Po opublikowaniu na blogu
artykułu dotyczącego przedziwnych istot spotkałem się z dużym zainteresowaniem
Czytelników, a tym samym otrzymałem kolejne zdarzenia opisujące spotkania z
niezwykłymi istotami jakie przejawiają się w naszej kulturze od setek lat.
Znany
badacz UFO Jacques Valle po
raz pierwszy w 1969 roku użył określenia Mogonia w swojej książce ‘’
Paszport
do Magonii’’, w której była mowa o
istotach niegdyś określanych i opisywanych w starych podaniach i
legendach
ludowych jako skrzaty, elfy, gnomy, diabły, anioły czy bajkowe
krasnoludki. Magonia według Vallego była
przedziwną krainą leżącą pomiędzy niebem, a ziemią, z której pochodzą
dziwne
istoty, które nierzadko poruszają się w osobliwych świetlnych pojazdach,
czyli z innej nieznanej nam rzeczywistości?
Valle zauważył ścisłe powiązanie i korelację współczesnych opisów UFO z
opisami
i ingerencją dziwnych istot sprzed setek
lat w naszą kulturę. Również w Polsce
możemy znaleźć wiele odniesień dotyczących w/w istot jak np. w książkach
etnografa, historyka folklorysty
Franciszka Kotuli, który spisał wiele relacji z terenu Podkarpacia. W
dzisiejszym artykule chciałbym po raz
kolejny zainteresować Czytelników opisami zdarzeń w których zauważono
niewielkich rozmiarów istoty, wypisz wymaluj jak z bajek o
krasnoludkach, które niegdyś przypominały nam nasze dzieciństwo. Czy
zdarzenia niegdyś opisywane są jedynie bajkami
naszych podświadomych wierzeń ? Przyznam, że byłem bardzo
sceptyczny w dawne opowieści o niezwykłych małych
istotach, ale jak przejść do porządku dziennego skoro takie relacje o
istotach
są opisywane współcześnie ? W czasie poszukiwań polskich przypadków
obserwacji
‘’skrzatów’’ natknąłem się na opis
pewnego zdarzenia jakie dokumentowała niegdyś CBUFOiZA i dotyczy
osobliwej
istoty, którą cechował niezwykły wygląd.
Zdarzenie miało miejsce w okolicy Gorzowa Wielkopolskiego w 1972/73
roku, a świadkiem była 10 letnia wówczas dziewczynka. Zdarzenie
dokumentował
M.Osesek z CBUFOiZA.
‘’Było już ciemno kiedy zbliżałam
się do domu i widziałam już swoje podwórko ucieszyłam się, że szczęśliwie
dotarłam do celu i, że nic mi się nie stało. Pewne obawy o bezpieczeństwo były
uzasadnione ponieważ odległość między kościołem a domem wynosiła ponad dwa
kilometry. Przed domem paliła się lampa a podwórko było oświetlone. Idąc
szybkim krokiem i będąc tuż przy bramie zauważyłam to ‘’coś’’. Co mnie bardzo
przeraziło. Jakiś stworek zbliżał się od
strony sadu w moim kierunku a ja myślałam tylko o tym czy zdążę wbiec do domu i
zamknąć drzwi. Pamiętam, że bardzo się bałam, ale nie przyszło mi do głowy aby
wołać o pomoc kogoś z domowników. Pamiętam wygląd stworka miał około 40-50 cm
wysokości, kształt owalny, ciemne zabarwienie, kończyny bardzo cienkie górne
dłuższe od dolnych nóżki około 10 cm. Oczy
duże ciemne cały stworek troszkę włochaty, możliwe uszy lub różki (kojarzył się
z diabłem lub goblinem). Nie spojrzenie mnie tak przeraziło, ale stwór bo nie
wiedziałam co to jest i czy zagraża mnie lub innym. Obserwacja ta oprócz
strachu i obaw przed ponownym spotkaniem nie wywołała żadnych skutków
ubocznych.’’
Odręczny rysunek świadka ukazujący wygląd postaci.
W literaturze ufologicznej
wielokrotnie podobne owłosione istoty były obserwowane w obecności pojazdów
UFO, w tym wypadku poza istotą świadek nie zauważyła w pobliżu obecności UFO. Wiele podobnych zdarzeń zebrał badacz z USA
Albert Rosales, zajmujący się CE-III i spotkaniami z dziwnymi istotami. W jego
archiwum, jakie otrzymałem, znajduje się wiele przypadków opisujących skrzaty lub
inne małe istoty. Dla przykładu podam
dwa opisy.
Porvenir, Sewilla, Hiszpania Data:1946 Czas: popołudniu 7-letni Dominguez-Adame i przyjaciel
wracali ze szkoły i właśnie weszli na dziedziniec domu wówczas
zauważyli dwóch małych ludzi, tylko około 30-35cm
w wysokości, które stały na środku podwórza patrząc w innym kierunku. Kiedy istoty wyczuł obecność
dwóch dziewczyn odwrócili głowy, aby spojrzeć na nich, i najwyraźniej przestraszyły się ich i bardzo szybko wskoczyły
do kanału odpływowego Ciekawe dziewczyny podbiegł
do kanały i próbował wprowadzić swoje ręce w szczelinę,
aby chwycić małe istoty,
ale wejście było bardzo wąskie, około 10cm. Istoty miały ludzkie rysy twarzy , na sobie mieli coś w rodzaju brązowej sutanny
i czerwone berety.
Park Nottingham Anglia
Wollaton Data:
29 października 1979 Czas: Zmierzch.Kilkoro dzieci powracających do domu usłyszało dźwięk jakby dzwonu i
zobaczyły wychodzące z zalesionej
okolicy gnomy około 60 istot o pomarszczonych
twarzach i długich białych brodach, jechały jakby
na jakiś ‘’pojazdach’’
, w kierunku bagien w pobliżu jeziora, a niektóre gonił dzieci aż do bramy
parku. Niektóre z humanoidów nosiły czerwone kapelusze i zielone spodnie i śmiały się w szczególny sposób . Dzieci
uciekły z okolicy.
Wręcz unikatowe w
skali naszego kraju przypadki obserwacji ‘’skrzatów’’ otrzymałem od dwóch Czytelniczek , dzięki temu, że poruszyłem
na blogu sprawę ‘’skrzatów’’ i innych istot. Jak się okazuje osoby będące
świadkami takich zdarzeń niezbyt chętnie dzielą się swoimi historiami w obawie przed ośmieszeniem w oczach znajomych lub często
bliskich osób. Nie łatwo nawet osobie zajmującej
się UFO przekazać tak kontrowersyjne i absurdalne z naszego punktu widzenia i pojmowania rzeczywistości relacje. Te osoby
mi zaufały, za co serdecznie dziękuję i za odwagę. Wato podkreślić, że w samym środowisku
‘’ufologicznym’’ temat ten jest niezbyt chętnie poruszany w obawie o ośmieszenie lub
dyskredytację osoby/badacza w
branży. Sam się już spotkałem z takim ‘’atakiem’’ od entuzjastów wierzących w
kosmitów, dla których takie historie jak w niniejszym artykule są nic nie
warte. Ja jednak jestem zdania, że warto
się zajmować takimi opisami i nie przesądzać sprawy z góry, tylko dlatego, że
jest tak nieprawdopodobna. Jako osoba zajmująca się UFO i innymi
zjawiskami nie zamykam się nawet na takie trudne problemy jak relacje o
skrzatach, gdyby tak było musiałbym również odrzucić relacje o UFO i bliskich
spotkaniach ponieważ te również cechują się wysokim wskaźnikiem dziwności a
często absurdalności.
W okolicy
Pułtuska, pomiędzy wsiami Psary a Bartodzieje doszło do przedziwnego zdarzenia w
1998 roku. Poniżej przytaczam szczegółowy
opis świadka.
‘’
Od lat
razem z mężem czytamy Pana blog, interesują nas różne dziwne zdarzenia.
Sami mieliśmy kilka takich, ale ostatni artykuł odnośnie dziwnych
stworzeń
przypomniał nam bardzo nieprawdopodobną historię, która nam się
przydarzyła.
Otóż 16-17 lat temu wybraliśmy się z mężem i z psem na spacer do starego
lasu w
okolicach Pułtuska. Był to stary las i dość odludny, pora roku to
wczesna
wiosna, godzina około południa ,gdzieniegdzie jeszcze plackami w cieniu
leżał
śnieg. Nie szliśmy żadną ścieżką, wokół rosły luźno rozrzucone stare
sosny i
graby. Pies szedł pierwszy, za nim mąż, ja na końcu. W pewnym momencie
przykucnęłam, żeby zasznurować sobie but. I w tym momencie kontem oka
zauważyłam po swojej prawej stronie jakiś ruch i automatycznie
spojrzałam w tym
kierunku. W tym momencie doznałam niesamowitego zdziwienia, jakieś
30metrów ode
mnie zobaczyłam małą biegnącą postać. Istota ta przypominała w wyglądzie
dokładnie bajkowego skrzata, tu zrobię opis. Wysokość około 50cm.,
poruszała
się biegnąc na dwóch nogach, poruszając przy tym rękoma tak jak
człowiek, który
szybko biegnie. Postać zbudowana była proporcjonalnie i ubrana podobnie
jak
człowiek: czapka zwisająca z tyłu i podskakująca od biegu, coś jakby
kurtka na
długość poniżej pasa, spodnie i buty z zaokrąglonymi noskami. Na twarzy
istota
miała brodę zupełnie jak skrzat z bajki. Całe ubranie było w odcieniach
brunatnych. Istota zachowywała się tak, jakby mnie nie widziała, biegła
bokiem
do mnie, ale najwyraźniej spieszyła się. Cała obserwacja trwała jakieś 4
sekundy, ja cały czas byłam przykucnięta, nie poruszałam się. Po jakiś 4
- 5
sekundach zniknęła mi za drzewami. Wtedy podniosłam się i zawołałam
męża. Nie
odczuwałam żadnego strachu, tylko zdziwienie. Mąż wypytał mnie o
szczegóły i
poszliśmy szukać śladów. Gdzieniegdzie jeszcze leżał śnieg, ale żadnych
śladów
nie udało nam się znaleźć, pies też niczego nie zwęszył. Bardzo
zadziwieni
,rozmawiając o tym co się wydarzyło, wróciliśmy do domu. Po kilku latach
narysowałam
dla córeczki tego skrzata, załączam foto.
Starając się zrozumieć to co się
wydarzyło próbowaliśmy z mężem znaleźć na ten temat jakieś informacje. Jedyne
na co się natknęliśmy to opisy takich zdarzeń z zamierzchłych czasów dotyczące
krasnali lub skrzatów. Zaznaczę , że nie miewam żadnych zwidów a obraz i
istota, którą widziałam wyglądała bardzo realnie. Przydarzyło się to tylko raz,
a wracaliśmy jeszcze w to miejsce wielokrotnie. Do dziś jest to dla nas
niezrozumiałe, a zdarzenie to opowiedzieliśmy tylko najbliższym znajomym.’’
Z informacji, jaką przekazała
świadek wynika, że w okolicy obserwacji ‘’skrzata’’ doszło do dwóch dziwnych, anomalnych zdarzeń.
Miejsca z zaznaczonymi i opisanymi zdarzeniami
‘’Pierwsze to relacja naszej
mamy, sami nie byliśmy świadkami tego zdarzenia, ale mama bezpośrednio po nim
opisała nam to co widziała. Dom mamy stał na skraju tego lasu z opisanego
incydentu ze skrzatem. Mama, z tego co pamiętam, widziała wieczorem przez okno
z kuchni przemieszczającą się świecącą kulę. Kula ta leciała nad polami dość
nisko w kierunku w/w lasu. Więcej szczegółów nie pamiętamy, a mama już niestety
nie żyje. Możemy dodać ,że dom stał około kilometra od tego miejsca, gdzie
widziałam skrzata. Termin tego wydarzenia był zupełnie inny, niż ten kiedy
widziałam skrzata, rok, może dwa różnicy.’’
Drugie dziwne wydarzenie
przeżyliśmy wspólnie z mężem i córką. Wieś, w której mieszkała mama znajduje
się ok. 10km od Pułtuska. Na trasie tej wydawałoby się bezpiecznej,
przecinającej las znajduje się mały mostek nad niedużym ciekiem wodnym. Miejsce
to na przestrzeni lat jest związane z wieloma śmiertelnymi wypadkami. Samo
miejsce wydaje się zwyczajne, lecz miejscowi wiedzą, że zginęło tam sporo ludzi
w różnych wypadkach samochodowych, motocyklowych i nawet na koniu zginął tam
nasz znajomy leśniczy ( przy drodze została postawiona pamiątkowa tablica ku
pamięci leśniczego). Piszę o tym miejscu, gdyż jest to bezpośrednio związane z
naszym zdarzeniem. Trudno będzie to dokładnie opisać , ale spróbuję. Dodam
jeszcze, że jadąc tym odcinkiem drogi zawsze zachowywaliśmy szczególną
ostrożność. Było to ładnych kilka lat temu, wracaliśmy właśnie od mamy późnym
wieczorem. Zbliżając się do opisanego mostku zdarzyło się coś dziwnego, czego
do dziś nie potrafimy wytłumaczyć. W światłach samochodu widzieliśmy prosty odcinek
drogi, za jakieś ok. 250metrów miał być mostek. W tym momencie w światłach
samochodu po prawej stronie drogi zobaczyliśmy świecący punkt, który wyglądał
dokładnie jak świecące oczy jakiegoś zwierza leśnego. Wrażenie zwierzęcia
powodowało to, że ten punkt przechodził jakby przez drogę z prawej strony na
lewą. Zwolniliśmy , bo byliśmy pewni , że to jakaś sarna, a przez cały czas nie
spuszczaliśmy z tego wzroku. Ale jakież było nasze zdziwienie, gdy dojeżdżając
do wysokości tego punktu zobaczyliśmy ,że jest to słupek drogowy z białym
światełkiem odblaskowym i po prostu stał wkopany w ziemię. Najdziwniejsze jest
to, że słupek przesuwał się względem szerokości drogi w miarę zbliżania się do
niego, z prawej strony na lewą. Trzy osoby siedzące w aucie, czyli ja ,
mąż i córka obserwowaliśmy przesuwanie się tego światełka w poprzek drogi.
Wyglądało to tak , jakby obraz widzianej przez nas w światłach drogi nie
pokrywał się z miejscem ustawienia słupka. Powinniśmy ten słupek widzieć cały
czas z lewej strony drogi, ponieważ droga szła prosto. Do tej pory nie
potrafimy zrozumieć czemu obraz drogi nie pokrywał sie z miejscem ustawienia
słupka i skąd wrażenie rozbieżności, czy może załamania obrazu. Tłumaczymy
sobie że to jakaś anomalia, która spowodowała zakrzywienie obrazu.’’
W opisach dziwnych istot
zauważalny jest pewny szczegół na który zwróciłem uwagę, a mianowicie nie tylko
występowanie zalesionych terenów/ starych parków, ale występowanie rzek,
kanałów i mokradeł czy ma to jakiś związek z tego typu istotami nie wiadomo,
ale inna historia zdaje się niejako to potwierdzać ? Opis poniższego zdarzenia
otrzymałem od mojego stałego Czytelnika, który słyszał o skrzatach w
miejscowości Żelowice na Dolnym Śląsku. Niestety musiałem opierać się tylko na
informacji z drugiej ręki ponieważ główni
świadkowie nie żyją lub mieszkają w
innej okolicy. Na moją prośbę Marcin (
dziękuję za informacje) przekazał
wszelkie informacje jakie uzyskał od swojej teściowej, łącznie z wykonaniem zdjęć
miejsc w których zauważono dziwne postacie.
‘’Tak jak pisałem wcześniej byliśmy u teściów w odwiedzinach i
podpytałem się trochę o "skrzaty". Z ogólnego chaosu informacji
wynika, że widziane tam były w ilości kilka na raz i to było kilka różnych
osobnych zdarzeń, wszystkie odbywały się po ciemku nie za widnego dnia.
Teściowa sprowadziła się do Żelowic na przełomie lat 70/80 i już wtedy
krążyły opowieści, że w parku straszy i że widziano krasnale. Pracując na
polach PGRu często słyszała od innych pracowników o tych zdarzeniach. Miejsce w
którym się to wszystko działo nazywane przez miejscowych jest
"Betlejemką" ale teście i żona nie potrafią powiedzieć skąd wzięła
się ta nazwa. Miejscowi tą drogą często chodzą na skróty przez park z wsi
Kowalskie do Żelowic. Teściowa o dwóch zdarzeniach słyszała bezpośrednio od
świadków. Było to w latach 90-tych. Mówi, że wcześniej te opowieści traktowała
z niedowierzaniem, dopiero jak usłyszała je od tych osób to w nie uwierzyła
jako prawdziwe. Pierwsza historia dotyczy małżeństwa które widziały kilka "krasnoludków"
które skakały, uśmiechały i nawoływały (raczej gestami niż słownie) żeby szli
za nimi. Podobno jakaś siła spychała ich w ślad za nimi. Trwało to kilka sekund
i tak jakby byli w "innym stanie" w tym czasie zanim to ustało. Druga
obserwacja dotyczy mężczyzny mieszkającego kiedyś w pałacu. Osoba ta pogubiła
drogę i "ocknęła" się stojąc nad rowem. Trafił tam bo jakaś siła go
zaciągnęła w to miejsce. On też widział skrzaty tylko nie wiem czy to było
podczas tego samego zdarzenia czy jako osobna przygoda. to tam
"gościa" namawiały Krasnale żeby szedł za nimi. Teściowa mówi, że on
słyszał jak go wołały "chodź, chodź"
Teściowa mówi, że zawsze mówił "że gdyby był pijany to rozumie że
pobłądził, ale był trzeźwy". Żona natomiast z opowieści zna historię młodej
dziewczyny co widziała krasnoludka (prawdopodobnie razem z mężem) i następstwem
tego było jej samobójstwo.’’
Mapa Żelowic z opisem
Czerwona linia oznacza przebieg mostku z rzeczką w tej okolicy dochodziło do spotkań z małymi istotami.
Widok na ''rzeczkę'' miejscem rzekomych spotkań ze skrzatami.
Nie można stwierdzić, aby te dziwne istoty miały jakiś ścisły
związek ze zjawiskiem UFO, ale znamy wiele Bliskich Spotkań, w których zauważono
różne małe pokraczne istoty w obecności UFO. Autorzy książki ‘’mieszkańcy latających
talerzy’’ Coral i Jim Lorenzen opisali wiele spotkań z małymi istotami w czasie
Francuskiej fali UFO w 1954 roku. Także w Malezji wiele Bliskich Spotkań z UFO
cechowały nadzwyczaj drobne i małe istoty. Dziwnym przypadkiem, zdarzenia z
małymi istotami pojawiają się również w miejscach w których UFO przejawiały
swoje ‘’manifestacje’’ tak było m.in. w Słocinie. Co prawda nie wspominałem
nigdy o tego typu przypadku ponieważ jak sądzę, wiele osób zwyczajnie w to nie
da wiary. Jednak dziś postanowiłem opisać to zdarzenie, którego świadkiem była
kobieta w średnim wieku, która miała wcześniej dwa Bliskie Spotkania z
UFO. Do obserwacji dziwnego
‘’człowieczka’’ doszło na wiosnę 2014
roku. O sprawie tej dowiedziałem się dopiero znacznie później, gdy podczas
rozmowy wspomniałem o dziwnych małych istotach.
Świadek z dużymi oporami opowiedziała mi tą historię, która jest wręcz
absurdalna dlatego uważała, że nawet nie będzie mnie o niej informować ponieważ
jest zbyt dziwna abym jej w to uwierzył. Zdarzenie miało miejsce w momencie kiedy kobieta podeszła do okna aby
je zamknąć, zauważyła nierealną rzecz.
‘’ To
co widziałam, przez bardzo krótką chwilę było maleńkim człowieczkiem około 30
cm wysokości , trzymającym w ręku coś takiego jak światełko, latarenka, które
zamocowane było jakby na wygiętym kiju. Istota wyglądała na starszą osobę, była
na pewno w coś ubrana, ale ze względu na ciemność nie zauważyłam, żadnego
szczegółu twarzy czy ubioru. Z początku pomyślałam sobie że to jakiś ptak.
Widziałam to króciutko, pod rosnącym pod oknem jałowcem. Chyba wyczuło albo
zobaczyło, że patrzę bo znikło. Wstrząśnięta,
pod wpływem tego, co zobaczyłam stworzyłam nawet wierszyk.’’
Analogiczne
postacie były opisywane w dawnych
czasach, które miały przy sobie ‘’różdżki’’ za pomocą, których potrafiły
znikać
? Absurd, który istnieje po dziś dzień. W Polsce tak naprawdę nikt jak
dotychczas nie zajmował się
zbieraniem relacji o dziwacznych
istotach. Na chwilę obecną ciężko znaleźć jakąś dobrą teorię,
wyjaśniającą
problem tego typu istot, które nie tylko przejawiają się w dawnych
czasach, ale
również we współczesnych, co dowodzi tego, że nie jest to wymysł oparty
jedynie o legendy i podania ludowe. Czy widywane istoty bez względu jaki
posiadały
egzotyczny wygląd są fizycznymi istotami
czy nieznanymi projekcjami natury paranormalnej, lub mieszkańcami innych
wymiarów ? Warto wziąć pod uwagę jeszcze
inną możliwość, o której pisał niegdyś John Keel, iż tego typu istoty i
inne
kreatury mogą być aberracjami ludzkiego umysłu, chwilowymi
materializacjami energii z niedostępnego naszym zmysłom wymiaru, a w tym
wypadku
nauka nie potrafi ‘’zmierzyć’’ a tym bardziej potwierdzić takich
zdarzeń.
Grafikę do artykułu wykonał Sebastian Woszczyk www.yoszko.com
Apel:
Zachęcam wszystkich potencjalnych świadków podobnych zdarzeń do podzielenia się
ze mną swoimi historiami, wszystkim zapewniam zrozumienie, anonimowość i
dyskrecję kontakt: arekmiazga@gmail.com
Dziwne latające istoty w Polsce
Tajemnicze latające istoty widywane był w wielu
rejonach kraju przez wiarygodnych ludzi. Nikt nie wie, czym lub kim
były. Spotkania z nimi były jednak zaskakująco realne, a czasem
szokujące. To, co przydarzyło się ludziom, o których piszemy może
przyprawiać o dreszcze. Czy spotkali oni "zwiadowców" z innego świata?
Dziwne latające istoty w Polsce
Foto: Shutterstock
W pierwszej połowie sierpnia 2011 r. skontaktował
się ze mną pan Marian B. z Zachodniej Polski, który miał do przekazania
absolutnie niezwykłą opowieść z czasów "kawalerki". Mówił, że nie ma
pojęcia, z czym zetknął się wraz z grupką przyjaciół, ale zdarzenie to
na swój sposób odmieniło jego postrzeganie świata.
Było
to - relacjonował - późną jesienią 1969 r., między Pieńskiem a Lasowem
(dolnośląskie), przy granicy polsko-niemieckiej. Pan Marian był w grupie
pięciu nastolatków, którzy wracali wieczorem z kina w pierwszej
wymienionej miejscowości.
- Szliśmy na skróty polną drogą, która w pewnym
momencie zbliża się do torowiska - mówił. - Zaczęliśmy dyskutować między
sobą. Nagle spojrzałem - obok nas, w odległości 3-4 metrów […] rosło
drzewo dębowe, a przy drzewku stała bardzo dziwna postać…
Relacji mężczyzny o tym, co stało się potem
wysłuchało na YouTube ponad 110 tys. osób. Wiele komentarzy do materiału
(mimo ogólnego rynsztokowego poziomu dyskusji w internecie), wyrażało
zdziwienie i zaskoczenie tym, o czym mówił.
Anioł czy obcy?
Oto dlaczego ta historia była tak niezwykła. Po
zauważeniu postaci, którą otaczała dziwna jasność, młodzieńcy przez
chwilę się jej przyglądali. Była bardzo blisko i choć miała szarą głowę
pozbawioną jakichkolwiek szczegółów, odnieśli oni wrażenie, że istota
się im badawczo przygląda.
- Wzrostem była podobna do nas. Miała ok. 170 cm - wspominał pan Marian. - Szara nieczytelna
twarz
z wyraźnie odznaczającą się częścią twarzową i szyjną. Głowę otaczała
bardzo delikatna żółtawa poświata, natomiast dolne partie tej postaci
były "osłonięte" delikatnym odcieniem błękitu. Co bardzo ważne,
kolory jasne - widoczne dla oka, nie emitowały światła poza siebie, tj. nie oświetlały ziemi i przeszkód mijanych przez tę istotę.
Ten ostatni fakt pan Marian miał możliwość
zaobserwować, kiedy po krótkiej konfrontacji oko w oko, piątka ruszyła w
stronę postaci, ośmielona przewagą liczebną. Dziwny "ktoś" szybko
poderwał się z miejsca i zaczął się oddalać, unosząc się niewysoko nad
ziemią.
- Pościg trwał po otwartym polu, w kierunku
torowiska - dodał. - Istota nagle skręca w prawo poprzez pojedyncze
malutkie drzewka i krzaczki, które są omijane w dość niezwykły sposób,
dzięki płynności ruchów istoty, w całkowitej ciszy. Zauważyć muszę, że
podczas pościgu czytelność kolorów była prawie niezauważalna, natomiast
dominował kolor szary. Po przyspieszeniu i ostrym skręcie w lewo,
zniknęła pod malutkim wiaduktem kolejowym.
Chłopcy sprawdzili otwór, w którym zniknęła istota.
Nie było jej tam. Nie było jej również widać po drugiej stronie, gdzie
rozciągały się tonące w mroku pola. Co to mogło być? Taka myśl jeszcze
przez długo zaprzątała głowę pana Mariana i jego kolegów, których koleje
życia układały się później bardzo różnie. Dziś żyje jeszcze dwóch
innych świadków tego zdarzenia.
Sam pan Marian był zadowolony, że po tylu latach
mógł podzielić się z innymi historią, co do której realności nie ma
żadnych wątpliwości. Tylko jak coś takiego wyjaśnić? Świadek mówił, że
odpowiedzi szukał w ufologii, wierząc, że być może był to przybysz z
kosmosu. Miał jednak świadomość, że gdyby latającą istotę zauważył ktoś
ze starszego pokolenia, niewątpliwie wziąłby ją za świętego albo anioła,
a przy nasypie kolejowym koło Lasowa stanęłaby upamiętniająca to
kapliczka…
Wielki chłop w powietrzu
Starsi ludzie niekoniecznie muszą jednak
rozpatrywać tajemnicze przeżycia przez pryzmat religii. Przykładem tego
może być doświadczenie 71-letniej Izydory K. ze Szczecinka, z którą
rozmawiałem w 2008 r. Do opowiedzenia o tym, co spotkało ją podczas
niedzielnego marcowego wypadu w okolice Bornego Sulinowa
(zachodniopomorskie), skłonił ją syn.
Pani Izydora, którą cechował trzeźwy analityczny
umysł, wybrała się z mężem na przejażdżkę do lasu, w którym znajdowały
się ruiny radzieckich instalacji wojskowych. Jej małżonek chciał
obejrzeć je z bliska, ale ona nie miała na to chęci. Postanowiła, że
pooddycha świeżym powietrzem w pobliżu samochodu.
Czekając na męża przeszła kilka metrów i w pewnym
momencie zamarła. Zauważyła bowiem, że z naprzeciwka zbliża się do niej
coś dziwnego. Był to potężny, jakby zakamuflowany człowiek, a w zasadzie
sam jego kontur wiszący w powietrzu. Pani Izydora opisała go jako
"barczystego mężczyznę z rozłożonymi ramionami", który przelatywał nad
jej głową. Postać w środku była przezroczysta i tylko jej obrys był
wyraźnie "zagęszczony". Zdaniem kobiety, osobnik miał ponad 2 metry
wzrostu.
Kiedy dziwny "twór" znalazł się tuż nad nią,
zamarła ze strachu. Jak mówiła, ten widok ją na moment sparaliżował.
Zrobiło jej się również słabo. Kiedy "kształt" bezszelestnie minął ją i
zniknął w koronach drzew, wycofała się do samochodu i z niepokojem
oczekiwała nadejścia męża, obawiając się, że "to coś" może zrobić mu
krzywdę. Wkrótce jej małżonek wrócił, co przyjęła z ulgą, ale chcąc jak
najszybciej opuścić to miejsce, powiedziała mu, że źle się czuje. O
latającym dziwadle nie wspomniała ani słowem.
O tym, co naprawdę się wydarzyło opowiedziała
bliskim dopiero kilka dni później, obawiając się, jak na to zareagują.
Dobrze wiedzieli jednak, że seniorka nie była skłonna do fantazjowania i
- jak to się mówi - twardo stąpała po ziemi. Jeżeli twierdziła, że coś
widziała, musiało tak być…
Olbrzym z Koniewa i spadochroniarz z Manasterza
Świadkiem innego podobnego zdarzenia był Piotr G. -
dziś pełniący odpowiedzialne stanowisko w służbie zdrowia. Spotkanie z
latającym człowiekiem zaliczył on wraz z kolegą późną jesienią 2000 r. w
pobliżu wioski Koniewo koło Lidzbarka Warmińskiego.
- Był to jeden z wielu wieczorów, po którym
wracałem od kumpla z Koniewa - wspominał. - Jeździła nas ogromna paczka
osób. Kto mógł i miał czas, zawsze tam jeździł. Mniej więcej w połowie
drogi między miastem a wsią jest dolina, w której są dwa ostre zakręty
otoczone niewielkim laskiem. Tamtego wieczora wracaliśmy we dwóch. Był
to okres przedzimowy, ale śniegu jeszcze nie było, godzina ok. 23.
Wracaliśmy
rowerami.
Rozmowa toczyła się - jak pamiętam - o tym, że kolega z osiedla
otworzył w piwnicy siłownię i będzie można tam pochodzić. Wjechaliśmy na
prostą, dojeżdżając do doliny. Mimo, że pora była późna, księżyc
świecił bardzo mocno, więc było naprawdę wszystko widać. Po ok. 70-100
metrach, jakby w jednym momencie, coś kazało nam obojgu spojrzeć w
prawo. Jechaliśmy wolno, gdy nagle wzdłuż ściany lasu uwidoczniła się
lecąca postać, którą widać było nadzwyczaj dobrze! Leciała bokiem,
twarzą odwrócona w naszą stronę. Wtedy zatrzymaliśmy rowery. Kolega bez
chwili namysłu odwrócił rower i (jak każdy normalnie reagujący człowiek)
zaczął wiać - relacjonował mężczyzna, dodając, że zajściu towarzyszył
dość głośny huk.
Jak twierdził, wielka - mierząca ponad 2 metry
wzrostu postać - była doskonale widoczna. Spanikowani 17- i 22-latek
wrócili do wsi. Kiedy pojawili się w dolinie ponownie, z matką kolegi,
która odwoziła ich do Lidzbarka, nie zauważyli tam już dziwnej istoty.
Pan Piotr do dziś nie wie, z czym miał do czynienia. Bez względu na to,
co to było, było tam naprawdę!
Takie przypadki zdarzają się na całym świecie i
wszystkie mają podobny, choć bardzo ulotny charakter. Owszem, brzmią
niesamowicie, a ponadto trudno wyjaśnić je obserwacjami balonów lub
ludzi z tzw. jet-packami - odrzutowymi plecakami, które są drogie,
raczej niepraktyczne i czynią sporo hałasu. Jeśli to jednak nie ludzie,
to kto? Może pozaziemscy astronauci?
- Trudno mi odpowiedzieć, skąd bierze się to
zjawisko - mówi ufolog Arkadiusz Miazga. - Jeśli spojrzeć na nie
całościowo, zobaczymy, że identyczne zdarzenia mają miejsce także w
innych krajach. Udało się nawet wykonać kilka zdjęć tych istot, chociaż
nie potrafię określić ich wiarygodności. Niezależnie od natury tego
fenomenu, jest on niepokojąco realny. Istoty te, na pewno nie będące
ludźmi, zachowują się jak zwiadowcy - obserwatorzy, choć nie dążą do
otwartego kontaktu.
Kolejne zdarzenie tego typu miało miejsce w
Manasterzu na Podkarpaciu - rejonie, w którym pan Miazga koncentruje swe
badania. W połowie października 2005 r. członkowie miejscowej rodziny, a
wśród nich młoda pani Anna, obserwowali z podwórza przelot "człowieka",
który kilkaset metrów dalej dokonywał ewolucji w powietrzu, a następnie
płynnie opadł do pobliskiego lasku.
- Któregoś dnia, podczas prac przydomowych,
zauważyliśmy na niebie "coś", co przypominało człowieka (miało głowę i
kończyny), ale leciało, a raczej spadało bardzo powoli w kierunku ziemi
(nie miało żadnego spadochronu ani czegoś w tym stylu) - opowiada pani
Anna. - Obracało się wokół własnej osi. Niestety takie to były czasy, że
nie każdy miał super aparat w telefonie, żeby to uwiecznić. Było to
dość daleko, więc nawet dziś byłoby to jedynie maleńką kropką na
zdjęciu.
Krewni kobiety skrzyknęli się i udali do
pobliskiego lasku, by zobaczyć, co to. Może po prostu balon? -
zastanawiali się. Na miejscu nie znaleźli niczego, ale - jak wspominali -
czuli się jakoś nieswojo, jakby byli "pod obserwacją".
Podobnych przypadków jest znacznie więcej, choć
część z nich pewnie nie ujrzy nigdy światła dziennego, a ich świadkowie
nie zbiorą tyle odwagi, by podzielić się z nimi, jak pan Marian czy pani
Izydora ze Szczecinka. Problemem jest fakt, że historie te brzmią wręcz
niewiarygodnie i wiadomo, jakie reakcje wzbudzą. Ich negacja nie
zmienia jednak faktu, że obok nas często dzieją się rzeczy dziwaczne i
nigdy nie wiadomo, kto stanie się ich następnym świadkiem. A dziwaczne
są tak, że czasami trudno je komentować…
_____________________
Cytaty pochodzą ze zbiorów autora i archiwum A. Miazgi