sobota, 3 czerwca 2017

Zwykłe skały czy dzieła zaginionych cywilizacji? Oceńcie sami


Istnieje kilka formacji skalnych, które według zwolenników teorii o"zakazanej archeologii" nie są dziełami natury, ale wytworami zaginionych cywilizacji. Należą do nich m.in. tajemniczy Sfinks z rumuńskich gór Bucegi oraz podwodna "droga gigantów" na Bahamach. Czy to rzeczywiście dzieło czyichś rąk sprzed tysięcy lat?

Górski Sfinks z Bucegi

Foto: Shutterstock
W paśmie Bucegi rozciągającym się w centralnej Rumunii, na południe od transylwańskiego Braszowa, znajdują się skały uznawane przez niektórych za zerodowane dzieła przedpotopowej cywilizacji. Najsłynniejszą z nich jest ośmiometrowy Sfinxul (rum. Sfinks) położony na rozległym skalnym płaskowyżu na wysokości 2200 m n.p.m. Oglądany z profilu rzeczywiście przypomina do złudzenia głowę swojego "większego brata" znad Nilu. Teorię, że Sfinxul nie jest dziełem natury, lecz prastarym posągiem, spopularyzował rumuński historyk Nicolae Densuşianu (zm. 1911), który uważał, że zbudowali go tajemniczy Pelazgowie – lud przybyły do Bucegi po ucieczce z Egiptu. W nowej ojczyźnie Pelazgowie wykuli w skale kopię Wielkiego Sfinksa z Gizy, który także miał być ich dziełem. W drugiej połowie XX w. oliwy do ognia w sprawie Bucegi dolał antropolog i badacz megalitów Dan Brăneanu, stwierdzając, że płaskowyż przecina sieć tuneli, które mogą skrywać skarby Daków, jacy wedle legend założyli w tych górach sanktuarium boskiego mędrca Zalmoksisa. Brăneanu za dzieła zapomnianej cywilizacji uznawał też inne skały z płaskowyżu, nazywane przez górali Baby czy Brodata Głowa. Współcześni uczeni, przyzwyczajeni do oceniania zabytków kultury przez pryzmat starożytnego Egiptu czy Grecji, nie potrafią dostrzec subtelnego piękna posągów z Bucegi, z których wiatr i woda starły wszelkie podobieństwo do dzieł ludzkich rąk – przekonywał.

Marcahuasi – wiadomość w kamieniu

Foto: Shutterstock
Daniel Ruzo (zm. 1991) – peruwiański pisarz i badacz megalitów uznawał, że przed nami istniało na Ziemi wiele cywilizacji, które co kilka tysięcy lat upadały w wyniku serii kataklizmów. Nasza jest spadkobierczynią dużo starszej, zaawansowanej "cywilizacji-matki", którą nazwał on "Masma". Miała ona istnieć tysiące lat przed Sumerem i została unicestwiona przez naturę. Uciekinierzy z Masmy zbiegli w góry, gdzie próbowali utrwalić swoje dziedzictwo. Ślady ich istnienia – zdaniem Ruzo – zachowały się nie tylko w Bucegi, ale także w bliźniaczym Marcahuasi (Marcawasi) – płaskowyżu w pobliżu Limy, gdzie na wysokości ponad 4 tys. m n.p.m. znajduje się wiele skał przypominających kształtem zwierzęta oraz ludzkie twarze. Ruzo, który poświęcił lata na dokumentowanie i opisywanie tamtejszych formacji uznawał, że szczególne znaczenie ma tzw. Twarz Ludzkości – zwietrzały posąg mający być zapisaną w kamieniu wiadomością od pracywilizacji dla kolejnych pokoleń. Geniusz jej twórców docenić można oglądając rzeźbę o różnych porach dnia, kiedy pod wpływem gry światła i cienia stopniowo uwidaczniają się jej poszczególne detale – twierdził. Inne teorie dotyczące Marcahuasi mówią o podziemnych tunelach, a nawet unikalnych właściwościach energetycznych tego miejsca, mającego ponoć zbawienny wpływ na niektóre dolegliwości. Dla geologów są to jednak tylko skały, do których ludzka wyobraźnia dorobiła legendę.

Bimini Road – chodnik olbrzymów

Tzw. Droga lub Mur Bimini znajduje się w pobliżu wyspy Bimini Północne w archipelagu Bahamów, kilkadziesiąt kilometrów na wschód od wybrzeży Florydy. Tajemnicza struktura leży sześć metrów pod wodą i widoczna jest z powierzchni w postaci trzech ciemnych pasów. Największy z nich ma długość 800 m i kształtem przypomina literę "J". Drugi odcinek, porównywalnej długości, jest nieco węższy i prosty. Trzeci również jest prosty, lecz o wiele krótszy. Droga Bimini zbudowana jest z potężnych czworobocznych bloków, których szerokość dochodzi do czterech metrów. Przypomina ona wielkie "kocie łby" na dnie morza. Jej niezwykły wygląd sprawia, że od lat krążą hipotezy uznające ją za pozostałość po zaginionej cywilizacji. Formacja ta była wielokrotnie badana przez geologów. Na początku lat 80.h dr John A. Gifford oraz dr Mahlon M. Ball ocenili jej wiek na ok. 14 tys. lat, nie znajdując jednak w jej pobliżu śladów ludzkiej działalności. Inna hipoteza zwolenników "zakazanej archeologii" zakłada, że Droga Bimini to nie trakt, ale wierzchołek muru lub pogrzebanej w morskim dnie budowli. Jeszcze inna dopatruje się w niej podobieństw do tzw. murów cyklopowych wznoszonych przez kulturę mykeńską. Twierdzenia te podważają jednak sceptycy, uznając, że Bimini Road to nie pozostałość po Atlantydzie, ale spękany naturalny twór zbudowany z miękkiej skały osadowej powszechnie występującej na Bahamach.

Kamienny gryf z Ałtaju

Foto: siberiantimes.com
Jak informował niedawno portal "Siberian Times", ałtajski badacz megalitów Rusłan Peresiołkow twierdzi, że na górze Mochnataja k. uzdrowiska Biełokuricha znajdują się dwa potężne posągi pozostawione przez nieznaną cywilizację. Jeden przedstawia głowę smoka, drugi, lepiej zachowany, łeb gryfa. O ich twórcach nie wiadomo kompletnie nic. Zdaniem Peresiołkowa nie byli to Scytowie (często przedstawiający gryfa w swojej sztuce), ale jakiś bardziej zamierzchły lud. Choć domniemany ałtajski smok nie robi wielkiego wrażenia, głowa gryfa rzeczywiście przywodzi na myśl posąg. Pytanie, czy nie jest to czasem oryginalne dzieło Matki Natury? "Gryf ma wyraźnie widoczną głowę i dziób oraz wgłębienia w miejscu oczu. Jego kark jest również doskonale widoczny. Pozostała część posągu skrywa się moim zdaniem pod ziemią. Rzeźba spogląda w kierunku wschodnim i jest otoczona przez inne dzieła ludzkich rąk, takie jak otwory, które mogły być wykorzystywane w ceremoniach religijnych" – mówi badacz, dodając, że nie jest to pierwsze tego typu odkrycie na Ałtaju. Choć uczeni już dawno zostali poinformowani o znaleziskach z okolic Biełokurichy, do tej pory nie skomentowali sprawy.

Yonaguni – japońska Atlantyda

Foto: crystalinks.com
Jedna z najlepiej znanych i budzących największe kontrowersje formacji skalnych uznawanych przez część naukowców za dzieło ludzkich rąk leży u wybrzeży Yonaguni – najdalej wysuniętej na zachód zamieszkałej japońskiej wyspy. Tamtejszy "monument" odkryli pod koniec lat 80-tych nurkowie, a jego badaniem zajął się wkrótce prof. Masaaki Kimura z Uniwersytetu Riukiu. Formacja z Yonaguni to podmorska skała, w której, zdaniem uczonego, nieznana cywilizacja wykuła tarasy, platformy i schody. Wielu osobom przypomina ona piramidę lub babiloński ziggurat. Inni wskazują na jej podobieństwo do Huaca del Sol (Świątyni Słońca) z okolic peruwiańskiego Trujillo. Dla geologa dr. Roberta Schocha, który badał monument Yonaguni, jest to jednak formacja naturalna, choć bardzo nietypowa. Kimura nie zgadza się z tą opinią, wskazując na liczne rzeźby przypominające kolumny, ludzkie twarze czy wizerunki zwierząt, jakie tam zidentyfikował. Swego czasu uznawał on nawet, że Yonaguni to część większego zaginionego lądu sprzed 10 tys. lat i że na dnie morza rozpościerać mogą się ruiny innych budowli. Po dekadach badań doszedł jednak do wniosku, że skałę, którą potem zalało morze, przerobiono na świątynię jakieś 3 tys. lat temu. Inna teoria łączy omawianą podwodną strukturę z charakterystycznymi grobami stylizowanymi na żółwie pancerze, jakie można spotkać w archipelagu Riukiu. Są one jednak znacznie młodsze od monumentu Yonaguni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz