Absolutnie nic nie jest tym, czym wydaje się być, ponieważ prawdziwa natura rzeczy pozostaje głęboko ukryta pod pozorami rzeczywistości.
▼
niedziela, 30 sierpnia 2015
Słowianie najbardziej tajemniczy lud
Przez jakiś czas po słowiańsku mówiła
cała obecna Grecja, włącznie z Peloponezem i wyspą Kretą. Znamy dzieje
Egipcjan, Greków, Rzymian. Wiemy, gdzie mają swoje korzenie Niemcy i
Anglicy. Ale co wiemy o naszych przodkach? Kim jesteśmy, skąd
przyszliśmy? Co sprawiło, że jesteśmy tacy, a nie inni?
Każdy słyszał o prehistorycznym grodzie w
Biskupinie i o świętokrzyskich dymarkach – starożytnych hutach żelaza.
Co roku w Biskupinie i w Nowej Słupi pod Świętym Krzyżem są organizowane
archeologiczne festiwale i niejeden ze zwiedzających jest przekonany,
że ogląda prasłowiańskie zabytki. Prawda jest jednak inna. Nasi
przodkowie przywędrowali nad Wisłę i Odrę dopiero około 500 roku naszej
ery, czyli niedługo po upadku zachodniej części Cesarstwa Rzymskiego.
W starożytności, w czasach rozkwitu
cywilizacji Grecji i Rzymu, o Słowianach nikt nie słyszał. Tak jakby ich
nie było. Na pewno zaś nie było ich nad Wisłą i Odrą, podobnie jak nie
było ich na Bałkanach ani nad Morzem Czarnym. Na naszej ziemi żyły różne
ludy, wśród których najpotężniejsi byli Lugiowie, później zwani też
Wandalami. (Archeologowie, rozkopujący ich groby i osady, nazwali ten
lud „kulturą przeworską”.) Północ Polski zamieszkiwali Goci, tworzący
tzw. „kulturę wielbarską”. Stopniowo spychali oni Lugiów-Wandalów na
południe, sami zaś szlakiem wzdłóż Wisły i Bugu powędrowali na Ukrainę.
Około roku 400 naszej ery Goci i
Wandalowie najechali Państwo Rzymskie, doprowadzając je do upadku. Po
nich przeszli najeźdźcy z azjatyckich stepów – Hunowie.
Po stu kilkudziesięciu latach nieustannej wojny wszystkich z wszystkimi,
środkowa i wschodnia Europa stała się bezludziem. I w tę pustkę
wkroczył…
Lud nowy i dotąd nieznany
… mówiący językiem „niesłychanie
barbarzyńskim”, jak pisał o Słowianach bizantyjski historyk Prokopiusz z
Cezarei, kronikarz cesarza Justyniana. Bo właśnie za czasów tego
władcy, na początku lat pięćsetnych, Słowianie niespodziewanie pojawili
się nad Dunajem, na granicy państwa wschodniorzymskiego. Wrogiem byli
trudnym, gdyż nie byli „centralnie sterowani”: nie mieli królów, decyzje
podejmowali na wiecach, czego Grecy nie mogli zrozumieć: jak można tak
się kłócić? Ten ustrój okazał się jednak ich atutem: mimo że gorzej
uzbrojeni od wschodnich Rzymian (czyli Greków-Bizantyjczyków),
regularnie ich zwyciężali, a w razie porażki uciekali na bagna, gdzie
chowali się… pod wodą i oddychali przez rurki z trzciny.
Słowianie podbijali ówczesną Europę z
niesłychanym rozmachem: około 500 roku, kiedy zaczęli dokuczać
Bizancjum, zajęli także nasze ziemie, czyli dorzecze Wisły i Odry, kraj
nad Dunajem, Kotlinę Czeską; wyszli nad Bałtyk u ujścia Odry i Łaby,
założyli osady w środku obecnych Niemiec, kolonizowali doliny alpejskie i
dzisiejsze północne Włochy. W przeciwieństwie do innych najeźdźców ze
wschodu, chętnie porzucali wojenno-koczowniczy tryb życia, osiedlali się
i brali się za uprawę roli. Zasiedlili w końcu Bałkany. Przez jakiś
czas po słowiańsku mówiła cała obecna Grecja, włącznie z Peloponezem i
wyspą Kretą. Pewna grupa Słowian osiedliła się w… Syrii, zakładając
osadę Saqalabiya, czyli „Słowiańska”. Słychać było o słowiańskich
osadach nawet za morzem, w górach Maroka!
Słowiańska Atlantyda
Skąd przybył ten
tak liczny naród? Gdzie była jego kolebka? Najstarsze zabytki
słowiańskie wykopano na terenach środkowej Ukrainy, na zachód od Kijowa,
ale ten kraj był wówczas zbyt słabo zaludniony, by dać początek takiej
masie ludzi. Przypuszczano nawet, że przybyli – jak wiele ludów przed
nimi i po nich – ze stepów środkowej Azji; ale tak być nie mogło, gdyż
Słowianie nie byli stepowymi koczownikami: trzymali się rzek i terenów
wilgotnych. Bardzo możliwe, że przed swoim „wyrojeniem się” mieszkali
jeszcze dalej na wschód: w pasie żyznych liściastych lasów nad rzekami
Oką, Wołgą i Kamą, aż pod Ural.
Przyjście Słowian i ich najazdy
odnotowali dwaj ówcześni dziejopisarze: wspomniany już Prokopiusz, oraz
żyjący w Italii Jordanes. Potem jednak nadeszły „ciemne wieki”, nie
wiemy nawet, co się działo w bardziej cywilizowanych częściach Europy.
Po roku 600 n.e. przez prawie 300 lat o Słowianach nie ma niemal żadnych
wzmianek. Żyli, karczowali lasy, budowali grody, wojowali z sąsiadami,
urządzali sanktuaria, czcili bogów, wróżyli z lotu ptaków, śpiewali
pieśni na cześć bohaterów – i z tej ich „złotej epoki” nie zachowało się
NIC! Niewiarygodne, ale taka właśnie jest prawda. Cywilizacja Słowian
przepadła niby legendarna Atlantyda.
Dlaczego tak się stało? Słowianie przed przyjęciem chrześcijaństwa nie używali pisma (WP: używali pisma ale było zakazane dla ludu – tylko wtajemniczeni znali pismo), nie pozostawili więc ksiąg (WP: większość ksiąg, kronik spalili katolicy) ani
zapisanych kamiennych tablic, choć są przesłanki ku istnieniu pisma.
Wszyscy sąsiedzi Słowian byli piśmienni, we wszystkich słowiańskich
językach przechowały się stare słowa pisać, czytać, księga i bukwa czyli
litera. Do czego potrzebne byłyby te słowa, gdyby to był naród samych
analfabetów? A kiedy powstał pierwszy słowiański alfabet, zwany
głagolica (czyli „mówiące znaki”), zawierał on wiele liter nie
występujących w żadnym innym piśmie. Nie pozostały jednak żadne dowody
na istnienie dawnego alfabetu Słowian.
Prawdopodobnie dlatego, że Słowianie
pisali w drewnie, więc nie pozostawili po sobie żadnych kamiennych
tablic. Swoje domy i twierdze budowali z drewna, które łatwo płonęło i
niszczało. Zmarłych nie składali do grobów wraz z wyposażeniem na drogę w
zaświaty. Nieboszczyków palili na stosach, prochy zaś albo rozsiewali w
świętych miejscach albo umieszczali w kapliczkach na słupach. Z jednego
i drugiego obyczaju archeolog nie ma żadnego pożytku. Nasi przodkowie
jakby celowo zmówili się, aby utrudnić życie naukowcom!
Tajemniczy bogowie
Kiedy około
osiemsetnego, dziewięćsetnego, tysięcznego roku Słowianie zaczęli
przyjmować chrześcijaństwo, i na ich ziemie przybyli czarno ubrani
kapłani nowej religii, ich rodzima kultura nie miała żadnych szans na
przetrwanie. Była „pogańska” – czyli podejrzana o konszachty z diabłem i
dlatego skazana na zagładę.
Średniowieczni
misjonarze rzadko zapisywali imiona obalanych bogów. Wzmianki o
słowiańskich bóstwach zachowały się tylko z dwóch odległych punktów
Słowiańszczyzny: znad Łaby i Bałtyku oraz z Kijowa, gdzie autor
staroruskiej kroniki, mnich Nestor zapisał imiona „bałwanów”, które
ustawił nad Dnieprem kniaź Włodzimierz, zanim przyjął chrzest. Od niego
dowiadujemy się, że w Kijowie czczono „Peruna … z głową srebrną i wąsem złotym, i Chorsa, Dadźboga,
i Strzyboga, i Simargła, i Mokosza.” Ale z tejże kroniki wynika, że był
to kult nowy, państwowy, odgórnie zarządzony przez Włodzimierza. W
jakich bogów naprawdę wierzyli kijowianie? – nie wiadomo.
Bogowie Słowian
byli zapewne dużo bardziej nieuchwytni, mgliści, niż bóstwa starożytnych
ludów znad Morza Śródziemnego. Aby pewne bóstwo nabrało wyrazistości,
musi mieć świątynie, posągi – najlepiej trwałe i kamienne – swoje czyny i
księgi. Do obsługi tego wszystkiego potrzebna jest cała rzesza
kapłanów. Słowianie tego nie mieli. Nie mieli kapłanów. Nie budowali
świątyń. (Nie wierzmy w ich „gontyny” czy „kąciny” – to dopiero
Połabianie z terenów obecnej Meklemburgii w ostatniej fazie wojen z
Niemcami, tuż przed swoją klęską, zaczęli stawiać świątynie swym bóstwom
na wzór chrześcijański.) Słowianie czcili swoich bogów w świętych
miejscach – w gajach, nad rzekami, na wzgórzach i u źródeł, ale zawsze
pod gołym niebem.
Wiemy, że jedna z modlitewnych pozycji
polegała na kładzeniu się na wznak i patrzeniu w niebo – żaden inny
naród tak się nie modlił….
Klątwa Galla Anonima
Skoro Słowianie przybyli ze wschodu, aż
spod granic szamańskiego matecznika – Syberii, to jasne się staje, że
ich religijno-kulturowe pojęcia były kompletnie obce dla ówczesnych
chrześcijan z zachodniej i południowej Europy. Swoim sposobem myślenia i
swymi wierzeniami za bardzo różnili się nie tylko od chrześcijaństwa,
ale i od tego, co wyczytano o dawnych „poganach”, czyli wyznawcach
Zeusa, Marsa i innych starych bóstw śródziemnomorskich.
Chrześcijańscy misjonarze przychodzili
do ludu, którego nie rozumieli i rozumieć nie chcieli. A jego kulturę
uważali za tak głęboko pogańską, diabelską wręcz, że zasługującą jedynie
na jak najszybsze zapomnienie. Nikt inny jak nasz pierwszy kronikarz,
znany pod umownym imieniem Gall Anonim – bo zapomniał się pod swoją
kroniką podpisać – takimi oto słowy przeklął słowiańską
przeszłość: „Lecz dajmy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których
wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy
bałwochwalstwa…”
Ta klątwa okazała się skuteczna. Dzięki
Gallowi i jemu podobnym, dawnych Słowian rzeczywiście pochłonęła
„niepamięć wieków”. Choć może jakieś wspomnienia trwają do dziś: w
wykopaliskach naszej ziemi, w kulturze ludowej, a także w naszej
głębokiej pamięci, tej, do której dostęp mają tylko magowie i szamani.
Bóg, czart, bies…
Słowianie wierzyli w pewną liczbę
boskich mieszkańców niebios – dawców światła, deszczu i pomyślności, ale
chyba nie wysilali się, aby ich wszystkich przeliczyć. Niemal pewne
jest, że pierwsze miejsca, jako Bóg Najwyższy, zajmował Perun, Bóg
Burzy, znany także pod imionami Świętowit i Jarowit. Słowo „bóg”
znaczyło „budzący lęk” (z powodu swej potęgi). Inną nazwą istot
nadprzyrodzonych był „kyrtu”, później „czrtu”, czyli „potężny”. Ale tym
mianem chrześcijanie zaczęli nazwać nie Boga, lecz… diabła, czyli
właśnie czarta.
Inne diabelskie imię, bies, pierwotnie
oznaczało coś zupełnie innego: środek rozjaśniający umysł, a więc napój z
halucynogennych grzybów i jagód, którym słowiańscy wróże-szamani
raczyli się podczas „biesiady” czyli, dosłownie „jedzenia biesów”.
Ponieważ starą nazwą szamana-czarownika był „wołchw”, takie
czarnoksięskie zebranie nazywano „wołchwotą”, czyli – w obecnej
polszczyźnie – „ochotą”. Cóż, pod wpływem grzybów-biesów nasi wołchwowie
byli zdrowo „podochoceni”!
W ułamkach starych słów i nazw
przechowały się inne miana słowiańskich „świętych mężów”, pośredników
między ludźmi i bogam-duchami. Szaman uzdrowiciel nazywał się „lekarz”.
Jakimś innym rodzajem uzdrowiciela-zaklinacza był „choroman”. Był też
„kołud” – i zapewne przepowiadał przyszłość. Były też mądre niewiasty
„wilchwy” lub „wilchy”. Czynność wróżenia z lotu ptaków nazywała się
„kobiti”, ptak wróżebny – „kobiec”, mistrz wróżenia tym sposobem –
„kobieł”, a może „kobacz”. Przede wszystkim zaś szaman-wróżbita nazywał
się „bak” – czyli ten, który pilnie baczył na wieszcze znaki.
Blue – Istnieje również inna
hipoteza dotycząca pochodzenia Słowian, będąca w opozycji do tego co
przedstawia Wojciech Jóźwiak, (twórca słynnej Taraki). Są to badania
pana Krzysztofa Białczyńskiego. Mam przyjemność przedstawić jego
artykuł,będący polemiką z poglądami Wojciecha Jóźwiaka.
Słowianie są najbardziej tajemniczym
ludem Ziemi. Mimo olbrzymich postępów nauki i coraz częściej
wypowiadanych sądów, że wszystkich odkryć już dokonano, a wszystkie
wynalazki wymyślono, jak również, że nie pozostało już prawie nic do
zbadania, okazuje się, iż w samym pępku Zachodniej Cywilizacji od kilku
tysięcy lat żyje sobie lud, który jest gigantyczną zagadką i czarną
dziurą.
Nie wiadomo, skąd się wziął ani kiedy.
Nie wiadomo, jak to się stało ze zajął 2/3 Europy. Nie wiadomo, dlaczego
jest najliczniejszym europejskim ludem, skoro wyroił się u progu X
wieku naszej ery z garstki nieledwie zagrzebanego w borach chłopstwa. Do
tego – był już wtedy nacją niemal gotową na przyjęcie chrześcijaństwa.
Na dobitkę, to nieliczne chłopstwo od razu zaczęło być całymi zastępami
wyłapywane na handel. Pojawiają się więc w dziejach pisanych jako liczne
zastępy niewolników – tak liczne, że wszystkie „cywilizowane” narody,
które sobie ich za niewolników brały, nazwały ten lud dla odróżnienia od
innych „niewolnikami” (sclavinami). Taki właśnie wywód miana
„Słowianie” uważa się w dzisiejszej nauce, także polskiej, za
równoprawny z innymi i tę bzdurę cytuje się za „autorytetami nauki
zachodniej” nie bacząc na skalę małpowanego bezmyślnie nazistowskiego
nonsensu. Oczywiście prawie nikt nie zadaje sobie trudu zastanowienia,
kogo w takim razie ochrzczono, skoro była to tylko garstka zagrzebana w
borach i jakim cudem garstka ta zagospodarowała i obroniła olbrzymie
terytorium.
Nie wiadomo też, dlaczego ten lud mówi
do dzisiaj jednym językiem (różnice międzyjęzykowe w mowie słowiańskiej
można sprowadzić do poziomu dialektów), tak jakby rozszczepienie języka
nastąpiło dopiero wczoraj. Poza tym okazuje się, że ten język nie jest
jednak wczorajszy ani nawet przedwczorajszy – to język wyjątkowo
archaiczny; jest też wyjątkowo bliski dawnego wspólnego języka
wszystkich Indoeuropejczyków (Ariów). On właśnie, a szczególnie jego
odmiana zwana językiem polskim, jest najbliższy tego języka, od którego
wzięły początek niemalże wszystkie języki współczesnych Europejczyków
oraz połowy Azji.
Zatem – to już dzisiejszej nauce wiadomo
– lud ten tworzył swoją kulturę od zarania w samej kolebce kultury
indoeuropejskiej, w samym jej sercu. Czy wobec tego otaczająca go
zewsząd kultura Pragermanów, Prairańczyków, Protoceltów, Prasarmatów,
Protohellenów i Prarzymian i innych mogła mu być obca? Jak prężne były
to ludy i jak dynamiczna była ich kultura doskonale widzimy –
przewodziła cywilizacji w przeszłości i podbiła dziś cały świat.
Według wywodów tychże współczesnych
„naukowców” inne indoeuropejskie ludy, znane z jakże bogatych wykopalisk
archeologicznych, wywędrowały z Kolebki, a Słowianie jako jedyni w niej
pozostali. Oni jedni nie mieli do roku 500 nowej ery żadnej kultury –
nawet nie umieli lepić garnków na kole, nie znali też choćby jakichś
zalążków notacji, którą można uznać za pierwowzór pisma, a kiedy się
pojawili w Europie, nie mieli również żadnej religii – co najwyżej
protobuszmeńską, słowem raz jeszcze, nadawali się jak ulał na Białego
Murzyna, czyli europejską odmianę niewolnika, do czego – w domyśle – i
dzisiaj najlepiej się nadają.
Jednym słowem, mimo współistnienia w
tejże kolebce z jakże kulturalnymi ludami, przejmując od nich liczne
słowa do swego prymitywnego, ubogiego języka, w2 którym brak było słów
na takie pojęcia jak księżyc, księga, rola, radło, czy choćby koń – jako
jedyni nie nauczyli się niczego, a potem – stanowiąc niewolną bandę
popędzaną przez Hunów i Awarów – w ciągu zaledwie 200 lat zajęli w
Europie najlepsze miejsca i największy obszar. Na dodatek uczynili to w
sposób tak przebiegły, że się ich nie udało żadnym sposobem potem
wypędzić ani wytępić. Począwszy od 600 roku lud ten był mordowany i
rugowany, ginął setkami dzięki najazdom organizowanym od zachodu przez
Cesarstwo Frankijskie, a potem Niemieckie i tzw. chrystianizatorów oraz w
napaściach ze wschodu i południa organizowanych przez Bizancjum,
Awarów, a potem Tatarów i Turków. Co ciekawe, właśnie on przetrwał i
nawet się rozmnożył podczas gdy cywilizacyjne i nacjonalne potęgi, takie
jak Grecy, Celtowie, Rzymianie, Goci, Wandalowie, Sarmaci, Scytowie,
Hunowie, Awarowie – po prostu zaniknęły i niemalże ślad po nich nie
pozostał, lub zeszły kompletnie na margines dziejów (Grecy).
Co chcemy Wam powiedzieć? Ktoś gdzieś popełnia błąd logiczny – tylko tyle.
Spróbujmy doszukać się prawdy i
odgrzebać ją spod popiołów dziejów. Dotychczasowe poglądy na temat
pochodzenia Słowian i ich roli w dziejach pełne są stereotypów narosłych
pod wpływem nacjonalistycznych i totalitarnych ideologii XIX i XX
wieku. Wskażmy te miejsca, w których na pewno mylą się nawet największe
autorytety naukowe. Bądźmy odważni i otwarci. Jeśli nie zweryfikujemy
twierdzeń, które są nieuprawnione, fałszywe bądź kłamliwe, nie
rozwikłamy tej fascynującej zagadki, jaką jest Słowiańszczyzna.
Poniżej przedstawiamy cytaty z popularnej strony www.taraka,
która poświęca Słowianom cały dział. Jest to bardzo dobra, ambitna i
prowadzona na wysokim poziomie merytorycznym strona i możemy ją
wszystkim polecić, choć nie zgadzamy się z wieloma przedstawionymi tam
poglądami, a wiele pragnęlibyśmy pogłębić. Cytujemy je po to, by pokazać
Wam kilka rzeczywiście istotnych zagadek, ale także, żeby unaocznić,
jak łatwo poddać się autorytetom przeszłości i magii pseudonaukowych
stwierdzeń. Często zbytnio ufamy zastanemu stanowi wiedzy, któremu
przypisuje się rangę dogmatu. Ten dogmat jest nie raz gołosłowny, nie
poparty prawdziwymi dowodami, bywa spekulacją, a bywa też niestety
bezczelnym ideologicznym łgarstwem stworzonym po prostu dla celów
propagandy, po to by odmówić innym prawa do istnienia lub uzasadnić
prawo do ich zagłady.
Cytaty pochodzą z cennego opracowania
Wojciecha Jóźwiaka, które sprawę wyjaśnienia pochodzenia Słowian
znacznie popycha do przodu.
Autor przedstawia tę oto mapę dla
poparcia tezy, że Słowianie wywodzą się z kręgu kultur oznaczonych na
mapie od 3 do 8, a więc z Kolebki Naddnieprzańskiej.
Autor sugeruje wyraźnie, że Kulturę
Pomorską powinniśmy wiązać z Germanami – choć nie mówi tego głośno, jako
że na mapie nie podpisuje jej literą G. Gdyby autor zamieścił mapę
pokazującą te ziemie o 500-800 lat wcześniej, okazałoby się, że Kultura
Pomorska jest tylko jedną z grup terytorialnych Kultury Łużyckiej w
pobliżu Zatoki Gdańskiej, a Kultura Jastrofska – uznawana powszechnie za
pragermańską – zajmuje w tym czasie zaledwie przyczółek na Pomorzu
Zachodnim przy ujściu Łaby. Wtedy zobaczylibyśmy też, że od Łaby po
Wisłę, a na południu po Sudety i Karpaty rozlewa się Kultura Łużycka
oraz jej zmodyfikowana krewna – niemalże identyczna Kultura Trzciniecka:
od Wisły po Dniepr i linię Lasostepu na południu. Na przedstawionej u
góry mapie odpowiada zatem mniej więcej obszarowi od linii Wisły
opisanemu tutaj literą P oraz kulturom 4 i 7 (zob.: Witold Hensel,
Polska starożytna, Ossolineum 1988, s. 366 i następne). Jeśli zatem
przyjmiemy Kulturę Pomorską za germańską to musimy też przyjąć, iż
nawarstwiła się ona na bliźniacze kultury Wenedyjską i
Prasłowiańsko-Bałtyjską około 500 r. p.n.e. To skądinąd czas, w którym
według Herodota Wężowie (Wenedowie) naszli Nurów i ci byli zmuszeni
zamieszkać na czas jakiś w Ziemi Budynów.
Archeologia nie wykazuje jednak w
wypadku rozprzestrzeniania się Kultury Pomorskiej procesu przemin w
sąsiedztwie ani gwałtownego, ani krótkotrwałego, lecz długotrwały –
ewolucyjny. Wygląda na to, że mamy tu do czynienia z przenikaniem i
pokojowym przejmowaniem technik i wzorów – nie można tego nazwać
najazdem. Kultura Pomorska wykazuje ciągłość w stosunku do zanikającej
Łużyckiej czy Trzcinieckiej. Dlaczego? Po prostu z kręgu pomorskiego
Kultury Łużyckiej wyszły innowacje, które przyjęły się na większości
obszaru łużyckiego, a także – być może – władcy, którzy zdobywali
zwierzchność nad coraz większym terytorium. Dlatego nie dziwimy się, że
litera G i niebieska linia znalazły się na przedstawionej mapie tam,
gdzie je widać. Są tam, ponieważ o Kulturze Pomorskiej można powiedzieć
wszystko, ale nie sposób powiedzieć, że była germańska. Ale jeśli tak,
to jakie były jej następczynie, powstałe w wyniku najazdu na terytorium
Kultury Pomorskiej i rozszerzania się germańskich (jeśli rzeczywiście
były czysto germańskie) kultur Wielbarskiej i Przeworskiej?
Sądzimy, że w wyniku tego procesu
powstały kultury mieszane etnicznie – pomorsko-łużycko-wielbarskie,
pomorsko-trzciniecko-przeworskie, a więc najprawdopodobniej – co
potwierdzają też inne fakty pozaarcheologiczne – kultury
wenedzko-słowiańsko-wandalskie i wątyjsko-słowiańsko-gockie
(antyjsko-gockie).
Grupy germańskie przeszły przez ziemię
między Łabą a Dnieprem i nie pozostawiły tutaj nikogo ze swej nacji,
ponieważ były to grupy koczowników–wojowników, przemieszczające się i
wykorzystujące lokalną ludność rolniczą i lokalne siły wytwórcze.
Narzucały pewne wzorce i wzory, szły całymi rodami (z przychówkiem), ale
zmieniały swoje miejsce, podczas gdy ludność miejscowa częściowo
zabierała się z nimi, ale częściowo też pozostawała – choć już
odmieniona kulturowo.
To, co bierze się za wyłączną
archeologiczną „własność” Gotów, Wandali i innych grup germańskich, jest
własnością Germanów (Gotów, Wandali, innych), ale i tych, którzy tu
byli wcześniej i równolegle, tych na których oni się nawarstwili:
przedstawicieli kultury wenedzko-pomorskiej i wątyjsko-pomorskiej
(Wenedo-Słowian i Węto-Słowian – Wędów i Lęgów lub Nurów). W chwili, gdy
grupy germańsko-słowiańsko-bałtyjskich wojowników (Wądali i Gątów,
Charów i Lęgów) ruszały na południe zdobywać cesarstwo Rzymskie, dymarki
nie przestały dymić i nie zaprzestano bicia monet ani toczenia garnków
czy produkcji zboża. Z jednej strony atakowano Rzym a z drugiej
sprzedawano mu towary i produkowano na jego potrzeby. I tak było aż do V
wieku n.e.
To wtedy dopiero, po rozbiciu Cesarstwa,
po upadku Rzymu i degradacji Bizancjum, nastąpiło załamanie
gospodarcze. Jak już przyszło było to załamanie totalne, rzeczywisty
krach systemu ekonomicznego zachodniego świata starożytnego. Rzym i jego
prowincje nie potrzebowały już żelaza ani innych surowców i wyrobów
produkowanych na północy. Od wieków były tu one produkowane w skali o
wiele przewyższającej potrzeby lokalne. Po podbiciu Cesarstwa spadło
zapotrzebowanie na kamień, żelazo, sól, broń, ozdoby, bursztyn, zboże,
płótno, stroje, płody rolne, niewolników i wszystko inne. Rozmnożona na
tych stałych już zamówieniach Imperium słowiańska nacja zaczęła mieć
problemy ze zbytem, a co za tym idzie – z zaspokojeniem własnych
rozbudzonych potrzeb, potrzeb licznie rozmnożonej w stuleciach dobrobytu
tubylczej ludności i w następstwie z wyżywieniem tej licznej gromady.
Gromada ruszyła się z posad za wojownikami szukając utraconego
dobrobytu.
Spadł popyt na wszystkie dobra. Na
Północy nastąpiło szybkie zahamowanie produkcji i degradacja populacji.
Pojawili się Hunowie, a całe słowiańskie plemiona zamieszkujące od
wieków te ziemie ruszyły z nimi na południe nie myśląc już o utrzymaniu
dobrobytu, ale w poszukiwaniu źródeł utrzymania przy życiu. To nie ruch
germańskich drużyn z ich rodzinami był tym najważniejszym ruchem i nie
ruch wojowniczych Hunów; one wyzwoliły tylko – burząc Imperium – ruch
olbrzymiej, zamieszkującej do tej pory Puszcze Północy, masy wytwórców
dóbr zbywanych w Rzymie; powszechny ruch słowiański. Dlatego właśnie ta
masa objęła w posiadanie Europę – była po prostu na tyle liczna, żeby
zająć i zagospodarować tak duży obszar. Gęstość zaludnienia, zwłaszcza
opuszczonej masowo Północy, znacznie spadła. W konsekwencji odpływu
rzemieślników poziom produkcji, a także warunki życia i stosowane
techniki produkcyjne, uległy znacznej degradacji, miejscami nawet
zapomnieniu. Na Północy w ciągu jednego pokolenia – co oznacza 20 do 40
lat – nastąpiło zerwanie ciągłości i nie podjęto już starych technik.
Trzeba było rozpoczynać od początku. Główna masa słowiańska odpłynęła
chwilowo na Południe i tam zaczęła czerpać nowe wzorce.
Jak toczy się proces zniknięcia
wojenno-rodowej wspólnoty plemiennej, możemy prześledzić, mając
historyczne świadectwa dotyczące Wołgarów (ludu tureckiego), którzy
zostali w ciągu 50-100 lat zasymilowani przez Dobrudżan – Słowian
Dobrudzkich, przodków dzisiejszych Bułgarów. Podobnie było z Waregami na
Rusi, Wandalami w Afryce, Gotami w Hiszpanii itd. Podstawą
demograficzną plemienia nie są i nigdy nie byli wojownicy. Wojownicy są
wchłaniani przez główną masę populacji.
W wiekach od VII do IX nastąpiło
odtworzenie populacji słowiańskiej na Północy i jej dalsza ekspansja na
zachód, północ i wschód. Sądząc po dzisiejszych rezultatach wielkiej
słowiańskiej ekspansji, przewaga liczebna Słowian nad innymi
indoeuropejskimi nacjami Europy musiała być znaczna już na samym
początku.
Czy nie jest to wystarczająco spójne
logicznie wyjaśnienie dwóch grup faktów – dlaczego nie znajduje się tzw.
archeologicznych śladów Słowian między Łabą a Bugiemwcześniej niż w V
wieku i dlaczego takie plemiona jak Goci, Wandale, Longobardowie,
Silingowie, Jazygowie, Bastarnowie, Hunowie, Awarowie i inni zniknęli i
nie istnieją dziś jako kultury i nacje?
Te ślady oczywiście są, lecz uparcie
przypisujemy je komu innemu. Dlatego dla koniecznej do zagospodarowania
Europy w VI wieku, naprawdę licznej populacji Słowian nie było i nie ma
do tej pory miejsca na mapach historyków i archeologów.
Być może się mylimy i przedstawiona w
„Mitologii słowiańskiej – Księdze Tura” wizja jest błędna. Zapraszamy do
stworzenia innych koncepcji, z tym jednak zastrzeżeniem, że muszą one
być spójne logicznie, pozbawione sprzeczności i dogmatów.
Skąd opinia, iż Słowianie nie mieli
władców? – czy tylko z relacji kronikarzy na temat wiecowego charakteru
wybierania kniaziów? Bo to przecież absolutna bzdura, że słowa książę,
księżyc, księga, knysz (pieróg i łódź-piroga) pochodzą z niemieckiego.
Zastany dogmat nauki XIX-wiecznej przyjęliśmy za pewnik. To, co mówią
profesorowie z Niemiec (Brückner, Godłowski i inni), jest niestety
przesiąknięte tego typu dogmatami i jednostronnością. Nie możemy polegać
na sądach profesorów – ani z Zachodu, ani ze Wschodu.
Musimy się dorobić pokolenia własnych
profesorów nieskażonych dogmatami materializmu marksistowskiego i
chrystianocentryzmu, a także wschodnim ni zachodnim oglądem świata. To
bardzo trudne, lecz mam nadzieję, że wykonalne. Oczywiście mężczyźni o
wymienionych powyżej imionach byli władcami, nie mniej władczymi niż
inni z innych ludów pochodzący. Główny dowód w sprawie – archaiczny (jak
i język Słowian) rytuał intronizacji królów, nie świadczy wcale o braku
systemu hierarchicznego i jego tradycji.
Wiece wiecami, a wici wiciami, by tak rzec.
Poszanowanie tego rytuału – znanego też Scytom i Sarmatom – dowodzi zaś
pośrednio wielkiego szacunku dla wyznawanej religii. Władca jest zawsze
przedstawicielem bóstwa na Ziemi, jak dowiódł pół wieku temu G. Frazer,
jest czarownikiem, szamanem, wiedzącym, znawcą ksiąg – księciem, a nie
po prostu trochę lepszym chłopem od innych dookoła. Już w IV wieku nowej
ery Bizantyjczycy poznali dobrze Wątyjskiego (Antylskiego) księcia
Boza, któremu podlegało 72 naczelników plemiennych. Wątowie naddunajscy
to zaś wcale nie najliczniejsze z wielu prapaństwo słowiańskie.
”Imiona Słowian. Religia
Słowian jawi się nam jako twór mglisty, guślarstwo raczej niż choćby
porządny szamanizm, nie mówiąc już o politeizmie. Jak to pogodzić z
faktem, że ich imiona tworzą tak precyzyjny system? Gdyż wśród tych
imion przeważa typ wyrażający życzenie, zwykle składający się z dwóch
części: Rado-gost, Stani-sław, Zby-gniew, Sędo-mir, Wsze-drog. Zasady
tworzenia tych imion są bardzo rygorystyczne: mogą w nich występować
tylko pojęcia abstrakcyjne, cnoty wojenne (-bor, „walka, waleczny”) i
pokojowe (-mir, „szacunek, ład, prawo”), czasem są odwołania do ‚ojców’ i
‚dziadów’. Żadnych imion bogów, żadnych mieczy, włóczni, tarcz i koni,
żadnych zwierząt, których pełno w imionach germańskich, greckich,
celtyckich. Wśród Słowian niemożliwe byłyby imiona w rodzaju Hippolytos
(‚puszczający konie luzem’), ani Eberhard (‚silny jak dzika świnia’) –
ani Kalidaśa (‚sługa bogini Kali’). System słowiańskich imion sprawia
wrażenie czegoś dostojnego i wyrafinowanego. I znowu – jak to pogodzić
zarówno z prymitywizmem kultury materialnej, jak i z ową „mglistością”
religii. A może ta mglistość i prymitywizm to pozór, skrywający lud
miłujących prostotę mędrców? (XIX-wieczni Amerykanie mieli Indian za
prymitywów, dziś się od nich uczą jak żyć.)
Jest to naszym zdaniem zagadka wielkiej
wagi. W zasadzie już sam fakt istnienia tego systemu imion stanowi
odpowiedź na temat poziomu wierzeń religijnych Słowian. Wiemy także
skądinąd, że obowiązywały imiona ukryte, „głębokie”, niewymawialne,
tajone przed obcymi, a także imiona wojownicze, przybierane we
wspólnocie wojowników po obrzędzie inicjacji i przyjęciu do odpowiedniej
gromady: wilków, rysiów, turów itp. Czy te wierzenia były i jakie były
–staramy się pokazać w „Mitologii słowiańskiej”. A że były, potwierdza
to co najmniej kilkadziesiąt miejsc w samej tylko Polsce podobnych do
opisanego poniżej, choć wielu dałoby wiele, żeby te fakty nadal nie były
publicznie znane.
Cytujemy z Wikipedii, wolnej
encyklopedii: „Łysa Góra – ośrodek kultu pogańskiego. Pogański wał
kultowy na Łysej Górze Łysa Góra stanowiła w okresie wczesnego
średniowiecza jeden z największych i najważniejszych ośrodków kultu
pogańskiego.
Jego pozostałością jest wał kultowy,
otaczający partię szczytową wzniesienia. Składa się on z dwóch części,
mających kształt podkowy. Ich łączna długość wynosi ok. 1,5 km, a
wysokość dochodzi do 2 m. Usypane zostały prawdopodobnie w IX-X w. z
występujących tu licznie bloków kwarcytu. Zachowało się także wejście do
wnętrza wału, tuż przy drodze z Nowej Słupi. Prace nad budową wału
przerwano po przyjęciu chrześcijaństwa.
Na jej szczycie znajdować się miała
bożnica, gdzie bożkom Lelum i Polelum ofiary czyniono i podług innych
czczono tu Bogów: Śwista, Pośwista, Pogoda… (fragment kroniki Jana
Długosza)”.
Przekazy kronikarzy mówią o trzech
bóstwach, które miały być czczone na górze. Interesujące jest, że
wybudowanej na tym miejscu świątyni chrześcijańskiej nadano wezwanie
Trójcy Świętej.
„Nieobecność Wikingów. Wikingowie (8, 9,
10 wiek) najeżdżali wybrzeża całej Europy, a na Rusi wniknęli rzekami w
głąb lądu. Dlaczego omijali tylko jeden obszar: ziemie obecnej Polski?
Co ich powstrzymywało?
Co ich powstrzymywało? – siła i tylko
siła. Na Ruś wnikali tylko dlatego, że pozwalało na to słabe
zaludnienie, zwłaszcza na północy. Tam najpóźniej odtworzyła się
populacja słowiańska i tereny te były kolonizowane z obszarów Polski i
Rusi Kijowskiej.
„Chrześcijaństwo u Wandalów i Gotów. Jeden i drugi lud germański,
kiedy najeżdżał Państwo Rzymskie, był już ochrzczony: miał już za sobą
przyjęcie chrześcijaństwa. Czy misje chrześcijan-arian nie docierały na
ziemie obecnie polskie – wtedy zamieszkane przez Wandalów i Gotów – już w
IV wieku n.e.? Nie można tego wykluczyć”.
Odpowiedź na tę zagadkę znajduje się w
pierwszej części niniejszego artykułu. Nawet, jeśli chrystianizowali, to
nie na obszarach Polski, tylko w późniejszych etapach ich wędrówki i
chrystianizacja mogła dotyczyć tylko wąskich grup – wojowników i
władców, nowa wiara umarła razem z nimi, tak jak nieustannie „umierała” w
Polsce historycznej, bo była obecna tylko w górnych warstwach
społecznych, obca i nawet językowo niezrozumiała dla podstawowej masy
populacji.
„Pisać” i „czytać”. Słowianie, jak się
wszyscy zgadzają, nie mieli swojego rodzimego pisma (w odróżnieniu od
Germanów znających pismo runiczne, i Turków, piszących podobnymi
znakami), i aż do przyjęcia chrześcijaństwa byli niepiśmienni. Dlaczego
wobec tego język słowiański posiada rodzime słowa zarówno na „czytanie”
jak i na „pisanie”, oraz na „księgi” i „bukwy” – litery?
Głagolica. Cyryl i Metody, Grecy znający
Słowian i ich język, pierwsi misjonarze wśród Słowian, kiedy zaczęli
spisywać ich język i tworzyć chrześcijańską liturgię w tym języku,
stworzyli alfabet, nazwany głagolicą. Alfabet ten, słabo przypominający
jakiekolwiek znane wówczas pisma, nazwano słowiańska nazwą. „Cyrylicą”
nazwano inny alfabet, utworzony później, już po śmierci Cyryla i mniej
oryginalny niż głagolica, będący adaptacją greckiego. Czy czasem
głagolica nie jest oryginalnym pismem słowiańskim, zaledwie
wykorzystanym przez obu Apostołów Słowian, lub – to w wersji mniej
radykalnej – zawiera litery z wcześniejszego, oryginalnie słowiańskiego
alfabetu?
Według nas głagolica jest oczywiście
owym poszukiwanym i o dziwo wciąż nieodnalezionym pismem słowiańskim, a
powstała na bazie faktycznego starego pisma, które niestety zanikło w
fatalnym (czy też szczęśliwym) okresie masowej ekspansji Słowian. Mogło
się ono wywodzić z pisma węzełkowego, sznurowego. To wici rozsyłane
przez władców w potrzebie między plemiona były zapewne pozostałością
tego tajemnego pisma; Formy tego pisma w czasach historycznych już
zanikającego, bo z jakichś powodów bardzo ograniczonego w stosowaniu –
czy nie znanego tylko w kręgu wiedzących, a więc królewsko-kapłańskim –
dowódczym, zostały zanotowane przez Cyryla i Metodego i częściowo
zmienione, dostosowane do pisania na pergaminie, pozbawione koby
służącej do wiązania w węzeł wiciowy.
Dawniej myślano, że Germanie to typowo
skandynaweka nacja, która nie posiada znacznych dodatków innych
narodowości. Okazuje się jednak, że Germanie powstali po zmieszaniu się
autochtonów skandynawskich (I1a) z Indoeuropejczykami ( r1a1) i Celtami
(r1b) w proporcji 40%-20%-40%. W Norwegii jest prawie po równo 28% R1a1 i
R1b i 40% I1a. Z tego wniosek, że nie było żadnych większych ilości
germańskich plemion na ziemiach polskich i w marszu na tereny Cesarstwa
Rzymskiego. Polska nie została wyludniona po wyjściu Wandali i Alanów w
ilości 70tyś wojów + rodziny z ziem polsko-panońskich w sylwestra 406r.
Dzisiaj w Polsce oprócz wymienionych wyżej haplogrup są jeszcze celtycka
R1b(16%), wenedzka I2a(9%),skandynawska I1a(7%) i po kilka % E,J1,J2 i
G. Śmiało można powiedzieć, że Polacy to potomkowie Wandali,
Słowian,Celtów,Wenedów i małej ilości przybyszy z Afryki, Bliskiego
Wschodu i Kaukazu. Czy można mówić, że jesteśmy Słowianami, chyba tak
samo jak Niemcy mówią, że są Germanami. Ciekawe co przyniosą następne
odkrycia genetyków i jakie jeszcze tajemnice skrywa nasza Europy
historia.
Z tego wynika,że od Łużyc po
Wileńszczyznę,Grodzieńszczyznę i Zbrucz wszyscyśmy jedna Polaków
rodzina. Zachęcam wszystkich do wypowiedzenia się na ten temat i
podzielenia sie własnymi wiadomościami w tej sprawie.
Michał-Anioł – Spotkałem
kiedyś informację o podaniu dotyczącym buddyzmu, iż lud który
zapoczątkował tą religie w dzisiejszych Indiach i Tybecie przybył z
zachodu kierunek wydaje się właściwy w świetle prezentowanych tu
informacji .
„W czasach Buddy ustrój republikański, w
którym władzę sprawowała rada naczelników rodów bądź król, pozbawiony
jednak prawa przekazywania władzy swym potomkom. Bardzo podobny ustrój
posiadały w Europie Środkowej i Wschodniej, jeszcze na początku XIII
wieku słowiańskie republiki pogańskie, które podobnie jak te w
starożytnych Indiach, musiały z czasem ulec imperialnym monarchiom.
Podziały kastowe hinduskiego
społeczeństwa zaczęły funkcjonować od czasów najazdów ludów
indoeuropejskich, Ariów, którzy od połowy drugiego tysiąclecia p.n.e
rozpoczęli podbój Indii. Społeczność aryjska zorganizowana była w
systemie warn. To sanskryckie słowo oznacza „barwę”. To znaczenie
wskazuje na rasowe przyczyny podziałów społecznych. Najeźdźcy pochodzący
z terenów dzisiejszej południowej Rosji i Ukrainy posiadali jaśniejszą
cerę od podbijanych, ciemnoskórych Drawidów, co także decydowało o ich
późniejszym statusie w społecznej hierarchii kastowej. Ponadto ci z
Ariów, którzy połączyli się więzami krwi z podbitymi Drawidami,
zostawali zepchnięci w dół drabiny społecznej.”
Jakub – Od
roku 966 a wiec od daty przyjęcia chrztu w zasadzie podporządkowania
państwa Polskiego Rzymowi trwało systematyczne niszczenie dawnej wiary i
kultury. Karą za kontynuację tamtej wiary była śmierć. Czy wiec dziwnym
jest , że w końcu musiała zniknąć? Kilka pokoleń wystarczyło aby
wymazać ja ze świadomości ludzi. Działo się tak na całym świecie, pomimo
represji w kilku miejscach na świecie, nieliczni, którzy przeżyli i
przekazali swoją starą wiarę i wiedzę następnym pokoleniom spowodowali ,
że dzisiaj gdy już nie grozi za to śmierć , następuje powrót i
odkrywanie na nowo swoich korzeni. U nas Słowian trwa ten sam proces od
kilkudziesięciu już lat. Pomału odkrywamy coraz więcej i coraz bardziej
wyzwalamy się od narzuconego nam systemu. Powracamy do źródeł naszej
mentalności.
Fragment: „Zasadniczą ideą księgi
popiołów jest dotarcie do bezsprzecznej prawdy historycznej jakakolwiek
miała by ona być, księga ta jest historią Słowian oraz obroną pisma i
języka Słowian.
Jest ona napisana językiem potocznym,
nadużywamy słów a, i, że, alias, często dosadnym, obrazoburczym,
sprzecznym z zasadami eufonii, przypisy są właściwie podrozdziałami,
częściowo piszemy ją w trybie przypuszczającym by czegoś dowieść by
później używać tych samych faktów już jako twierdzeń, posługujemy się
zapisem przeciwnym zasadom jednolitości szczegółów czyli np. zasadą
stosowania znaków interpunkcyjnych Pro’rok ~ Pro-rok, często wbrew
regułom ortografii (np. naZyWać nazywamy to akcentacją etymologiczną),
składni jak i prawom estetyki czy redakcji książek, np. używamy
zamiennie skrótu e.ch. (ery chrystian) i n.e. (naszej ery ~ ale nie
mojej), nazywamy opisywany lud czy naród, a może kastę ~ warnę militarną
raz Chor’watami, Hrob’atami ~ Mogilanami, Hor’manami, Walinami,
Ljadami, Ledianami, drugi Pszońcami, Obrami, Wręgami, Worami, Lachami,
innym razem imieniem Morusów czyli Empiriusów ~ Ąpirusów (płonących ~
ognistych), używamy na ich określenie też nazwy Lugii ~ Antów ~ Anteli ~
Andeli ~ Anji ~ czyli Aniołów, jak również nadajemy im imię Abarów,
Awarów i Rusów które w dzisiejszej historiografii mają dość jednoznaczne
choć dogmatyczne identyfikacje z jakimiś koczownikami gnębiącymi
biednych Słowian czy z Rusią Kijowską, też Świętą Górę czyli Łysą Górę
nazywamy ~ Peuką, Pełką, HaraWatą, Łysicą, Harą, Harati, Wolą, Wólką,
Gol’gotą ~ górą czaszką, Heramem, Helemem używamy znanych słów w
prastarym i innym znaczeniu od dzisiejszego np. niemcy~niemeci oznaczają
wszystkich niesłowian, czy żydów zaliczamy ze względu na to, że jidisz
to dialekt niemiecki do Niemców itp. wypisujemy też bardzo
kontrowersyjne, aroganckie oraz emocjonalne opinie, robimy to wszystko
nie dlatego, że nie lubimy czeskiego (lidyjskiego) alfabetu czy też mamy
taki kaprys, ale bardziej po to by zmusić do myślenia wywołać żywszą
wręcz gwałtowniejszą reakcję czytelnika by uzmysłowić mu struktury i
piękno naszego języka dziś już nieco skostniałego i sformalizowanego,
chodzi też o dotarcie do prawdy o naszej historii i naszych przodkach,
bo chodzi nam tu jak wspomnieliśmy wyżej o obiektywną oraz bezsprzeczną
prawdę historyczną.
Być może obrażę tą książką klasę
inteligencką, chrześcijan, arystokratów, cyklistów, bałwochwalców,
komunistów i ateistów jak też XIX nacjonalizmy polski, ukraiński,
rosyjski, żydowski czy niemiecki alias wszystkie nasze święte krowy,
choć na pewno nie obrażę tu ludzi inteligentnych bo oni wiedzą, że dużo
ważniejsza jest prawda niż dobre samopoczucie czy uczucia ”konfesjonane”
tej czy innej narodowości, warstwy zawodowej czy społecznej, życie w
kłamstwie i obłudzie prowadzi zawsze do klęski, być może jest to
historia panslawistyczna, choć myślę, że to historia świata według
Barbarzyńcy, wyraz macedoński Bara ~ Słowo, więc Barbarzyńca synonim
imienia ~ narodowości Słowian. Ktoś powie, że nie ma takiej narodowości,
ale była jeszcze w czasach Kadłubka, a nawet w XVI wieku bo jakiej jest
narodowości autor poniższych wersów. (narodowość tą zniszczył
kofesjonalizm i separatyzm podsycany przez wrogów Słowian) „
Jakub – ”Dlaczego
usypano Wandzie Kurhan? Bo tak u nas ”czczono jej nadludzki (czyli
boski) majestat” (tak pisał np. o Wandzie Kadłubek).
W MHP Kaźmira Szulca przeczytamy tezę,
że Wanda i Krak to były bóstwa, a nie ludzkie postacie historyczne,
kompromisem niesprzecznym z tymi dwoma sprzecznymi opiniami, jest teza,
że byli żywymi bogami władcami typowymi dla Scytów ~ Chrobatów, tak
identyfikowanym narodowo ze względu na usypane im Kopce ~ Kurhany.”…
Nikt nigdy nie zabił żadnego smoka który
by się czołgał na swym brzuchu do wodopoju, bo takie smoki nie istnieją
i nie istniały. Pokonać armię która posługiwała się sztafażem armii
zmarłych czyli smogiemdymami, się kiedyś zdarzyło, ale mogło się to
wydarzyć tylko przy pomocy bratobójstwa, zdrady i trucicielstwa, wojny
domowej…
O zamku Lyscu i Łysej Górze „Na tym
zamku pani iedna przedtym mieszkaiąca, podniowszy się w pychę, iż była
poraziła wielkiego Aleksandra pod tą gorą, kazała się za Boginią Dianą
chwalić…
Jeśli by tą panią, Boginią była Wanda, a
Wielki Aleksander-Karolem Wielkim, to zamek Lysiec byłby wielką Awarską
twierdzą-światynią dziewięciu kręgów-ringów-pierścieni która została
zniszczona przez Frank-ów, było to w 796 roku, po sześciu latach
ciężkich wojen z wrogiem i bunt-ującymi się chrytianami, świątynię
pomógł zniszczyć Frankom, zdrajca Moimir książę południowych Croatów,
którzy się przechrzcili, gdyby nie zdrajcy, truciciele i nasze grzechy,
pewnie nie upadło by państwo Obrzymów Światogorów z Świętych Gór…”
Wiedza z Legend o… Wężu…
Węże są gadami niezwykle pożytecznymi,
jako drapieżniki utrzymują w ryzach populację różnych gryzoni łącznie z
szczurami i myszami które potrafią być prawdziwą plagą, jednak w
powszechnej urobionej przez chrystianiazm opinii, są zwierzęciem wręcz
demonicznym stąd budzącym lęki i niechęci, w chrześcijaństwie wąż jest
uosobieniem szatana czy diabła, węże jadowite są rzeczywiście
niebezpieczne, ale nie atakują nie sprowokowane, często ostrzegają
syczeniem lub grzechotką, odczep się ode mnie jestem dobrze uzbrojonym
wojownikiem.
Jednak dawniej w Polsce, Europie jak i
starym świecie, stosunek do węży był bardziej wyważony, jak wiadomo w
Grecji wąż był uznawany za wcielenie duszy zmarłego uczynienie krzywdy
temu zwierzęciu wróżyło wielkie nieszczęścia i było naganne, jako
znieważenie zmarłych, tak samo u Bałtów przez szacunek dla zmarłych
hodowano w domach węże które były domownikami tak jak dziś pies czy kot,
podobnie było i u nas wąż był wcieleniem duszy (tożsamy z duszą)
mężczyzny wojownika, a często symbolicznym ojcem władców, ojciec Piasta
to Chościsko (hasićska-wąż czeskie), zaś Wolga Busławlewicz był synem
Węża NiczaGory i Marfy Wsiesławewny…
W polskich mitach czy raczej już tylko
logice słowotwórczej, Żmij Ogieny pierwotnie był wojskiem które broniło
granic, wały obronne nazywano Żmijowymi, a w Żmigrodach stacjonowało owe
wojsko, pierwotnie wąż był w raju żydowskim jako istota w pełnej swej
krasie i bliski Bogu, po buncie Adama został wypędzony z raju, Mojżesz
kazał zrobić wizerunek węża Żydom i kazał wpatrywać się w niego chorym, a
co ich uzdrawiało, w Manicheizmie Eden był więzieniem przygotowanym
przez Króla Ciemności, a Jezus przekazał tę wiedzę pod postacią węża,
Adamowi i Ewie będącym w Raju-wiezieniu…
Też wąż jest świętym zwierzęciem
Asklepiosa-Eskulapa syna Apoliona, (laska Asklepiosa jest opleciona
wężem), boga lecznictwa wskrzeszającego zmarłych, kaduceusz Merkurego
też oplatają węże, można węża też uznać za tożsamego z duszą (hinduizm),
bowiem gdy zmarł brat Kriszny Balarama, to nieśmiertelny Wąż Śesza
wyłonił się z jego ust i odleciał na powrót do oceanu mahadewa
(wielkiego boga) Wisznu, czyli zachował się jak dusza ulatująca do
nieba, niebo-ocean.
Księgi mówią, że wąż jest też
dysponentem mądrości SarpaVidyja to Weda ~ wiedza wężów, w grece
filo’zOphia-ophin-wąż, filozof jest więc miłośnikiem węży(węzów),
łacińskie Serpens-węże odpowiada sanskryckiemu Sarpa i naszemu Serb,
sierp, serpentyna, coś wężowego kształtu poruszające się wężowym ruchem,
nazwa Serbów więc od węży tak jak Syryjczyków (Asyryjczyków) których
słowo Ilu-Siru, znaczyło bóg wąż, którego wizerunki w Babilonii i Asyrii
umieszczano na słupach granicznych oraz u bram świątyń by zabijał
napastników i odpędzał demony (często pod postacią zwierząt i innych
węży), porównaj też naszą trumnę Chrobrego, nasz słowiański Żmij
Ogienny, walczący błyskawicami i piorunami ze smokami, demonami i
czarownicami, też należał do tego rodzaju czystych dobroczynnych sił,
był obrońcą wód i zasiewów, sprowadzającym życiodajne deszcze, co jest
dzisiaj zacierane i przeinaczane..
Wąż, jaszczurka, żaba, były namacalnym
dowodem odradzania się czy zmartwychwstania, więc siłą rzeczy wąż, ten
często zamieszkujący kamienne kurhany oraz wygrzewający się na
kamieniach zwierz stał się duszą przodka, dlatego też często te węże na
rysunkach i rzeźbach z tamtych czasów, mają starcze brody czyli brody
naszych przodków-dziadów, np. Etruski Anioł V wiek p.e.ch.
Wierzenia i religie to w zasadzie
antyczne kosmologie wyjaśniające w sposób naukowo podobny mechanizmy i
strukturę świata według ówczesnej wiedzy.
Naukowcy podważający systemy tej wiedzy,
byli narażani na ataki dogmatyków (ortodoksów-bałwochwalców) danej
religii, dlatego chciano spalić na stosie Galileusza czy też umieszczono
na indeksie ksiąg zakazanych dzieła Kopernika, bo podważali oni dogmaty
naukowe chrystianizmu czy biblii, cóż biblię kompilowali jacyś grecy
dla których pasek Oriona był czymś zadziwiającym, przez co i niezmiennym
dla boga judejskiego który nieźle znał się na greckiej Mitologii i
Zodiaku (k.Joba), bóg (czy grek) ów mówi też coś o filarach na których
jest osadzona ziemia, o jej kamieniu węgielnym, drzwiach morza itp. Taka
wizja ziemi jest sprzeczna z wiedzą naukową i ta wiedza dowodzi też
ignorancji proroków boga biblijnego więc musiała być bez wątpienia
wiedzą bluźnierców, bo mówiąc wprost i bez ogródek konsekwencje tych
naukowych poglądów dowodziły fałszywości panującej religii.
Paradoksem tej religii „ludzi jednej
księgi” jest to, że człowiek osądzony przez rzymian i przy aplauzie
żydów przez rzymian maltretowany i stracony, który winien według nich
był bluźnierstwa czyli herezji wobec religii żydów czyli według prawa
oraz wyroku rzymian, bluźnił on przeciw tej samej księdze i religii
przeciw której bluźnił Galileusz, Kopernik i inni paleni już na stosach
heretycy, czyli został w istocie złożony na krwawą ofiarę na ołtarzu
bałwanów religii żydów i ołtarzu bałwana prawa rzymian, więc paradoksem
ludzi religii jednej księgi jest to, że został on dla jakiejś części
tych rzymian Wielkim Bogiem. Cóż faryzeusze-bałwochwalcy zawsze
stanowili większość, bo przecież to chyba nie Niebiosa chcą ofiary krwi i
cierpienia ofiar, tych czy innych bohaterów tylko szatan okryty
rozdzieranymi szatami, sukniami, togami – faryzeuszy, inkwizytorów,
sędziów, sprawiedliwych tego świata umywających ręce po złożeniu krwawej
ofiary na ołtarzu tak naprawdę głupoty i ciemnoty tego świata,
kuglarstwem i pseudoprawem uzurpującej sobie władzę i tak naprawdę są
oni z wyznania chryzokratami czyli czcicielami złotego cielca, nędznymi
kupczykami sprzedającymi krew i ciało swoich ofiar…
I jakiego boga wzywał Jezus na krzyżu
„Eloi, Eloi lama sabaht’ani (są też zapisy „Eli, Eli lama sabachtani)?”
bowiem nie znali tego imienia żydzi myśląc, że Eliasza wzywa, więc chyba
nie był to bóg znany żydom, czy „Eloi~Eli… sabaht’ani” ma jakiś związek
z naszym Ileli, Eli i słowem sabat, – samo Eli~Eloi tłumaczy się jako
bóg lub pan, miało by wiec dokładnie takie same znaczenie jak nasze
słowo Eli, bo u nas Ileli, Leli, Eli to imię boga (pan’bóg) z Świętej
Góry, wiec czy sam Jezus wymyślił imię Eloi~Eli czy znał je skąd
indziej…”
Cyt. Nawiasem pozdrawiam Autora Księgi Popiołow; to umysł wyprzedzający swój czas.
Wanda. To imie jest tym samym co …Banda,
nota bene winne być pisane przez V. Słowo banda nie było kiedyś
pejoratywne (tak jak Mordavec/Mołdawiec nie oznaczało mordercy). Skoro
juz wiemy, że nie była to jedna osoba lecz GRUPA z liderką o imieniu
Vanda, to mozemy się zastanawiać nad dalszą częścią tej legendy…..
Legenda 2: Smok zjadł truciznę i wszedł
do rzeki – to opis zdrady, po której kapłani (czyli Banda) „napiła się
wody”. Prawdopodobnie cała załoga Wawelu była juz otruta, gdy wrzucano
ja do Wisły. Aspekt żeńskiej liderki jest tu dość prosty – badania w
Krakowie pokazywały, że Vavel (Babel) był świątynią, zaś twierdza/zamek
była osobnym obiektem w miejscu dzisiejszego placu Dominikanów. Jeśli w
to zaufać, to żeńska liderka swiątyni (bogini wcielona) jest bardzo na
miejscu; w końcu to była swiątynia Ducha Serca, więc formy żeńskiej.
Otruto ich najprawdopodobniej barankiem ofiarnym, składanym w swiatyni.
Z drugiej strony: w Krakowie stało
jeszcze do czasów rozbioru 40 kurhanów w tym conajmniej jeden podwójny
(Kraka) symbolizujący Bliźnięta/Związek. Kurhany rozebrali Austyiacy
budując swoje bunkry w ich miejscach.
Nie zabudowali jedynie kurhanów vandy,
biskupskich oraz Chorągwicy, bo nie pasowały do planu obrony. Dokladne
plany kopców i to co było pod nimi jest opisane w archiwach wiedeńskich.
Bunkry łączą się ze soba; ostatnie widowiskowe przejscia urządzili
austriacy w tunelach na Orlej i w tunelu Piaski/Wieliczka.
Mieszko nie był królem, księciem czy
nawet Słowianinem. Mieszko to nie imię, lecz zawołanie, przezwisko
związane z jego pewnymi cechami charakteru (przewrotność, chciwość,
zakłamanie). Prawdziwe imię jego to Dagomer czyli Sława Dnia. Imię to
jest wymienione tylko w jednym dokumencie „Dagome Iudex”.
Nie mógł być królem Wandalów, gdyż… był
niszczony przez Słowian, głównie Redarów, którzy dwa razy złoili mu
skórę oraz zabili brata. W ogóle nie był królem, lecz niemieckim (nie niemieckim a Świętego Cesarstwa Rzymskiego, żadnych Niemiec nie było, więcej tutaj)wasalem
regularnie składającym Ottonowi trybuty, gościem, którego mnich
Widukind z Korbei w Kronikach Saskich nazywa „karzącą ręką niemieckiej
sprawiedliwości”. To Mieszko i jego hordy w dużej mierze odpowiedzialni
są za zniszczenie Słowian Połabskich „ogniem, rzezią i wyniszczeniem”,
co odnotowane zostało w „Rocznikach Hildenseimskich” dla roku 985 oraz
986.
Z Niemcami walczył dopiero po 2 lipca
990 roku czyli tuż przed śmiercią, a powodem było… oszukanie zarówno
Niemców jak i Czechów, co omal nie doprowadziło do wojny
Czesko-Niemieckiej (Bolesław Pobożny zapragnął przerobić go na bitki,
lecz Niemcy zobligowani byli udzielić Mieszkowi jako ich trybutariuszowi
zbrojnej pomocy. Jednakże nie mogli walczyć z Czechami, bo oficjalnie
byli sojusznikami).
Mieszko to kmiot, którego nikt nie
cierpiał. Zarówno Słowianie jak i Grafowie niemieccy i pewnie, gdyby nie
protektorat Ottona oraz ślub z Dobrawą przerobili by go na szaszłyki.
phoenix84 – Lechici.
Słowo Lah/Leh, obecnie pisane jako Lech i jest utożsamiane z naszym
Państwem od starożytności. Starożytna nazwa grecka naszego Państwa to
Lachia (kraj Panów), po ukraińsku nadal zwie się nas Lachami, stąd
powiedzenia: “Strachy na Lachy” oraz “Pamitaj Lasze, szo po Wislu, to
nasze”. Litwini, mimo osiemsetletniej indoktrynacji chrześcijańskiej
oraz pięćsetletniej wspólnej państwowości z Polską, nigdy nie zmienili
nazwy Polski na chrześcijańską i do tej pory Polska po litewsku to
Lenkija (Lęchija), a Polak to Lenkas. Węgrzy zwą nas Lengyel i jest to
połączenie dwóch słów: Lech i Angyel (Pan i Anioł), a nasze państwo zwą
Lengyelorszag, co dosłownie oznacza Państwo Panów Aniołów. Ważne jest,
by zrozumieć, że są to wszystkie narody ościenne Polski, które nie były
chrześcijańskie w momencie zmiany nazwy Lechia na Polska i właśnie z
tego powodu jej nie zmieniły. Czechy i Niemcy były chrześcijańskie i
natychmiast zmieniły nazewnictwo na chrześcijańskie.
W świecie nazwa Lechia pozostała do dziś
u narodów niechrześcijańskich. I tak po turecku Polska to Lehistan, a
po persku i arabsku to Lahestan. Warto zauważyć, że słowo “stan” oznacza
po persku po prostu “państwo” (i w tej formie przeniknęło do innych
języków) i jest dość popularne w regionie: Kirgistan, Pakistan,
Uzbekistan, Afganistan, Kazachstan, Turkmenistan itp. Zawsze składają
się z części oznaczającej naród + państwo np. Turkmenistan to Państwo
tureckich mężów, a Lehistan oznacza państwo Lachów.
Warto tu zaznaczyć, że Turcja NIGDY nie
uznała rozbiorów Rzeczpospolitej i do 1918 roku, podczas spotkań
międzynarodowych na jej terenie, było przygotowane miejsce (pusty
fotel). Podczas rozpoczęcia każdego spotkania mówiono: “Poseł z
Lahestanu jeszcze nie przybył, ale zjazd należy już zacząć”.
Starożytna nazwa naszego państwa przetrwała do dziś w lingwistyce.
Hindustan i Persja
W Sanskrycie Lech oznacza tyle, co pan,
władca, król, pasterz czy bóg. Lechistan to państwo panów lub państwo
bogów lub państwo pasterzy. Po persku do dzisiaj słowo Lah oznacza pana,
boga i pasterza.
Semici
Właściwie to w całym regionie
bliskowschodnim ten rdzeń jest widoczny. Po hebrajsku słowo “Lah” ma ta
same znaczenia i brzmi Elah. W liczbie mnogiej to Elahim, a w wersji
starohebrajskiej brzmi Elohim. Co bardziej gorliwi chrześcijanie znają
to słowo bardzo dobrze, jest ono użyte w Biblii (hebrajskiej) ponad 2700
razy na nazwanie Boga lub Bogów (bo jest to liczba mnoga). Podczas
czytania Biblii słowo JHWH tłumaczone na Polski jako Jehowah czytane
jest właśnie jako Elohim (Panowie, Bogowie), ponieważ Żydzi wierzą, że
nie są godni wymawiania słowa JHWH. Nie przypadkowo w Biblii zwie się
ludzi owieczkami, bo słowo Elohim oznacza też pasterzy. Po arabsku
natomiast słowo Lah ma dodany przedrostek określony Al i stąd wziął się
słynny Allah, co znaczy dosłownie “ten Bóg” / “Bóg właściwy”. Dlatego
Lahestan po arabsku również znaczy Kraj Boga.
O ile w języku polskim “bóg” dał nam
pismo czyli “bukwy” i stąd germanie zbiór bukiew nazywają “buk” np.
en:book (książka), de:Buch (książka) to już Semitom bóg dał co innego
Smile. Chodzi o jedzenie. Słowo “lahem” (coś co jest dane od pana /
boga) po hebrajsku oznacza “chleb”. Nie jest to oczywiście przypadkiem,
gdyż Lechia mając na swoim terenie więcej urodzajnej ziemi niż wszystkie
pozostałe narody razem (spójrzcie na mapę antycznego świata!)
eksportowała żywność przez Kaukaz na tereny bliskowschodnie. Słowo
“lahem” znacie bardzo dobrze z innego słowa, a jest nim Betlahem
(Betlejem), co dosłownie znaczy Dom Chleba, ale i Dom czegoś, co
pochodzi od Boga. Dlatego temu miejscu przypisuje się miejsce narodzin
chrześcijańskiego boga. Arabowie natomiast tym samym słowem czyli
“lahma” oznaczają po prostu mięso. Ich bóg nie był tak wegetariański jak
ten hebrajski Smile.
Grecja
Grekom nie daliśmy boga, chleba, ani
mięsa, ale poszkodowani też się nie czują. Dostali od nas słowa. Słowo
“leh” jest źródłosłowem dla greckiego “lego”, które oznacza pierwotnie
“zdobywać”, więc jednoznacznie kojarzy się z Lechią, a wtórnie oznacza
“czytać” oraz “legis” to po prostu “mowa” → “lexi” (słowo) stąd polskie
“leksyka”, “leksykon” czy “leksem”. Nie jest oczywiście przypadkiem, że
my siebie nazywamy słowianami, co oznaczać może “Ci, którzy używają
słów”, “Ci, o których się mówi”, albo nawet “Ci, co dali słowa”, słowo
“Lechici” jest w grece i łacinie dosłownym tłumaczeniem nazwy
“Słowianie”. W słowie “Leksykon”, słychać tam wyraźnie “Leks” / “Lechs”
czyli “Lechici” / “Słowianie”.
Rzym
Rzymianom daliśmy prawo i władców. “lex”
(prawo) i “legi” (czytać), stąd wróciły do nas jako na przykład
“legislacja”. Często dochodzi między językami do przejść L → R, stąd
nazwy władców np. la:rex (król) np. “Tyranosaurus Rex”, la:regina
(królowa), ale i hinduskie: sa:radża (król, radża), hi:radża oraz sa:raj
/ radż (królestwo, raj). W tym miejscu pojawia się wątpliwość, czy na
pewno słowo “Lech” jest indyjskie (tak sugerują źródła), bo skoro ma to
samo znaczenie, co Raj i Radż, a pisownia jest różna to znaczy, że
przywędrowało do tego języka z różnych stron lub w różnym czasie (stąd
różna wymowa i pisowania, a znaczenie to samo). Skoro na północ od Indii
byli słowianie i do dziś mieszkają tam ludy mające te samą haplogrupę
krwi co słowianie i wyglądają jak my, tylko mają ciemniejszą skórę, ale
po późniejszej inwazji tureckiej i arabskiej używają języków
tureckopodobnych i wyznają islam.
Nie tylko źródłosłów “leks” pochodzi od
nas. Inna nazwa Słowian to “barbarzyńcy” <la> “werbalny”, które
pochodzi od barba (barbarzyńca). Dwie różne drogi prowadzą do wniosku,
że Rzymianie wiedzieli, że słowa i język posiadają od nas.
Germanie
Chodzi oczywiście o Germanów w obecnym
znaczeniu tego słowa, bo kiedyś oczywiście pod tą nazwą byli Słowianie.
Daliśmy im nie tylko słowo “państwo” czyli de:Reich (państwo / rzesza),
nl:rijk (imperium), sv:rike (państwo). Od tego słowa pochodzą też
en:rich (bogaty) oraz… cała medycyna!
Od słowa “lech” wzięło się polskie i
germańskie słowo “lek” oznaczające pierwotnie wyciąganie czegoś np. wody
ze studni, ale i… choroby z chorego. W tym znaczeniu mamy obecnie np.
en:leech (pijawka). Osoby zajmujące się medycyną w świecie antycznym to
Lechici, stąd każdy szaman zwany był “lekiem”. W językach słowiańskich
słowa lek/leczyć/lekarz brzmią tak samo jak po polsku. W językach
germańskich: no: lækjar, da:læge, is:læknir → fi:lääkäri oraz en:leech
(uzdrawiacz). Etymologia tego ostatniego z angielskiego wikisłownika:
From Middle English leche (“physician”), from Old English lǣċe (“doctor,
physician”), from Proto-Germanic *lēkijaz (“doctor”), from
Proto-Indo-European *lēg(‚)- (“doctor”). Wartym zauważenia jest fakt, że
nawet według oficjalnych etymoglii to słowo pochodzi od tego samego
słowa co greckie “słowo” i łacińskie “prawo”.
Teraz, po latach od ich odkrycia, te
wszystkie informacje są dla mnie oczywiste, ale gdybym żył w głębokiej
nieświadomości w tym temacie, a tym bardziej był bym chrześcijaninem,
informacje powyżej uznałbym za jakieś brednie. No bo jak to, Polska
krajem Boga? Zapraszam do Bibliotek i Google. Wszystko możecie sprawdzić
jeśli oczywiście starczy Wam odwagi i będziecie chcieli.
Warto odnotować, że słowo Leh/Lah
znajduje się również na inskrypcjach na wielu Kurhanach w Europie i
Azji. Oznacza się w ten sposób, że grobowiec należy do Władcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz