niedziela, 2 października 2022

List Marty po nie całym roku

 

 23.09.2022
 
Ciekawe spostrzeżenie przyszło do mnie wczoraj, trochę mną potargało, bo pokazało mi, że mój upór jest często bezsensowny. 
Mam (jak każdy z nas) w swoim najbliższym gronie ludzi ,którzy, jak dla mnie, wolą cień od światła. Wciąż miałam nadzieję, że uda mi się ich na to światło naprowadzić, pomóc im znaleźć "odpowiednią "ścieżkę it.p. A wczoraj mnie samą oświeciło. Po pierwsze ci ludzie wcale nie muszą być w cieniu, jak z góry założyłam. To ja to tak widzę, z mojej perspektywy. Oni mogą czuć, że są w świetle, a to ja jestem w cieniu, prawda? Po drugie, każdy z nas ma swoją  indywidualną drogę, po której stąpa najlepiej jak potrafi. Mnie samej nikt nie nawracał, to znaczy próbowano wiele razy, ale z marnym skutkiem.  To ja musiałam dojść do punktu,  w którym zapragnęłam zmiany. Także moje próby zmiany ,naprowadzenia kogokolwiek z góry skazane są na porażkę. Do tego ja sama się w tym wszystkim męczę. Mam do siebie pretensje,  że nie potrafię ulepszyć drugiej osoby,  że reaguję złością na wiele zachowań i.t.p. I.t.d. Więc to siebie krzywdzę najbardziej. Pora uwolnić wszystkie więzy i wymagania i zacząć żyć dla siebie najlepiej jak potrafię, a innym dać wolność wyboru i życia swoim życiem. Wiązać się to będzie z kolejnymi cięciami albo przynajmniej z ograniczeniem kontaktów, ale teraz przynajmniej wiem dlaczego. 

A dzisiaj rano znowu rozwiała się mgła i pozwoliła mi ujrzeć inną zasadność mojego zachowania. Ech...
Zawsze, z czego w pełni zdałam sobie sprawę dopiero dzisiaj, moje decyzje były podyktowane innymi. Obawą przed reakcją i ewentualnym osadzeniem moich poczynań. Nawet kiedy myślałam, że mam to już za sobą- tak nie było. Na pewno dużo się zmieniło na przestrzeni ostatnich paru lat, ale wciąż ta obawa się we mnie tli. Wciąż nie pozwalam sobie być w pełni sobą, bo co jeśli to nie spodoba się światu? Mojemu małemu światu? A przecież taka jestem i dopóki sama tego nie zaakceptuję w pełni dopóty mój świat tego nie zrobi. Moje decyzje, jakie by nie były, powinny być moje. Dyktowane sercem połączonym z umysłem w świętej jedności, a nie z obawą przed odrzuceniem.  Z tego nie może i nigdy nie mogło wyjść nic dobrego. Te decyzje są najlepszymi z możliwych w danym momencie. Myślenie o tym, że w przyszłości tego pożałuję,  albo czy Kasi, Basi, Zosi, Mamie czy Tacie to się spodoba jest totalnie bez sensu. To moje życie,  moje decyzje i moje konsekwencje. Po raz kolejny, pora wziąć odpowiedzialność za swoje życie, pora zaufać sobie. Zaufać, że wszystko będzie dobrze. 
Jakie to przyjemne moc zdać sobie z tego sprawę. Jaka lekkość i przejrzystość nastała dzisiejszego ranka, aż łzy płyną strumieniem. Teraz wystarczy wprowadzić myśli w czyn i do tego celu będę potrzebowała wsparcia moich eterycznych sojuszników.  Więc proszę, pomóżcie mi w tej kolejnej zmianie. Dziękuję
 
11.09.2022
Późna pobudka, ale zrozumiała. O tak,zrozumiała. Jakże dziwne jest to, że z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc odkrywam nowe "sensy" mojego życia i nową mnie , i jakie to wszystko różne, a jednocześnie pasujące. 
  Wczoraj była pełnia, księżyc świecił prosto w moje okno blaskiem tak wielkim,  że wokół niego nie było nawet gwiazd. A ja leżałam i rozmawiałam z Magą i resztą mojej "bandy" (moje komórki). Zanim się z nimi porozumiałam myślałam o bliskich. O nich i o sobie. I doszło do mnie, że nic więcej nie mogę zrobić. Wszędzie, wszystkim powtarzałam,  że nie zbawimy świata, możemy tylko (właściwie aż)zbawić siebie, a sama usilnie próbowałam "naprawić " ludzi mi najbliższych. Więc wczoraj do mnie doszło, że to się nie uda.  To, niestety, nie moje zadanie. Tylko oni sami mogą dokonać napraw w sobie, jeśli w ogóle zechcą (bo przecież nie muszą) . Ja już nic nie zdziałam w tej kwestii. I wtedy , jak to pomyślałam, poczułam swojego "tetrisa". To uczucie, które mogę poczuć pod językiem i całą sobą, a które mówi mi, że wszystko jest tak jak powinno być. Chłonęłam to przez chwilę, po czym zeszłam do Magi. To jej wysłałam siłę i wsparcie. Wlałam w nią energię miłości i wdzięczności. Przyszło mi do głowy, że wszystkie nowo narodzone komórki w moim ciele rodzą się już z nową świadomością dzięki temu, że ja jestem bardziej świadoma. A że moja świadomość rośnie z dnia na dzień, więc i każde pokolenie komórek jest bardziej i bardziej świadome. Cudowna jest ta świadomość. Pozwoliłam sobie poczuć narodziny nowych komórek, tam gdzie rezyduje Maga. Zobaczyłam tysiące światełek zapalających się w okolicy krzyża i niżej. Pełno, mnóstwo małych światełek, które właśnie przyszły na świat. I choć wiem, że co dzień, co godzinę, co chwila nowe komórki rodzą się we mnie, to to doświadczenie było przepiękne i przepełniające mnie wzruszeniem i wdzięcznością, że mogę być tego świadkiem. Narodziły się a razem z nimi narodziło się moje nowe ciało i nowa ja. I tak zmienia się od paru lat, a wczoraj to zobaczyłam i zrozumiałam. Zmiana ciała, zmiana powłoki, zmiana pojazdy następuje w sposób stopniowy i powolny. Przynajmniej u mnie. Tzn dla mnie on nie jest powolny, w ogóle nie, ale chodzi mi tu o to, że nie na raz. O nie. Miliardy komórek musi zastąpić inne miliardy, a jeszcze inne miliardy muszą stać się świadome, a na to wszystko potrzeba czasu i cierpliwości. Tak. Podczas tych cudownych narodzin moje myśli przychodziły i odchodziły, a ja poddawałam się temu procesowi. I przyszła myśl o drodze i o celu. Nie pierwszy raz rozważałam ten wątek, więc przywitałam tę myśl jak starą, dobrą znajomą.  Lecz tym razem, znowu, przyszło więcej. Że droga jest celem sama w sobie- ok ,wiedziałam. Że życie jest drogą (i jednocześnie celem) - luz. Ale, że cel,jeśli się już uprzemy by go dojrzeć i opisać, jest śmiercią to była nowość. Niby oczywiste,a jednak wow. I najważniejsze.  Że ja jestem drogą. Nie tylko życie jest nią, ale i ja, i my wszyscy. Jesteśmy swoją własną drogą i mapą. Każda z naszych komórek jest kawałkiem informacji pomagającej nam tą swoją drogą kroczyć. Nie tylko to co w głowie i w sercu,cali my jesteśmy drogą. Pierw kroczymy nieświadomie i dlatego tak ważne są nasze ciała- one są mapami. A gdy stajemy się świadomi możemy sami przebudować swoją drogę, czyli siebie, według uznania. Możemy być świętą drogą do Częstochowy, albo ciemnym zaułkiem-to nasz wolny wybór. Możemy być pomiędzy, jeśli taka nasza wola. Dano nam cudowny wybór wybrania swojej drogi, czyli tego kim chcemy naprawdę być. I nie chodzi tu o bycie doktorem, czy policjantem, ale o nas wewnętrznie. Osobiście nie uważam, że są złe drogi. Żyjemy w dualnym świecie i możemy wybrać. Zastanawianie się co będzie dalej, jeśli wybierzemy źle nie ma dla mnie sensu. Sama parę razy zabiłam mrówkę,czy pająka chcąc tę stworzenia uratować, więc czym jest to źle??? Nie wiemy kto, za co i czy w ogóle będzie nas sądził, możemy jedynie się domyślać. Myślę,że ważne jest działanie w zgodzie ze sobą. Oczywiście jeśli jesteśmy już świadomi siebie i tego ,że mamy wybór.  Jeśli nie działamy z automatu reagując na wgrane programy z dzieciństwa.
    Leżałam i chłonęłam nowe informacje w blasku księżyca.  Szukałam drogi tyle czasu,a tu proszę. Ja jestem drogą. Podzieliłam się tą wiedzą z komórkami w ciele. Wszystkimi. Bo jeśli ja jestem drogą, to każda z nich również.  Niesamowite. Doprawdy. Dziękuję 

Więcej: https://tamar102a.blogspot.com/p/listy-magdy.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz