Hagia Sophia ma znowu stać się meczetem – taki news z Turcji pojawia się od czasu do czasu w mediach. Tymczasem na drugim krańcu południowej Europy całkiem blisko było do tego, żeby wymazać nazwę „meczet” ze słynnej Mezquity.
Teren Zabudowany na Facebooku – zapraszamy!
Fascynujące są równoległe dzieje tych dwóch
wspaniałych dzieł architektury. Zazębiają się ze sobą od grubo ponad
tysiąca lat. I wciąż, choć tyle wieków minęło od ich budowy, potrafią
wzbudzić takie emocje, że trafią do mediów, niemalże na pierwsze strony.
Wciąż na nowo odżywają spory, czym powinny dzisiaj być. Świątyniami? A
jeśli tak, to której religii? Czy może muzeami?
Mezquita widziana z mostu na Gwadalkiwirze (wszystkie zdjęcia Piotr Kozanecki)
Mijają kolejne lata, w 1492 roku (imponująca jest ta zbieżność dat – w tym samym roku Kolumb dopływa do Ameryki) upada Grenada i to oznacza definitywny koniec muzułmanów na Półwyspie Iberyjskim. Hiszpanią przez kawał XVI wieku rządzi cesarz Karol V, który w środku Mezquity każe zbudować… katedrę. I jak już mu tę katedrę zbudowali, to pożałował i podobno powiedział: „zniszczyliście coś, co było jedyne w swoim rodzaju i postawiliście coś, co można zobaczyć wszędzie”.
Trochę przesadził. Gdy zwiedzałem Mezquitę w tym roku, zrobiła na mnie kolosalne wrażenie, choć z zewnątrz obiekt zapowiada się dość ponuro. Z drugiej strony Gwadalkiwiru wygląda raczej jak średniowieczny, surowy, monumentalny klasztor albo nawet jakieś stare więzienie. Jednolite piaskowe mury, ciągnące się niemożliwie długo wzdłuż skwierczących na lipcowym upale ulic. Ale już dziedziniec z niewielką fontanną, w której wykończeni temperaturą turyści moczą nogi, tworzy przyjemniejszy nastrój. A gdy już kupi się bilety i wejdzie do środka…
Zdumiewające, jak znakomicie może wyglądać powielany wciąż jak z odlewu jeden właściwie pomysł – rzędy dość cienkich, równomiernie rozłożonych kolumn, na których wspierają się podwójne, czerwono-białe łuki. Kolumny, gigantyczne rozmiary sali i różnorodnie grające promienie słońca sprawiają, że można w milczeniu kontemplować to miejsce godzinami. Ale silne, jasne światło ciągnie jednak wszystkich do centrum.
A w centrum stoi renesansowa katedra. Z najbardziej imponującymi stallami, jakie w życiu widziałem. Z idealnymi proporcjami i bogatymi zdobieniami. I ze zlewającym się spod kopuły światłem. Kontrast z półmrokiem części muzułmańskiej jest uderzający, ale stanowi też o sile i wyjątkowości tego miejsca. Katedra bez meczetu byłaby dokładnie tym, co tak bezwzględnie ocenił cesarz Karol V. Meczet bez katedry byłby pięknym, ale nieco podniszczonym i pewnie trochę zapomnianym śladem świetności islamu na Półwyspie Iberyjskim.
Imponujące stalle Mezquity
Wróćmy jednak do żywotów równoległych.
Po drugiej stronie Morza Śródziemnego, w VI wieku naszej ery, urzędujący w Konstantynopolu cesarz Justynian każe zbudować świątynię. Nad projektem pracują inżynier Antemiusz z Tralles i architekt Izydor z Miletu. I w 537 roku budują znaną nam dobrze Hagię Sophię. Pozostanie chrześcijańską świątynią przez prawie 1000 lat, w połowie tej drogi zmieniając się natomiast na świątynię prawosławną, w wyniku wielkiej schizmy z 1054 roku, czyli podziału kościoła na rzymskokatolicki i prawosławny właśnie.
Gigantyczna kopuła Hagii Sophii. W 2007 roku, kiedy robiłem to zdjęcie, częściowo zakryta równie gigantycznym rusztowaniem
Gdy w 1453 roku Mehmet Zdobywca podbije
wreszcie Konstantynopol, jedną z jego pierwszych decyzji jest nie
zburzenie kościoła, ale… przekształcenie go w meczet. W tym samym
czasie, kiedy Karol V buduje renesansową katedrę w środku Mezquity,
islamscy architekci dobudowują Hagii Sophii murowane minarety.
I, podobnie, jak w przypadku Mezquity, wspaniałe wrażenie robi połączenie dwóch porządków – chrześcijańskiego i muzułmańskiego. Minarety i arabskie inskrypcje sąsiadują z kilkoma zachowanymi chrześcijańskimi mozaikami i witrażami…
I, podobnie, jak w przypadku Mezquity, wspaniałe wrażenie robi połączenie dwóch porządków – chrześcijańskiego i muzułmańskiego. Minarety i arabskie inskrypcje sąsiadują z kilkoma zachowanymi chrześcijańskimi mozaikami i witrażami…
Przyszedł wiek XX. W Stambule sprawa jest prosta – w 1934 roku ojciec współczesnej Turcji, Kemal Ataturk, przekształcił Hagię Sophię na muzeum. Dawna świątynia jest dobrem narodowym i jako taka znalazła się pod kuratelą państwa. Oczywiście, przez całe następne dziesięciolecia pojawiały się ze strony bardziej radykalnych muzułmanów głosy, że powinna stać się na powrót meczetem, ale nigdy do tego nie doszło. Teraz, w czasie ofensywy mocno konserwatywnego prezydenta Recipa Erdogana, staje się to coraz bliższe. Choć warto przypomnieć, że do tej pory Erdogan nie wspierał zbyt mocno tego pomysłu.
W Kordobie sprawy są bardziej skomplikowane. Do 1998 roku biskupi kordobańscy trzymali opiekę nad Mezquitą, ale nie rościli sobie prawa do własności. Ale wówczas konserwatywny rząd Jose Marii Aznara wprowadził prawo pozwalające kościołowi „zarejestrować niektóre miejsca kultu jako własność”. W 2006 roku biskupi Kordoby sfinalizowali proces „rejestracji” Mezquity. Podobno kosztowało to ich… 30 euro. Można chyba powiedzieć, że było to coś w rodzaju zamiany prawa wieczystego użytkowania na własność, choć trudno dokładnie dociec, jakimi meandrami płynie hiszpańskie prawo.
I być może do całego zamieszania by nie doszło, gdyby biskupi siedzieli cicho i nie kombinowali. Ale pod koniec 2014 roku na biletach i ulotkach pojawiła się nowa nazwa świątyni – Katedra w Kordobie. Zmieniono ją nawet na Google Maps. Szybko pojawiły się głosy protestu, argumentujące, że to zakłamywanie historii i ukrywanie muzułmańskiego dziedzictwa Mezquity. Wszystko komplikuje dodatkowo fakt, że „mezquita” to po hiszpańsku po prostu meczet, natomiast La Mezquita to nazwa tylko i wyłącznie meczetu-katedry w Kordobie – na świecie ten obiekt jest znany pod takim właśnie hasłem.
Protesty przyniosły skutek, dziś wydaje się, że oba etapy historii Mezquity są w ulotkach i przewodnikach opisane, na Google Maps szybko wrócono do nazwy Mosque-Cathedral of Cordoba, taka też nazwa widnieje na biletach, a na stronie internetowej w hiszpańskiej wersji językowej mamy po prostu Mezquitę (co ciekawe, po angielsku po prostu meczet, czyli zniknęło z nazwy słowo „katedra”). Prawo własności natomiast teoretycznie jest po stronie Kościoła, ale debata, czym powinna być Mezquita wciąż jeszcze się toczy.
Trudno ocenić, który stan byłby tutaj najlepszy. Z jednej strony nie można Kościołowi odmawiać prawa do tego obiektu – wszak Mezquita była chrześcijańską świątynią od prawie 800 lat! Z drugiej strony, jeśli chcemy być konsekwentni, to Hagia Sophia powinna znów stać się meczetem – wszak była nim przez lat blisko 500. Mezquita była wcześniej meczetem, Hagia Sophia kościołem chrześcijan…
Być może dobrym rozwiązaniem byłoby jednak przyjęcie, że znaczenie tych obiektów dla kultury całego świata wykracza daleko poza wiarę i oddanie obu obiektów pod opiekę państw, być może z prawem do użytkowania ich przez grupy religijne w niektóre dni roku na ściśle określonych warunkach. To mogłoby zapobiec ciągnięciu kłótni i eskalacji konfliktu przez kolejne wieki.
Fasada przyklejonego do Mezquity współczesnego centrum edukacyjnego
Jedna z kilku zachowanych w Hagii Sophii chrześcijańskich mozaik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz