Co byście wybrali, pigułkę czerwoną czy niebieską?

Od czasu, gdy „Matrix” stał się filmową bombą atomową minęły już prawie dwie dekady, a jego twórcy, bracia Wachowscy, zdążyli nawet zamienić się w siostry, ale to pytanie – na które musiał odpowiedzieć grany przez Keanu Reevesa Neo – zaczyna wybrzmiewać dziś głośniej niż kiedykolwiek.
Połknięcie niebieskiej pigułki umożliwiało powrót do bezpiecznej codzienności. Codzienności, którą uważamy za rzeczywistość. Czerwona umożliwiała przedostanie się do prawdziwej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nasza codzienność jest złudzeniem stworzonym przez maszyny. A prościej, w wizji Wachowskich w XXI wieku ludzie stworzyli sztuczną inteligencję, która zdobyła nad nimi kontrolę. Skończyło się na tym, że gdzieś głęboko w drugim tysiącleciu ludzie leżą nadzy w kapsułach wypełnionych lepkim płynem i są podłączeni do systemu komputerowego, który jest symulacją świata z 1999 roku. W takiej kapsule pełnej mazi obudził się właśnie Neo po połknięciu czerwonej pigułki i opuszczeniu Matriksa.
Twarde science-fiction, ale nie według niektórych miliarderów z Doliny Krzemowej, którzy są przekonani, że wizja podobna do tej z filmu Wachowskich może być rzeczywistością. Choć akurat to słowo jest tu pewnie nieco niefortunne.
Nasz świat stworzyły przyszłe pokolenia?
Bank of America – BoA – jest jedenastą największą firmą świata na liście „Forbesa” Global 2000 i jednym z najważniejszych graczy na rynku finansowym. To instytucja ze wszech miar poważna, toteż niemałą konsternację wywołała jej wrześniowa notatka, którą wysłała do klientów. Analitycy banku określili prawdopodobieństwo, że żyjemy w czymś zbliżonym do filmowego Matriksa, na 20-50 proc. Swoją tezę poparli opiniami filozofów, naukowców i innych myślicieli, którzy debatowali na ten temat w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej (AMNH) w kwietniu tego roku.
„Jednym z argumentów na poparcie tej hipotezy było to, że już w tym momencie zbliżamy się do fotorealistycznych symulacji 3D, w których mogą brać udział jednocześnie miliony ludzi. Można sobie wyobrazić, że przy rozwoju sztucznej inteligencji, wirtualnej rzeczywistości i mocy obliczeniowej członkowie przyszłych cywilizacji zdecydowali się przeprowadzić symulację życia swoich przodków” – napisano.
BoA w dużej mierze swoje przypuszczenia opiera na wywodach prof. Nicka Bostroma, filozofa z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Doszedł on do wniosku, że istnieje znaczące prawdopodobieństwo, że żyjemy w symulacji. Bostrom po przeprowadzeniu eksperymentu myślowego – jakkolwiek niekiedy poddawanego krytyce – ograniczył liczbę scenariuszy dalszego rozwoju ludzkości do trzech.
Scenariusz pierwszy: możemy wyginąć, zanim dotrzemy do epoki postludzkiej, w której moglibyśmy stworzyć symulację.
Drugi: dotrzemy do tejże, jednak bez kaprysu symulowania historii, np. z powodów etycznych.
Jeśli zaś założymy inaczej – że postludzka cywilizacja przeprowadzi takie symulacje – to dlaczego miałoby się to już nie wydarzyć? Dlaczego nie mielibyśmy już być przedmiotem takiej symulacji? I tu dochodzimy do scenariusza trzeciego. Już po prostu żyjemy w symulacji. „Świat, który widzimy, jest w pewnym sensie realny, ale nie znajduje się na podstawowym poziomie rzeczywistości” – spekuluje Bostrom w analizie „Czy żyjemy w symulacji komputerowej?” opublikowanej w „Philosophical Quarterly” w 2003 roku.
I dalej: „W pewnym sensie postludzie, którzy stworzyli symulację, są jak bogowie dla osób w niej żyjących. To oni stworzyli świat, w którym żyjemy. Są nadzwyczajnie inteligentni. Są «wszechmogący» w ten sposób, że mogą interweniować w nasz świat, nawet łamiąc prawa fizyki. I są «wszechmogący» również w takim sensie, że mogą obserwować wszystko, co się dzieje”.
Silnym dowodem przeciw dwóm pierwszym scenariuszom – a zarazem dowodem wspierającym hipotezę, że sami żyjemy w symulacji – byłoby stworzenie własnej symulacji. Ale żeby to jeszcze bardziej skomplikować – nawet wtedy nie będziemy mieli pewności, że nasi twórcy sami nie są symulacją stworzoną przez kogoś innego. I tak dalej. Taki sen we śnie.
Filozof uważa, że powinniśmy mieć nadzieję, że trzeci scenariusz jest prawdziwy, bo zmniejszałby on prawdopodobieństwo scenariusza pierwszego – zniszczenia naszego świata. Przy czym jeśli z jakichś powodów symulacja mogłaby zostać zakończona również przed wejściem w fazę postludzką, to scenariusz drugi – wejście w fazę postludzką bez tworzenia symulacji – byłby dla nas najbardziej korzystny.

Bostrom w swoich rozmyślaniach nie jest odosobniony. BoA powołuje się również na astrofizyka i naukowca celebrytę związanego z AMNH, dr. Neila DeGrasse Tysona, który określa prawdopodobieństwo, że nasz świat jest symulacją, jako „bardzo wysokie”. – Potrafię sobie łatwo wyobrazić, że wszystko w naszym życiu jest kreacją kogoś innego dla jego rozrywki – stwierdził na kwietniowej konferencji.
Według dr. Richa Terrile’a z NASA, odkrywcy księżyców Saturna, Urana i Neptuna, jeśli posłużyć się prawem Moore’a – określającym tempo rozwoju komputerów – w ciągu dekady powstaną supermaszyny, które będą potrzebowały zaledwie miesiąca, aby zaprogramować 80 lat ludzkiego życia, włączając w to każdą pojedynczą myśl, która pojawi się w czasie jego trwania.
Prof. Silas Beane, fizyk z Uniwersytetu w Bonn, który także jest zdania, że jakaś cywilizacja byłaby w stanie przeprowadzić symulację całego kosmosu, daje nam nadzieję na otwarcie oczu – w systemie muszą być jakieś luki i błędy. Żeby potwierdzić hipotezę symulacji, wystarczy je znaleźć. I tu na scenę wkraczają miliarderzy ogarnięci matriksowymi lękami.
Musk: szansa jedna na miliardy, że nasz świat to nie matrix
– Jeśli nie zaczniemy łączyć się z maszynami, to albo my zniewolimy sztuczną inteligencję, albo ona zniewoli nas – powiedział w październikowym wywiadzie dla „New Yorkera” Sam Altman, szef Y Combinatora, uważanego za najpotężniejszy na świecie inkubator start-upów. – Najbardziej szaloną wersją byłoby takie połączenie, w którym nasze mózgi zostałyby załadowane do chmury obliczeniowej. To byłoby świetne.
Egzotycznie, ale w tekście pada jeszcze ciekawsze zdanie. Otóż w Dolinie Krzemowej panuje „obsesja” na punkcie tego, że już żyjemy w symulacji, a naszą rzeczywistość wytwarza komputer. Dwóch miliarderów miało posunąć się nawet do tego, że finansuje potajemnie naukowców, którzy mają nas z tej symulacji wyrwać. Żadne nazwiska nie padają. Spekuluje się, że może chodzić o samego Altmana, choć „New Yorker” tego ani nie potwierdza, ani temu nie zaprzecza. W każdym razie, jeśli informacje gazety są prawdziwe, drugie nazwisko na liście podejrzanych wydaje się niemal pewne.
Owszem, to Elon Musk. Założyciel PayPala, Space X i Tesli, miliarder, który chce skolonizować Marsa, a także – obok Altmana – współtwórca projektu OpenAI, którego celem jest rozwój sztucznej inteligencji w taki sposób, aby nie zrobiła ludziom krzywdy.
Musk mówi dużo na temat tego, co sądzi o hipotezie symulacyjnej. Podczas konferencji Code Conference w San Francisco w czerwcu tego roku określił szansę na to, że nie żyjemy w symulacji, jako „jedną na miliardy”. Przyznał, że rozmawiał na ten temat szaloną ilość razy, i że w pewnym momencie każda jego rozmowa prowadziła w końcu do tematu sztucznej inteligencji i teorii symulacji.
Skąd jego pewność, że wszystko wokół to matriks? – Czterdzieści lat temu mieliśmy grę komputerową Pong. Dwa prostokąty i kropkę. W tym miejscu były gry. Dziś mamy symulacje 3D z milionami osób, które grają jednocześnie, i każdego roku te symulacje stają się coraz lepsze. Niedługo będziemy mieli rzeczywistość wirtualną i rzeczywistość rozszerzoną. Jeśli założymy jakiekolwiek tempo rozwoju, gry staną się nie do odróżnienia od rzeczywistości, nawet jeśli tempo to zmniejszy się tysiąckrotnie w stosunku do tego, co mamy obecnie. A teraz sobie wyobraźmy, jak to będzie wyglądało za 10 tys. lat, co jest niczym na skali ewolucji – stwierdził Musk.
Nawiązując do Bostroma, miliarder uważa jednak, że matriks nie byłyby złą wiadomością, bo taki scenariusz mógłby uchronić naszą cywilizację.
Nie wiadomo, ile miliarderzy, o których mowa, mogą wydawać na badania nad teorią symulacji, ale dla zrozumienia możliwej skali warto wspomnieć, że na działalność OpenAI ma pójść miliard dolarów.
O wirtualną rzeczywistość pytał już Platon
To teraz na chwilę wyjdźmy z matriksa. – To, że w przyszłości większość umysłów okaże się sztuczna, a nie biologiczna, nie jest żadnym pewnikiem. To przypuszczenie nie jest oparte na dobrze zdefiniowanym prawdopodobieństwie. Argumentuje się, że wielu chciałoby stworzyć symulację naszego świata. Mam z tym pewien problem. Bo my głównie interesujemy się sami sobą. Nie wiem, czemu te wyżej rozwinięte istoty chciałyby tworzyć symulacje naszego życia – powiedziała na kwietniowej konferencji Lisa Randall, fizyk z Uniwersytetu Harvardzkiego. Dodała, że bardzo za to ją interesuje, dlaczego tyle osób uważa, że to ciekawa kwestia. Szanse na to, że żyjemy w symulacji, oceniła na zero.
Również prof. Peter Millican z Uniwersytetu Oksfordzkiego, który zgłębia  powiązania filozofii i informatyki, jest sceptyczny. Jego zdaniem zwolennicy teorii symulacji opierają się na założeniu, że superumysły postępowałyby w taki sam sposób, jak my. Skoro żyjemy w symulacji, to czemu istoty żyjące poza nią, byłyby ograniczone przez ten sam sposób myślenia i te same metody, co my? Tak czy inaczej, jest zdania, że warto sprawę badać.
I sprawę ludzkość bada już od dawna. To przecież już Platon uważał, że to, co widzimy, może być tylko tańczącymi na ścianie cieniami prawdziwych rzeczy. Kartezjusz pisał o demonie, który nas tak zwodzi, że jedynie nam się wydaje, że postrzegamy rzeczywistość właściwie. Noblista w dziedzinie fizyki Enrico Fermi zastanawiał się z kolei nad sprzecznością między wysokim prawdopodobieństwem obecności w kosmosie istot z innych cywilizacji a brakiem jakiegokolwiek kontaktu z nimi, co zresztą zostało nazwane paradoksem jego imienia. Ale dziś dyskusja wznosi się na inny poziom i wydaje się szczególnie uzasadniona, bo doszliśmy już do takiego punktu w rozwoju, że uwierzyliśmy, że ludzkość będzie w stanie stworzyć symulację świata. A rozwój technologii będzie tylko mnożył kolejne pytania.
Czy pijąc poranną kawę, czytając gazetę, odwożąc dzieci do szkoły, idąc ulicą czy robiąc zakupy, cały czas jesteśmy tylko terabajtami w grze komputerowej? A jeśli, to czy tak długo, jak nikt nie zniszczy komputera, jesteśmy nieśmiertelni? Czy stworzyli nas postludzie? Czy może ktoś też stworzył ich? A może świat jest rozczarowująco realny? Tak, apetyt na czerwoną pigułkę będzie rósł.
Paweł Strawiński Dziennikarz Więcej od Autora »