Bogiem w roli głównej podejrzewałam, że to nie są zwykłe fantazyjne sny, ponieważ moja osoba jest aż tak mocno przesiąknięta Bogiem... że kryje się za tym coś więcej… ale co? Niestety, tego nawet moja fantazja nie potrafiła wykreować, przecież ja nie biegałam do kościoła, ani nie byłam aż tak nadgorliwie wierząca, więc dlaczego ten świat objawiał się we mnie?
Samo określenie jak przebudzenie duchowe, oświecenie były dla mnie mgliste… a już w ogóle nie był dla mnie pojęty termin - ciało świetliste, a moja wiedza na temat duchowości, mistyki była żadna. Nigdy nie czytałam żadnej wiedzy mędrców przebudzonych, bo nawet nie miałam o nich pojęcia, to nie był mój świat. Z historią Ojca Pio zaznajomiłam się nieco w roku 2000, kiedy ktoś podrzucił mi o nim lekturę już w chwili, kiedy sama toczyłam bój z czymś czego nie znałam, co było dla mnie ciężką chorobą, nawet żegnałam się z całym światem, bo myślałam, że nie ma z tej choroby wyjścia, ponieważ żaden doktor się na niej nie poznał, a nawet ci “duchowi”, którzy uważali się za oświeconych a weszli w tamtym czasie w moje pola, oni też się nie rozeznali, chociaż podobno dilowali z samym Panem Bogiem. Przepraszam, tylko jedna kobieta z Montrealu przepowiedziała mi moje dalsze losy, ale ja ją w tamtym czasie wyśmiałam.
Jednak powoli odkrywałam inny świat i moje oczy każdego dnia robiły się coraz to większe… dlaczego nikt mi tej wiedzy nie przekazał? Dlaczego muszę płacić taką cenę… za tą swoją niewiedzę… a nawet cudze zakłamanie. Niestety odpowiedzi brak… do dnia dzisiejszego nie znalazłam odpowiedniego ani lekarza, który by mnie z tej przypadłości uleczył, ani duchowego guru, by mi w tej mojej podróży pomógł… chociaż na duchowym rynku w tej dziedzinie pracuje aż tylu fachowców… bo samych “Avatarów” w samej Polsce będzie ze 20-stu, jak nie więcej.
Dzisiaj już sama potrafię się prowadzić, chociaż jestem samoukiem w tej dziedzinie. Przesiedziałam wiele lat w bibliotekach, spotykałam wielu powiedzmy światłych ludzi… naprawdę mądrych ludzi. Dzisiaj wiem, że mistyczne tradycje wiedziały od dawna, że wszystko jest energią, miliardy cząsteczek energii, z których każda działa jako własny kosmos. Dzisiaj wiem, że ten świat nie jest tylko fizyczny, wszystko jest kulminacją nieustannie poruszającej się materii tworzącej energię, a wiedzę o tym jak z tych zasobów korzystać przekazują mędrcy z tego prawdziwego przebudzonego kolektywu.
Nasze ciało dla ludzi to kupa mięsa i rzadko kto zna termin ciała eterycznego, mentalnego, astralnego, emocjonalnego… a one wszystkie są aspektem ciała świetlistego. I to jeszcze nie wszystko, poza tymi gęstościami są dalsze aktywacje wyższych funkcji ciała świetlistego. Te nasze ciała świetliste objawiają się poprzez impulsy elektryczne w naszym ciele fizycznym.
Obraz tych ciał możemy uchwycić w zdjęciu aury. To nie wszystko, człowiek duchowy ma swój pojazd duszy - Merkabah. Kiedy ten pojazd zostanie aktywowany taki człowiek może osiągnąć wzniesienie.
Merkabah to potężne już pole wokół człowieka, który osiąga ten poziom… i nie jest tak łatwo go osiągnąć. Wprzódy musimy wznieść ciało świetliste do stanu tęczy.
Tęczowe światło jest rezultatem stałej częstotliwości bezwarunkowej miłości. Musi to być całkowite niezachwianie tej wibracji, która nam pozwala osiągnąć wzniesienie. Musi nastąpić uzdrowienie każdej rany, oczyszczenie każdej myśli, uwolnienie każdego osądu… dopiero tęczowe ciało rozpali się. Co najmniej dwóch znanych nam mistrzów duchowych osiągnęło ten stan: Budda i Jezus… bez tej formy nie możemy wrócić do Źródła, osiągnąć tą nieśmiertelność, którą mamy obiecaną.
Od samego początku, kiedy w moim życiu pojawiły się sny z Bogiem w roli głównej podejrzewałam, że to nie są zwykłe fantazyjne sny, ponieważ moja osoba jest aż tak mocno przesiąknięta Bogiem... że kryje się za tym coś więcej… ale co? Niestety, tego nawet moja fantazja nie potrafiła wykreować, przecież ja nie biegałam do kościoła, ani nie byłam aż tak nadgorliwie wierząca, więc dlaczego ten świat objawiał się we mnie?
Samo określenie jak przebudzenie duchowe, oświecenie były dla mnie mgliste… a już w ogóle nie był dla mnie pojęty termin - ciało świetliste, a moja wiedza na temat duchowości, mistyki była żadna. Nigdy nie czytałam żadnej wiedzy mędrców przebudzonych, bo nawet nie miałam o nich pojęcia, to nie był mój świat. Z historią Ojca Pio zaznajomiłam się nieco w roku 2000, kiedy ktoś podrzucił mi o nim lekturę już w chwili, kiedy sama toczyłam bój z czymś czego nie znałam, co było dla mnie ciężką chorobą, nawet żegnałam się z całym światem, bo myślałam, że nie ma z tej choroby wyjścia, ponieważ żaden doktor się na niej nie poznał, a nawet ci “duchowi”, którzy uważali się za oświeconych a weszli w tamtym czasie w moje pola, oni też się nie rozeznali, chociaż podobno dilowali z samym Panem Bogiem. Przepraszam, tylko jedna kobieta z Montrealu przepowiedziała mi moje dalsze losy, ale ja ją w tamtym czasie wyśmiałam.
Jednak powoli odkrywałam inny świat i moje oczy każdego dnia robiły się coraz to większe… dlaczego nikt mi tej wiedzy nie przekazał? Dlaczego muszę płacić taką cenę… za tą swoją niewiedzę… a nawet cudze zakłamanie. Niestety odpowiedzi brak… do dnia dzisiejszego nie znalazłam odpowiedniego ani lekarza, który by mnie z tej przypadłości uleczył, ani duchowego guru, by mi w tej mojej podróży pomógł… chociaż na duchowym rynku w tej dziedzinie pracuje aż tylu fachowców… bo samych “Avatarów” w samej Polsce będzie ze 20-stu, jak nie więcej.
Dzisiaj już sama potrafię się prowadzić, chociaż jestem samoukiem w tej dziedzinie. Przesiedziałam wiele lat w bibliotekach, spotykałam wielu powiedzmy światłych ludzi… naprawdę mądrych ludzi. Dzisiaj wiem, że mistyczne tradycje wiedziały od dawna, że wszystko jest energią, miliardy cząsteczek energii, z których każda działa jako własny kosmos. Dzisiaj wiem, że ten świat nie jest tylko fizyczny, wszystko jest kulminacją nieustannie poruszającej się materii tworzącej energię, a wiedzę o tym jak z tych zasobów korzystać przekazują mędrcy z tego prawdziwego przebudzonego kolektywu.
Nasze ciało dla ludzi to kupa mięsa i rzadko kto zna termin ciała eterycznego, mentalnego, astralnego, emocjonalnego… a one wszystkie są aspektem ciała świetlistego. I to jeszcze nie wszystko, poza tymi gęstościami są dalsze aktywacje wyższych funkcji ciała świetlistego. Te nasze ciała świetliste objawiają się poprzez impulsy elektryczne w naszym ciele fizycznym.
Obraz tych ciał możemy uchwycić w zdjęciu aury. To nie wszystko, człowiek duchowy ma swój pojazd duszy - Merkabah. Kiedy ten pojazd zostanie aktywowany taki człowiek może osiągnąć wzniesienie.
Merkabah to potężne już pole wokół człowieka, który osiąga ten poziom… i nie jest tak łatwo go osiągnąć. Wprzódy musimy wznieść ciało świetliste do stanu tęczy.
Tęczowe światło jest rezultatem stałej częstotliwości bezwarunkowej miłości. Musi to być całkowite niezachwianie tej wibracji, która nam pozwala osiągnąć wzniesienie. Musi nastąpić uzdrowienie każdej rany, oczyszczenie każdej myśli, uwolnienie każdego osądu… dopiero tęczowe ciało rozpali się. Co najmniej dwóch znanych nam mistrzów duchowych osiągnęło ten stan: Budda i Jezus… bez tej formy nie możemy wrócić do Źródła, osiągnąć tą nieśmiertelność, którą mamy obiecaną.
Ciało tęczy jest najwyższym
stopniowaniem do pełnej świadomości kosmicznej, to tu
Merkabah zostaje aktywowana i utrzymuje te częstotliwości,
które potrzebne są do wzniesienia. Ciało tęczowe widać na
buziach tych osób, które je osiągnęły, twarze są słoneczne,
wydają się dużo młodsze, te osoby mają wielką charyzmę, bez
której niestety nie aktywują ciała świetlistego. W obecności
tych osób inni są aktywowani, wynoszeni do wyższego poziomu
duchowego… i to bez żadnych nauk, kursów… te osoby czują się
bardziej spełnione, natchnione, spokojne. Pole energetyczne
tęczowych ludzi wnika w inne umysły i dusze. To są jakby
filary światła na Ziemi, które zasilają inne pola.
W ciele następuje 12-ście aktywacji światła. Jednak większość ludzi ciągle posiada trzeci poziom światła.
Aktywacja naszego świetlistego ciała zmienia naszą fizjologię. Są to namacalne zmiany w naszej strukturze komórkowej. Często ta energia zadziała tak, szczególnie na niższym poziomie, że ten człowiek nie jest świadomy swoich zmian. Pierwsze zmiany z tych 12-stu są jednak zawsze widoczne. Mało tego, że widzi je człowiek budzący się, widzą to również ludzie, którzy z nim obcują. Energia budzi świadomy umysł, który nie jest świadomy zmian. Infuzja światła rozświetla uśpione komórki, wskrzesza je i pokazuje, że czas wracać do “Domu”.
Teraz komórki wiedzą, że będą musiały zmienić swój chemiczny skład i szykować się do jeszcze innych procesów. I nawet ten człowiek nie jest świadomy jakie one gotują mu los.
Komórki wiedzą, że kiedy nadszedł nasz czas, a ciało reaguje natychmiast, następują zmiany na poziomie komórkowym i komórki zaczynają tracić gęstość. Dla wielu osób jest to niezwykle bolesne życiowe doświadczenie. Wszystko zależy od poziomu wzniesienia. Nie będziemy tego okresu miło wspominać, wszystko ulega zmianie, przede wszystkim wzorce emocjonalne, zachowania, wierzenia, formy myślowe. Poruszamy się mocniej w kierunku serca… i to też nie łatwe zadanie. To jest tak zwane przechodzenie przez ucho igielne, inaczej zwane - piąty wymiar.
I tych zmian nie da się obejść, są oczywiste, nieubłagane i obowiązkowe… i tu też nie ma już powrotu… bo sobie nie radzimy, nie wytrzymujemy nawet sami ze sobą. I wcale nie jest to takie piękne i łatwe przejście tego “boskiego bierzmowania”... dotknięcia nas boskim palcem… a to dopiero pierwsza furtka, a ileż się już w tym przejściu wydarzy. Będzie to później trudno i opowiedzieć i opisać.
Gdy nasze wyższe ciała zaczynają swój proces ewolucji na tym poziomie przede wszystkim musimy rozpoznać energię jako nowe źródło energii naszego ciała, która będzie też naszym pożywieniem. Komórki wiedzą jednak, że nie jest to tylko jedzenie, ale to światło, które wchodzi zaczyna czynić w nas zmiany. Spada gęstość naszych ciał, to objawi się symptomami grypopodobnymi, mogą być bóle mięśni, wysypki, poty, bezsenność, to wszystko sprawa toksyn, które opuszczają nasze ciało. Uwalniane są z komórek w tej powodzi światła.
Kiedy budzi się nasz szósty wymiar coraz więcej światła zalewa nasze komórki, a to dopiero drugi poziom wznoszenia i również go odbierzemy w zależności od naszej karmy.
Na trzecim poziomie aktywowane jest RNA, dociera do nas coraz więcej światła. Zwiększa się nasz poziom czułości. W tym miejscu musimy poświęcić więcej na kontakt z Matką Ziemią i naturą.
Czwarte ciało świetliste to zmiany chemiczne w mózgu, nasze ciało staje się bardziej elektromagnetyczne i zaczynamy ten elektromagnetyzm mocno odbierać. W tym miejscu zakwestionujemy sami siebie, nie mówiąc o innych, nasze postawy, myśli, będą nam stawiać inne wymagania. Również będziemy mieli problem ze słuchem, może być dłuższy lub krótszy, ale za tymi zmianami postępują procesy telepatyczne.
Piąty poziom - zaczynamy doświadczać nieliniowych procesów myślowych, tu zaczynamy przede wszystkim pracę nad sobą. Tutaj ciało jeszcze nie jeden raz otworzy się i zamknie, będzie jeszcze niejeden konflikt między ego i duchem. Pokażą się huśtawki nastrojów, intuicyjne błyski i nagłe głębokie postrzegania.
Na szóstym poziomie światła duch dokonuje zmian ludzi wokół nas… pojawiają się nowi, którzy rozumieją nową rzeczywistość. Nie jest to łatwe przejście, często musimy rozstać się z bardzo dobrymi znajomymi, a nawet z bliską rodziną, wielokrotnie zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje? Niestety oni byliby tylko kulą u naszej nogi, opóźniali by nasz rozwój. To duch wybiera co dla niego najlepsze.
Siódmy poziom to życie w teraźniejszości… ale ciało mentalne nadal żyje w przyszłości, a ciało emocjonalne w przeszłości… jednak nasze relacje zaczynają się zmieniać z karmicznych związków na duchowe.
I tu następują jeszcze większe napływy światła, bardziej otwiera się przysadka mózgowa i szyszynka. Możemy dostrzec błysk równoległych rzeczywistości i innych wymiarów. Dostajemy dostęp do swojej wielowymiarowej jaźni.
Ósmy poziom ciała świetlistego to pobieranie coraz więcej światła, informacji o sobie i poprzednich wcieleniach. System czakr zaczyna łączyć się w jedno pole światła i można już rozmawiać językami światła. Na tym poziomie światło przekazuje nam wiedzę o sobie w ten sposób, że objawia się to w nas. Można też powiedzieć, że budzi naszą pamięć komórkową. Budzi te zamknięte kody, które otwierają naszą wewnętrzną mądrość. Opracowywane są nowe ścieżki w mózgu, co wpłynie na wzrok, słuch i tu pojawia się dysleksja słuchowa, może usłyszeć słowa, ale ich nie zrozumieć. To wszystko ma związek z jasnosłyszeniem i jasnowidzeniem.
W ciele następuje 12-ście aktywacji światła. Jednak większość ludzi ciągle posiada trzeci poziom światła.
Aktywacja naszego świetlistego ciała zmienia naszą fizjologię. Są to namacalne zmiany w naszej strukturze komórkowej. Często ta energia zadziała tak, szczególnie na niższym poziomie, że ten człowiek nie jest świadomy swoich zmian. Pierwsze zmiany z tych 12-stu są jednak zawsze widoczne. Mało tego, że widzi je człowiek budzący się, widzą to również ludzie, którzy z nim obcują. Energia budzi świadomy umysł, który nie jest świadomy zmian. Infuzja światła rozświetla uśpione komórki, wskrzesza je i pokazuje, że czas wracać do “Domu”.
Teraz komórki wiedzą, że będą musiały zmienić swój chemiczny skład i szykować się do jeszcze innych procesów. I nawet ten człowiek nie jest świadomy jakie one gotują mu los.
Komórki wiedzą, że kiedy nadszedł nasz czas, a ciało reaguje natychmiast, następują zmiany na poziomie komórkowym i komórki zaczynają tracić gęstość. Dla wielu osób jest to niezwykle bolesne życiowe doświadczenie. Wszystko zależy od poziomu wzniesienia. Nie będziemy tego okresu miło wspominać, wszystko ulega zmianie, przede wszystkim wzorce emocjonalne, zachowania, wierzenia, formy myślowe. Poruszamy się mocniej w kierunku serca… i to też nie łatwe zadanie. To jest tak zwane przechodzenie przez ucho igielne, inaczej zwane - piąty wymiar.
I tych zmian nie da się obejść, są oczywiste, nieubłagane i obowiązkowe… i tu też nie ma już powrotu… bo sobie nie radzimy, nie wytrzymujemy nawet sami ze sobą. I wcale nie jest to takie piękne i łatwe przejście tego “boskiego bierzmowania”... dotknięcia nas boskim palcem… a to dopiero pierwsza furtka, a ileż się już w tym przejściu wydarzy. Będzie to później trudno i opowiedzieć i opisać.
Gdy nasze wyższe ciała zaczynają swój proces ewolucji na tym poziomie przede wszystkim musimy rozpoznać energię jako nowe źródło energii naszego ciała, która będzie też naszym pożywieniem. Komórki wiedzą jednak, że nie jest to tylko jedzenie, ale to światło, które wchodzi zaczyna czynić w nas zmiany. Spada gęstość naszych ciał, to objawi się symptomami grypopodobnymi, mogą być bóle mięśni, wysypki, poty, bezsenność, to wszystko sprawa toksyn, które opuszczają nasze ciało. Uwalniane są z komórek w tej powodzi światła.
Kiedy budzi się nasz szósty wymiar coraz więcej światła zalewa nasze komórki, a to dopiero drugi poziom wznoszenia i również go odbierzemy w zależności od naszej karmy.
Na trzecim poziomie aktywowane jest RNA, dociera do nas coraz więcej światła. Zwiększa się nasz poziom czułości. W tym miejscu musimy poświęcić więcej na kontakt z Matką Ziemią i naturą.
Czwarte ciało świetliste to zmiany chemiczne w mózgu, nasze ciało staje się bardziej elektromagnetyczne i zaczynamy ten elektromagnetyzm mocno odbierać. W tym miejscu zakwestionujemy sami siebie, nie mówiąc o innych, nasze postawy, myśli, będą nam stawiać inne wymagania. Również będziemy mieli problem ze słuchem, może być dłuższy lub krótszy, ale za tymi zmianami postępują procesy telepatyczne.
Piąty poziom - zaczynamy doświadczać nieliniowych procesów myślowych, tu zaczynamy przede wszystkim pracę nad sobą. Tutaj ciało jeszcze nie jeden raz otworzy się i zamknie, będzie jeszcze niejeden konflikt między ego i duchem. Pokażą się huśtawki nastrojów, intuicyjne błyski i nagłe głębokie postrzegania.
Na szóstym poziomie światła duch dokonuje zmian ludzi wokół nas… pojawiają się nowi, którzy rozumieją nową rzeczywistość. Nie jest to łatwe przejście, często musimy rozstać się z bardzo dobrymi znajomymi, a nawet z bliską rodziną, wielokrotnie zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje? Niestety oni byliby tylko kulą u naszej nogi, opóźniali by nasz rozwój. To duch wybiera co dla niego najlepsze.
Siódmy poziom to życie w teraźniejszości… ale ciało mentalne nadal żyje w przyszłości, a ciało emocjonalne w przeszłości… jednak nasze relacje zaczynają się zmieniać z karmicznych związków na duchowe.
I tu następują jeszcze większe napływy światła, bardziej otwiera się przysadka mózgowa i szyszynka. Możemy dostrzec błysk równoległych rzeczywistości i innych wymiarów. Dostajemy dostęp do swojej wielowymiarowej jaźni.
Ósmy poziom ciała świetlistego to pobieranie coraz więcej światła, informacji o sobie i poprzednich wcieleniach. System czakr zaczyna łączyć się w jedno pole światła i można już rozmawiać językami światła. Na tym poziomie światło przekazuje nam wiedzę o sobie w ten sposób, że objawia się to w nas. Można też powiedzieć, że budzi naszą pamięć komórkową. Budzi te zamknięte kody, które otwierają naszą wewnętrzną mądrość. Opracowywane są nowe ścieżki w mózgu, co wpłynie na wzrok, słuch i tu pojawia się dysleksja słuchowa, może usłyszeć słowa, ale ich nie zrozumieć. To wszystko ma związek z jasnosłyszeniem i jasnowidzeniem.
Dziewiąty poziom to już Duch
zabiera nas w struktury Alfa i Omega… a tu zderzamy się z
jeszcze większym przypływem energii. Taki człowiek ma moc
manifestowania swojej własnej rzeczywistości i powoli staje
się Mistrzem, chociaż wcale to nie znaczy, że wymaga tego
tytułu od innych na Ziemi.
Jest to proces trudny, wyrównanie ze swoją Nadduszą… tutaj musimy przejść następną bramę przebudzenia… objawi się to silnym bólem pleców, bioder.
Następne poziomy od 10 do 12-stego - nastąpi tam nowe kodowanie DNA jako duchowe działanie. Taki człowiek może wyjść poza karmę, albo podejmuje świadome decyzje pracowania na rzecz ludzkości… i to widać po tych ludziach, że wracają w swoich reinkarnacjach w tych samych celach, pracują ku dobru ludzkości.
Jest to proces trudny, wyrównanie ze swoją Nadduszą… tutaj musimy przejść następną bramę przebudzenia… objawi się to silnym bólem pleców, bioder.
Następne poziomy od 10 do 12-stego - nastąpi tam nowe kodowanie DNA jako duchowe działanie. Taki człowiek może wyjść poza karmę, albo podejmuje świadome decyzje pracowania na rzecz ludzkości… i to widać po tych ludziach, że wracają w swoich reinkarnacjach w tych samych celach, pracują ku dobru ludzkości.
Jeszcze nie wiem co tak do
końca dzieje się w moim ciele. Póki co zachodzi tam masa
różnych nowych zmian. Żadnych z nich nie przewidziałam,
znowu zostałam zaskoczona. Cały czas pracują w całym ciele
igły i igiełki, jakby ktoś na mnie szył nowe ubranie. Już
takie szycie przerabiałam w roku 2001, 2002, ale tam te igły
pracowały w okolicy głowy.
Druga sprawa, obecnie pojawiły się zagadkowe kulki i znikły tak jak się pojawiły… ciało zrobiło się zupełnie inne, jakieś takie nie moje, ale nie powiem, że gorsze... ale tak jakby ktoś lepiej wyrobił je jak ciasto na kluski. Czuję się jak nowe wypalone od wnętrza naczynie. Już nie biegnie ten wielki ogień przez wszystkie nerwy, naczynia krwionośne, pojawia się gdzieś tam wybiórczo, zaboli na kilka sekund, przemija, pojawia się ponownie, albo całkowicie przechodzi. Ale tak dzieje się dzisiaj, co przyniesie jutro - nie wiem? Obserwuję też u siebie wewnętrzną gorączkę, chociaż na zewnątrz moje ciało wygląda normalnie. To wszystko dzieje się szybko, czasami trudno mi te wszystkie zmiany uchwycić.
Czasami mnie to zaciekawia i mam ochotę robić następny krok, aby doświadczyć tego co dla mnie nowe… niestety, czasami mam tego wszystkiego… po prostu dosyć.
Niby jestem świadoma, że cała nasza planeta przechodzi na wyższą częstotliwość, ponieważ jest ona żywym systemem ruchu energii a my wszyscy, których te ruchy obejmują doświadczamy jej wyrównań. Proces przechodzenia całej planety w światło na nową oktawę jest procesem stopniowym, nie odbędzie się to w tydzień czy w miesiąc, a nawet w kilka lat i nie oszukujmy się, nie obudzimy się z jednego dnia na drugi i będziemy już gotowi. I nie wszyscy w tym samym czasie doświadczą tych przesunięć.
Nasze pola są energetyzowane i stopniowo wzbogacane, dostosowywane do fali światła jaka do nas dochodzi, to te fale światła nas budzą, a nie my sami w sobie według naszej woli. A światło wchodzi na nasze ziemskie poziomy, kiedy ono chce… kiedy na nie pora i dotyka tych, którzy są na nie gotowi. U bardziej przystosowanych ciał dochodzi do elektrycznego wypalenia, ten człowiek staje się krystaliczną strukturą. Ciała nasze mutują i absorbują jeszcze więcej światła. Wszyscy będą ewoluować we własnym tempie. Wiadomo, mniej rozwinięte ciała pobiorą mniej światła.
Kryształowe regulatory w ciele eterycznym nie połączą linii światła z piątego planu dopóki człowiek nie będzie gotowy. W tym czasie podczas różnych poziomów wzniesienia odbierzemy szereg dziwnych i bolesnych doświadczeń… np. bóle w klatce piersiowej, które spowodowane są rozszerzającymi się energiami serca, które otwiera się na głębsze zmiany.
Wzrok i słuch są przystosowane do różnych funkcji, toteż na tym polu będzie szereg zmian, może być słaby wzrok i słuch, może nastąpić zupełna ślepota i głuchota i znowu się pojawia jedno i drugie ale już na innym poziomie, aż do uzyskania swojej prawdziwej formy, która niestety może już w ogóle nie przypominać tej starej sprzed okresu przebudzenia, ponieważ w naszym ciele pracują już inne energie i mamy ich inny odbiór.
Druga sprawa, obecnie pojawiły się zagadkowe kulki i znikły tak jak się pojawiły… ciało zrobiło się zupełnie inne, jakieś takie nie moje, ale nie powiem, że gorsze... ale tak jakby ktoś lepiej wyrobił je jak ciasto na kluski. Czuję się jak nowe wypalone od wnętrza naczynie. Już nie biegnie ten wielki ogień przez wszystkie nerwy, naczynia krwionośne, pojawia się gdzieś tam wybiórczo, zaboli na kilka sekund, przemija, pojawia się ponownie, albo całkowicie przechodzi. Ale tak dzieje się dzisiaj, co przyniesie jutro - nie wiem? Obserwuję też u siebie wewnętrzną gorączkę, chociaż na zewnątrz moje ciało wygląda normalnie. To wszystko dzieje się szybko, czasami trudno mi te wszystkie zmiany uchwycić.
Czasami mnie to zaciekawia i mam ochotę robić następny krok, aby doświadczyć tego co dla mnie nowe… niestety, czasami mam tego wszystkiego… po prostu dosyć.
Niby jestem świadoma, że cała nasza planeta przechodzi na wyższą częstotliwość, ponieważ jest ona żywym systemem ruchu energii a my wszyscy, których te ruchy obejmują doświadczamy jej wyrównań. Proces przechodzenia całej planety w światło na nową oktawę jest procesem stopniowym, nie odbędzie się to w tydzień czy w miesiąc, a nawet w kilka lat i nie oszukujmy się, nie obudzimy się z jednego dnia na drugi i będziemy już gotowi. I nie wszyscy w tym samym czasie doświadczą tych przesunięć.
Nasze pola są energetyzowane i stopniowo wzbogacane, dostosowywane do fali światła jaka do nas dochodzi, to te fale światła nas budzą, a nie my sami w sobie według naszej woli. A światło wchodzi na nasze ziemskie poziomy, kiedy ono chce… kiedy na nie pora i dotyka tych, którzy są na nie gotowi. U bardziej przystosowanych ciał dochodzi do elektrycznego wypalenia, ten człowiek staje się krystaliczną strukturą. Ciała nasze mutują i absorbują jeszcze więcej światła. Wszyscy będą ewoluować we własnym tempie. Wiadomo, mniej rozwinięte ciała pobiorą mniej światła.
Kryształowe regulatory w ciele eterycznym nie połączą linii światła z piątego planu dopóki człowiek nie będzie gotowy. W tym czasie podczas różnych poziomów wzniesienia odbierzemy szereg dziwnych i bolesnych doświadczeń… np. bóle w klatce piersiowej, które spowodowane są rozszerzającymi się energiami serca, które otwiera się na głębsze zmiany.
Wzrok i słuch są przystosowane do różnych funkcji, toteż na tym polu będzie szereg zmian, może być słaby wzrok i słuch, może nastąpić zupełna ślepota i głuchota i znowu się pojawia jedno i drugie ale już na innym poziomie, aż do uzyskania swojej prawdziwej formy, która niestety może już w ogóle nie przypominać tej starej sprzed okresu przebudzenia, ponieważ w naszym ciele pracują już inne energie i mamy ich inny odbiór.
Nacisk na plecy, szyję, czoło,
głowę, to przechodzące intensywne światło przez przysadkę
mózgową i szyszynkę, te gruczoły działają już na wyższym
poziomie i pociągają za sobą wszystkie inne gruczoły
hormonalne i w ich okolicy też pojawi się ból. W różnych
dniach różnie się czujemy… od radości… nawet do strachu i na
odwrót. W tym czasie organizm sam steruje co chce jeść. W
okresie transformacji dostosowuje pokarmy do własnych
energii więc wiadomo, że te niskie energie, które do tej
pory nim rządziły będą odpadać. I tu w tym miejscu odpadnie
mięso, cukier, alkohol, wszystko to, co nazywamy niską
energią według Ajurwedy Tamas, wszystko to, co ma ujemny
wpływ na nasze nowe pole wibracyjne. W moim przypadku
wszystko to zostało już odrzucone 19 lat temu - i to
SPONTANICZNIE bez żadnych wymuszeń. To mój organizm je sam
wykasował. Nagle te potrawy nie tylko przestały mi smakować,
ale poczułam do nich nagle wstręt.
Podobnie dzieje się teraz, po 19 latach… mój organizm wyklucza następne składniki z mojej diety. Działa bardziej wybiórczo i bardziej wyrafinowanie. To co jeszcze tam od czasu do czasu podjadałam nagle przestało mi smakować i nie mam ochoty nawet na to patrzeć. O dziwo zaczęłam więcej konsumować potraw, które są wybitnie zaklasyfikowane do energii Sattvic, w tym mango, które zawsze lubiłam, a obecnie mogę je jeść nawet 3x dziennie.
Wszystko jakoś idzie etapami i nie bardzo mamy na to wpływ… kiedy te energie nas uchwycą, chcemy czy nie chcemy, przeprowadzą nas swoimi drogami, a nam jakoś trudno się jest temu sprzeciwić.
Jeśli utrzymują się bóle głowy znaczy, przysadka mózgowa i szyszynka ciągle zmieniają kształt, kiedy bóle głowy uspokajają się, znaczy uwalniane są endorfiny.
Nasz mózg to śpiący olbrzym i najwięcej zmian odbędzie się właśnie w nim, ponieważ znajdują się w nim trójkątne kryształy uczepione na czole, które w swoim czasie aktywują 8, 9, 10 czakrę. Kiedy gruczoły przysadki szyszynki są już całkowicie otwarte i współpracują ze sobą tworzą tzw. “Łuk przymierza”. Jest to tęczowe światło, które wygina się nad czubkiem głowy do trzeciego oka, które jest mechanizmem dekodowania języka wyższego wymiaru. Takie ciało fizyczne z pewnością zmieni swój kształt wraz z przesunięciem pól energii. Widzimy u takiego człowieka inne dłonie, inne stopy, kolana, zmieniają się żebra i czaszka głowy.
Między 8 a 9 poziomem człowiek poczuje się ograniczony, to jest taki jego poślizg - upadek w tym przejściu… zanim całkowicie zostanie połączony ze Świadomością Chrystusową na najwyższym poziomie… ponieważ Świadomość Chrystusowa też ma swoje poziomy.
Dziewiąty poziom to miejsce, w którym zaczynamy przyłączać się do “Jestem”. Ta lekka struktura naszego świetlistego ciała leży wzdłuż meridian, które są liniami światła i kształtują nas w piękny geometryczny wzór, ale już wówczas, kiedy wszystkie wypełnią się światłem.
Jeszcze kilka dni temu czułam silny ból wzdłuż wszystkich meridian, to był ogień nie do wytrzymania, nie do opisania… a dzisiaj wszystko puściło… ale czy na dobre? Tego jeszcze nie wiem. Ciągle pojawia się silny ból pod prawą łopatką, tak naprzemiennie, w jednej chwili jest, a w drugiej go nie ma… i właśnie tam energia wywaliła mi trzy kręgi w kręgosłupie… więc jaka ona musi być silna… chwilami myślę, że to wylanie się energii na zewnątrz na obwody nie było takie przypadkowe… że moje ciało potrzebowało tego świetlistego pokarmu pod nowy zasiew, coś na wzór jak wylew Nilu w Egipcie, aby można było tam rozpocząć nowe uprawy.
Tak mi się wydaje, że nic nie dzieje się bezcelowo, niektóre mięśnie, kości muszą wyprzeć starą energię, kiedy pojawia się ta nowa i w tym ciele po prostu toczy się wojna między tymi dwoma energiami. Jak widzimy ten nowy nasz świat nie wejdzie tak łatwo w nas… nie jedno musimy przejść… niejedno zmienić, niejedno zrozumieć zanim to wielkie światło zaświeci w nas.
Podobnie dzieje się teraz, po 19 latach… mój organizm wyklucza następne składniki z mojej diety. Działa bardziej wybiórczo i bardziej wyrafinowanie. To co jeszcze tam od czasu do czasu podjadałam nagle przestało mi smakować i nie mam ochoty nawet na to patrzeć. O dziwo zaczęłam więcej konsumować potraw, które są wybitnie zaklasyfikowane do energii Sattvic, w tym mango, które zawsze lubiłam, a obecnie mogę je jeść nawet 3x dziennie.
Wszystko jakoś idzie etapami i nie bardzo mamy na to wpływ… kiedy te energie nas uchwycą, chcemy czy nie chcemy, przeprowadzą nas swoimi drogami, a nam jakoś trudno się jest temu sprzeciwić.
Jeśli utrzymują się bóle głowy znaczy, przysadka mózgowa i szyszynka ciągle zmieniają kształt, kiedy bóle głowy uspokajają się, znaczy uwalniane są endorfiny.
Nasz mózg to śpiący olbrzym i najwięcej zmian odbędzie się właśnie w nim, ponieważ znajdują się w nim trójkątne kryształy uczepione na czole, które w swoim czasie aktywują 8, 9, 10 czakrę. Kiedy gruczoły przysadki szyszynki są już całkowicie otwarte i współpracują ze sobą tworzą tzw. “Łuk przymierza”. Jest to tęczowe światło, które wygina się nad czubkiem głowy do trzeciego oka, które jest mechanizmem dekodowania języka wyższego wymiaru. Takie ciało fizyczne z pewnością zmieni swój kształt wraz z przesunięciem pól energii. Widzimy u takiego człowieka inne dłonie, inne stopy, kolana, zmieniają się żebra i czaszka głowy.
Między 8 a 9 poziomem człowiek poczuje się ograniczony, to jest taki jego poślizg - upadek w tym przejściu… zanim całkowicie zostanie połączony ze Świadomością Chrystusową na najwyższym poziomie… ponieważ Świadomość Chrystusowa też ma swoje poziomy.
Dziewiąty poziom to miejsce, w którym zaczynamy przyłączać się do “Jestem”. Ta lekka struktura naszego świetlistego ciała leży wzdłuż meridian, które są liniami światła i kształtują nas w piękny geometryczny wzór, ale już wówczas, kiedy wszystkie wypełnią się światłem.
Jeszcze kilka dni temu czułam silny ból wzdłuż wszystkich meridian, to był ogień nie do wytrzymania, nie do opisania… a dzisiaj wszystko puściło… ale czy na dobre? Tego jeszcze nie wiem. Ciągle pojawia się silny ból pod prawą łopatką, tak naprzemiennie, w jednej chwili jest, a w drugiej go nie ma… i właśnie tam energia wywaliła mi trzy kręgi w kręgosłupie… więc jaka ona musi być silna… chwilami myślę, że to wylanie się energii na zewnątrz na obwody nie było takie przypadkowe… że moje ciało potrzebowało tego świetlistego pokarmu pod nowy zasiew, coś na wzór jak wylew Nilu w Egipcie, aby można było tam rozpocząć nowe uprawy.
Tak mi się wydaje, że nic nie dzieje się bezcelowo, niektóre mięśnie, kości muszą wyprzeć starą energię, kiedy pojawia się ta nowa i w tym ciele po prostu toczy się wojna między tymi dwoma energiami. Jak widzimy ten nowy nasz świat nie wejdzie tak łatwo w nas… nie jedno musimy przejść… niejedno zmienić, niejedno zrozumieć zanim to wielkie światło zaświeci w nas.
Vancouver
16 May 2019
WIESŁAWA
16 May 2019
WIESŁAWA
to jest droga esencji...tylko przez umysł
OdpowiedzUsuńA istnieje jakaś droga poza umysłem?
Usuń