czwartek, 28 marca 2024

Mądrość od świętego Franciszka na dziś

 
28 marca 2024 r. przez Kathleen Mary Willis



Jak praktyki duchowe pomagają mi radzić sobie ze smutkiem klimatycznym

Ten post Therese DesCamp doprowadził mnie do łez... . "Wczesnym rankiem pewnego zadymionego sierpniowego dnia w końcu dotarłem do epilogu, który rozpoczął się fragmentem krótkiej modlitwy św. Franciszka z Asyżu. "Nasze ręce są jak korzenie", czytamy w niej, "więc kładę je na tym, co piękne na tym świecie"".

Therese DesCamp, Broadview, 18 marca 2024 r.

https://broadview.org/spirituality-climate-grie

To nie jest poradnik o tym, jak zmniejszyć niepokój. To nie jest krótki kurs zamieniania smutku w radość. To nie jest psychoterapeutyczna technika przeciwdziałania rozpaczy. Nie jest to wezwanie do działania ani nawet modlitwa, jak to się zwykle rozumie.

To, co tu znajdziesz, to praktyka. Praktyka, z definicji, to wykonywanie jakiejś czynności, powtarzane w celu nabycia lub utrzymania biegłości w tej czynności. Praktyka duchowa to coś, co robisz przez około 20 minut dziennie w nadziei, że poczucie połączenia i zdolności znalezione w tym doświadczeniu towarzyszy ci przez pozostałe 23 godziny i 40 minut dnia.

Jest to praktyka wykorzystująca nasz smutek i złamane serce jako ścieżkę do cichego serca i pełnego miłości działania. To także zaproszenie do radości.

***

Gdy zeszłego lata kilka kilometrów dalej płonęły lasy, gdy na całym świecie pękały tamy, eskalowały wojny i zaostrzała się retoryka polityczna, z trudem znajdowałem spokojne serce. Moja praktyka - czytanie, Pismo Święte, medytacja, modlitwa - była trudna do utrzymania. Wiedziałam jednak, że jeśli nadal będę się pojawiać, praktyka będzie służyć jako szlak przez ciemny las rozpaczy, prowadząc mnie do przestrzeni, w której mogę pamiętać, że jestem zakorzeniona w Chrystusie. Potrzebowałem tego szlaku każdego dnia, ponieważ mój spokój każdego dnia rozpadał się na kawałki.

Od miesięcy zagłębiałem się w arcydzieło Merlina Sheldrake'a, Entangled Life, o nauce o grzybach. Każdego ranka czytałem kilka akapitów i rozważałem je w świetle mojej wiary. Pewnego zadymionego sierpniowego dnia dotarłem w końcu do epilogu, który rozpoczynał się fragmentem krótkiej modlitwy świętego Franciszka z Asyżu. Franciszka z Asyżu: "Nasze dłonie są jak korzenie" - czytamy - "Dlatego kładę je na tym, co piękne na tym świecie".

Moje serce przyspieszyło. Odszukałem przypis, przetrząsnąłem regały, znalazłem "Love Poems from God" Daniela Ladinsky'ego i przeczytałem dwa ostatnie wersy jego pięknej interpretacji tej modlitwy. "I składam je w modlitwie, a one czerpią z niebios światło".
Usiadłem, czując, że otrzymałem kompletny manifest kontemplacyjny dla tego klimatu katastrofy: szablon do pracy z żalem, zarys tego, jak działać. Rozpoczynam więc ten esej z wdzięcznością. Dziękuję, Franciszku z Asyżu. Dziękuję, Danielu Ladinsky. Dziękuję, Merlinie Sheldrake.

A potem przechodzę do modlitwy, do praktyki.

***


Nasze ręce zapuszczają korzenie.

Po pierwsze, zwracam uwagę na słowa. Franciszek zaczyna od kolektywu: "Nasze ręce". Podobnie jak "Ojcze nasz", pierwsza osoba liczby mnogiej w tej krótkiej modlitwie przypomina nam o naszym wspólnym doświadczeniu. Franciszek omawia uniwersalną ludzką rzeczywistość, w której zostaliśmy stworzeni, aby być w relacji ze sobą nawzajem i z otaczającym nas światem. To coś więcej niż relacja: zostaliśmy stworzeni, by się nawzajem upajać. Jesteśmy stworzeni do tego, by łączyć się ze sobą.

To cudowna rzecz, ten uścisk naszego wcielonego ja. Nie jesteśmy mistrzami, wyższymi i lepszymi od wszystkich innych; nie jesteśmy też pasożytami, którzy zasługują na śmierć. Jesteśmy po prostu piękną częścią całości.

Przyjmuję to do wiadomości: Jestem ukochaną, uwikłaną istotą, częścią sieci ukochanych, uwikłanych istot.
"Nasze dłonie przenikają się jak korzenie". Ta odurzająca linijka przywołuje sposób, w jaki korzenie drzew symbiotycznie splatają się z grzybami mikoryzowymi, aby transportować składniki odżywcze i informacje między drzewami. Czasami korzenie i grzyby są tak ściśle splecione, że są nie do odróżnienia, a grzyby faktycznie zamieszkują w ciele korzenia. Zdrowie drzew i grzybów zależy od tej wzajemnej relacji.

Wtedy zdaję sobie sprawę, że nie tylko korzenie nasiąkają. Kiedy wydycham powietrze, świerk za moim oknem wdycha ten oddech. Kiedy świerk wydycha tlen, ja go wdycham. Ten niezwykły cykl oddechu podtrzymuje nas oboje; zdrowie drzewa i moje zdrowie zależą od tej relacji. Ten niezwykły cykl oddechu podtrzymuje wszystkie żywe stworzenia.

Od sposobu, w jaki mój oddech jest wpleciony w świat, przechodzę do rozważań nad resztą mojego ciała. Jestem gospodarzem niezliczonych form życia, które kształtują moje zdrowie i życie. Zjadam rośliny i zwierzęta; maleńkie zwierzęta rozkładają moje ciało, gdy umieram, a rośliny wykorzystują tę rozłożoną materię jako pożywienie. Jesteśmy spleceni razem w życiu i w śmierci.

Jesteśmy również wpleceni w świat mentalnie. Jako systemy neuronowe z otwartą pętlą, każdy umysł uczy się od otaczających go umysłów. Mój umysł ulega restrukturyzacji, gdy czytam twoją książkę lub słyszę twoją mowę. Ale uczę się również od ciebie, gdy nucisz dziecku kołysankę, gdy publikujesz gniewny komentarz, gdy przechodzę obok ogrodu, który pielęgnowałeś.

Istnieje oczywiście wada całej tej łączności. Niemożliwe jest zdystansowanie się od fizycznego i mentalnego świata, w który jesteśmy wpleceni. Kiedy płoną drzewa na zboczu góry nade mną, czuję płomienie liżące moją korę. Kiedy uderzają trzęsienia ziemi, przeszukuję gruzy w poszukiwaniu mojego malucha. Kiedy susza ogranicza strumień do strużki, leżę dysząc w błocie. Kiedy spadają bomby, modlę się, by moje nastolatki bezpiecznie wróciły do domu.

Bycie splecionym - przesiąkniętym jak korzenie - oznacza, że przyjmę niewinne cierpienie świata. Bycie splecionym oznacza, że są chwile, kiedy smutek mnie ogarnia. Oznacza to, że nie mogę - nie będę - stać nietknięta, gdy Stworzenie jęczy i wije się jak rodząca kobieta.

Jak mówi pisarka i aktywistka Rebecca Solnit, można mieć "jednocześnie nadzieję i złamane serce". Co prowadzi mnie do piękna.

***


Więc umieszczam je na tym, co jest piękne na tym świecie    

Ponownie uważnie przyglądam się słowom. Teraz nie jest to już opowieść o zbiorowym ludzkim doświadczeniu. Franciszek mówi: "Umieszczam je". Sugeruje, że jednostka może podjąć konkretne działanie.

Nauczycielka kontemplacji Cynthia Bourgeault opowiada historię o swoim przyjacielu - muzyku jazzowym i buddyście - który zarabiał na życie udzielając korepetycji dzieciom: cztery godziny dziennie, sześć dni w tygodniu. Bourgeault zapytała go kiedyś, czy się nudzi. Odpowiedział, że czasami, ale tylko wtedy, gdy "nie poświęcam wystarczająco dużo uwagi".

Uwaga jest składnikiem, który rozświetla świat.

"Umieszczenie" czegoś wymaga ostrożnego i celowego ruchu: uwagi. Położenie rąk na świecie oznacza, że wchodzę z nim w relację. To coś więcej niż tylko fizyczny kontakt - to świadoma świadomość. To szacunek.

Postanawiam zabrać swoją uwagę na spacer. Kładę dłonie na drzewach cedrowych i pozostaję tak długo, aż poczuję ciepło i miękkość ich kory. Pocieram blizny po pazurach niedźwiedzia na pniu jesionu górskiego. Czuję chłód i żwir ogrodowej ziemi, wącham smołę na sośnie. Spoglądam na lawendę i złoto stokrotek Michaelmas. Ściskam owoc dzikiej róży, rozcieram jego woskowatość na dłoni, smakuję jego posmak. Wciskam palce w miękkie futro psa.

Kładę dłonie na pięknie. Kiedy zwracam uwagę na piękno, łagodzi to pasmo niepokoju i smutku wokół mojej klatki piersiowej.

Ale potem zaczynam myśleć. A co z rzeczami, których instynktownie nie uważam za piękne? Franciszek z Asyżu doświadczył nawrócenia, gdy pocałował trędowatego, pisząc: "To, co wcześniej przyprawiało mnie o mdłości, stało się dla mnie źródłem duchowej i fizycznej pociechy". Kiedy Franciszek mówi: "Stawiam je na to, co piękne na tym świecie", mocno wątpię, by miał na myśli, że mamy dotykać tylko ładnych rzeczy. Podejrzewam, że sugeruje, abyśmy nauczyli się dostrzegać piękno we wszystkich rzeczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz