Jednym z
najbardziej śliskich pojęć na ścieżce duchowej jest
oświecenie.
Co to jest… i jak je znaleźć… i skąd wiadomo, że je posiadamy? Aby mówić o oświeceniu musimy wprzódy przebudzić się… i musimy zrozumieć świadomość. Co nas budzi? Najczęściej głęboka trauma… śmierć bliskiej osoby, ciężka choroba, utrata czegoś dla nas ważnego. Wprzódy przychodzi wielka depresja. Wartość naszego przebudzenia zależy od głębokości tej depresji i progu z którego budzimy się… co do nas przemawia, co pozwala zrozumieć stan, w który popadliśmy. I kiedy w naszym umyśle nagle zmieniają się rzeczy i w tej rozpaczy widzimy je zupełnie inaczej… to znaczy budzimy się… czujemy, że świat nabrał nowego wymiaru. To też znaczy, że drgnęły nasze pola świadomości. Ale czy już wszystko wiemy, czy wszystko staje się dla nas jasne? Z jednej strony świat staje się bardziej jasny, a z drugiej bardziej tajemniczy. I widzimy, że nasze obawy, które szły z nami przez życie nagle przestają istnieć albo są ledwo zauważalne, zmieniają się nasze zainteresowania, nasze pasje, a nawet nasze smaki… a sprawy tych, którzy żyją wokół nas wydają się zupełnie inne, często drobne i ograniczone. Następuje głęboka zmiana w naszym światopoglądzie, co oczywiście niepokoi naszą rodzinę, przyjaciół, nawet uciekają przed nami… albo na siłę próbują nas z powrotem przywrócić w stare ramy. Osoby przebudzone są natychmiast zauważalne przez otoczenie. Ale przebudzenie to tylko jeden krok… następny to rozwinięcie naszej nowej świadomości… i co ważne, bardziej koncentrujemy się na sobie a nie na innych, jak to myślą ludzie, że oświeceni muszą nagle troszczyć się o cały świat. Wprzódy poznajemy to, co jest w nas, ponieważ dostajemy większy wgląd do siebie... a nie na zewnątrz... i zaczynamy intensywnie porządkować własne wnętrze np. rozpraszać winy, uczyć się akceptacji siebie, kochać, zwalczać ból, który należy tylko do nas… a my potrafimy ranić siebie bezlitośnie. I to wszystko co w nas sprzeczne trzeba posprzątać... aż w końcu dojdziemy do oświecenia, do tej wiecznej tajemnicy… a ono jest już naszym doświadczeniem… i przejdziemy tu wiele osobistych kroków, stopni i progów… i dla każdego człowieka będą one inne. I trudno nieprzebudzonemu człowiekowi szukać oświeconego… bo oświecony to już stan zjednoczenia z boskością… zmienia się pogląd takiego człowieka na wiele rzeczy… i nie ma tu definicji i wymyślanie takich słów jak: święty, boski … żadne nie oddaje tego stanu, jakie naprawdę uczucia i emocje mieszkają w takim człowieku. Wiele ludzi na świecie zażywa środki halucynogenne w celu wytworzenia stanu bliskiego nirvany, ale to są tylko przebłyski tego stanu… i wiele ludzi na świecie nie zażywa środków halucynogennych i też mają takie przebłyski… bo my wszyscy jesteśmy na jednej drodze… i wszyscy mamy jeden cel - zjednoczenie z Bogiem… nawet ateiści, którzy zaprzeczają istnieniu Boga. Toteż często wielu ateistów budzi się ze swojego głębokiego snu, wnika w nich inne uczucie i zaczynają być zintegrowani z całością.
I tu człowiek powinien wiedzieć, największą przeszkodą w
oświeceniu jest jego nadaktywność na tym polu, nadgorliwe
poszukiwanie oświecenia. Nie muszę pisać ile i jakie bzdury
wymyślają ludzie, aby to oświecenie uzyskać. A najczęściej
te wszystkie oświeceniowe zabiegi odurzają nas samych. Ileż
to ludzi nabija sobie głowę psychologicznymi bzdurami,
ustaleniem skąd się wzięli, jakie wcielenia przeżyli, skąd
wziął się w nich ich ból, smutek… a ileż to odrzuca samych
siebie…
… a na tej drodze potrzebna nam jest jedna wielka rzecz - akceptacja samego siebie… bez tego nie osiągniemy integracji, a w dodatku będziemy padać ofiarami naszych własnych programów i filtrów, które sobie sami zainstalowaliśmy. Nasza integracja to takie zdzieranie siebie warstwa po warstwie wszystkich tych bzdur i negatywnych programów, bez tego nie będzie trwałego oświecenia, tylko ten błysk, tak jak po LSD, który u wielu ludzi uchodzi za ten wspaniały środek na oświecenie. A ja ci radzę, poszukaj lepszego narzędzia, które jest w tobie… a nie brutalnie wdzierasz się w pola własnej świadomości, które są jeszcze niegotowe pod ten zasiew. I powodujesz większe traumy i gnębi cię pamięć, która wynurza się z ciebie fragmentarycznie… bo często jest bardzo smutna, niezrozumiała przez ciebie… i wchodzą w twój umysł takie małe tornada i gnębią cię, bo zerwałeś ten mechanizm obronny, który je zatrzymywał. To nie dla fantazji Boga twoja pamięć została stłumiona, pamiętaj o tym i nie poprawiaj Go, bo już nie raz okazało się, że te nasze ludzkie naprawy mocno zepsuły nas samych i nasz świat. Kiedy zaczynamy siebie akceptować zdrowieją nasze rany… ale uwalniają fale uczuć i zareagujemy na zewnątrz, może to być głośny płacz czy śmiech bez powodu, złość, żal… i tak trauma po traumie, których nie jesteśmy nawet świadomi… i zbliżamy się do pełnej integracji naszej psychiki. Każdy organizm próbuje sam oczyścić się z tych obciążeń.... potrzebuje tylko ciszy i zrozumienia samego siebie. To w nas samych zapisana jest ta pamięć i w swoim czasie otwiera się jak księga na wietrze i można ją czytać. Co się dzieje, jak rozbierzemy cebulę ze wszystkich jej warstw? Co nam z niej pozostanie? Nic… czyli pustka… do tego miejsca zaprowadzi nas nasza Jaźń, kiedy oczyścimy własną świadomość… … i co się dzieje dalej, czy w naszej świadomości nie ma już nic? Uzyskujemy zdolność widzenia i akceptacji świata i nas samych, takich jakimi jesteśmy. I nie pytaj mnie skąd to wszystko wiem!?
I powiem
więcej… zjednoczenie z boskością jest dostępne dla nas
wszystkich i to bez większego wysiłku, możesz otworzyć te
potężne drzwi i przyjdzie do ciebie głębsza myśl,
zrozumienie i głębszy poziom wiedzy, wewnętrznej mądrości. I
nie czujesz już tej wielkiej tęsknoty za Bogiem, ponieważ Go
czujesz w każdej chwili w sobie i obok siebie, powiem
jeszcze więcej… widzisz Go nawet w innym człowieku… i wiesz,
że nie możesz istnieć bez Niego. Głęboka tęsknota za
Bogiem... to daleka jeszcze do Niego droga.
Taki człowiek, zjednoczony z Bogiem, niszczy w sobie stres, który powoduje jego obciążenia w życiu, swoje negatywne wzorce myślowe zastępuje pozytywnymi… … a stres nie tylko wpływa na zdrowie, również na jasność myślenia… ale ty już nie boisz się, że Bóg cię odrzuci… ty to wiesz, że to ty spowodowałeś tą ciemność tam, gdzie była jasność… to ty ustawiłeś sztywne granice, które kiedyś nie istniały, to ty przerwałeś więzi z resztą Uniwersum… a nawet ze swoim bratem… to ty zakłóciłeś swój wewnętrzny spokój. To my sami spowodowaliśmy spustoszenie w przestrzeni, w której żyjemy… a teraz chcemy z tej przestrzeni uciekać, albo czekamy na zbawiciela, który nas wskrzesi.., a to wielki nonsens i wieczne usprawiedliwianie się, że nas ktoś zdominował… to ty utworzyłeś sobie wyobrażenie o swoim ciele, zdrowiu, wrogu a teraz ponosisz straty. Z takim myśleniem nigdy nie zmartwychwstaniesz, nie będziesz wieczny, nawet jeśli spędziłbyś całe swoje życie w kościele na umartwianiu się… i nigdzie nie uciekniesz ze swoimi problemami… … nawet jak zabijesz swoje ciało… … bo czym jest śmierć? Czym ty jesteś? Polem energii w czasie i przestrzeni. Uciekniesz z jednego miejsca, rodzisz się w drugim… powiem więcej, z tymi samymi problemami, które zabrałeś ze sobą z poprzedniego życia. Czym jest zmartwychwstanie? Przezwyciężeniem śmierci, usunięciem wszystkich własnych problemów... zrozumieniem, że Wszechświat jest Jednością… kiedy nie ma cię w tej przestrzeni jesteś w innym miejscu, w innej formie światła… jesteś kontinuum czasu … ale twoje oświecenie i moje będą zupełnie inne, chociaż będą miały jeden wspólny mianownik - wolność.
I
pamiętaj - co dawało ci tą wolność w dzieciństwie
- twoja nicość, nikt od ciebie nic nie oczekiwał.
Vancouver
22 Aug. 2018 WIESŁAWA |
Absolutnie nic nie jest tym, czym wydaje się być, ponieważ prawdziwa natura rzeczy pozostaje głęboko ukryta pod pozorami rzeczywistości.
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz