5-letni Marcin twierdzi, że był kiedyś rycerzem. Przybył na Ziemię po wybraniu sobie w zaświatach
rodziny. Jest przekonany, że jego obecna ciotka była w poprzednim życiu jego żoną.
Czy to jedynie fantazje dziecka, czy dowód na istnienie reinkarnacji?
Marcinek, śliczny 5-letni blondynek, bawi się ze swoim rocznym braciszkiem, Filipkiem, w ich bielskim mieszkaniu. Od pewnego czasu szokuje najbliższych opowieściami zaczynającymi się od słów: – A jak byłem duży…
– Początkowo nie przywiązywaliśmy do tego żadnej wagi. Dzieci mają bujną wyobraźnię i skłonności do fantazjowania. Ale kiedyś jechałam z synem samochodem i cierpliwie wysłuchałam tego, co mówił. Potem takiego samego szoku, jak ja, doznała babcia Marcina, tata, ciocia i dziadek. On wciąż wracał w tych swoich opowieściach do czasów, kiedy jakoby miał być duży i był rycerzem. Nas, zdumionych, pytał równie zaskoczony: Jak to, nie pamiętasz? Przecież ty tam też byłaś! – mówi mama chłopca.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy w rodzinie państwa G. mały Marcinek zaczął mówić. Dwuletnie dziecko co chwilę pytało, dlaczego nikt nie jeździ na koniach i nie nosi zbroi. Początkowo rodzice podejrzewali, że synka ponosi fantazja. Z biegiem czasu jednak opowiadana przez chłopca historia była coraz ciekawsza. Ku przerażeniu najbliższych pewnego dnia Marcin oświadczył, że żyje nie po raz pierwszy. W swoim poprzednim życiu był rycerzem, jeździł na koniu, nosił zbroję i brał udział w pojedynkach. Miał rodzinę, żonę i sześcioro dzieci. I choć „nie był bardzo ważnym rycerzem”, miał własnego króla i mieszkał na zamku.
Mieszkałem w tym zamku !
Opisując swoje poprzednie życie, dziecko z trudem znajduje słowa, by współczesnym językiem 5-latka opowiedzieć rzeczy i sytuacje nie z tej epoki. Często brzmi to zabawnie, ale gdy się złamie pewien szyfr, którym Marcin się posługuje, okazuje się, że jego opowieść jest nadzwyczaj logiczna i… niesamowita!
Marcin opisuje mnóstwo szczegółów ze swojego rycerskiego życia. W tamtych czasach ludzie mieszkali w zamkach, ale także w namiotach. Bardzo wielu jeździło na koniach. Wokół zamków urządzano turnieje. Rycerze, tacy jak on, mieli własnych giermków i brali udział w pojedynkach.
– A czy kiedy byłeś duży, to miałeś długopis, taki jak ten? – pytam Marcina, pokazując mojego parkera. – Nie było wtedy długopisów, pisaliśmy piórami. Takimi, jakie mają ptaszki – odpowiada ze spokojem Marcin. – Nie było żarówek, tylko świeciło się ogniem. Nie było też zabawek.
Opowiada dalej, że dzieci, takie, jak on teraz, młodsze od niego, a nawet starsze, chodziły w białych, długich koszulkach.
Rodzice często pokazywali mu zdjęcia i rysunki różnych budowli z czasów średniowiecza. Chłopiec żadnej sobie nie przypominał. Dopiero kiedy podczas wakacji cała rodzina G. pojechała do Malborka, chłopiec rozpoznał zamek.
– Mieszkałem w tamtym skrzydle. Jak przyjechał król, to nas z niego wyrzucili, ale tylko na chwilę – oświadczył zdumionym rodzicom.
Okazało się, że znakomicie zna cały rozkład zamku. Wiedział, gdzie w dawnych czasach podnoszono konie z rycerzami do góry, gdzie były stajnie i gdzie odbywały się pojedynki. Co ciekawe, nie pamiętał w ogóle Krzyżaków. Przewodnik zaprowadził chłopca do zbrojowni. Tam Marcin rozpoznał zbroję i stroje, które noszono w czasach, kiedy był na zamku. Z setek rekwizytów wybierał bezbłędnie te pochodzące z lat 1550 – 1600, a więc z czasów po Hołdzie Pruskim, a wtedy na zamku Krzyżaków już nie było!
Opowieść Marcina o dawnym życiu naszpikowana jest drobnymi szczegółami, które potwierdzają jej prawdziwość. Od małego opowiadał, że mieszkał na zamku, gdzie była podłoga w krawaty. Dopiero na miejscu okazało się, że posadzka komnat w Malborku jest zrobiona w charakterystyczne, czarno-białe romby. Chłopiec narzekał także na oświetlenie w zamierzchłych czasach – pod sufitem wisiały świeczniki ze zwykłymi świecami, z których strasznie kapało…
A gdy umarłem…
Tu zaczyna się część opowieści chłopca, która zapiera dech w piersiach. Marcin pamięta dzień, kiedy przyszło mu stoczyć pojedynek na miecze. Obok niego walczył jego giermek. Chłopiec utrzymuje, że w tym pojedynku został zabity. Jest to niezwykłe, gdyż kilkuletnie dzieci w wymyślanych przez siebie historiach przeważnie kreują się na bohaterów. Marcin przeciwnie, mówi że przegrał! Wspomina, że z góry obserwował swoje własne ciało, z którego po śmiertelnym ciosie sączyła się krew.
W opowieści Marcina widać wyraźny podział na czas, „kiedy był duży i zginął w pojedynku” oraz na czas „po tym, jak umarł”. Jak wyglądało to przejście? Dokładnie tak, jak opisują je dziś osoby, które przeżyły śmierć kliniczną. Gdy ten drugi rycerz przebił go mieczem, Marcin wyszedł ze swojego ciała. Dziwnym, świetlistym tunelem udał się w stronę wielkiego światła, słońca, do cudownej krainy, gdzie było mu bardzo dobrze. Tam spotkał niezwykłe istoty, które nazywa aniołkami.
– One były zupełnie przezroczyste, można było przez nie przelatywać – opowiada mi dziecko. – Nie musiały nic mówić, a ja i tak wiedziałem, co chcą powiedzieć.
Wybrałem sobie rodziców
Według chłopca tam, gdzie był, jest bardzo jasno i bezpiecznie. Są tam miliony ludzi. Nie wszyscy pamiętają czasy, kiedy żyli. Byli tacy, co już wiele razy wracali na Ziemię i przychodzili z powrotem do tej „anielskiej czasoprzestrzeni”.
Niektórzy nawet po 60 razy!
– Ja teraz jestem drugi raz. Byłem młody, jak zginąłem, dlatego że w pierwszym życiu powinno się być młodym, a dopiero potem jest się starszym. Ci, którzy wracali po 60 razy, byli najstarsi – dodaje.
Nie można jednak przebywać tam wiecznie. Trzeba wrócić na Ziemię, aby dalej się uczyć.
– Każdy musi wrócić, tak samo, jak każdy jest malutki, potem duży, a później przychodzi od aniołków do brzuszka mamusi – mówi Marcin, dziwiąc się, że nie wiem tak oczywistych rzeczy.
Kiedy zbliżał się czas jego powrotu na Ziemię, Marcin dostał do wyboru miejsce, czas, a nawet rodzinę. Był zmęczony wojnami, nie chciał więcej krwi i pojedynków, dlatego wybrał spokojniejsze czasy. Kiedy pytam go o obecnych rodziców, potwierdza, że przed swoim narodzeniem znał ich oboje. Pamięta nawet, jak przyszedł do brzuszka mamusi! Jednak tym kimś, kto tak naprawdę przyciągął go do rodziny G., była jego żona z czasów, kiedy był rycerzem. Z relacji chłopca wynika, że jego żona reinkarnowała się jako Monika. Ma teraz dwadzieścia lat i jest dla niego ciocią. Nie jest to jednak jedyna osoba, którą Marcin pamięta z czasów rycerskich. Kolejną reinkarnacją jest jego babcia, którą nazywa imieniem Gizela.
– Marcin był zdumiony, że babcia nie pamięta czasów, kiedy nosiło się zbroję i mieszkało w zamkach – mówi matka Marcina. – Często opowiada, że przychodził do niej ze swoimi synami, a najstarszy był do niej niezwykle podobny… Nie wierzyłam przedtem w reinkarnację i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Teraz jednak jest dla mnie oczywiste, że zjawisko kolejnych wcieleń dusz istnieje.
Jej zdaniem Marcin nie miał szans tego wszystkiego wymyślić. Wyjąwszy opowieść o poprzednim życiu, chłopiec nie wykazuje wielkiej wyobraźni. Niemożliwe jest także, aby taką ilość szczegółów poznał z książeczek z obrazkami czy nawet z telewizji.
– Przecież on o tym, że był rycerzem, zaczął opowiadać, jak miał niecałe dwa lata! – dodaje ojciec Marcina. Z całej rodziny Marcin najbardziej jest przywiązany do swojej cioci Moniki, która – jak utrzymuje – kiedyś była jego ukochaną żoną. Kiedy przeprowadzam wywiad w mieszkaniu państwa G., nie schodzi jej z kolan. Widać zresztą wyraźnie, że bratanka i ciotkę łączy szczególna nić sympatii. Marcin zaznacza, że babcia i Monika nie są jedynymi bliskimi mu osobami z poprzedniego życia, które spotyka i w tym wcieleniu. Występują tylko w innych konfiguracjach i układach rodzinnych, łączy ich inny stopień pokrewieństwa.
Marcin opowiada o swojej historii coraz rzadziej. Wydaje się, że powoli ją zapomina, przestaje traktować jak coś, co rzeczywiście przeżył.
– To niezwykły przypadek, nawet na skalę światową – bardzo rzadko się zdarza, żeby dziecko tak dokładnie pamiętało swoje poprzednie wcielenie.
Każdy z nas pamięta częściowo swoje poprzednie życia. Każdy przeżył bowiem przynajmniej raz sytuację, kiedy to pewne miejsca czy nawet utwory muzyczne słuchane po raz pierwszy wydawały się dziwnie znajome…
SEBASTIAN NEREM Gwiazdy Mówią”, nr 21/1998
rodziny. Jest przekonany, że jego obecna ciotka była w poprzednim życiu jego żoną.
Czy to jedynie fantazje dziecka, czy dowód na istnienie reinkarnacji?
Marcinek, śliczny 5-letni blondynek, bawi się ze swoim rocznym braciszkiem, Filipkiem, w ich bielskim mieszkaniu. Od pewnego czasu szokuje najbliższych opowieściami zaczynającymi się od słów: – A jak byłem duży…
– Początkowo nie przywiązywaliśmy do tego żadnej wagi. Dzieci mają bujną wyobraźnię i skłonności do fantazjowania. Ale kiedyś jechałam z synem samochodem i cierpliwie wysłuchałam tego, co mówił. Potem takiego samego szoku, jak ja, doznała babcia Marcina, tata, ciocia i dziadek. On wciąż wracał w tych swoich opowieściach do czasów, kiedy jakoby miał być duży i był rycerzem. Nas, zdumionych, pytał równie zaskoczony: Jak to, nie pamiętasz? Przecież ty tam też byłaś! – mówi mama chłopca.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy w rodzinie państwa G. mały Marcinek zaczął mówić. Dwuletnie dziecko co chwilę pytało, dlaczego nikt nie jeździ na koniach i nie nosi zbroi. Początkowo rodzice podejrzewali, że synka ponosi fantazja. Z biegiem czasu jednak opowiadana przez chłopca historia była coraz ciekawsza. Ku przerażeniu najbliższych pewnego dnia Marcin oświadczył, że żyje nie po raz pierwszy. W swoim poprzednim życiu był rycerzem, jeździł na koniu, nosił zbroję i brał udział w pojedynkach. Miał rodzinę, żonę i sześcioro dzieci. I choć „nie był bardzo ważnym rycerzem”, miał własnego króla i mieszkał na zamku.
Mieszkałem w tym zamku !
Opisując swoje poprzednie życie, dziecko z trudem znajduje słowa, by współczesnym językiem 5-latka opowiedzieć rzeczy i sytuacje nie z tej epoki. Często brzmi to zabawnie, ale gdy się złamie pewien szyfr, którym Marcin się posługuje, okazuje się, że jego opowieść jest nadzwyczaj logiczna i… niesamowita!
Marcin opisuje mnóstwo szczegółów ze swojego rycerskiego życia. W tamtych czasach ludzie mieszkali w zamkach, ale także w namiotach. Bardzo wielu jeździło na koniach. Wokół zamków urządzano turnieje. Rycerze, tacy jak on, mieli własnych giermków i brali udział w pojedynkach.
– A czy kiedy byłeś duży, to miałeś długopis, taki jak ten? – pytam Marcina, pokazując mojego parkera. – Nie było wtedy długopisów, pisaliśmy piórami. Takimi, jakie mają ptaszki – odpowiada ze spokojem Marcin. – Nie było żarówek, tylko świeciło się ogniem. Nie było też zabawek.
Opowiada dalej, że dzieci, takie, jak on teraz, młodsze od niego, a nawet starsze, chodziły w białych, długich koszulkach.
Rodzice często pokazywali mu zdjęcia i rysunki różnych budowli z czasów średniowiecza. Chłopiec żadnej sobie nie przypominał. Dopiero kiedy podczas wakacji cała rodzina G. pojechała do Malborka, chłopiec rozpoznał zamek.
– Mieszkałem w tamtym skrzydle. Jak przyjechał król, to nas z niego wyrzucili, ale tylko na chwilę – oświadczył zdumionym rodzicom.
Okazało się, że znakomicie zna cały rozkład zamku. Wiedział, gdzie w dawnych czasach podnoszono konie z rycerzami do góry, gdzie były stajnie i gdzie odbywały się pojedynki. Co ciekawe, nie pamiętał w ogóle Krzyżaków. Przewodnik zaprowadził chłopca do zbrojowni. Tam Marcin rozpoznał zbroję i stroje, które noszono w czasach, kiedy był na zamku. Z setek rekwizytów wybierał bezbłędnie te pochodzące z lat 1550 – 1600, a więc z czasów po Hołdzie Pruskim, a wtedy na zamku Krzyżaków już nie było!
Opowieść Marcina o dawnym życiu naszpikowana jest drobnymi szczegółami, które potwierdzają jej prawdziwość. Od małego opowiadał, że mieszkał na zamku, gdzie była podłoga w krawaty. Dopiero na miejscu okazało się, że posadzka komnat w Malborku jest zrobiona w charakterystyczne, czarno-białe romby. Chłopiec narzekał także na oświetlenie w zamierzchłych czasach – pod sufitem wisiały świeczniki ze zwykłymi świecami, z których strasznie kapało…
A gdy umarłem…
Tu zaczyna się część opowieści chłopca, która zapiera dech w piersiach. Marcin pamięta dzień, kiedy przyszło mu stoczyć pojedynek na miecze. Obok niego walczył jego giermek. Chłopiec utrzymuje, że w tym pojedynku został zabity. Jest to niezwykłe, gdyż kilkuletnie dzieci w wymyślanych przez siebie historiach przeważnie kreują się na bohaterów. Marcin przeciwnie, mówi że przegrał! Wspomina, że z góry obserwował swoje własne ciało, z którego po śmiertelnym ciosie sączyła się krew.
W opowieści Marcina widać wyraźny podział na czas, „kiedy był duży i zginął w pojedynku” oraz na czas „po tym, jak umarł”. Jak wyglądało to przejście? Dokładnie tak, jak opisują je dziś osoby, które przeżyły śmierć kliniczną. Gdy ten drugi rycerz przebił go mieczem, Marcin wyszedł ze swojego ciała. Dziwnym, świetlistym tunelem udał się w stronę wielkiego światła, słońca, do cudownej krainy, gdzie było mu bardzo dobrze. Tam spotkał niezwykłe istoty, które nazywa aniołkami.
– One były zupełnie przezroczyste, można było przez nie przelatywać – opowiada mi dziecko. – Nie musiały nic mówić, a ja i tak wiedziałem, co chcą powiedzieć.
Wybrałem sobie rodziców
Według chłopca tam, gdzie był, jest bardzo jasno i bezpiecznie. Są tam miliony ludzi. Nie wszyscy pamiętają czasy, kiedy żyli. Byli tacy, co już wiele razy wracali na Ziemię i przychodzili z powrotem do tej „anielskiej czasoprzestrzeni”.
Niektórzy nawet po 60 razy!
– Ja teraz jestem drugi raz. Byłem młody, jak zginąłem, dlatego że w pierwszym życiu powinno się być młodym, a dopiero potem jest się starszym. Ci, którzy wracali po 60 razy, byli najstarsi – dodaje.
Nie można jednak przebywać tam wiecznie. Trzeba wrócić na Ziemię, aby dalej się uczyć.
– Każdy musi wrócić, tak samo, jak każdy jest malutki, potem duży, a później przychodzi od aniołków do brzuszka mamusi – mówi Marcin, dziwiąc się, że nie wiem tak oczywistych rzeczy.
Kiedy zbliżał się czas jego powrotu na Ziemię, Marcin dostał do wyboru miejsce, czas, a nawet rodzinę. Był zmęczony wojnami, nie chciał więcej krwi i pojedynków, dlatego wybrał spokojniejsze czasy. Kiedy pytam go o obecnych rodziców, potwierdza, że przed swoim narodzeniem znał ich oboje. Pamięta nawet, jak przyszedł do brzuszka mamusi! Jednak tym kimś, kto tak naprawdę przyciągął go do rodziny G., była jego żona z czasów, kiedy był rycerzem. Z relacji chłopca wynika, że jego żona reinkarnowała się jako Monika. Ma teraz dwadzieścia lat i jest dla niego ciocią. Nie jest to jednak jedyna osoba, którą Marcin pamięta z czasów rycerskich. Kolejną reinkarnacją jest jego babcia, którą nazywa imieniem Gizela.
– Marcin był zdumiony, że babcia nie pamięta czasów, kiedy nosiło się zbroję i mieszkało w zamkach – mówi matka Marcina. – Często opowiada, że przychodził do niej ze swoimi synami, a najstarszy był do niej niezwykle podobny… Nie wierzyłam przedtem w reinkarnację i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Teraz jednak jest dla mnie oczywiste, że zjawisko kolejnych wcieleń dusz istnieje.
Jej zdaniem Marcin nie miał szans tego wszystkiego wymyślić. Wyjąwszy opowieść o poprzednim życiu, chłopiec nie wykazuje wielkiej wyobraźni. Niemożliwe jest także, aby taką ilość szczegółów poznał z książeczek z obrazkami czy nawet z telewizji.
– Przecież on o tym, że był rycerzem, zaczął opowiadać, jak miał niecałe dwa lata! – dodaje ojciec Marcina. Z całej rodziny Marcin najbardziej jest przywiązany do swojej cioci Moniki, która – jak utrzymuje – kiedyś była jego ukochaną żoną. Kiedy przeprowadzam wywiad w mieszkaniu państwa G., nie schodzi jej z kolan. Widać zresztą wyraźnie, że bratanka i ciotkę łączy szczególna nić sympatii. Marcin zaznacza, że babcia i Monika nie są jedynymi bliskimi mu osobami z poprzedniego życia, które spotyka i w tym wcieleniu. Występują tylko w innych konfiguracjach i układach rodzinnych, łączy ich inny stopień pokrewieństwa.
Marcin opowiada o swojej historii coraz rzadziej. Wydaje się, że powoli ją zapomina, przestaje traktować jak coś, co rzeczywiście przeżył.
– To niezwykły przypadek, nawet na skalę światową – bardzo rzadko się zdarza, żeby dziecko tak dokładnie pamiętało swoje poprzednie wcielenie.
Każdy z nas pamięta częściowo swoje poprzednie życia. Każdy przeżył bowiem przynajmniej raz sytuację, kiedy to pewne miejsca czy nawet utwory muzyczne słuchane po raz pierwszy wydawały się dziwnie znajome…
SEBASTIAN NEREM Gwiazdy Mówią”, nr 21/1998