rozmawia: Jędrzej Fijałkowski
• Jesteśmy w czarnej
dziurze, świat oszalał, zagubiliśmy drogę nie tylko do
uduchowienia, ale i zwykłej przyzwoitości. Nie ma autorytetów, nie
ma wizji przyszłości. Zdążamy ku globalnej katastrofie. Tymczasem z
Pańskich książek wynika, że jest Pan optymistą: widzi „światełko w
tunelu” i prognozuje, że pośpieszą nam z pomocą inne kosmiczne
cywilizacje. Z ich wsparciem wszystko naprawimy. Optymizm to towar
wyjątkowo deficytowy. Kto go Panu dostarcza?
– Optymizm bierze się stąd, że ja miałem
z Nimi kontakt. Nawet nie jeden. O szczegółach wolałbym jednak nie
mówić. Dzięki temu wiem, że istnieje konkretny plan odnowienia Ziemi i
przebudowania naszej tożsamości. Więcej – ja widzę, że to się już
dzieje, choć większość ludzi wciąż jeszcze tych zmian nie dostrzega.
Wiem także, jak to się skończy – musi przynieść konkretny, pozytywny efekt. Po prostu nie ma innego wyjścia.
We Wszechświecie obowiązują pewne
uniwersalne, odwieczne zasady, które wymuszają konieczność rozwoju,
my zaś jako raczkująca cywilizacja jesteśmy zobowiązani, we własnym
interesie, je zaakceptować. Działania Kosmicznych Braci
natomiast mają świadczyć, że traktują nas jak część Kosmosu, którą
zawsze byliśmy, i że więź, jaka nas łączy, obliguje ich do wyrównania
dysproporcji, które istnieją między nimi a nami. Takie jest po
prostu kosmiczne prawo. Tym bardziej, że weszliśmy na krytyczną
ścieżkę, która mogłaby doprowadzić do całkowitej zagłady. Ci więc,
którzy mają więcej doświadczenia, usiłują nas z tej drogi zawrócić.
Optymizm czerpię także z wiedzy o tym,
jak Kosmos funkcjonuje, jakie prawa w nim panują. Jeśli cywilizacje w
ogóle są (załóżmy…) i rozwijają się od milionów czy miliardów lat, to
te, które przetrwały niezliczone zagrożenia wieku młodzieńczego i
pełnią obecnie wiodącą rolę, muszą być, na zasadzie praw ewolucji,
bardzo silnie ukierunkowane na rozwój. W efekcie prawo jego
wspierania jest w Kosmosie prawem najwyższym. Gdyby chodziło np. o
scenariusz z filmu Wojna Światów, to byśmy teraz nie
rozmawiali. Poza tym, jeśli przyjrzeć się różnym dziwnym wydarzeniom z
historii ludzkości, nietrudno dostrzec, że wielokrotnie już próbowano
nas pokierować we właściwą stronę.
– Czy realizacja tego pomysłu dojdzie
do skutku i przyszłość będzie wyglądała tak, jak Pan to ujął,
stuprocentowej pewności oczywiście nie ma.
• Wygląda na to, że jest Pan
absolutnie przekonany o takim rozwoju sytuacji. Po przeczytaniu
pierwszego tomu z serii „Instrukcje przebudzenia” byłem oszołomiony
ogromem przedstawionych faktów potwierdzających Pańską tezę.
Faktów, które nie pozwalają mieć wątpliwości, że jest tak, jak Pan
pisze. Badania piramid i innych wiekowych obiektów, które
niejednokrotnie sam Pan odwiedzał, fotografował i robił obliczenia,
artefakty „zakazanej archeologii”, niesamowite linie na mapach,
kościoły na megalitycznych świątyniach… To, jak Pan pisze,
„niemal stuprocentowe dowody”. A jednak Pańska koncepcja dla
przeciętnego zjadacza chleba jest karkołomna: oblicze świata, w którym
żyjemy, musi ulec metamorfozie, ponieważ w przeciwnym razie świat
ten odejdzie w niebyt, jedynym zaś ratunkiem są Obcy, którzy tysiące
lat temu pozostawili na Ziemi ślady swojej bytności. Myśli Pan, że
wszyscy ludzie chętnie wyjdą im naprzeciw z gołąbkami pokoju w ręku,
nie bacząc, że proponowana rozwojowa przyszłość, pełna miłości i
zrozumienia, pozbawi ich ulubionej nienawiści, mamony, uciech
fizycznych i możliwości popełniania wszystkich siedmiu grzechów
głównych?
By odpowiedź stała się jasna, muszę
krótko opisać, dlaczego jest w ogóle jakiś plan wobec Ziemi. Stanowi to
konsekwencję faktu, iż ludzkość stworzyła bardzo poważne zagrożenie
dla swojej przyszłości, którego nie jest w stanie dostrzec, mimo wezwań
płynących z różnych kierunków. Zatraciła zdolność do rozwoju i nie
widzi rzeczy podstawowych, tworzy zagrożenia mogące pchnąć ją ku
wojnom domowym, nowemu średniowieczu itp. Przede wszystkim jednak
znajduje się na progu potężnego kryzysu, jakiego jeszcze nigdy nie
było. I kryzys ten nie spadł z nieba, lecz jest konsekwencją decyzji, o
jakich w ogóle się nie mówi. Jeśli nakładają się na to dramatycznie
narastające dysproporcje materialne, groźba wojny religijnej w
obrębie samego Zachodu, rysuje się scenariusz bardzo ponury, który –
jakby mało było dotychczasowego zastoju – mógłby nas nawet cofnąć.
Problem imigrantów także pojawił się w wyniku realizowania przez
Zachód polityki destabilizacji Bliskiego Wschodu. To tylko wyrwane z
kontekstu przykłady, bo destrukcja i zastój są w naszym świecie po
prostu wszechobecne.
Czytelnicy Nieznanego Świata
akurat dobrze wiedzą, ilu rzeczy nauka nie jest w stanie dostrzec. Nie
będę wyliczał wszystkich istniejących blokad mentalnych, ale z
punktu widzenia Obcych w naszym rozwoju osiągnęliśmy punkt zwrotny. Owa
mamona i nienawiść – to metody sterowania ludźmi, od których muszą
się oni wreszcie uwolnić…
A co do gołąbków pokoju, wcale
nie muszą wychodzić z nimi na powitanie wszyscy. Chodzi głównie o to,
żeby ludziom pokazać problem i dać im rozwiązania, jakich sami by
raczej nie stworzyli. Nie będzie żadnego przymusu. Niektóre
jednostki, jak i kraje nie będą w stanie pójść do przodu, ku
oświeceniu, ale wystarczy, że powstaną oazy światła, by problem się
rozwiązał. Bo ci, którzy zostaną z tyłu, jeśli tacy będą, po jakimś
czasie po prostu przestaną mieć wpływ na cokolwiek. To, co opisuję w
książkach, służy pokazaniu nie tylko innej historii ludzkości, ale
dostarcza też dowodów, jak wielu spraw nasz świat nie jest w stanie
dostrzec. Różnych spraw, w sumie jednak można to chyba nazwać brakiem
duchowości.
• W swoich stricte naukowych
oraz światopoglądowych rozważaniach zauważa Pan, że rozwój kultury
„jest zwrotnicą, mogącą ukierunkować rozwój sytuacji w przyszłości.
Na razie nie jedzie (…) żaden pociąg, ale pojawi się on, gdy tylko na
Zachodzie będą widoczne załamania systemu. Wtedy wyłonią się pytania
o dalszą drogę rozwoju…”. Przypomina mi to moją ulubioną
historię, którą zawsze obdzielam wątpiących. Otóż między Włochami a
Austrią, na stromych zboczach Alp, położone jest miasteczko
Semmering. Ogromnym nakładem pracy wydrążono w litej skale tunel i
zbudowano linię kolejową łączącą Wiedeń z Wenecją. Paradoksalne, że
dokonano tego, zanim skonstruowano pociąg, który był zdolny tę trasę
pokonać. Co znaczy wiara i zdecydowana wizja…
Ale, jak ustaliliśmy na początku rozmowy – jest Pan optymistą. Jeśli bowiem kultura ma zmienić świat…
– Fakt, że zmiana będzie miała charakter kulturowy, nie mając nic wspólnego z zagładą, zniszczeniem czy też III wojną światową, potwierdzają nawet źródła religijne, choćby objawienia w Akicie w Japonii w latach 80’ XX
wieku. W objawieniu z Medjugorie podana jest nawet dokładna data
tego przełomu, jednak została ona przez Kościół utajniona, pewnie z
obawy przed niepotrzebną paniką. Podobnie jest zresztą z objawieniem
fatimskim, którego pełen przekaz nadal nie jest dostępny dla
wszystkich. Gdy sięgniemy do Apokalipsy św. Jana, znajdziemy tam
taki tekst: W swojej prawej dłoni miał siedem gwiazd, a z Jego ust
wychodził ostry miecz obosieczny, a Jego twarz jaśniała jak słońce w
pełnej mocy. Był to posłaniec, podobny do Syna Człowieczego, miecz,
zaś jako język – to alegoryczna zapowiedź przekazu informacji.
Informacji, jak ów miecz — obosiecznej. Niosącej dla jednych złe, dla
innych dobre nowiny.
To wyraźna wskazówka, że nawet w Biblii
mamy zapowiedź szoku kulturowego, wstrząśnięcia ludźmi przez potężny
przekaz wychodzący z ust. Przekaz prawdy.
Zapowiedzi Obcych, przepowiednie, a
nawet objawienia religijne – wszystkie w gruncie rzeczy mówią więc o
tym samym. Tu zdradzę pewien szczegół z utajnionego przesłania z
Medjugorie, które pojawiło się w maju lub czerwcu 2012 roku. Wynikało z niego, że się wiosną 2017
r. pojawi potężny znak. Nie ma pewności, czy tak będzie, aczkolwiek są
i inne sygnały na ten temat, których jednak wolę szerzej nie
opisywać. Niezależnie od tego w Watykanie panuje już zamieszanie w
związku z tym, że w Fatimie padła zapowiedź wielkiego szoku, a wiosna 2017 to również stulecie tej zapowiedzi.
• Dochodzimy do tego, jaką
rolę w nadciągających czasach mogłyby pełnić Pana książki –
udokumentowane w sposób niezwykle precyzyjny i przekonujący,
zawierające najnowsze wyniki badań naukowych z całego świata. Nie
należy Pan jednak do najpopularniejszych pisarzy między Odrą i
Bugiem. Czy nie czuje się Pan nieco bezradny, siedząc w
psychotronicznej niszy? Jest Pan czytany głównie w środowisku, które
akurat nieźle orientuje się w tej tematyce. Mało kto natomiast w
obrębie innych grup społecznych traktuje takie publikacje serio. Ilu
ludzi gotowych jest na zmianę? Ilu zechce ją przyjąć?
– Nie ma żadnego znaczenia, że nie jestem w stanie przebić literatury dla uczestników wyścigu szczurów… TO
będzie się upowszechniać różnymi kanałami, poprzez słowo, książkę,
internet. Ludzie już zaczynają zauważać, że coś dziwnego dzieje się z
naszym światem, zwłaszcza od momentu, gdy zaczęto mówić o początku
końca Unii. Wyczuwają to, przynajmniej w Polsce, zaskakująco dobrze.
A niedługo zaczną dostrzegać o wiele bardziej. Moim zadaniem nie jest
przemienienie całego społeczeństwa, lecz pokazanie drogi wyjścia,
rozwiązań. Proszę mi wierzyć – jestem pewien, że przynajmniej Polacy
uchwycą sens przemian. Nie ma obawy.
Już Max Planck stwierdził, że nowe
idee nie dlatego są w końcu akceptowane, że ludzie się do nich
przekonują, ale że wymierają, a nowe pokolenie dojrzewa już z nimi
oswojone. I właśnie to nowe pokolenie otworzy się na przemiany o
wiele łatwiej. Tego dotyczy zupełnie odrębny plan, którego na razie
nie opisuję…
Błędem jest więc przykładanie tu miary
obecnych ograniczeń kulturowych i przekonań. Proszę mi wierzyć, że
inteligencje kosmiczne są naprawdę doskonałe w swoich skutecznych
działaniach, na które zużywają o wiele mniej energii i szumu, niż
my. Mają w tych sprawach duże doświadczenie.
• W swoim siedmioksięgu
„Instrukcje przebudzenia” wspomina Pan często o „Księdze Urantii”. To
przekaz Stamtąd, odebrany przez jednych ekstrasensów, którego
wiarogodność potwierdziło wielu innych. Od braci z Wszechświata płyną
rady, co robić, jak przejść od umysłowej degrengolady do duchowego
rozkwitu. Jednakże istnieje mnóstwo innych przesłań,
zapełniających głównie półki z sensacją i przynoszących niezłe
honoraria autorom. Skąd więc pewność, że Księga jest autentycznym
drogowskazem, przekazem od tych, który pragną nam pomóc w imię
dobrostanu całego Wszechświata? Czy mamy jakąś gwarancję, że podobne
przekazy są prawdziwe?
– Nie mamy gwarancji. Wiele z tych
przesłań jest albo całkowicie wyssana z palca, albo okazuje się tylko
częściowo prawdą, a częściowo manipulacją, mającą na celu
osiągnięcie określonych celów przez pozaziemskie lub ludzkie istoty.
Na szczęście zaangażowani w ten projekt są w stanie dostrzec, które z
przekazów są prawdziwe.
Księga Urantii, niedawno
zresztą wydana w języku polskim, potwierdza wydarzenia, które miały już
miejsce, trwają lub w niedalekiej przyszłości się ujawnią, co zaczyna
być sprawdzalne. Stąd zaufanie, że powstawała z inspiracji Obcych. Że
jest to możliwe, doświadczyłem na własnej skórze, mogę więc mówić o
tym z większą pewnością. Natomiast nie mogę stwierdzić z całkowitą
pewnością, czy to także nie jest forma manipulacji. Gdy jednak
widzę, że nie mamy do czynienia z pustosłowiem uprawianym pod hasłem
kochajmy się i uśmiechajmy, lecz tworzy się pewna spójna,
zazębiająca się w każdej dziedzinie wizja – daję temu wiarę.
Jak się wydaje, tak właśnie wygląda rzecz z Księgą Urantii.
Nie twierdzę, że to jedynie słuszna prawda, bo byłoby to typowo ludzkie
podejście. Ale ona coś tworzy, wywołuje jakiś pozytywny ferment i
to mnie przekonuje. Ponadto można tam znaleźć wiele odniesień do
ewolucji wierzeń i w ogóle ewolucji myślenia, co bardzo mnie
interesowało, a czego nigdy nie dowiemy się z wykopalisk
archeologicznych. W tym, interesującym mnie sensie, Księga Urantii
stanowi źródło jedyne w swoim rodzaju. Nie wykluczyłbym też, że
wskazuje ona celowo także mroczne strony religii (religii jako
instytucji w ogóle, nie tylko chrześcijańskiej) po to, by zastanowić
się, czy jej niereformowalne i skostniałe doktryny nie blokują
możliwości naszego przyszłego duchowego rozwoju.
Kościół zresztą – o czym wiem z
kontaktów, które posiadam – także ma świadomość nadchodzących
przemian. Ich wizja jednak jest wizją powrotu do Kościoła Jezusowego,
do początków chrześcijaństwa. Ale nie wchodzi się dwa razy do tej
samej rzeki. To będzie zupełnie coś nowego.
• Nasza rozmowa może
wydawać się wizją absolutnie fantasmagoryczną. Wskazuje Pan na
logikę, którą charakteryzuje się plan wprowadzenia ludzkości na wyższy
poziom duchowy i kulturowy, niemniej wszystko to nadal są
rozważania teoretyczne. Czy moglibyśmy je podeprzeć, jak sam Pan
wspomniał na początku, „niemal stuprocentowymi dowodami”?
– Rozważania teoretyczne,
wspomagane logiką, mają swoje potwierdzenie w setkach znalezisk oraz
zjawisk funkcjonujących w naszym świecie. Nie da się ich inaczej
wytłumaczyć, niż tylko pozostawieniem na Ziemi przed tysiącami lat
sygnałów zapowiadających zmiany w momencie, kiedy ludzkość dojrzeje
do przełomu, określanego przez nią jako Era Wodnika. Dopiero dziś
potrafimy te sygnały odnaleźć, zrozumieć i nawet interpretować.
Pokazują one, że w przeszłości miały miejsce ingerencje oraz przekazy
niemożliwej wiedzy.
Nie da się wszystkiego zrzucić na
przypadek, albo zamieść pod dywan. Piramidy w wielu zakątkach świata
zawierające przekazy geometryczne i matematyczne, wartości
liczbowe – liczba Pi, ciąg Fibonacciego, odkryte dopiero tysiące lat
później, wielotonowe bloki skalne obrobione z dokładnością do 0,1
mm i wydrążone wewnątrz w taki sposób, że jeszcze dziś nie
potrafilibyśmy sobie dać rady z podobną techniką, linie na płaskowyżu
Nazca, mapy liczące ponad 1500 lat, na
których widnieją oba kontynenty amerykańskie, czaszka z kryształu,
bez widocznych najmniejszych śladów obróbki i tysiące innych,
podobnych przykładów… – nie da się wytłumaczyć w inny sposób, niż tym,
że Ziemię już dawno musieli odwiedzić Kosmici, pozostawiając te
znaki do odkrycia ludziom przyszłości.
Jakie to ma znaczenie? Przede
wszystkim ukazuje, że nauka nie była dotąd w stanie dostrzec dowodów,
bowiem, jak cała obecna cywilizacja, nie jest w stanie zobaczyć tego,
co ma tuż przed nosem. Wymaga więc zreformowania – i z tego punktu
widzenia wszystko to służy przyszłej transformacji. Nie oszukujmy
się, to były potężne przedsięwzięcia stanowiące niejednokrotnie
główne dokonania innych cywilizacji, zatem na pewno miały logiczny
cel. Nasza cywilizacja nie widzi czegoś takiego jak działania
długofalowe, ale właśnie po tym poznajemy, że nie ona za tym stała.
Najbardziej nieprawdopodobne są jednak
ruiny Puma Punku – monumentalnego kompleksu świątynnego,
kultowego obiektu zamierzchłej cywilizacji, leżącego nieopodal
Tiahuanaco w Boliwii na wysokości około 3800
m n.p.m. Zbudowane są z nieprawdopodobnie obrobionych bloków
andezytu oraz diorytu, jednych z najtwardszych skał,
transportowanych z odległego o 15 km miejsca w pobliżu jeziora Titicaca. Największy z tych monolitów ma wymiary 8,71m x 5,17m x 1,07m.
Całość przypomina wielką budowlę ze ściśle dopasowanych i
skomplikowanych klocków lego. Zainteresowanych szczegółami odsyłam
do moich książek, a tu jedynie powiem, że znaleziono tam blok skalny z
wewnętrznym otworem o kwadratowym przekroju, tworzącym cztery skręty
pod kątem 90 stopni każdy! Podczas badań
podobny otwór usiłowano zrobić w skale za pomocą współczesnych
narzędzi i próba ta zakończyła się sromotną porażką.
Ostatnio okazało się, że w
proporcjach licznych bloków zawarta jest tzw. stała złotej
proporcji, rozmaite wartości tangensów, liczba Pi, i wiele innych
współzależności matematyczno-geometrycznych.
Javier Escalante, znany i zasłużony archeolog boliwijski, mówiąc w 2001
roku o Puma Punku, stwierdził, iż najnowsze badania pokazują, że
wszystko, czego tam dokonano, było wcześniej projektowane i
planowane przed wykonaniem w kamieniu oraz, że kompleks ten zawiera
przekazy o charakterze matematycznym i geometrycznym, przy czym
nadejdzie czas, kiedy te przekazy dla przyszłości zostaną
rozszyfrowane.
Tu istotnie się nie mylił. Powoli je
odkrywamy. Sam osobiście badałem ruiny Puma Punku. Podczas
wykonywanych pomiarów odkryłem kilka dotąd jeszcze nieznanych
zależności liczbowych, przekazów matematycznych. Ruiny tego
świątynnego kompleksu są pod każdym względem zdumiewającym
zjawiskiem, generującym pytania, na które współczesna nauka wciąż
jeszcze nie znalazła odpowiedzi. Zresztą ona nawet nie stawia takich
pytań!
• Pana książki, to nie tylko
informacyjny przekaz o możliwościach i rzeczywistości, która ma
nadejść. To także pasja, za pomocą której chce Pan przekonać
czytelników, że wszystko jest możliwe, i że istnieje – ba, już się
tworzy – możliwość lepszego jutra. Zdaje Pan jednak sobie na pewno
sprawę z tego, że gdyby naszą rozmowę zaprezentować gdzieś na forum
ludzi niezainteresowanych sygnalizowaną problematyką,
zostalibyśmy wyśmiani i wyszydzeni…
– Mam tego świadomość. Jednak pojawia
się tu sprzyjająca okoliczność, która polega na potwierdzaniu na
każdym kroku wydarzeń, które opisuję w swoich książkach jako przyszłą
wizję. I ludzie już zaczynają rozumieć, że coś się na Ziemi zmienia.
To odczucie jest coraz powszechniejsze. Dostrzegam to na
spotkaniach, w kontaktach osobistych, korespondencji mailowej.
Mniej więcej od roku pojawia się przekonanie wieszczące koniec Unii
Europejskiej, coraz wyraźniejsze są głosy, że Zachód stoi dziś na
rozdrożu, istnieje przeświadczenie o krachu finansowym, na rynkach
masowo kupowane jest złoto. Te zjawiska będą się nasilać, a próba
wyśmiania naszej rozmowy przypominałaby trochę gogolowskie: Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie…
• Co jest przyczyną tak
dramatycznej sytuacji całej ludzkości? Nieadekwatny do
współczesności paradygmat naukowy? Zagubiliśmy cel istnienia? Złoty
cielec i korporacje stały się współczesnymi bogami, a nienawiść
naszą modlitwą?
– Wszystko razem wzięte. Wszystko
razem jest przyczyną załamania się dotychczasowej wizji świata,
wizji istnienia, bycia. To są pojedyncze manifestacje jednej
większej całości. Jedna wyjęta cegła z fundamentu może zawalić dom.
Tych cegieł wyjęliśmy znacznie więcej. Czego więc możemy oczekiwać,
jeśli nie katastrofy?
Nauka napotkała na bariery
nierozwiązywalne na bazie aktualnego paradygmatu. Zachód zapętlił
się we własne sidła; nie dostrzega, że nadszedł koniec gospodarki
rabunkowej, za najbliższym rogiem czeka kryzys gospodarczy zupełnie
inny, niż ten, który przewidują rozmaici spece od rynków. To coś, czego
jeszcze nie było. Natomiast na pewno będzie on konsekwencją
polityki globalizacji pomyślanej tak, że eksportujemy przemysł do
Trzeciego Świata, obniżamy koszty, firmy odnotowują zyski, ale
równocześnie ludzie tracą pracę, bo własny przemysł zamiera. Ten model
jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Dlatego wspominałem
wcześniej o gospodarce rabunkowej. To doprowadzi do śmierci tego
systemu.
Zmiany nie ograniczają się jedynie do Polski, Europy, czy USA.
Nabierają mocy globalnej. W ostatnim czasie powstały różnego
rodzaju światowe instytucje wywiadu gospodarczego, mające za zadanie
określanie w poszczególnych krajach prawdopodobieństwa spodziewanych
masowych fal rozruchów społecznych. Jedna z nich wymieniła w swoim
raporcie kilka państw, których te rozruchy mogą dosięgnąć, w tym,
niestety, również i Polskę, na równi z Libanem i Arabią Saudyjską.
Niepokojąco wyglądają także prognozy w przypadku Chin.
Dziś zbierane jest żniwo tego, co
zostało zasiane. Może to być początkiem rozpadu egzystencjalnego
Europy. I nie chodzi tu wcale o ataki terrorystyczne. Problem w tym,
że jeśli rozpocznie się kryzys gospodarczy, a może to nastąpić już
wkrótce, wyleje się on po prostu na ulice, prowadząc do ujawnienia
wszystkich dotychczasowych napięć w każdej dziedzinie życia.
Dysproporcji materialnych, etnicznych, religijnych,
kulturowych… I nikt nad tym nie zapanuje, a tę bezradność widać już
dziś. To w nieodległej perspektywie krach dotychczasowych systemów
władzy.
Zaufanie do polityków spadnie do
zera, Ludzie odwrócą się od aktualnego układu, winiąc go za upadek. To
wytworzy inne niż dotychczas, oddolne mechanizmy, które całkowicie
przebudują zachodnie społeczeństwa (zburzyć stare, by zbudować
nowe). Nawet gdybym nie wiedział tego, co wiem – potwierdza to zwykła
logika. Tu nie potrzeba jasnowidza. W Polsce ten oddolny ruch już się
pojawił. I chociaż wielu ludzi odbiera taką sytuację w ponurych
barwach, uważam, że jesteśmy mimo wszystko w lepszej sytuacji. Nam
łatwiej będzie zmienić podejście do nowych wartości, do nowej wizji
społeczeństwa. Sądzę, że nasze społeczeństwo budzi się nieco wcześniej,
niż gdzie indziej.
Kiedy przyjeżdżają do mnie ludzie z
Zachodu i przeprowadzają wywiad, czy też robią audycję dla telewizji,
widzę, że oni mają zupełnie inną percepcję rzeczywistości i dużo
większe ograniczenia od nas, Polaków. Wychowano ich od kołyski na tzw.
kulturze masowej i pewnych rzeczy w ogóle nie są w stanie dostrzec. Nie
znają żadnej alternatywy. To, co podaje prasa i telewizja, jest dla
nich programem do wierzenia. U nas, zanim taką medialną informację
zaakceptujemy, wzbudzi ona dziesiątki wątpliwości. Świadczy to o
tym, że Polska ma pewien atut do wykorzystania, swoisty handicap
kulturowy.
• Nasi Nauczyciele, tak
myślę, powinni jednak chyba w jakiś sposób przygotować nas do
zrozumienia nadchodzących zmian. Zostawili, co prawda, mnóstwo
artefaktów, świadczących, że ich powrót będzie nieunikniony, przez
te lata przybyło nam rozumu i także nauka zmieniła swoje oblicze, ale
przecież będziemy wchodzić w te zmiany z nowym paradygmatem
kulturowo-duchowym. To jakby inna bajka, na którą nie za bardzo
jesteśmy przygotowani…
– I tak się dzieje. To ważna część
zmian. W różnego rodzaju zapowiedziach mowa jest o tym, że u ludzi
zostanie otwarte trzecie oko. Oczywiście nie w ten sposób, że Oni
uczynią to za pomocą jakiegoś magicznego zaklęcia, lecz udostępnią
nam sposoby, dzięki którym będziemy mogli to uczynić. Tak, jak robią to
zresztą cały czas: nie dają ryby, tylko wędkę. A do nas należy wybór,
czy będzie nam się chciało chcieć. I jeśli mogę się tu nieskromnie
pochwalić, mnie się to udało, zaś metodę dotyczącą zdobycia tej
umiejętności opisałem w siódmym tomie Instrukcji przebudzenia zatytułowanym Otwarcie trzeciego oka, który ukaże się wiosną 2017
r. To zupełnie odmienna, nieznana do tej pory technika; inna niż ta,
którą dotychczas stosowaliśmy. Niemająca nic wspólnego z
napinaniem woli, dramatycznym skupieniem i wypowiadaniem
tajemniczych mantr. Wręcz przeciwnie – to droga całkowitego
rozluźnienia. Nad tą techniką pracowali amerykańscy i rosyjscy
pracownicy służb specjalnych, poświęcając jej stworzeniu ponad
dwadzieścia lat. Chodzi o metodę całkowicie skuteczną, bo, jak mówię,
sam ją na sobie sprawdziłem. W książce podjąłem bardzo konkretne i
dostępne dla każdego ćwiczenia umożliwiające otwarcie trzeciego oka.
• Czy możemy się jeszcze jakoś przygotować do tej Przemiany? W 2012 budowano betonowe schrony…
– Schrony tu nie pomogą. To zupełnie coś
innego. Nie można nawet powiedzieć, że chodzi o zagrożenie. Nie ma
potrzeby wykupywania cukru, mąki i innych artykułów spożywczych, bo
to niczego nie zmieni. Co ludzie mogą naprawdę zrobić i co będzie miało
duże znaczenie, to otwarcie się na całkowicie nowe i zupełnie inne
informacje niż te, do jakich byli dotąd przyzwyczajeni. Istota
problemu polega na tym, by, patrzeć szerzej niż dotąd, być elastycznym
w stosunku do rzeczywistości i odnajdywać w niej nowe horyzonty
oraz nowe możliwości, nie zaś zagrożenie. Kryzys, o którym
rozmawialiśmy, będzie trwał jakiś czas, chodzi więc o to, żeby mimo
chwilowych złych odczuć nie poddać się przerażeniu, gdyż sytuacja będzie ewoluowała w dobrą stronę.
Ponadto myślę, że bardzo pomocne może też być przeczytanie szczególnie szóstego tomu Instrukcji przebudzenia,
w którym został opisany scenariusz tych wydarzeń. Chociaż wszystkie
tomy mają tę wartość, że z każdej strony wyjaśniają i przybliżają
naszej percepcji najbliższą przyszłość. Bo to naprawdę już się dzieje.
Czekajmy cierpliwie. To, co
nadejdzie jest nieuniknione i pojawi się na naszych oczach. Nie jest
Armagedonem, lecz lepszą przyszłością. Będziemy tego świadkami.
Pozostając pod niekłamanym wrażeniem naszej rozmowy, dziękuję za spotkanie.
BIOGRAM
IGOR WITKOWSKI jest autorem ponad 60 książek oraz ponad stu artykułów, publikowanych głównie w czasopismach piszących o technice wojskowej. Brał udział w kilkunastu telewizyjnych programach dokumentalnych realizowanych dla stacji TVP, TVN, Discovery Channel i amerykańskiego kanału History Channel. Był redaktorem naczelnym miesięczników Technika Wojskowa i Druga Wojna Światowa. Większość jego książek poświęcona jest historii wojskowej, a w szczególności historii Trzeciej Rzeszy. Za swe największe osiągnięcie uważa Nową prawdę o Wunderwaffe, która stanowi kompleksowy opis niemieckich projektów zbrojeniowych i naukowych i, jak żadna inna podobna publikacja, została oparta na poszukiwaniach autora w archiwach na trzech kontynentach, stanowiąc ukoronowanie kilkunastu lat pracy badawczej. Warte odnotowania są też zawarte w jego publikacjach analizy dotyczące zagrożenia terrorystycznego.Drugi, niemniej istotny panel zainteresowań i badań autora, którego efektem jest również kilkanaście wydanych książek, stanowi historia naszej cywilizacji, w tym nieznane aspekty cywilizacji starożytnych. Za najważniejszą z tego punktu widzenia uważana jest książka Oś świata zawierająca opis osobistych badań autora boliwijskich ruin Puma Punku, gdzie znajdują się bloki kamienne, których skopiowanie, zdaniem wielu specjalistów, byłoby niemożliwe nawet dzisiaj. Oś świata to jedyna na świecie edycja poświęcona głównie tej zagadce. I. Witkowski jest także autorem siedmioksięgu Instrukcje przebudzenia (w dalszej perspektywie będzie to dziewięcioksiąg), dotyczącego nadchodzących przemian cywilizacyjnych. W jego dorobku znajdują się też powieści: Kod Adolfa Hitlera, Podziemna reduta Hitlera, Siedem spojrzeń na srebrną relikwię.
Artykuł opublikowano w numerze 12/2016 (312)